W połowie października otrzymałem informację od Przemasa, że w Toruniu Wschodnim przygotowywane są nowe semafory świetlne dla Lipna, które mają zastąpić wysłużone kształty. Wkrótce, z różnych źródeł, nadeszły dalsze ustalenia: kształtów mają być pozbawione także Lubicz i Czernikowo, natomiast co do Skępego sytuacja była niejasna. Ponoć w Lipnie miałoby też powstać Lokalne Centrum Sterowania (LCS) zawiadujące całym ruchem między Sierpcem a Toruniem Wschodnim. To by oznaczało likwidację dotychczas funkcjonujących posterunków ruchu :( 20.X Sebastian Maćkiewicz udał się do Lubicza, gdzie zastał ustawione nowe semafory, wspólnie stojące z jeszcze nie usuniętymi kształtami. Nie było na co czekać – w piątek powstał naprędce pomysł wyjazdu na JSL celem naocznego zbadania jak się sprawy mają. Do współuczestnictwa namówiłem niezawodnego NadSZYSZKOwnika :)) i o 5 rano w sobotę ruszyliśmy na rekonesans. Na dobry początek postanowiłem zafocić szynobus Arrivy z Torunia do Skępego o świcie (ok. 7:30) na stacji końcowo-początkowej. Pogoda miała być dobra, no może nie aż tak jak w piątek, gdy był bluskaj, ale generalnie z przewagą Słońca. Przed Skępem zaczęło się rozwidniać i od razu można było stwierdzić, że przez kilka dalszych godzin możemy o słonku zapomnieć :( Na stacji nie stwierdziliśmy żadnych śladów modernizacji. Po kilku minutach przejechał MR 4080/MRD 4280, zmienił czółko i odjechał z powrotem. Niestety, tuż przed przyjazdem pociągu dyżurny zgasił latarnie peronowe – szkoda, bo dodawałyby trochę klimatu, ale trzeba też oddać sprawiedliwość że zrobiło się wystarczająco jasno. Po odjeździe „mrówy” zacząłem się przymierzać do fotki wnętrza nastawni z zewnątrz, na wypadek gdyby lokator był wrogo nastawiony i nie chciał wpuścić do środka o co za chwilę miałem zamiar poprosić. Dyżurny jednak zauważył moje poczynania, otworzył drzwi i zaprosił do środka. To rozumiem! :) Pan T. okazał się niezwykle sympatycznym człowiekiem (stawiam go w jednym rzędzie z sierpecką dyspozytorką panią Stasią i mechanikiem-dyspozytorem panem Edziem!). Nie miał najmniejszych oporów, abym sobie wszystko dokładnie obfotografował. Ba, nie uciekał nawet z kadru jak miał coś popracować nad papierami przy biurku :) Nie omieszkał pochwalić się unikatem – nastawianym za pomocą korby (a nie dźwigni nastawczej) semaforem wjazdowym od Torunia! Kiedyś widziałem coś takiego także w Szydłowie, na Opolszczyźnie. Pan T. przybliżył mi różne funkcjonalności programu SEPE, z którego nota bene dowiedzieliśmy się, że za niedługo w stronę Torunia pojadą luzaki – gagarin ze stonką – po buraki z Pelplina. I rzeczywiście, po kilkunastu minutach przed oknami przemknęły SM42-621 i ST44-1112 (obudziły Pitera drzemiącego w samochodzie).
Wcześniej dyżurny podyktował im rozkaz zezwalający na przejechanie obok wskazującego sygnał „stój” semafora wyjazdowego F. Przypomniało mi to sytuację z objazdów przeszło rok wcześniej, z września 2010 r. Wówczas każdy jeden pociąg miał dyktowany rozkaz, a w ciągu dnia jeździło tego naprawdę dużo. Okazało się, że od tamtej pory nic się nie zmieniło – blokada liniowa jak nie działała, tak nie działa nadal. Dlaczego? Nie uwierzycie! Bo drwale z Lasów Państwowych zwalili drzewa na linię teletechniczną w okolicach Czermna i między Skępem a Karnkowem i... tak sobie zerwane druty leżą w lesie od tamtej pory – SŁAABO?? Oczywiście, naprawienie tego jest tak wielkim problemem, że „lepiej” jest prowadzić ruch pociągów przez rok z okładem na sygnały zastępcze albo rozkazy szczególne... Co tam jeszcze? Aha, do Torunia zbliżało się powrotne „Świnoujście”, akurat było w Bydgoszczy Leśnej. Ale – wedle słów dyżurnego – wcale nie musiało od razu jechać do Płocka. Zasada bowiem jest taka, że w Toruniu Wschodnim pociąg zatrzymuje się i czeka na „Świnoujście” ładowne, z Płocka. Po czym mechanicy z Płocka przesiadają się na pociąg do Płocka i dopiero wówczas rusza on w dalszą drogę. Diabli wiedzą ile taki postój może trwać, a choćby i 8 godzin, a co! Niestety, „Świnoujście” z Płocka nie było zaznaczone w SEPE jako planowane, więc szansa była marna. Ale na pocieszenie dyżurny podkreślił, że to się może zmienić z minuty na minutę. Teoretycznie natomiast miał tego dnia jechać zwrot węglarek z Raciąża i również z Raciąża pociąg do Rybnika (pewnie zwrot węglarek po węglu). Uzbrojony w wiedzę pożegnałem się, zastrzegając że pewnie jeszcze zajrzę w ciągu dnia, na co dyżurny, że zaprasza serdecznie, bo służbę ma do godz. 18, więc nie ma sprawy. No ludzie, co za równy gość!! Gdyby wszyscy kolejarze mieli taką postawę, miałbym o niebo lepsze mniemanie o PKP ;) Obudziłem Pitera i ruszyliśmy do Lipna. W Lipnie już ustawiono semafory świetlne i zamontowano nowe napędy zwrotnic. Od razu też zauważyłem sygnał zastępczy zamontowany na maszcie semafora wyjazdowego G. Nasze kręcenie się po peronach wywołało do okna tamtejszego dyżurnego. Zrazu zapytałem go o ten zastępczy, czy dawno go zamontowano? Odparł, że od zawsze tu był. A byłbym sobie dał rękę uciąć, że go tu nie było (i nie było, co sprawdziłem później na starszych zdjęciach po powrocie do domu. A więc typowy PeKaPowski kłamczuch!). Pogadaliśmy sobie miło, więc myślałem że nie będzie problemu z wpuszczeniem do środka na zdjęcia. Jakież więc było moje zaskoczenie, gdy odmówił. Bo takie są przepisy, że „wstęp wzbroniony” i basta :( Chociaż walczył chyba ze sobą, miał ochotę się ugiąć, ale jednak dziesiątki lat komuny zrobiły swoje. Przepis jest przepis! Co tam że głupi i nieżyciowy... Zgodził się natomiast na... otwarcie okien na oścież żebym sobie zrobił zdjęcia z zewnątrz! Bo gdyby ktoś się czepiał widząc zdjęcia w internecie, to miałby wytłumaczenie że „no przecież robić zdjęć z zewnątrz zabronić nie mogę”. Jaaasne, wiadomo przecież że pod koniec października temperatura sprzyja wybitnie robieniu przeciągów dla ochłody... Co prawda na dworze było powyżej 10 stopni, to jednak bez porównania zimniej niż w nagrzanym wnętrzu. W efekcie całe ciepło mu uleciało, ale grunt że nie złamał przepisu. Bohater! W sumie nawet nie byłem zły, bardziej mnie ta cała sytuacja ubawiła niż zezłościła ;) Skoro tak to poprosiłem o otwarcie okien też z drugiej strony. Otworzył wypuszczając w atmosferę resztki ciepełka :)) Na koniec wyszedł do nas na zewnątrz i podszedł do torów aby wskazać gdzie się ostała jedna jedyna latarnia zwrotnicowa przy wykolejnicy. Tak się zagalopował, że nie zauważył, iż byłem bliżej otwartych na oścież drzwi. Gdybym był terrorystą mógłbym wbiec do środka, zamknąć się na klucz i pokazać figę panu służbiście – ale by się obsrał po same uszy ze strachu hehehe. To najlepiej pokazuje ile warte są kretyńskie przepisy – wpuścić obcych nie wolno, ale być na zewnątrz przy nich (i dostać znienacka w łeb na przykład) to wolno, tak? Z ciekawszych rzeczy, to „zdradził” tajemnicę państwową, że montowane napędy zwrotnic nie mają grzałek!! Brawo dla PLK, moje gratulacje. Ciekaw jestem jakim cudem – po likwidacji obsady posterunków – będą się niby krzyżowały pociągi w zimie, gdy rozjazdy zamarzną lub zawieje je śnieg? Oto właśnie doskonały przykład polskiej bylejakości, tępoty, marnotrawstwa pieniędzy :( Zapytaliśmy też gdzie ma być umiejscowione to całe LCS. Otóż w budynku nastawni wykonawczej, z której już wypruto całe wnętrze, aparaty blokowe pocięto i wywalono przez okna – aż gość wyznał, że dobrze iż tego nie widział... Na koniec zapytał, czy jedziemy do Czernikowa. Potwierdziliśmy, na co on że w takim razie zadzwoni do kolegi i uprzedzi, z czego wywnioskowaliśmy że w takim razie może kolega będzie bardziej otwarty na współpracę niźli tylko „przez okno”. I tak się jeszcze krygował, że „no, gdyby panowie mieli zezwolenie od naczelnika, to ja bym panów wszędzie wpuścił, nawet do naprężowni w piwnicy”. Pożegnaliśmy się starając mimo wszystko pozostawić dobre wrażenie i pojechaliśmy na drugi koniec stacji zobaczyć co tam się wyprawia z budynkiem nastawni. Okazało się, że przechodzi lifting – obstawiona rusztowaniami, ściany pomalowane na biało. Niewykluczone, że została wpierw ocieplona (chyba zostało trochę styropianu w rozpakowanym opakowaniu) i otynkowana na nowo. Wokół krzątało się kilku robotników, do których z okna wychylił się jakiś facet ubrany nie po robolowemu (nie wiedziałem czy nastawniczy czy np. kierownik budowy?), by krzyknąć aby się uśmiechnęli, bo „zdjęcia robią” ;) Jakoś nie czułem potrzeby odwiedzin na górze, więc wróciłem do samochodu. Piter tymczasem nasłuchiwał radia i powiedział, że coś słyszał, jakiś pociąg dokądś się zgłaszał, lecz nie zrozumiał do końca. No to mówię – zajedźmy jeszcze raz do tego strachliwego dyżurnego. Ten na moje pytanie, czy jedzie jakiś towar odparł, że „no, to jest pytanie na które nie mogę udzielić odpowiedzi...”. Booooże :( No tak, jak śmiałem w ogóle nagabywać do zdrady tajemnicy państwowej? Potwierdził natomiast, że wykonawcza jest obsadzona, a więc to nastawniczy namawiał robotników na uśmiech do fotki. Bardziej rozbawiony niż rozeźlony wróciłem do Pitera, pośmialiśmy się w nadmiaru poczucia obowiązku dyżurnego służbisty i pojechaliśmy do Czernikowa. Nie będąc jednak pewnymi, czy z naprzeciwka coś ku nam nie jedzie, udaliśmy się mało znaną dróżką wzdłuż toru przez Konotopie i Ograszkę. Piter wcześniej nigdy tamtędy nie jechał, więc dodatkowa korzyść :) Jedna z szyn w peronie Ograszki została wymieniona na nową (rok prod. 2009), natomiast druga jest tak niemiłosiernie rozklepana i płaska, że aż powstał taki jakby nadlew który można kruszyć butem. Taki sam fatalny stan toru pamiętam jeszcze z Wkry i pewnie na większości przystanków mamy z tym do czynienia. Te kilka metrów szyny z 2009 r. połączono ze starszymi na śruby – nie zawracano sobie głowy zgrzewaniem, choć tor jest zasadniczo bezstykowy. Z Ograszki niestety nie ma polnego dojazdu do Czernikowa, musieliśmy więc wrócić na szosę toruńską. Na szczęście do Czernikowa już niedaleko i szybko się przemieściliśmy mając nadzieję, że nie rozminęliśmy się z towarkiem. W Czernikowie nie ma jeszcze nowych semaforów, ale trwają prace wykopaliskowe pod kable i inny osprzęt elektryczny – pracowały sobie dwie śmiesznie małe kopareczki. Zapukałem do dyżurnego. Wszedłem i zapytałem, czy kolega z Lipna uprzedził, że przyjedziemy. Owszem, dzwonił, ale o żadnym fotografowaniu nie ma mowy – „a bo ja wiem, kim pan jest?” Dobra, widzę, że gość ma nieprzenikniony wyraz twarzy „betona”. Mimo to próbuję go skruszyć komplementując, że wnętrze nastawni najprzytulniejsze, najbardziej zadbane (bo rzeczywiście takie było) więc szkoda żeby nie zostało udokumentowane zanim nie zostanie kamień na kamieniu. Nic z tego, beton jest twardy i tylko zezwolenie od naczelnika przemawia do rozumu. Żebym to ja wiedział, że będę jechał na wycieczkę, to może miesiąc wcześniej zacząłbym chodzić za jakimś biurokratycznym zezwoleniem. Ale nie wiedziałem!! Pomysł wyjazdu powstał na kilkanaście godzin wcześniej. Liczyłem na zwykłą, ludzką życzliwość - tym bardziej, że przecież wiedzą, jaki los czeka te nastawnie. To co im szkodzi, że sobie ktoś sfotografuje te pomieszczenia?? Wkrótce i tak znikną, czyniąc zdjęcia bezużytecznymi dla dywersantów, terrorystów i wszelkiej maści wrogów ludu. Cóż, z bólem serca mówi się trudno – pozostaje się przyzwyczaić do życia w najbardziej nieufnym narodzie świata. I tyle. Na pocieszenie kupiłem sobie dwa małe Kasztelany w butelkach typu „handgranate” z postanowieniem, że trzeba poczarować pogodę i pociągi. W krótkiej drodze do Lubicza osuszyłem pierwszą, a do śniadania na torach przy dwóch świetlnych semaforach wjazdowych (sic!) od strony Sierpca – drugą. Tak, zaledwie kilka lat temu ustawiony w miejsce kształtowego staroużyteczny semafor świetlny, zostanie zastąpiony identycznym tyle że nowym. Jak szaleć to szaleć, no nie? Przemieściliśmy się na stację, cyknąłem kształty i świetlne wyjazdowe w stronę Sierpca, a potem analogiczne tyle że w kierunku Torunia. Tu zaczęły odnosić skutek czary, bowiem pokazało się Słońce :) Rzuciłem pomysł, żeby podjechać jeszcze kawałek w stronę Grębocina, tam gdzie na wjeździe do miasta był przejazd z rogatkami i murowaną budką dróżnika. Bowiem gdy pod koniec sierpnia jechałem na żużlowe Grand Prix na Motoarenę nie dało się nie zauważyć nowego wiaduktu wybudowanego nad torami. Ciekaw byłem, czy po dróżniku nie ma już śladu i jaki widok rozpościera się z nowego motywu. Okazało się, że dróżnik jeszcze funkcjonuje choć drogi asfaltowej już nie ma – w jej miejscu jest utwardzona droga gruntowa na budowę owego wiaduktu. I właśnie gdy wspinaliśmy się schodami na tenże zauważyłem opadające zapory. – Piter, zamyka przejazd, coś JEDZIE!! Kilkanaście sekund później już staliśmy na górze zwarci i gotowi licząc na to, że pociąg nadjedzie od Torunia. Inaczej byłby klops, nie zdążylibyśmy miedzy jadącymi samochodami przenieść się na drugą stronę. Na szczęście nasze przewidywania potwierdziły się i od strony Grębocina pojawił się elegancki skład buraków ciągnięty przez widziane rano w Skępem luzaki. I nawet Słońce nie zaszło za chmury!! Satysfakcja 99% – ten 1% niedosytu spowodowany niebieskością gagarina :-/ Ale i tak dobrze, że nie kołomna, lecz rasowy 14D40. Przeszedłszy na drugą stronę wiaduktu, by zejść zeń do samochodu, pstryknąłem sobie z góry pożegnalną fotkę domku dróżnika, który pewnie wkrótce zniknie (w sensie domek, nie dróżnik). Spróbowaliśmy ścignąć towarka przy semaforach wjazdowych od strony Dobrzejewic, ale już jechał. Wycofaliśmy więc i dzida do Czernikowa. Ale zaczęło się już korkować na wyjeździe z Lubicza i wyprzedzenie pociągu stanęło pod znakiem zapytania. W końcu dojechaliśmy do Czernikowa, lecz nie wiedzieliśmy czy już był, czy jeszcze nie dojechał. Na szczęście w polu za nastawienką wykonawczą pracowali jakieś ludzie, więc krzyknąłem do nich czy "jechał pociąg towarowy?". Odkrzyknęli, że nie, więc odetchnęliśmy z ulgą. Po chwili zresztą zaskrzeczało radio, a konkretnie mechanik dał znać że można dyktować rozkaz na wyjazd do Lipna. No tak, przecież blokada nie działa! Skoro nie słyszeliśmy zgłoszenia się pociągu pod tarczą, znaczy że nie dojechał - ot, takie ułatwienie życia MK ;) Popełniliśmy fotki z – uwaga – kwitnącymi makami – i pognaliśmy dalej. Tu sprawa była prosta – należy zafocić podwójny zestaw semaforów wyjazdowych w stronę Torunia, co też uczyniliśmy i pojechaliśmy za Skępe. Kiedyś zafociłem z takiej jakby skarpy rumuna z bekami na łuczku. A że to było dawno, zdjęcie mi niespecjalnie wyszło i do tego electrocomputer – postanowiłem poprawić. A że motyw był przedni to i Piter powinien być kontent. Weszliśmy i... dupa – zarósł motyw kompletnie. Ale nie to że jakieś krzaki. W ciągu siedmiu lat ówczesne mikre sosenki samosiejki, które nijak nie przeszkadzały w foceniu, zmieniły się w kilkumetrowe drzewa! Także na gwałt trzeba było szukać dziury w całym, aby w ogóle dziabnąć nadjeżdżający już pociąg. Piter poleciał kilkaset metrów dalej aż za tarczę, a ja jednak znalazłem kawałek wolnej przestrzeni pomiędzy drzewami i popełniłem całkiem przyjemną fotografię :) Dalej już go nie goniliśmy, gdyż moglibyśmy go dogonić dopiero w Sierpcu, a to skórka niewarta wyprawki, a ponadto przed Skępem znów wjechaliśmy pod chmury, które nie zdążyły jeszcze odpłynąć na wschód. Także było buro. Rzuciłem więc pomysł aby wrócić kawałek w stronę Lubicza. Jak dla mnie to najlepiej byłoby cofnąć się aż na tamtejszą stację, to bym sobie poprawił zdjęcie semaforów wyjazdowych na Sierpc w Słońcu, ale Piter kręcił nosem na tak dalekie cofanie się. Stwierdziliśmy więc, że aby nie robić kilometrów na próżno, zajedziemy do dyżurnego w Skępem po aktualizację danych o ruchu na linii. SEPE powiedziało, że „Świnoujście” od ładnych kilku godzin stoi w Toruniu Wschodnim, z czego można wnioskować, że mechanikom skończyły się godziny i pociąg poczeka na przyjazd analogicznego składu tylko od strony Płocka i w dalszą drogę ruszy po podmianie mechaników. A że „Świnoujście” z Płocka nie było zaznaczone jako planowane – o czarnych cysternach można było zapomnieć. Z Raciąża natomiast ruszył zwrot węglarek do Pelplina, a za nimi przewidziany był kolejny pociąg. Także dobrze Piter czuł pismo nosem żeby nie robić kilosów na darmo w stronę Torunia. Opowiedziałem jeszcze panu T. o pierepałkach z koleżkami w Lipnie i Czernikowie. Z przedstawionych rysopisów zidentyfikował kolegów – obaj to „trzęsidupy” :))
Wcześniej dyżurny podyktował im rozkaz zezwalający na przejechanie obok wskazującego sygnał „stój” semafora wyjazdowego F. Przypomniało mi to sytuację z objazdów przeszło rok wcześniej, z września 2010 r. Wówczas każdy jeden pociąg miał dyktowany rozkaz, a w ciągu dnia jeździło tego naprawdę dużo. Okazało się, że od tamtej pory nic się nie zmieniło – blokada liniowa jak nie działała, tak nie działa nadal. Dlaczego? Nie uwierzycie! Bo drwale z Lasów Państwowych zwalili drzewa na linię teletechniczną w okolicach Czermna i między Skępem a Karnkowem i... tak sobie zerwane druty leżą w lesie od tamtej pory – SŁAABO?? Oczywiście, naprawienie tego jest tak wielkim problemem, że „lepiej” jest prowadzić ruch pociągów przez rok z okładem na sygnały zastępcze albo rozkazy szczególne... Co tam jeszcze? Aha, do Torunia zbliżało się powrotne „Świnoujście”, akurat było w Bydgoszczy Leśnej. Ale – wedle słów dyżurnego – wcale nie musiało od razu jechać do Płocka. Zasada bowiem jest taka, że w Toruniu Wschodnim pociąg zatrzymuje się i czeka na „Świnoujście” ładowne, z Płocka. Po czym mechanicy z Płocka przesiadają się na pociąg do Płocka i dopiero wówczas rusza on w dalszą drogę. Diabli wiedzą ile taki postój może trwać, a choćby i 8 godzin, a co! Niestety, „Świnoujście” z Płocka nie było zaznaczone w SEPE jako planowane, więc szansa była marna. Ale na pocieszenie dyżurny podkreślił, że to się może zmienić z minuty na minutę. Teoretycznie natomiast miał tego dnia jechać zwrot węglarek z Raciąża i również z Raciąża pociąg do Rybnika (pewnie zwrot węglarek po węglu). Uzbrojony w wiedzę pożegnałem się, zastrzegając że pewnie jeszcze zajrzę w ciągu dnia, na co dyżurny, że zaprasza serdecznie, bo służbę ma do godz. 18, więc nie ma sprawy. No ludzie, co za równy gość!! Gdyby wszyscy kolejarze mieli taką postawę, miałbym o niebo lepsze mniemanie o PKP ;) Obudziłem Pitera i ruszyliśmy do Lipna. W Lipnie już ustawiono semafory świetlne i zamontowano nowe napędy zwrotnic. Od razu też zauważyłem sygnał zastępczy zamontowany na maszcie semafora wyjazdowego G. Nasze kręcenie się po peronach wywołało do okna tamtejszego dyżurnego. Zrazu zapytałem go o ten zastępczy, czy dawno go zamontowano? Odparł, że od zawsze tu był. A byłbym sobie dał rękę uciąć, że go tu nie było (i nie było, co sprawdziłem później na starszych zdjęciach po powrocie do domu. A więc typowy PeKaPowski kłamczuch!). Pogadaliśmy sobie miło, więc myślałem że nie będzie problemu z wpuszczeniem do środka na zdjęcia. Jakież więc było moje zaskoczenie, gdy odmówił. Bo takie są przepisy, że „wstęp wzbroniony” i basta :( Chociaż walczył chyba ze sobą, miał ochotę się ugiąć, ale jednak dziesiątki lat komuny zrobiły swoje. Przepis jest przepis! Co tam że głupi i nieżyciowy... Zgodził się natomiast na... otwarcie okien na oścież żebym sobie zrobił zdjęcia z zewnątrz! Bo gdyby ktoś się czepiał widząc zdjęcia w internecie, to miałby wytłumaczenie że „no przecież robić zdjęć z zewnątrz zabronić nie mogę”. Jaaasne, wiadomo przecież że pod koniec października temperatura sprzyja wybitnie robieniu przeciągów dla ochłody... Co prawda na dworze było powyżej 10 stopni, to jednak bez porównania zimniej niż w nagrzanym wnętrzu. W efekcie całe ciepło mu uleciało, ale grunt że nie złamał przepisu. Bohater! W sumie nawet nie byłem zły, bardziej mnie ta cała sytuacja ubawiła niż zezłościła ;) Skoro tak to poprosiłem o otwarcie okien też z drugiej strony. Otworzył wypuszczając w atmosferę resztki ciepełka :)) Na koniec wyszedł do nas na zewnątrz i podszedł do torów aby wskazać gdzie się ostała jedna jedyna latarnia zwrotnicowa przy wykolejnicy. Tak się zagalopował, że nie zauważył, iż byłem bliżej otwartych na oścież drzwi. Gdybym był terrorystą mógłbym wbiec do środka, zamknąć się na klucz i pokazać figę panu służbiście – ale by się obsrał po same uszy ze strachu hehehe. To najlepiej pokazuje ile warte są kretyńskie przepisy – wpuścić obcych nie wolno, ale być na zewnątrz przy nich (i dostać znienacka w łeb na przykład) to wolno, tak? Z ciekawszych rzeczy, to „zdradził” tajemnicę państwową, że montowane napędy zwrotnic nie mają grzałek!! Brawo dla PLK, moje gratulacje. Ciekaw jestem jakim cudem – po likwidacji obsady posterunków – będą się niby krzyżowały pociągi w zimie, gdy rozjazdy zamarzną lub zawieje je śnieg? Oto właśnie doskonały przykład polskiej bylejakości, tępoty, marnotrawstwa pieniędzy :( Zapytaliśmy też gdzie ma być umiejscowione to całe LCS. Otóż w budynku nastawni wykonawczej, z której już wypruto całe wnętrze, aparaty blokowe pocięto i wywalono przez okna – aż gość wyznał, że dobrze iż tego nie widział... Na koniec zapytał, czy jedziemy do Czernikowa. Potwierdziliśmy, na co on że w takim razie zadzwoni do kolegi i uprzedzi, z czego wywnioskowaliśmy że w takim razie może kolega będzie bardziej otwarty na współpracę niźli tylko „przez okno”. I tak się jeszcze krygował, że „no, gdyby panowie mieli zezwolenie od naczelnika, to ja bym panów wszędzie wpuścił, nawet do naprężowni w piwnicy”. Pożegnaliśmy się starając mimo wszystko pozostawić dobre wrażenie i pojechaliśmy na drugi koniec stacji zobaczyć co tam się wyprawia z budynkiem nastawni. Okazało się, że przechodzi lifting – obstawiona rusztowaniami, ściany pomalowane na biało. Niewykluczone, że została wpierw ocieplona (chyba zostało trochę styropianu w rozpakowanym opakowaniu) i otynkowana na nowo. Wokół krzątało się kilku robotników, do których z okna wychylił się jakiś facet ubrany nie po robolowemu (nie wiedziałem czy nastawniczy czy np. kierownik budowy?), by krzyknąć aby się uśmiechnęli, bo „zdjęcia robią” ;) Jakoś nie czułem potrzeby odwiedzin na górze, więc wróciłem do samochodu. Piter tymczasem nasłuchiwał radia i powiedział, że coś słyszał, jakiś pociąg dokądś się zgłaszał, lecz nie zrozumiał do końca. No to mówię – zajedźmy jeszcze raz do tego strachliwego dyżurnego. Ten na moje pytanie, czy jedzie jakiś towar odparł, że „no, to jest pytanie na które nie mogę udzielić odpowiedzi...”. Booooże :( No tak, jak śmiałem w ogóle nagabywać do zdrady tajemnicy państwowej? Potwierdził natomiast, że wykonawcza jest obsadzona, a więc to nastawniczy namawiał robotników na uśmiech do fotki. Bardziej rozbawiony niż rozeźlony wróciłem do Pitera, pośmialiśmy się w nadmiaru poczucia obowiązku dyżurnego służbisty i pojechaliśmy do Czernikowa. Nie będąc jednak pewnymi, czy z naprzeciwka coś ku nam nie jedzie, udaliśmy się mało znaną dróżką wzdłuż toru przez Konotopie i Ograszkę. Piter wcześniej nigdy tamtędy nie jechał, więc dodatkowa korzyść :) Jedna z szyn w peronie Ograszki została wymieniona na nową (rok prod. 2009), natomiast druga jest tak niemiłosiernie rozklepana i płaska, że aż powstał taki jakby nadlew który można kruszyć butem. Taki sam fatalny stan toru pamiętam jeszcze z Wkry i pewnie na większości przystanków mamy z tym do czynienia. Te kilka metrów szyny z 2009 r. połączono ze starszymi na śruby – nie zawracano sobie głowy zgrzewaniem, choć tor jest zasadniczo bezstykowy. Z Ograszki niestety nie ma polnego dojazdu do Czernikowa, musieliśmy więc wrócić na szosę toruńską. Na szczęście do Czernikowa już niedaleko i szybko się przemieściliśmy mając nadzieję, że nie rozminęliśmy się z towarkiem. W Czernikowie nie ma jeszcze nowych semaforów, ale trwają prace wykopaliskowe pod kable i inny osprzęt elektryczny – pracowały sobie dwie śmiesznie małe kopareczki. Zapukałem do dyżurnego. Wszedłem i zapytałem, czy kolega z Lipna uprzedził, że przyjedziemy. Owszem, dzwonił, ale o żadnym fotografowaniu nie ma mowy – „a bo ja wiem, kim pan jest?” Dobra, widzę, że gość ma nieprzenikniony wyraz twarzy „betona”. Mimo to próbuję go skruszyć komplementując, że wnętrze nastawni najprzytulniejsze, najbardziej zadbane (bo rzeczywiście takie było) więc szkoda żeby nie zostało udokumentowane zanim nie zostanie kamień na kamieniu. Nic z tego, beton jest twardy i tylko zezwolenie od naczelnika przemawia do rozumu. Żebym to ja wiedział, że będę jechał na wycieczkę, to może miesiąc wcześniej zacząłbym chodzić za jakimś biurokratycznym zezwoleniem. Ale nie wiedziałem!! Pomysł wyjazdu powstał na kilkanaście godzin wcześniej. Liczyłem na zwykłą, ludzką życzliwość - tym bardziej, że przecież wiedzą, jaki los czeka te nastawnie. To co im szkodzi, że sobie ktoś sfotografuje te pomieszczenia?? Wkrótce i tak znikną, czyniąc zdjęcia bezużytecznymi dla dywersantów, terrorystów i wszelkiej maści wrogów ludu. Cóż, z bólem serca mówi się trudno – pozostaje się przyzwyczaić do życia w najbardziej nieufnym narodzie świata. I tyle. Na pocieszenie kupiłem sobie dwa małe Kasztelany w butelkach typu „handgranate” z postanowieniem, że trzeba poczarować pogodę i pociągi. W krótkiej drodze do Lubicza osuszyłem pierwszą, a do śniadania na torach przy dwóch świetlnych semaforach wjazdowych (sic!) od strony Sierpca – drugą. Tak, zaledwie kilka lat temu ustawiony w miejsce kształtowego staroużyteczny semafor świetlny, zostanie zastąpiony identycznym tyle że nowym. Jak szaleć to szaleć, no nie? Przemieściliśmy się na stację, cyknąłem kształty i świetlne wyjazdowe w stronę Sierpca, a potem analogiczne tyle że w kierunku Torunia. Tu zaczęły odnosić skutek czary, bowiem pokazało się Słońce :) Rzuciłem pomysł, żeby podjechać jeszcze kawałek w stronę Grębocina, tam gdzie na wjeździe do miasta był przejazd z rogatkami i murowaną budką dróżnika. Bowiem gdy pod koniec sierpnia jechałem na żużlowe Grand Prix na Motoarenę nie dało się nie zauważyć nowego wiaduktu wybudowanego nad torami. Ciekaw byłem, czy po dróżniku nie ma już śladu i jaki widok rozpościera się z nowego motywu. Okazało się, że dróżnik jeszcze funkcjonuje choć drogi asfaltowej już nie ma – w jej miejscu jest utwardzona droga gruntowa na budowę owego wiaduktu. I właśnie gdy wspinaliśmy się schodami na tenże zauważyłem opadające zapory. – Piter, zamyka przejazd, coś JEDZIE!! Kilkanaście sekund później już staliśmy na górze zwarci i gotowi licząc na to, że pociąg nadjedzie od Torunia. Inaczej byłby klops, nie zdążylibyśmy miedzy jadącymi samochodami przenieść się na drugą stronę. Na szczęście nasze przewidywania potwierdziły się i od strony Grębocina pojawił się elegancki skład buraków ciągnięty przez widziane rano w Skępem luzaki. I nawet Słońce nie zaszło za chmury!! Satysfakcja 99% – ten 1% niedosytu spowodowany niebieskością gagarina :-/ Ale i tak dobrze, że nie kołomna, lecz rasowy 14D40. Przeszedłszy na drugą stronę wiaduktu, by zejść zeń do samochodu, pstryknąłem sobie z góry pożegnalną fotkę domku dróżnika, który pewnie wkrótce zniknie (w sensie domek, nie dróżnik). Spróbowaliśmy ścignąć towarka przy semaforach wjazdowych od strony Dobrzejewic, ale już jechał. Wycofaliśmy więc i dzida do Czernikowa. Ale zaczęło się już korkować na wyjeździe z Lubicza i wyprzedzenie pociągu stanęło pod znakiem zapytania. W końcu dojechaliśmy do Czernikowa, lecz nie wiedzieliśmy czy już był, czy jeszcze nie dojechał. Na szczęście w polu za nastawienką wykonawczą pracowali jakieś ludzie, więc krzyknąłem do nich czy "jechał pociąg towarowy?". Odkrzyknęli, że nie, więc odetchnęliśmy z ulgą. Po chwili zresztą zaskrzeczało radio, a konkretnie mechanik dał znać że można dyktować rozkaz na wyjazd do Lipna. No tak, przecież blokada nie działa! Skoro nie słyszeliśmy zgłoszenia się pociągu pod tarczą, znaczy że nie dojechał - ot, takie ułatwienie życia MK ;) Popełniliśmy fotki z – uwaga – kwitnącymi makami – i pognaliśmy dalej. Tu sprawa była prosta – należy zafocić podwójny zestaw semaforów wyjazdowych w stronę Torunia, co też uczyniliśmy i pojechaliśmy za Skępe. Kiedyś zafociłem z takiej jakby skarpy rumuna z bekami na łuczku. A że to było dawno, zdjęcie mi niespecjalnie wyszło i do tego electrocomputer – postanowiłem poprawić. A że motyw był przedni to i Piter powinien być kontent. Weszliśmy i... dupa – zarósł motyw kompletnie. Ale nie to że jakieś krzaki. W ciągu siedmiu lat ówczesne mikre sosenki samosiejki, które nijak nie przeszkadzały w foceniu, zmieniły się w kilkumetrowe drzewa! Także na gwałt trzeba było szukać dziury w całym, aby w ogóle dziabnąć nadjeżdżający już pociąg. Piter poleciał kilkaset metrów dalej aż za tarczę, a ja jednak znalazłem kawałek wolnej przestrzeni pomiędzy drzewami i popełniłem całkiem przyjemną fotografię :) Dalej już go nie goniliśmy, gdyż moglibyśmy go dogonić dopiero w Sierpcu, a to skórka niewarta wyprawki, a ponadto przed Skępem znów wjechaliśmy pod chmury, które nie zdążyły jeszcze odpłynąć na wschód. Także było buro. Rzuciłem więc pomysł aby wrócić kawałek w stronę Lubicza. Jak dla mnie to najlepiej byłoby cofnąć się aż na tamtejszą stację, to bym sobie poprawił zdjęcie semaforów wyjazdowych na Sierpc w Słońcu, ale Piter kręcił nosem na tak dalekie cofanie się. Stwierdziliśmy więc, że aby nie robić kilometrów na próżno, zajedziemy do dyżurnego w Skępem po aktualizację danych o ruchu na linii. SEPE powiedziało, że „Świnoujście” od ładnych kilku godzin stoi w Toruniu Wschodnim, z czego można wnioskować, że mechanikom skończyły się godziny i pociąg poczeka na przyjazd analogicznego składu tylko od strony Płocka i w dalszą drogę ruszy po podmianie mechaników. A że „Świnoujście” z Płocka nie było zaznaczone jako planowane – o czarnych cysternach można było zapomnieć. Z Raciąża natomiast ruszył zwrot węglarek do Pelplina, a za nimi przewidziany był kolejny pociąg. Także dobrze Piter czuł pismo nosem żeby nie robić kilosów na darmo w stronę Torunia. Opowiedziałem jeszcze panu T. o pierepałkach z koleżkami w Lipnie i Czernikowie. Z przedstawionych rysopisów zidentyfikował kolegów – obaj to „trzęsidupy” :))
- Ja na L. mówię „Psia Buda”, bo to taki pies ogrodnika – sam nie weźmie, a innemu nie da. A z kolei G. to taki w ogóle... aaa, szkoda gadać. Czekaj pan, zadzwonimy lepiej do Sierpca dowiedzieć się co tam z tym pociągiem z Raciąża. Tam jest Suliński to mi wszystko powie. Ten to jest, panie, kolejarz z powołania, ja to przy nim jestem tylko przyuczony do zawodu. On, to jak zamykali gdzie jaką linię to jeździł ostatnim pociągiem i w ogóle...
- Znam jego syna Szymona – ja na to (że znam to może trochę na wyrost powiedziane, ot ze dwa razy porozmawialiśmy na Gadu-Gadu. Ale nie można powiedzieć że jesteśmy sobie zupełnie obcymi ludźmi).
- No proszę, jaki ten świat mały.
(dryń, dryń)
- No cześć, słuchaj, co z tym „Peplynem”? [chodzi o zwrot węglarek do Pelplina] Aha, ruszył z Raciąża niedawno. Co? A bo mam tu pana miłośnika kolei – zna Ciebie i Szymka. Dobra, to dziękuję!
Podziękowałem za wszelkie informacje i wróciłem do Pitera, po czym cofnęliśmy się kawałek w stronę Sierpca, a konkretnie na motyw leśny między Czermno a Skępe. Pamięć mnie nie zawiodła, trafiłem bez pudła na zapomniany przez Boga i ludzi leśny przejazd wśród brzóz, które o tej porze roku wyglądają jak obsypane złotym proszkiem. Żeby jeszcze Słońce chciało to uwydatnić, ale niestety nie... Mimo skumulowanej dawki „czarów” nic nie wskórałem i pozostało nam dziabnąć ponurego ST44-1113. Że też nie mógł odwiedzić JSL-ki wcześniej, jak miał żółte czółko, noo... :( Skłoniłem Pitera do pogonienia go kawałek, choć się wzbraniał ;-) Optowałem za okolicami Karnkowa, lecz przystałem na lepszy pomysł złapania go po prostu w stacji, tak aby przy okazji zafocić podwójny komplet semaforów: starych i nowych. To była słuszna ta koncepcja. Zawitaliśmy potem do Sierpca, gdzie – zgodnie z moimi przewidywaniami, wyrażonymi jeszcze przed sfoceniem zwrotu węglarek do Pelplina, (doświadczenie robi swoje, hehe) – na szopie stała SM42-621, wypięta z porannych buraków, oraz jakaś inna jeszcze stonka i szynobus KolMazu. Po krótkim sklepostopie na uzupełnienie prowiantu ruszyliśmy w stronę Raciąża, ale co ciekawe – coś mnie tknęło żeby skierować Pitera wzdłuż toru szutrówką zamiast nieco naokoło wygodniejszym asfaltem. Może to pęcherz wymyślił taką drogę... Za semaforami wjazdowymi od Nasielska i Płocka przejechaliśmy przez przejazd i mówię do Piotrka żeby się na chwilę zatrzymał na „odcedzenie kartofelków” ;-) Przy okazji chciałem sobie odświeżyć pamięć co do torów bocznicowych do Cargilla. Wtem... NNUUUUMMMM – osz ty w mordę jeża – gagar dziduje! Ale jak to? Skąd to? No, słychać trąbę było od Nasielska, ale jakim prawem – czyżby kolejny zwrot węglarek był taki wyrywny? Drę się do Pitera, że pociąg jedzie – odpalaj jeździdełko :)) Wróciliśmy kilkaset metrów w stronę semaforów – ja wysiadłem przed, a Piter pojechał za nie, aby złapać je w kadrze. Mnie się już po raz milionowy nie chciało ich focić, więc przedłożyłem nad nie motywik z jesiennym drzewem przy betonowym płocie browaru. A nadjechał bynajmniej nie zwrot węglarek, lecz stary znajomy M62-584 Orlenu, wspomagany przez TEM2-119, z bekami Petrolotu. Rzeczywiście, to nie powinna być dla mnie żadna niespodzianka – jechał jak zwykle, tylko o nim nie pamiętałem, jak to ja... Jeśli w Raciążu faktycznie jest jeszcze kolejny pociąg Cargo, to wcześniej musiała być niezła kumulacja: łącznie trzy gagariny i jedna tamara!! Dawno takiego tłoku w Raciążu nie widziałem. Po obfoceniu Orlena udaliśmy się pomału w stronę Raciąża. Piter coś się przesłyszał i z trzasków radyjka wywnioskował, że popołudniowy szynobus od Nasielska ma duże opóźnienie, dlatego w jego planie pojedzie drugi zwrot węglarek. Ja byłem już usatysfakcjonowany po same pachy, więc było mi wszystko jedno gdzie go złapiemy. Piter sięgnął do swojej mapy z pozaznaczanymi motywami i zawyrokował, że pojedziemy gdzieś między Mieszaki a Zawidz. Ja nie bardzo kojarzyłem tam inny grzechu warty motyw jak taki łuczek porośnięty z obu stron świerkami. I faktycznie, o to chodziło. Przyjechaliśmy tam akurat w momencie jak w oddali pojawiły się światła... szynobusu. Okazało się, że wcale nie był opóźniony. I w sumie dobrze, bo w tych świerkach to jakoś tak za ciemno było na dobrą fotkę. Pogadaliśmy chwilkę z młodym rolnikiem, który akurat zjeżdżał z pola traktorem do swego gospodarstwa, przy którym zaparkowaliśmy, i pojechaliśmy w stronę Raciąża. Tak sobie jedziemy i jedziemy, aż mnie w końcu tknęło żebyśmy nie zajechali za daleko i nie rozminęli się z pociągiem, który w sumie powinien już ruszyć z Raciąża. Aby zapobiec „mijance” zarządziłem podjazd do toru w Koziebrodach, na podejściu do dawnej mijanki. Na JSL-ce, a zwłaszcza jej wschodnim odcinku mało co jest mnie wstanie zaskoczyć – jakież więc było moje zaskoczenie, gdy natknąłem się na... awaryjne przyłącze telefoniczne, za pomocą którego drużyna parowozu (albo kierownik pociągu) mogła się porozumieć z najbliższym posterunkiem! Kiedyś to był nierzadki wcale widok, takie gniazda montowano na słupach teletecznicznych. I odeszły do przeszłości wraz z nimi. A tu, przed Koziebrodami od strony Raciąża, takie gniazdko zamontowane zostało na metalowym drągu (linii teletechniczej ładnych kilka lat nie ma). Po dosłownie kilku minutach nadjechał ST44-1112 z dłuuuugaśnym składem próżnych węglarek i na tym zakończyliśmy focenie tego dnia. W Raciążu ani Płońsku nic ciekawego nie zastaliśmy, nie pozostało więc nic innego jak obrać kierunek na dom. Mimo niesprzyjającej pogody wypad zaliczamy do udanych (teraz to samo wyrwanie się z domu na zdjęcia czyni dzień udanym choćby nic nie pojechało, heh), szczególnie że nie spodziewaliśmy się aż (tak: AŻ) czterech pociągów plus dwóch osobówek. Cieszy mnie też udokumentowanie wnętrz nastawni, ale Czernikowo trzeba będzie jeszcze raz zaatakować ;-) Także zawsze znajdzie się dobry powód do ponownych odwiedzić Jedynie Słusznej!
A te rozjazdy bez grzałek sprawdzę!
OdpowiedzUsuńDa się grzałki domontować?
OdpowiedzUsuńA propos wnętrza nastawni dysponującej w Lipnie i pana, który tak jej bronił jak Częstochowy: http://www.wrphoto.eu/details.php?image_id=26806
OdpowiedzUsuń