5 lipca 2003

Cisówka grave(l) rally

Sobota, godzina 3:30. "Czeba" wstawać... Wszak za pół godziny zajechać ma po mnie Łukasz. KaWa, kawałek ciasta i jestem fertig – mogę ruszać. Punktualność Żuczka wprawia mnie w osłupienie – domofon dzwoni o 4 punktualnie co do sekundy. Dobry dobry, rąsia rąsia i jadymy. Naszym celem jest Siemianówka. Pomysł wycieczki w te jedne z bardziej lubianych przeze mnie rejonów narodził się w żuczkowej głowie tydzień wcześniej, na wycieczce do Braniewa. Jeżyk, NadSZYSZKOwnik i ja opowiadaliśmy jak to się ganiało w zimie za SUkami pod białoruską granicą, aż na koniec Łukasz rzucił szybkie hasło „a może pojedziemy tam za tydzień? Będę miał wolny wózek”. Tak się jednak złożyło, że tylko ja byłem wolny i mogłem jechać. Ruszyliśmy więc we dwóch. Pierwszy autostop wypadł nam w miejscowości Sycze na linii z Siedlec do Czeremchy. Według słów NadSZYSZKOwnika, w Syczach jest bowiem zajeeeebiiiista (jakże by inaczej...) eska. Zajechaliśmy więc do Sycz dziabnąć na niej poranny pociąg z Czeremchy. Tylko gdzie ta eska, kurde? Ni wuja! Z prawej jasna długa prosta i z lewej też... W efekcie fotki nie popełniłem, zwłaszcza że SU45-030 prowadziła ohydnie oszprejowane wagony. Niemniej jednak pełni optymizmu jedziemy dalej. W Kleszczelach Łukasz pstryka kolejną SUkę, tym razem z pociągiem do Białegostoku. Ja zaś dziabnąłem sobie sam dworzec. Fantastyczny jest! Cały zielony, drewniany, dwupiętrowy i zamieszkany do tego :-) Po cyknięciu tegoż przenieśliśmy się do Czeremchy pod semafor wjazdowy od strony Hajnówki. Stamtąd bowiem za kilka minut miała nadjechać osobówka. Bardzo ładnie utrzymany jest posterunek dróżnika, a w mini ogródku rosną sobie kwiatki. Pani dróżniczka widząc, że ustawiamy się do zdjęcia zaczęła czynić dodatkowe porządki. Na szczęście dała się przekonać żeby pod ścianą budki zostawić rower :-) Następnie zamknęła szlabany i ustawiła się w pozycji zasadniczej z żółtą flaga. Jajecznicowatą Bipę prowadziła stonka. I bardzo dobrze, bo dzięki temu powinny wyjść zarąbiste kontrasty. Niebieściutkie niebo, zieleń trawy i różnokolorowość kwiatów w rabatce w połączeniu z zielono-pomarańczowo-żółtym składem powinna dać bombowy efekt. Nie przyuważyliśmy tylko numeru stonki. To się jednak szybko dało naprawić, bo zajechaliśmy na stację. Naszym uciekinierem okazała się być SM42 z piekielnym numerem 666 :-))) Tego nie mogłem puścić jej płazem. Dałem więc Łukaszowi aparat a sam stanąłem przy numerku loka by przypozować do fotki z „diabełkiem” :-) Na sąsiednim torze stał niebieski szynobusik SN81-001. Został uwieczniony jako tło dla tablicy ostrzegawczej „strzeż się pociągu” z SUką wymalowaną przez jakiegoś domorosłego artystę kolejarza :-) Ponownie podjechaliśmy pod semafor wjazdowy od Hajnówki, by sfotografować 3-wagonową zdawkę z SM42-301 wjeżdżającą do Czeremchy. Nasyciwszy się fotkami postanowiliśmy zajść do dyżurnej po garść informacji. Wprawdzie miałem ze sobą rozkład towarów od niezawodnego Jarosza, lecz po konfrontacji ich z zeznaniami przemiłej i usłużnej pani dyżurnej muszę stwierdzić, że rozkłady przygotowane na lutową wycieczkę, mocno się zdezaktualizowały od tamtego czasu. Podstawowa sprawa jest taka, że gagarin do Siedlec nie odjeżdża już o 12:28, lecz o 2 godziny wcześniej. Natomiast godzina powrotu się nie zmieniła i nadal obowiązuje przyjazd o 17:51. Chyba, że jedzie z ruskimi wagonami o lekutko przekroczonej skrajni, to wtedy melduje się około 18:30. Co się tyczy towarów do Białegostoku, to potwierdzono nam zakaz jazdy gagarinów. Obniżono bowiem maksymalny ciężar brutto na linii z 1800 ton do 1600 ton. A z takim obciążeniem puszczane są 2 stonki. Brutto jeździ tylko nocą! Nie ma więc co liczyć na do niedawna obowiązujący rozkład jazdy nakazujący odjazd z Białegostoku o 10:04 i przyjazd do Czeremchy o 13:52. Na trzecim interesującym nas kierunku, to znaczy do Siemianówki i Swisłoczy rozkład nie uległ zasadniczym zmianom. I tak, z Siemianówki do granicy polski gagar odjeżdża o 7:16, z przeciwnego kierunku o 8:29 przyjeżdża białoruską maszyna. W drogę powrotną rusza ona o 11:31, zaś nasz gagar ze Swisłoczy teoretycznie wraca o 13:14. Ale wedle słów pani dyżurnej najczęściej pojawia się dopiero około 15. Nasz pierwotny plan przewidywał wyjazd do Siemianówki po cyknięciu osobówki z Hajnówki (sam nie czuję jak rymuję hehe), lecz przyspieszenie odjazdu gagara do Siedlec wywróciło go nam kompletnie. Stwierdziliśmy, że poczekamy w Czeremsze najpierw na jego odjazd i dopiero potem pojedziemy nad Zalew Siemianowski. W międzyczasie pocykaliśmy sobie kilka osobówek. Plan ich przy- i odjazdów do/ z węzła jest bardzo MK-friendly. Nie czeka się za długo na następujące po sobie pociągi, ale i nie ma zbytniego pośpiechu przy przemieszczaniu się z motywu na motyw. Na dobry początek „zdjęliśmy” szynobus odjeżdżający o 8:20 na Białoruś. Dziabnęliśmy go przy semaforze wjazdowym do Czeremchy. Tor w tym miejscu „idzie” wzdłuż drogi asfaltowej. Akurat szła nią sobie kobita z rowerem. Jako że maszerowała trochę za szybko i wyszłaby nam z kadru przed przejazdem szynobusika poprosiliśmy ja co by się zatrzymała i przypozowała. Zgodziła się i dzięki temu będzie fota z motywem ludzkim :-) Kwadrans później na wiadukcie nad linią do Białegostoku popelniliśmy zdjątka SM42-272 jadącą z Hajnówki z „bohunem” na haku. Baaardzo sympatyczny widoczek. Miał się on zresztą jeszcze powtórzyć po południu. Dziesięć minut później torem poniżej przejechała SU45-236 z nieoszprejowanym składem 3 bonanz z Białegostoku. Jako że powoli zaczęła się zbliżać porą na gagara, przeto przenieśliśmy się na przeciwny biegun stacji. Postanowiliśmy bowiem obczaić sobie motywy na gagara by nie szukać ich naprędce później, tylko jechać w z góry upatrzone miejsca. Po rekonesansie wróciliśmy na stację. Tam bowiem manewry odstawiała diabelska stonka. Jej wysiłkom przypatrywał się gagarek 937 (Jeżyk, Piter, Remik – to ten cośmy go dziabali na linii do Białego w marcu 2002 r.) pomrukując sobie z lekka ;-) My zaś uwiecznialiśmy to wszystko z kładki nad torami. Zwróciliśmy tym na siebie uwagę dwóch zbijających bąki SOK-istów siedzących na ławeczce. Powolutku, jakby od niechcenia podeszli do nas i starszy uderza do nas z gadką:
- Czy panowie wiedzą, że nie wolno jest fotografować i szkicować (pisałem sobie coś tam w kapowniku) torów?
- Wolno, od 13 lat wolno — odpowiadam znużony (który to już raz trzeba kołków uświadamiać)
- Taaaa...? A ja twierdze, że nie wolno. Dokumenty proszę.
Cóż, na władzę nie poradzę. Do tego ma akurat prawo. Dałem mu dowód, ten zaczął sobie mnie spisywać, a ja nie zrażony założyłem trelemorele i... dawaj – focę dalej :-))) W międzyczasie Łukasz poszedł do wozu po zostawione w nim dokumenty. Dodam, że poszedł bez obstawy drugiego strażnika. Gdyby to nie był Łukasz, tylko jakiś – dajmy na to złodziej urządzeń srk – mógłby... przekręcić kluczyk w stacyjce i machając soczkom chusteczką co ma cztery rogi, spokojnie odjechać w siną dal. Przez to, że Łukasz musiał iść do samochodu, ominęła go przyjemność oglądania gagara podstawiającego się do ponad 30-wagonowego składu. Na szczęście uwieczniłem na slajdzie tę operację :-) Widząc moją rozradowaną minę zagadał mnie przyjaźnie drugi SOKista czy to tak z miłości do kolei. Widać że jakiś spoko kolo. Za to ten starszy to chyba pod lodem przeleżał ostatnie 30 lat. Dacie wiarę, że zapytał mnie dlaczego nie mam w dowodzie wpisanego... miejsca pracy??? Co za gość! Czas mu się chyba w latach 70-tych zatrzymał na zegarku :-) Odparłem jednak grzecznie, że nie mam owszem, ale mogę mu pokazać gdzie pracuję. Po czym wyciągnąłem legitymację prasową i stwierdziłem, że jestem redakcyjnym fotografem. Chyba zrobiło mu się cieplej w majtkach, że stoi przed nim przedstawiciel czwartej – było nie było – władzy. Dla porządku spisał jeszcze tylko Łukasza i na koniec rzucił formułkę: „tak, znajdujecie się panowie na terenie ogólnodostępnym i możecie robić zdjęcia (przypominam, że na początku twierdził co innego!), lecz chodzenie po torach jest zabronione. To tyle, dziękujemy.”, Podziękowaliśmy i my po czym zeszliśmy z kładki, by przemieścić się w okolicę rozjazdów. Liczyłem bowiem na ładnego mazruta przy ruszaniu pociągu. Miałem przed oczami widok ruszającego gagara 610 w Wapiennie w wakacje 2002 r. Myślałem, że i w Czeremsze sytuacja się powtórzy. Tymczasem figa :-( Gagarek ruszył punktualnie o 10:30 baaaardzo powoli, w sposób ledwo widoczny. Nie wziąłem jednak pod uwagę kładki nad peronami, cholera. Mech widocznie nie chciał smrodu narobić ewentualnym pieszym i szerszym gestem odkręcił nastawnik dopiero po jakimś czasie. Czas ten niestety był za długi jak na nasze oczekiwania. Minął nas bezdymnie nieomalże i dopiero potem rzucił do pieca. Największa chmura dymu poszła przed przejazdem drogowym. Niech to jasny szlag! Przecież pierwotnie tam właśnie mieliśmy stać... Ale by była fota! Jeszcze teraz nie mogę sobie tego odżałować... A jak pomyślę o tych malwach rosnących koło budki dróżnika, to już mnie całkiem żółć zalewa :-((( Wskoczyliśmy do samochodu i rura w las za Czeremchę. Zdążyliśmy mimo że pociąg złapał już niezłą prędkość. Do Nurca go nie goniliśmy, bo po pierwsze i tak byśmy nie zdążyli, a po drugie plan nasz przewidywał wizytę w Siemianówce. Zajechaliśmy jednak ponownie do dyżurnej, bo przy pierwszej wizycie powiedziała, że o konkretach ruchów gagarów nad zalewem będzie wiedziała później. A że to "później" właśnie nastało, to postanowiliśmy jeszcze ją trochę pomolestować ;-) Złapała raźno za słuchawkę i podzwoniła po kumplach. I tak dowiedzieliśmy się, że rusek już się do składu podstawił, ale próby hamulca jeszcze nie zdążyli zrobić. Według szacunków miał odjechać za około 40 minut. Pożegnaliśmy się więc czym prędzej i po jakichś właśnie 40 minutach szaleńczej jazdy dotarliśmy do celu. JEST! Stoi grubasek wygaszony. Ale ale ale, co jest? Podjeżdżamy bliżej i... ja pierdole – toż to 2M62!!!!!!!! A jaki ładny uchhhh... :-) Mniody! Ciemnooliwkowy i jakieś tam pomarańczowo-żółte wstaweczki, dość świeżą farbą – jednym słowem CUDO! Stwierdziliśmy że dziabniemy go z drugiej strony zalewu i ruszyliśmy do Cisówki. Po paru kilometrach zjechaliśmy z asfaltu na żwirówkę i rura. Trochę się Żuczek za bardzo rozpędził, tak że przed łagodnym zakrętem... straciliśmy przyczepność! Z prędkością gdzieś tak 80 km/h suniemy boczkiem jak po lodzie prosto na okazałe drzewo. Żuczek instynktownie kontruje kierownicą jednocześnie hamując co sił w nodze. Odwraca nas i teraz driftujemy nieuchronnie do rowu drugim bokiem. Kolejna kontra kierownicą, znów nam tył samochodu odwraca, wypadamy z drogi i przez płytki na szczęście rów lądujemy centralnie pomiędzy dwoma drzewami. Ale ŻYJEMY, ja pierdolę co to była za przejażdżka uuuuchch... Tak nas akurat wyrzuciło na łąkę pośrodku drzew – jedno około metr od mojej strony i drugie metr od strony Żuczka. Gdybyśmy natomiast przybombili centralnie w któreś z nich to nie wiem czy byłoby co zbierać... Szczególnie, że ja nie byłem przypięty pasami więc i tak nabiłem sobie potężnego krwiaka na nodze gdy poleciałem całym impetem na deskę rozdzielczą. Szczęście w nieszczęściu, że skończyło się na skoszeniu palika od elektrycznego pastucha na polu i dało się dalej jechać, tylko że już bardzo poooowoooli ;-) Cali nagrzani emocjami doturlaliśmy się w końcu do Cisówki, lecz widok nas raczej rozczarował. Na zdjęcie z wodą szanse praktycznie żadne. Droga z płyt betonowych strasznie krzywa, szkoda samochodu. Już i tak swoje przeszedł :-) A z buta trzeba by drałować dobry kilometr albo lepiej. A że nam się po prostu nie chciało, to ustawiliśmy się naprzeciwko wagonu robiącego za stację Cisówka i czekaliśmy. A ruska nie ma i nie ma. Co jest do kata? Miał być za 40 minut jak ruszaliśmy z Czeremchy. Czyżby nas wyprzedził jak okrążaliśmy szerokim łukiem jezioro? Dla niego to rzut beretem, a my z 15 kilosów musieliśmy w stosunku do niego nadłożyć. Ale nie! Po jakimś czasie dostrzegliśmy wypełzającego z lasu węża. Jedzie! Ale jak on się wlecze... z 10 km na godzinę to max. Dobry kwadrans zajął lokomotywie przejazd przez groblę. Po drodze kilka razy trąbnął sobie, ale jakoś tak nieśmiało, króciutko. Nagle wydało mi się, że słyszę też trąbę z drugiej strony. Powiedziałem nawet o mym złudzeniu Łukaszowi, ale doszliśmy do wniosku, że to pewnie jakieś echo... W końcu 2M62-0963 wjechał nam w obiektywy, dziabnęliśmy go i odmachaliśmy przyjaznym mechanikom. Po czym przystąpiliśmy do liczenia wagonów. A było co liczyć! No, kto zgadnie ile tego było, a? Otóż proszę ja Was - składzik nasz skromny liczył sobie... 66 wagonów. SŁAAABO?! Najdłuższy pociąg jaki w życiu widziałem. Spokojnie miał więcej niż kilometr długości. Ale wstążka! Dziabnąłem go jeszcze "od tylca", bo akurat dał czadu zamazrutowując cały las i przystąpiłem do zwijania skończonego właśnie filmu. Aż tu nagle Żuczek krzyczy: "UOP, UOP patrz co jedzie z drugiej strony". Podnoszę głowę, a tam zza ostatniego wagonu białoruskiego pociągu wyłania się nasz gagarin. O żesz ty w mordę! Żadne tam echo, cholera ma się ten słuch do jedynie słusznych trąb :-) Ale, kurde, co jest? Miał być około 15, a jest dopiero 13. Kuuuurwaaaaa... dlaczego ta korbka od zwijania filmu tak wolno się kręci? Szybciej, do ciężkiej cholery, szybciej. Dobra, udało się. Gdzie jest nowy film? W końcu wyszarpuję Fuji 400-tke jako pierwszy pod ręką. Zakładam go w szaleńczym tempie, bo gagarin już prawie przy mnie. Nie zdążam zmienić na aparacie czułości filmu. Na czuja przymykam tylko przysłonę (wcześniej miałem film ISO100) i cykam fotkę. Potem gagar mnie mija, więc popełniam fotkę od tyłu, ponownie korygując nastawy "na czuja". Nie ma czasu na zabawy ze światłomierzem, a trybu automatycznego nie mam. Nooo ciekawy jestem jak to wyjdzie? Byłoby wskazane żeby wyszły, bo gagarek wyjątkowej urody. ST44-1028 jest jednym z ładniejszych maszyn tego typu w naszym kraju. Taki spracowany, z licznymi plamami starczymi na pudle, z na biało odmalowanymi obwódkami oczek i z pozostałością wymalowanego numeru seryjnego na dachu, nad mechanikiem. A nawet jak slajdy nie wyjdą, to płakać też nie będę. Zawszeć to zostaną wspomnienia z najszybszej wymiany filmu i mijanki na szlaku dwóch pobratymców :-))) Na koniec wizyty w Cisówce postanowiłem zrobić zdjęcie pamiątkowe. W tym celu musiałem zrobić użytek z zabranego przezornie statywu. Ustawiliśmy się z Łukaszem przy wagonie stacyjnym i aparat zrobił nam zdjęcie sam, z samozadowalacza znaczy :-) Potem wróciliśmy na stację do Siemianówki. Ale gagar stał nadal przy swoim 13-wagonowym składzie. Z przodu miał kilka węglarek, a z tyłu ruskie bordowo-żółte beczki. Nie zapowiadało się żeby miał coś do roboty, więc wyjechaliśmy naprzeciw osobówce z Hajnówki. Trochę żeśmy błądzili ale w końcu trafiliśmy na przystanek w Gnilcu. Przejście na peron wypada przez czyjeś podwórko, lecz właściciel nie miał nic na poprzek naszej przechadzce. Dworzec ładny, drewniany, parterowy, w kolorze sraczkowatym. Tylko trochę zaniedbany, tak jakby lekko... gnijący. Liczyliśmy, że nadjedzie szynobusik, lecz po kilku minutach zza wzniesienia dał się słyszeć charakterystyczny warkot stonki. A więc w Siemianówce będą odstawiać cuda na kiju, czyli zmieniać czoło by wepchnąć wagon przodem do Cisówki. Dziabnęliśmy wspomnianą na początku relacji SM42-272 z „bohunem” i wróciliśmy nad zalew. Strzeliliśmy po fotce składziku na grobli i podjechaliśmy do chłopaków w gagarze. Mechanik stwierdził, że posiedzą tu jeszcze parę godzin, zanim dadzą im odjechać do Czeremchy. Zasadniczo odjazd planowy jest o 20:48, lecz niewykluczone, że ruszą wcześniej, około godziny 17. Poza nimi nic tu więcej gagarinowatego nie ma i już dziś nie będzie. Na wypadek gdyby miał jechać około 17, postanowiliśmy złapać go w Narewce przy wjazdowym od strony Hajnówki. Najpierw jednak dziabnęliśmy „bohuna” wracającego znad zalewu. Strzeliliśmy fotki stonce mijającej semafor wyjazdowy z Narewki i ruszyliśmy kilkaset metrów dalej pod wjazdowy. Jeszcze tylko oblookaliśmy most na rzece Narewka po czym zlegliśmy pod wjazdowym na kocu. Mnie zmorzył sen i kimnąłem się z pół godziny albo i całą. Żuczek obudził mnie kilka minut po 18. Stwierdziliśmy, że skoro do tej pory gagara nie było, to już go nie będzie przed 21. Nie ma więc co siedzieć, tylko powoli trzeba wracać na chatę. Zanim definitywnie ruszyliśmy w drogę powrotną, odwiedziliśmy raz jeszcze Czeremchę. Jadąc wzdłuż stacji przyuważyłem ST44-937, który jeszcze nie zdążył się odpiąć od składu z Siedlec. Musiał więc przyjechać kilkanaście minut temu, a było już po 19. Sprawdziłem na stacji godziny odjazdów pociągów do Hajnówki i Białegostoku. Okazało się, że dane w cegle dotyczące pociągu z Siedlec są zdezaktualizowane. Gdy wracałem do samochodu gagar właśnie się odpiął i z jednym oczkiem zapalonym zaczynał manewry. My zaś pojechaliśmy na wiadukt gdzie krzyżują się trasy do Hajnówki i Białegostoku. Jakoś nie chciało mi się opuszczać przytulnego wehikułu, ale ożywiłem się na widok... kani. Znaczy się olbrzymiego grzyba, którego niósł jakiś kolo. Poza gigantem o kapeluszu wielkości obiadowego talerza, facet trzymał jeszcze cztery mniejsze grzyby. Zaciekawiło mnie czy aby nie nazbierał sobie sromotników, więc zagadałem gościa czy to kanie? Ten podszedł do mnie, potwierdził, pokazał mi je wszystkie razem i każdego z osobna, po czym... wręczył mi je życząc smacznego :-) Trochę osłupiałem i zacząłem się tłumaczyć, że tak tylko spytałem z ciekawości. I chciałem mu je oddać. Ten jednak nie chciał nawet o tym słyszeć. Podziękowałem więc serdecznie za niespodziewany prezent (UWIELBIAM kanie, a to pierwsze grzybki od jesieni zeszłego roku). Kocham ludzi Wschodu! Zawsze wywożę z wojaży na ścianę wschodnią same dobre wrażenia :-))) Tymczasem zaczęła dochodzić godzina gdy pojawić się powinien pociąg do Białegostoku. Wdrapałem się więc tropem Żuczka na gorę wiaduktu. Kurde, co jest? Słyszę pomruk gagara. Skąd tu gagar? Przecie powinien już stać na szopie, a tymczasem wydaje się, że stoi tuż za łukiem w lesie na torze do Białegostoku. Postanowiłem zejść i zbadać sprawę naocznie. Nie uszedłem jednak daleko. Shaltował mnie znajomy grzybiarz. Mocno zmieszany poprosił mnie o "pożyczkę" 2 zł na winko. Normalnie to bym mu odmówił, ale tak mnie gościu rozbroił wcześniej podarkiem, że nie mogłem mu odmówić :-) Nie miałem jednak drobnych. Sprawę uratował Żuczek, który rzucił mi potrzebną monetę. Teraz to ja życzyłem faciowi smacznego i uśmiechając się znacząco do siebie rozeszliśmy się każdy w swoją stronę. Charakterystyczny basowy pomruk wyraźnie jednak ucichł, więc zrezygnowałem z poszukiwania jego źródła i cofnąłem się do Łukasza na wiadukt. A pociągu do Białegostoku jak nie było tak nie ma. Stwierdziliśmy, że chłopaki na stacji olali rozkład i postanowili na własną rękę skomunikować pociągi.
- Hej UOP, ale to by było zdjęcie gdyby tak się pociągi minęły na wiadukcie i pod nim, co? Zdjęcie roku jak nic! – popuścił wodze fantazji Żuczek.
- Co racja to racja Stary – odparłem. 
Po chwili dał się słyszeć dźwięk wjeżdżającej do Czeremchy SUki z pociągiem z Warszawy. Słynny pośpiech z samymi jedynkami zdegradowanymi do roli dwójek. Potem chwila ciszy (postój na stacji) i znów wzmagający się łomot. Ale jakiś nazbyt głośny... Żuczek stwierdził, że dobiega on od strony toru do Hajnówki, więc najpierw puścili w drogę pośpiecha z Warszawy. Idąc za własnym spostrzeżeniem Łukasz przemieścił się przed wiadukt by dziabnąć fotkę czerwonego składu na łuku. Ja i tak stwierdziłem, że dla mnie jest już za Ciemno ;-) więc było mi zarówno z której strony będzie jechał pierwszy pociąg. Mogłem się tylko poprzyglądać, co lubię równie jak i samo focenie. Zostałem więc przy wylocie toru z wiaduktu. Ale czy Żuczek się aby nie przesłyszał? Ja z mojej strony wyraźnie słyszę pociąg jadący dołem do Białegostoku. Po chwili zza lasu wyłania się SUka. Już miałem krzyknąć na Łukasza żeby wracał na drugą stronę, ale podnoszę głowę i co widzę? Po nasypie wyłania się drugi pociąg! Oszzz kurwa, gdzie mój aparat? Wyrywam go z torby nieomalże strącając ją w dół, przykładam do oka i... CYK! Dołem leci SU45-224 bo Białegostoku, a górą zbliża się SU45-164 z czerwonym pośpiechem z Wawy. Ale czaaaad! Nie spodziewam się jednak aby fotka wyszła poprawnie, bo przez szeroki kąt musiałem cykać na czasie 1/125. Myślę, że dolna SUka wyjdzie ruszona, bo doginała zdrowo, olewając sierżanty na przejeździe. Ale może to właśnie będzie znaczyło o klimacie tego zdjęcia...? No zobaczymy :-) Przybiliśmy sobie z Łukaszem donośnie "piątki" ucieszeni TAKIM bonusem na koniec dnia i ruszyliśmy do Warszawy, by przy grzybowej kolacji opić piweczkiem szczęśliwy powrót po dniu wypełnionym mocnymi wrażeniami :-))) Super wycieczka! Każdemu takiej życzę :-)))