2 sierpnia 2003

Ganianka za rumunem 347 i gagarinem 651

Spóźniona to będzie relacja weekendu, lecz – jak to mówię – lepiej późno niż wcale ;-) Po tygodniowych wakacjach na Mazurach (Giżycko i Stare Juchy) i drugim tygodniu spędzonym w pracy zacząłem odczuwać wzmożoną tęsknotę za JSL-kowymi przeżyciami. Także w piątek stwierdziłem, że po robocie urwę się na rancho koło Wkry. Tam się kimnę kilka godzin i skoro świt ruszę w stronę Płońska albo i dalej. Jak pomyślałem tak zrobiłem i około godz. 20 w piątkowy wieczór zajechałem na działkę. W sobotę obudziłem się o 3:40 złapawszy zaledwie 4 godziny snu. Na dworze jeszcze ciemnica. Byłem jednak pewien, że aura mi dopisze – świadczyło o tym rozgwieżdżone niebo, w które wpatrywałem się siedząc przy ognisku kilka godzin wcześniej. Punkt pierwszy planu na ten dzień zakładał ustrzelenie porannej SUki z Sierpca do Nasielską koło przystanku Arcelin. Tam bowiem, tuż koło toru znajduje się staw – ergo: fajny motyff :-) Tak mi się przynajmniej wydawało, jak wypatrzyłem go jadąc pociągiem 2 mają. Po drodze zajechałem na rekonesans na stację w Płońsku. A tam na rzadko używanym torze (kiedyś rozładowywano na nim kontenery) stały 4 puste platformy. List przewozowy mówił, że przyjechały z Sitkówki Nowiny. Na skrajnie prawym torze (patrząc w stronę Torunia) stały sobie trzy niebieskie beczki Orlenu, a koło nastawni wykonawczej jedna samotna gruszka. Nie łaziłem jednak czytać listów, bo śpieszno mi było do Arcelina. Zajechawszy na miejsce stwierdziłem, że miejsce owszem, niekiepskie, ale na pewno nie na poranny pociąg, lecz na popołudniowy i to z przeciwnej strony, znaczy – od Nasielską. Zarzuciłem więc zamiar oczekiwania na pociąg w tym miejscu i ruszyłem dalej – kawałek za Raciąż. Tam bowiem jest inny ciekawy obiekt do sfocenia – przepalony słup teletechniczny, wiszący nad ziemią li tylko na drutach. Zajechałem tam i czekam. A właściwie drzemię, bom umeczon był okrutnie (i jeszcze mi trochę w bańce po piwie szumiało). Tuż przed godziną przyjazdu pociągu (5:12) stwierdziłem, że wykonam telefon do Sierpca, bo może dam se spokój z powrotem w stronę działki za SUką, a zamiast tego spędzę dzień na odcinku sierpecko-toruńskim w pościgach za gagarinami. Odebrał jakiś nieznajomy głos kobiecy. Ha, trafiłem na nie poznaną dotychczas panią Helenkę. Nawijam więc zwyczajową na takie okazję gadkę i już po chwili wiem, że tego dnia do Raciąża węgla żadnego wprawdzie nie będzie, ale za to z Torunia ruszy sztywniak o 8:06. Upewniam się jeszcze tylko, że pojedzie gagarin, a nie to pierdzące rumuńskie barachło i życząc spokojnego końca służby (została jej jeszcze tylko około godzina), rozłączam się. Po kilku minutach nadjechała SU45-178, ale nie fatygowałem się nawet z wyjmowaniem aparatu z torby. Za Cieeemno ;-) Słońce dopiero co wychyliło swój rąbek zza horyzontu, lecz nie zdążyło wzejść ponad las. W efekcie tylko sobie popatrzyłem na SUkę. Już miałem ruszać do Sierpca, lecz coś mnie tknęło i kazało jechać za lokomotywą. Do głowy wpadł mi chytry plan, że poczekam na wyjście czerwonej kuli ponad horyzont i jak pociąg będzie na otwartej przestrzeni to dziabnę go z profilu pod słońce. Stało się to na odcinku Kaczorowo-Baboszewo. Znalazłem sobie taki kawałek szlaku, że w tle nie było zbędnego w tym przypadku lasu, za to tor „szedł” po niskim nasypie, za którym wzeszłe już słońce krwistym kolorem podświetlało chmury nad sobą. Raaany, jak ta fota mi wyjdzie no to paaaalce liiiizać :-) Usatysfakcjonowany zdjęciem mogłem już w spokoju ducha ruszyć do Sierpca. Zjawiłem się tam kilka minut po godz. 6. Na stacji generalnie pustki jeśli nie liczyć bipy koło nastawni dysponującej i kilku platform (stacja nadania Ożarów Cementownia) na jednym z torów odstawczych. Jadę więc pomału w stronę szopy, by zobaczyć co tam sobie za maszynki stoją, gdy nagle od strony Płocka dał się słyszeć piskliwy dźwięk trąbki loka. Co za czort? Gagarin to to NA PEWNO nie jest, nawet nie 1100 (ten to taki cieniutki głosik ma), stonka też nie... O nieeee... to musi być ten pyrkający złom :-( I rzeczywiście, po chwili na stację wtoczył się ST43-347, lecz zamiast zatrzymać się, odpiąć i pojechać gdzie pieprz rośnie ustępując miejsca gagarinowi (na szopie stał 891), rumuński pierdziszew otrzymawszy ‘wolna drogę’ dodał gazu i ruszył do Torunia. Co można było zrobić? Bez większej ochoty, ale jednak pojechałem za nim. Nie robiłem zdjęć temu maszkaronowi aż do Lubicza. Tam się przemogłem i popełniłem jedną jedyną fotę, choć tak naprawdę to chodziło mi o wagony, a nie kunia (czy raczej chabetę) pociungowego ;-) Temu ostatniemu dałem dość daleko odjechać, tak żeby go za bardzo widać nie było, a skupiłem się na cysternach. Trzeba bowiem przyznać, że skład się rumuńskiemu ścierwu trafił ładny i kolorowy – a to srebrne beczki, a to niebieskie, a to znów szare, a po nich białe. Malowaniec – przekładaniec. Pociąg ‘zdjąłem’ o 7:36 z wiaduktu obwodnicy Torunia i postanowiłem się z niego nie ruszać. Za około pół godziny spodziewałem się bowiem ujrzeć gagara z pociągiem przeciwnej relacji. Siedzę sobie więc na tym wiadukcie, piszę SMS-a do Jeżyka, gdy nagle zatrzymuje się koło mnie samochód. Wyszedł z niego jakiś pomarańczowy pan i dawaj mi perorować, że on jest ze służby drogowej i żebym stąd sobie poszedł, bo tu „jest niebezpiecznie” (złodzieje ukradli kratki w barierce). No to odpowiadam mu, żeby się nie bał, bo spadać na tory z góry nie zamierzam, że duży już jestem i sam o siebie zadbać potrafię. A ten dalej, że „tu nie wolno przebywać” (!). No tu mnie wzruszył normalnie...
- To po to jest ten chodnik żeby po nim nie chodzić, a ta barierka po to żeby się o nią nie opierać, TAAAK? – pytam cokolwiek zaczepnie.
- Tak, właśnie po to są – burknął i zwinął się do samochodu celu przepędzenia mnie nie osiągnąwszy.
Siedzę więc dalej i czekam. I bardzo dobrze, że się nie dałem przepędzić, bo gagarin pojawił się dość nagle i... za wcześnie. Gdybym siedział poza wiaduktem, np. na skarpie, to by była figa ze zdjęcia. ST44-651 pojawił się o 8:08 (czyli dwie minuty po hipotetycznej godzinie odjazdu z Kluczyków) i podkradł się cichaczem, bez akompaniamentu swej donośnej trąby. Nawet tłuczenia się wagonów słychać nie było – wszystko zagłuszały odgłosy blachosmrodów walących wiaduktem. Niemniej jednak gagar wyhamował niemal do zera przed semaforem wjazdowym i na stację wtoczył się siłą grawitacji. Dziabnąłem upragnioną od dawien dawna fotę i szybko zbiegłem w dół po skarpie do kosiarki. Potem rura, dzida i co tam jeszcze by jak najszybciej przemieścić się na wjazd do Czernikowa. Pośpiech okazał się jednak zbędny. Wkrótce okazało się dlaczego gagar ruszył tak wcześnie z Torunia. Otóż, już w Lubiczu zauważyłem, że skład miał przeeedługaśny – za gagarem platforma, dalej kilka beczek na płynny gaz, potem różnej maści i kolorów inne rodzaje cystern, w środku składu nie wiedzieć po co Gags, potem takie fajne krótkie białe beczki Elany na glikol i na końcu szutrówka jako rodzyneczek. A w sumie około 40 wagonów! Liczba tą sprawiła, że pociąg strasznie się ślimaczył. Dość powiedzieć, że wyczekałem się na niego w Czernikowie że hej. Dotarł tam dopiero o 8:55, czyli że jechał prawie 50 minut!! To chyba rekord niskiej prędkości dotąd przeze mnie na JSL-ce zaobserwowany, bo osobówka z dwoma postojami (Obrowo i Dobrzejewice) pokonuje ten dystans w czasie 22 minut zaledwie! Fotnąłem go sobie jak mija semafory wyjazdowe w stronę Torunia i pognałem na następny fotostop. Minąwszy Czernikowo gagar wyraźnie przyśpieszył, bo do Ograszki ledwo co zdążyłem. Bardzo mi na tym zależało, bo to ostatni przystanek na JSL-ce, na którym nie miałem dotąd sfoconego pociągu. Tu nie da się zrobić fotki z budynkiem stacyjnym (zarośnięty KOMPLETNIE), pozostało mi więc cyknąć zdjątko z tablicą nazwy stacji. To jednak też nie było takie proste, bo tablica z poziomu ziemi też jest przysłonięta chaszczami. Aby rozwiązać ten problem musiałem wspiąć się dobre 2 metry na słup teleteczniczny po takich metalowych klamrach wbitych w pal. Na szczęście nie spadłem na tory tuż pod gagara, ale chyba lepszy ubaw mieli mechanicy widząc moje ewolucję na słupie. W każdym bądź razie od tego momentu pozdrawiali mnie donośnym BUUUczeniem i przyjaznym machaniem rąk na każdym kolejnym fotostopie. Najbliższą po temu okazję mieli już za Konotopiem. W połowie drogi do Lipną wyczaiłem motyw z traktorem stojącym koło toru i babą pielącą poletko kartofli :-) No a potem szybko za Lipno, by powtórzyć nieudane onegdaj zdjęcie gagarka przy tarczy trzystawnej strzegącej wjazdu od strony Sierpca. Korzystając z ponownego ślimaczenia się pociągu zdążyłem jeszcze do Karnkowa by zdjąć niemal cały skład na eleganckim łuku na nasypie. Kolejny fotostop zarządziłem sobie przed semaforem wjazdowym do Skępego. Tam bowiem jest trochę pod górę i na dodatek tor łamie się w lekutkim łuczku. Spodziewałem się więc eleganckiego mazrutowania z racji pod górę się wspinania :-) Nic jednak z tego, bo gagar wjechał siłą rozpędu uprzednio zjechawszy w górki za Karnkowem. Niemniej jednak motyw z łuczkiem też ładny. Za Skępem gagar mógł znów się rozbujać, bowiem szlak Skępe-Czermno-połowa drogi do Koziołka ma najwyższą szlakową – aż 90 km/h. Do takiej prędkości towary wprawdzie się nie rozpędzają, ale 7 dych to poginają bezproblemowo. Tymczasem ja musiałem znaleźć w lesie jeden konkretny przejazd, koło którego stoją wskaźniki właśnie podające prędkości szlakowe. Chciałem koniecznie dziabnąć gagara z tablicą z numerem 9. Nie trafiłem tam jednak na czas, skręciłem nie w tę drogę co trzeba i w efekcie wyjechałem na przejazd zbyt bliski Skęepemu. Niemniej jednak z racji tego, że gagar właśnie nadjeżdżał, nie mogłem mu fotki w gęstwinie leśnej nie strzelić. Po kilkunastu minutach odnalazłem wprawdzie właściwy przejazd, lecz spojrzawszy w stronę Sierpca mogłem tylko obejrzeć końcówki pociągu :-| Ścigać dalej go już sensu nie było żadnego, bo do Sierpca droga niedaleka, a nie dość że pociąg znacznie mnie odsadził, to jeszcze musiałbym zapylać po leśnych duktach, podczas gdy mój obiekt uciekał po równym torze. Dałem se więc siana z niszczeniem amortyzatorów kosiarki i spokojnie, bez nerwów, w żółwim tempie dojechałem do Sierpca. Gagarka oczywiście już nie było, bo pojechał w dalszą drogę do Płocka zostawić tam beki i być może zabrać kolejne, tyle że ładowne. Mnie się jechać do Płocka nie chciało, bo po pierwsze, linia ta już nie jest Jedynie Słuszną, a po drugie byłem okropnie zmachany (gorąc lał się z nieba, a mi z nosa katar sienny) i chciało mi się spać. Zanim się jednak zdrzemnąłem, dziabnąłem jeszcze SU45-131 z pociągiem z Torunia na moście nad Skrwą i poobserwowałem manewry SUk wystawiających się do pociągów do Nasielska i Torunia. Najpierw z szopy pod nastawnię wykonawczą Sc2 podjechała SU45-238, zaraz za nią 034, a na końcu sucze trio uzupełniła 131 odpiąwszy się od Bipy. Mechanicy udali się następnie z papierami do nastawni. Po krótkiej chwili wrócili do swych maszyn i zaczęli się rozjeżdżać. I tak, 131 odstawiła się na szopę, 034 pojechała torem – że tak powiem północnym – do pociągu do Nasielska, zaś 238 torem południowym – do pociągu do Torunia. W międzyczasie pociąg z Nasielska przyprowadziła SU45-257, odpięła się i torem środkowym wyminęła dwie wspomniane SUki jadąc w przeciwnym do nich kierunku :-) No ruch jak na Marszałkowskiej w godzinach szczytu, norrrmlanie :-))) Z kronikarskiego obowiązku dodam jeszcze tylko, że na kilka minut przed odjazdem osobówki do Torunia (11:40) właśnie stamtąd zdążył wrócić rumun. Na haku miał dość krótki skład szarych i czarnych beczek. Nacieszywszy SUkami oczy swe piękne oraz wiedząc z doświadczenia, że mam jakieś 2,5 godziny czekania na powrót gagara z Płocka, zaparkowałem kosiarkę w cieniu drzewa, rozłożyłem sobie fotel i udałem się na zasłużony spoczynek. Śpię sobie w najlepsze aż tu nagle BUUUUUUUUU!!!! - ryknęła trąba sunącego kilka metrów od samochodu gagara, skutecznie wyrywając mnie ze snu. Mechanicy zauważyli mnie śpiącego w samochodzie i zafundowali mi po prostu darmowe budzenie jakby chcieli powiedzieć „budź się UOP, budź się, gagarin je na stacji we wiosce!” :-))) Wątpię czy bym go nie przespał gdyby nie tak miła pobudka – gagar toczył się pomalutku z wyłączonym silnikiem, bo chłopaki kończyli już służbę. Pewnie gdyby nie zabuczeli, to bym spał dalej aż do momentu gdy kolejną drużyna by go odpaliła. Na szczęście te mechaniory okazali się trzeźwo myślący i zerwali mnie na równe nogi. Gdy tylko gagar zwolnił szlak, w drogę do Płocka ruszyła rumuńska mega-kosiara, zapierdziwszy oczywiście przy tym cały Sierpc :-( Ja zaś ruszyłem na przejazd ze wskaźnikami. Wolałem nie czekać na zmianę drużyny i odpuściłem sobie fote wyjazdu gagarka z Sierpca, bo mógłbym znowu się spóźnić na wybrany motyw. A tak się jakoś na niego uparłem tego dnia... Tym bardziej mnie te wskaźniki swędziały, że sam skład był ładny i fajowo się konweniował z żółtą trawą na nasypiku oraz zielenią drzew z niedalekiego lasu. Czoło gagara mocno już wyblakłe (bardziej białe niż żółte) ładnie kontrastowało ze składem 22 czarnych jak noc beczek. Długo czekać na upragnioną fotkę nie musiałem – o 13:40 gargulec minął wskaźnik z cyfrą 7 (podaję szlakową w stronę Sierpca pociągom jadącym z zachodu). Zanim wygrzebałem się z tych lasów i wyjechałem na asfalt, gagar zdążył wyrobić sobie sporą nade mną przewagę. Dogoniłem go mniej więcej w połowie drogi ze Skępego do Karnkowa. Ale samo dogonienie go nic mi nie dawało, musiałem go jeszcze przegonić. Niestety, na wysokości Lipna popsuła się pogoda – niebo zakryło się wysokimi chmurami, co oznaczało koniec bluskaju. Dla mnie przekładało się to na koniec sesji zdjęciowej. Olałem więc szukanie kolejnego motywu na siłę i postanowiłem sprawdzić, czy gagar ten będzie "mazrutował" ;-) ciągnąc skład pod stromą górkę za Lipnem w drodze do Konotopia. Tam bowiem jest najwyższe wzniesienie na całej JSL-ce. Kiedyś tam obserwowałem jak bez najmniejszego trudu pod górkę podjechał ST44-1100 ze stonką i pokaźnym bruttem. Obyło się wówczas bez "mazrutowania", lecz zrzuciłem to na karb dobrze wyregulowanej maszyny oraz pomoc stonki. Tym razem gagar był sam i na dodatek sporo starszy od tamtego. Spodziewałem się więc okazałego pióropuszu czarnego dymu. A tu figa z makiem – 651 też pokonał stromiznę bez "mazrutu". Nie widzę innego wyjaśnienia jak to przytoczone wcześniej, na podjeździe do Skępego. Po prostu pociąg pokonuje tę pochyłość siłą rozpędu. Otóż, wyjazd z Lipną i słynna ‘eska’ to dla pociągu z Sierpca droga z górki na pazurki. Do tego wszystkiego wysoka szlakową i już można dymać bez gazu praktycznie. Zasadniczo miałem po tej obserwacji zwijać maneleę do domu, ale jeszcze chciałem się przekonać czy tak jak w przypadku ganianki Jeżyka dwa tygodnie wcześniej, gagar zatrzyma się na 1,5 godziny w Czernikowie, by przepuścić osobówkę z Torunia (Lubicz zamykają po południu) czy też zdąży doskoczyć do Torunia Wschodniego. Zrealizowany został scenariusz nr 2, więc w Czernikowie pożegnałem machaniem gagarka z nową ekipąa na pokładzie i ruszyłem do domu. Nie mogłem jednak nie zajechać po drodze do Sierpca. A tu zaskoczenie – zniknął 891. Zacząłem główkować – mógł pojechać luzem do Torunia. Tę hipotezę jednak odrzuciłem, bo gdyby tak miało być to przecież by go podpięli do 651. Mógł pojechać do Płocka po kolejne brutto, albo do Raciąża. Tam bowiem stał od rana skład 10 próżnych Eaos-ów. Nie będąc w stanie samodzielnie rozwikłać zagadki, udałem się do dyspozytorni. Tam wylewnie powitał mnie pan Edzio. "Oooo jakże się cieszę, już myślałem, że zapomniałeś o Sierpcu, tak dawnośmy się nie widzieli... Co słychać, co słychać?". I wyciąga papierosy w poczęstunku. Trochę mnie wgięło tak miłe powitanie, ale szybko ochłonąłem z mini-szoku i przystąpiłem do relacjonowania dzisiejszej wycieczki. Przysłuchiwał się też temu jeden z mechaników – przyszłe cenne źródło informacji (choć jeszcze o tym nie wie he he he). W każdym bądź razie 891 pojechał do Płocka po beczki i „przyjedzie c***j wie kiedy” – pana Edzia to już nie obchodziło, bo po kilkunastu minutach przyszedł jego zmiennik – Franek, któremu wkrótce przekazał funkcje i obowiązki. Uwolniony od pracy jeszcze sobie ze mną pogawędził, no w sumie ponad godzinę prowadziliśmy miłą konwersację. Głównym tematem była wyższość gagarina nad rumunem. Pan Edzio PSY WIESZAŁ NA 43-cim!!! :-)))))))))) Powiedział, że mocny to on jest, nie da się zaprzeczyć. Ale warunki pracy w nim urągają wszelkim regułom BHP. Hałas jest podobno nie do zniesienia. Mechanicy żeby się porozumieć muszą do siebie KRZYCZEĆ, a radia słuchać w słuchawkach. Nie wnikam ile jest w tym prawdy a ile wylanej żółci, ale jedno jest pewne – NIKT z mechaniorów sierpeckich nie chce jeździć tym gratem. Bronią się przed nim rękami i nogami :-) Tak jest, Panowie! Walczyć o gagariny, bo gagarin jedyną słuszna lokomotywą jest i basta! :-) Pan Edzio zaprosił mnie następnie z własnej woli na jazdę SUką do Torunia, bo skoro już obejrzałem sobie z kabiny szlak do Nasielska, to – jego (i moim też) zdaniem – powinienem też zaliczyć odcinek w przeciwną stronę. Niestety, z wielkim bólem serca musiałem mu odmówić na wystosowane względem mnie zaproszenie, bo jedyny znany mu termin służby wypadał w środę. A tu na przeszkodzie stoi praca, praca i jeszcze raz praca w Wawie. Obiecaliśmy sobie jednak odbić to w jakiś weekend, po czym rozjechaliśmy się do swoich domów. I tym sympatycznym akcentem kończę i ja tą – tym razem niezbyt długą jak na moje możliwości – relację.
Wasz JSL-kowy skryba z UOP-u ;-)