10 marca 2011

Pershingi w Warszawie

Na początku lutego zawitała do Warszawy czeska lokomotywa serii 163 zwana pieszczotliwie Pershingiem. Celem wizyty było zapoznanie się z nią mechaników, bowiem według wstępnych niepotwierdzonych informacji "spolonizowane" Pershingi (nadano im polskie imiona - Kasia, Jadwiga i jeszcze kilka innych) miałyby przejąć obsługę EC "Praha". Ucieszyłem się z tego podwójnie, bo po pierwsze z powodu totalnego braku czasu na jakiekolwiek wyprawy kolejowe nie miałem okazji wybrać się na małopolskie szlaki, gdzie Pershingi śmigały już od jakiegoś czasu, a po drugie zapuszczanie się czeskich maszyn tak daleko poza granice macierzystego kraju uznałem za niezłe kuriozum. Userzy grupy dyskusyjnej pl.misc.kolej donieśli, że szkolenie praktyczne odbywa się m.in. na pociągu 19503 z Warszawy do Łodzi Fabrycznej i rzekomo potrwać miało trzy miesiące. Ponieważ w tym czasie pogoda nie rozpieszczała, a słońce było rzadkim gościem nad Warszawą - nie spieszyłem się z cykaniem burych zdjęć. Tymczasem po kilku dniach okazało się, że wraz z wejściem w życie korekty rozkładu jazdy Pershingi wejdą do służby z pociągiem "Vltava" relacji Moskwa - Praga - Moskwa od południowej granicy do stolicy już od początku marca! W zamian nasze Husarze mają docierać do Pragi z jakimiś tam EIC. Szybka konsultacja z Krzyśkiem Waszkiewiczem i już wiem jak będzie wyglądał obieg Pershinga: przyjeżdża do Warszawy rano i aby nie czekać bezczynnie do wieczora na powrotną "Vltavę" - lok robi rundkę w te i nazad do Łodzi Fabrycznej ciągnąć pociągi kategorii TLK. No to już absurd zupełny, a skoro tak - to tym bardziej wart udokumentowania na zdjęciach :)

DZIEŃ 1 - 2 marca

1 marca co prawda nie mogłem wyskoczyć na chwilkę z pracy na przystanek Ochota, obok którego pracuję rzut beretem, ale już dzień później nie było takich przeszkód. Co prawda troszkę było żal, że nie strzeliłem fotki dziewiczego kursu z "Vltavą", ale jak się później okazało - niczego nie straciłem, gdyż po staremu pojechała siódemka. Stanąłem sobie pod wiaduktem ul. Towarowej i czekam. Słonko przygrzewa, na niebie ani jednej chmurki - nic tylko jakąś przedwiosenną wyprawę zdałoby się uskutecznić :) Jest już po godzinie rozkładowego przyjazdu pociągu na dworzec Centralny, a tymczasem "Vltavy" nie ma - jeżdżą jakieś inne pasażery, kible podmiejskie i WKD-ki, a mojego celu ani widu ani słychu. W małe zakłopotanie wprowadził mnie dodatkowo dziwny pociąg PR-ów z bykiem na czele i około 4-5 rozklekotanymi wagonami, bowiem od Zachodniego nie jechał po nitce torów dalekobieżnych, lecz po podmiejskim i... zatrzymał się na przystanku Ochota! Z mojego miejsca nie za bardzo mogłem dojrzeć, czy stoi tylko pod semaforem czekając na zwolnienie odstępu czy najzwyczajniej w świecie wysiadają i wsiadają podróżni. Tę drugą wersję uznałem za wręcz nieprawdopodobną - no jak to, przecież na Ochocie od dawien dawna zatrzymują się tylko kible, tudzież twory kiblopodobne jak Flirty czy inne tam Newagi SKM-ki ;-) Stwierdziłem, że pewnie coś się sklopsowało na torze dalekobieżnym i dlatego puszczają pociągi po podmiejskim, jak to się czasem zdarza. Ta konstatacja jednak mi się bardzo nie spodobała, bo w zasadzie nie dałoby się zrobić dobrego zdjęcia "Vltavie" na długiej ogniskowej, gdyż las słupów trakcyjnych w dużej mierze przesłoniłby bok pociągu. Co innego, gdyby jechał normalnie, po dalekobieżnym... Przekonanie, że zdjęcie wyjdzie nie tak jak sobie zaplanowałem oraz rosnące opóźnienie pociągu skłoniło mnie w końcu do zejścia ze stanowiska i powrotu za biurko :( Nie uszedłem jednak nawet 100 metrów, gdy coś mnie tknęło aby się obrócić i spojrzeć za siebie. I oczywiście ujrzałem "Vltavę" jadącą jak pan bóg przykazał po torze dalekobieżnym! Zdążyłem jednak wyszarpnąć aparat z torby i stojąc już na peronie przystanku Warszawa Ochota WKD cyknąłem pociąg z taką jakby ramką powstałą przez załapanie się na zdjęcie krawędzi wiaduktu, pod którym dopiero co stałem. Za lokomotywą 163 048-2 "Jadwiga" znajdowała się chyba dla asekuracji EP07 w wersji "budyń". Ździebko niepocieszony pechem wróciłem do roboty. Wieczorem jednak - jak obrobiłem zdjęcie - to uznałem, że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło :) Bo fotka w wiaduktowej ramce przypadła mi bardzo do gustu, trzeba tylko było surowy materiał troszkę podrasować ;-) Przed godziną 13 znów wyskoczyłem z pracy, tym razem aby zafocić Pershinga z TLK do Łodzi. Stanąłem sobie na samiuśkim końcu peronu możliwie blisko ul. Żelaznej, czyli wylotu (lub wlotu - zależy z której strony patrzeć) tunelu średnicowego. Pociąg pojawił się bez opóźnienia i bardzo dobrze, bo dosłownie kilka sekund później zostałby zasłonięty przez wjeżdżający na WC pociąg od strony Zachodniego - dopiero miałbym się powód do złości! Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie pokaźna długość tego TLK - nie liczyłem, ale tak na oko "Jadwiga" miała na haku z 8-9 wagonów, a w każdym przedziale po kilku pasażerów, w środku dnia!