17 października 2015

Powrót Fiata, czyli jak dobrze znów doświadczyć mocy SU45 z pośpiechem na JSL

Już mniej więcej na początku roku wiedziałem co będę robił w połowie października. Z takim to bowiem wyprzedzeniem na stronie Turkol-a pojawiła się zapowiedź przejazdu pociągu specjalnego z Poznania do Torunia (jako "Piernik") i dalej (jako "Spichlerz") kółeczko: Sierpc - Brodnica - Jabłonowo Pomorskie - Grudziądz - Chełmża - Toruń. To że wybiorę się na ganiankę za nim wzdłuż JSL nie ulegało wątpliwości, pozostawało tylko czekać na informację o zestawieniu składu. Pod koniec sierpnia zaczęło się coś klarować. Według grafiki zaprezentowanej przez organizatora pociąg miałby się składać z czterech wagonów przedziałowych w kolorze oliwkowym prowadzonych lokomotywą spalinową. Jaką konkretnie - o tym cisza. Ciekawe skąd mieli niby wziąć 4 "oliwki"? W takich barwach poznański zakład Przewozów Regionalnych miały tylko dwa wagony. Na kilka miesięcy przed imprezą bardzo fajny pomysł zgłosił mi Mateusz Trojanek z Lipna - żeby zrobić okolicznościowe koszulki. Przed przystąpieniem do wydawania kasy na produkcję tychże, postanowiłem wybadać potencjalny popyt. W tym celu na fejsbukowej grupie poświęconej JSL wstawiłem ankietę chcąc przekonać się na ile przejazd tego pociągu "rusza" grupowiczów. Wyniki nie były optymistyczne. Na 164 członków całe... 8 osób zadeklarowało chęć gonienia składu samochodem, dalsze 4 planowało jechać na jego pokładzie, 3 chciałoby uczestniczyć, lecz nie pasował im termin, a 1 człowiek zaznaczył opcję "od Torunia gonię autem, do Brodnicy zaliczam pociągiem". Sześciu grupowiczów zaznaczyło zaś opcję "olewam wydarzenie". W takiej sytuacji stwierdziłem, że popytu nie ma - dla kilku co najwyżej osób nie ma w ogóle co myśleć o robieniu koszulek, i pomysł upadł. Szkoda, bo jak mówię - fajny. Na jakieś dwa tygodnie przed imprezą, podczas internetowej rozmowy z Bartkiem Kupieckim a propos gonienia pociągu, zrodził się chytry plan zataszczenia na lawecie jednego z jego zabytkowych samochodów - konkretnie Syreny - i ustawienia jej w motywie przed Sierpcem. Byłby to koszt rzędu stuiluś złotych, który po rozłożeniu na liczbę korzystających zeń focistów, nie podrożyłby bardzo całej wycieczki. A na lawecie po to, żeby Syrenka nie doznała w drodze jakiejś awarii, która by ją wykluczała z mającego się odbyć następnego dnia w Warszawie zlotu starych pojazdów. Ostateczną decyzję uzależniliśmy od prognoz pogody, o czym za chwilę. Tymczasem, im bliżej terminu imprezy tym stawało się bardziej oczywiste, że PR-y nie domalują kolejnych wagonów na oliwkowo i pojadą owe dwie "oliwki" uzupełnione dwoma wagonami kremowo-zielonymi. A właściwie trzema, bo w międzyczasie skład pociągu powiększył się o jeden wagon, do pięciu. Kluczowa kwestia - typu lokomotywy - trzymana była praktycznie do ostatniej chwili. Nie wiem, po co takie manewry dziwne i głupie? Na kilka dni przed imprezą wpadł w me ręce rozkład wygenerowany w systemie SKRJ w dniu 11 września, w którym pociąg był rozpisany na... SM42. Ale nie uwierzyłem w to ani na jotę. Było już zwyczajnie za zimno, żeby zapinać lokomotywę bez sprzęgu ogrzewania. Nie takie zresztą cuda widywałem już w przeszłości w służbowych zeszytach. Przypomina mi się np. pociąg towarowy rozpisany pod ET21 z Warszawy gdzieś na Gdańsk w zeszycie z przełomu XX i XXI wieku, gdy "kantów" PKP nie widziano w stolicy już od dobrych 20 lat. Ewidentny błąd, komuś się 1 z 2 pomerdały. Niemniej wpisanie Stonki do rozkładu "Spichlerza" narobiło sporo bigosu w środowisku miłośniczym i nawet część kolegów było gotowych zrezygnować z uczestnictwa w ganiance za pociągiem prowadzonym tak nieatrakcyjną lokomotywą, w dodatku jeszcze niebieską (bo zielonych już nie ma). Ostatecznie jednak wszystko się wyjaśniło w przeddzień imprezy - tak jak się spodziewałem, wzięto Fiata 089 z Krzyża. W zasadzie już ostatnia sprawna lokomotywa SU45 w Polsce… :-( Do wspólnego fotografowania przejazdu "Spichlerza" namówiłem Kacpra Mościckiego i Marcina Kulinicza, a Piotrek Szymański sam wyszedł z inicjatywą dołączenia do nas. I tak powstał 4-osobowy zgrany zespół pościgowy. Niestety, z konstruowania atrakcji samochodowo-pociągowej musieliśmy z Bartkiem zrezygnować w obliczu fatalnych prognoz pogody. Oczywiście, w dwa weekendy poprzedzające przejazd "specjala" pogoda była jak marzenie, ale gdy przyszło co do czego - naturalnie musiała się spierdolić. Mnie dodatkowo jeszcze w tygodniu poprzedzającym wyjazd zmogło silne przeziębienie, na szczęście najgorsze kichanie minęło w przeddzień wyjazdu. W takiej kondycji zdrowotnej i przy takiej beznadziejnej pogodzie w innej sytuacji za chińskiego boga nie ruszyłbym się z domu. No ale tu miał jechać pociąg udający pośpiecha na "mojej" ;-) linii i tego za skarby na świecie nie mogłem po prostu przegapić. Pogoda i zdrowie musiały zejść na dalszy plan, nie ma to-tamto. Jedziemy!