Tydzień temu biadoliłem na pecha przy próbie zafocenia Persinga z pociągiem relacji Moskwa - Nicea na dworcu Zachodnim, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dziś ponowiłem próbę i - choć już byłem bliski rezygnacji, jak tydzień temu - jednak udało się :) W odróżnieniu do sytuacji przed tygodniem, piątek 28 października rozpoczął się pięknym słonecznym świtem. Od razu człowiekowi lżej na duszy się robi! Wyszedłem do pracy jeszcze wcześniej niż zwykle, tak aby na pewno zdążyć kilka minut po godz. 10 na dworzec Zachodni. Mój pociąg jednak się spóźniał (jakaś plaga normalnie, żaden pociąg nie trzyma rozkładu - dramat!), za to z naprzeciwka nadjechał również opóźniony 22 minuty kibelek do Pilawy. Dziabnąłem go sobie na dobry początek dnia, choć w kadr władował mi się jakiś dziad. Wpierw go skląłem w duchu, ale teraz jak oceniam fotkę, to nawet ujdzie ten motyw ludzki ;) Choć mój pociąg ostatecznie przyjechał 10 minut po planie, to i tak bez problemu zameldowałem się u celu. Zanim jednak tam dotarłem, przejeżdżałem przez Wschodnią. O ile tydzień wcześniej przylookałem pożądaną lokomotywę na czole pociągu do Nicei, o tyle dziś nie było jeszcze podstawionej maszyny. Co gorsze, parę minut wcześniej - gdy mój kibel przejeżdżał obok Olszynki, przyuważyłem Pershinga na grupie odjazdowej podstawionego do jakichś wagonów InterCity. No to, mówię - znów se go zafociłem, k*^%# mać :( Za to na koniec składu "ruska" podczepiła się ładna, zielona "Siódemka". Odczepiono dwa tylne wagony i odjechała z nimi. Ale dokąd - tego nie wiem, bo mój kibelek ruszył w stronę Śródmieścia. Jedno wydawało się pewne, pociąg będzie miał opóźnienie, bo zbliżała się już godz. 10, a o tej właśnie godzinie "rusek" powinien meldować się na Centralnym. Tymczasem nie był gotów do odjazdu ze Wschodniego. Biłem się z myślami, co robić?! Czy wysiąść na Ochocie i czekać na niego przy wylocie z tunelu - za czym przemawiała bliskość pracy (gdyby się spóźniał ponad miarę, to mógłbym na piechotkę raz dwa dojść do biura) oraz elegancko prezentujące się w świetle żółtolistne drzewo na skarpie; czy być upartym jak osioł i mimo wszelkich przeciwności realizować zamierzony plan pierwotny. Naturalnie, jak na upartego osła przystało, wybrałem ostatecznie wariant drugi :) Podobnie jak tydzień wcześniej, tak i dziś moja cierpliwość została wystawiona na poważną próbę. Najpierw na peron 6 przyjechał TLK Lublin - Gdynia przez... Toruń. W ogóle zdziwiłem się słysząc zapowiedź z megafonu (tym razem niestety nie było wieśniary przeciągającej ostatnią sylabę - szkoooda). Jak to - myślę - co to ma być w ogóle: po kiego pociąg z Lublina zajeżdża w ogóle na Zachodni? Będzie czoło zmieniał i wracał znów na Wschodnią żeby ruszyć w dalszą drogę przez Nasielsk? Kiedyś pociąg pospieszny tej relacji czoło zmieniał na Wschodnim, czyżby teraz miał zebrać pasażerów jeszcze z Centralnego i Zachodniego? Okazało się jednak, że nie - ma baaardzo wydłużoną trasę - tak PKP InterCity nabija sobie pociągokilometry! Żeby było śmieszniej, pociąg stał na Zachodnim dobre 15 minut, jak nie więcej. Nie wiem po co, bo przed nim w stronę Poznania nic wcześniej nie odjechało. Ponieważ jednak blokował szlak, to i ja czekałem na jak ten głupek aż odjedzie i będzie można na ten sam tor przyjąć "ruska". Co prawda jest też możliwość wyprzedzenia go torem przy krawędzi peronu 7, ale rozjazd nie został przełożony na jazdę tamże, więc musiałem czekać aż TLK zwolni tor przy peronie 6. W końcu podano semafor i odtoczył się w swoją drogę. Kilka minut później semafor znów zaświecił się na zielono, a megafon oznajmił, że po torze przy peronie 6 przejedzie pociąg bez zatrzymania. No i w końcu po dobrej pół godzinie czekania nadjechał "rusek". I to nie z tą Siódemką co manewrowała z dwoma wagonami na Wschodnim, lecz z... niebiesko-białym Persingiem, tym co go wcześniej widziałem na Olszynce!! Nie wiem, jak to możliwe, ale stało się faktem. Tak więc dopiąłem swego i to - w odróżnieniu od sytuacji sprzed tygodnia - przy "akompaniamencie" ciepłych promieni słoneczka! :))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wal śmiało!