Wiadomość o śmierci Grzesia Sobali spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. W niedzielę w ogóle nie włączałem komputera, zajęty pracą nad doprowadzeniem garażu do takiego stanu aby mogła zamieszkać tam KIAneczka, nie słyszałem też telefonu z hiobową wieścią do Tomiego. Nie odczytałem tez sms-a, bo bateria zdążyła wcześniej paść. W poniedziałek rano zaparzyłem sobie kawę i czekając aż wyjęte z lodówki wędliny trochę się ogrzeją i włączyłem kompa, aby zobaczyć co tam u znajomych na fejsie. Zazwyczaj nie włączam rano kompa, ale ostatnio w pracy mam taki zapierdziel, że nie mam ani chwili dla siebie. Popijam więc kawkę aż tu nagle pojawia mi się wpis Pedra "Co za fatalny rok - najpierw Łukasz, teraz Grzegorz... :( [']". Rany boskie - już mi się krew w żyłach zamroziła - jakiego Grzegorza??? Niżej wcześniejszy wpis Ufo: "juz zadna impreza nie bedzie taka, jak z Toba. Juz zaden wyjazd na rumuny nie bedzie tak sympatyczny, jak z Toba. Juz nigdy nie bedziemy sie smiali z durnych zartow... Zle sie stalo, Grzegorzu :(". Jeeezu, a więc o Grzesia Sobalę chodzi, bo pamiętałem że chłopaki przez facebooka umawiali się na wyjazd! Jakżeż ja chciałem wtedy do nich dołączyć i pofocić rumuny na Rzeszów - Jasło w takim fajnym towarzystwie. Ale... życie - brak czasu, brak kasy i pomysł zdusiłem w zarodku zanim się w ogóle odezwałem :( Cóż się mogło stać, czyżby znów - po śmierci "Messengera" - kolejny tragiczny wypadek podczas focenia pociągów? Z początku tak pomyślałem, bo gdy wszedłem na WRP i kliknąłem w zdjęcie przedstawiające Grzesia biegnącego torem, w oczy rzucił mi się podpis "... Wałowice", tylko daty nie zauważyłem, a to data zrobienia zdjęcia była (tak jakby to teraz było ważne, swoją drogą). Ale już się zdążył Tomi na GG zgłosić i mi naprostował mętlik w głowie pisząc, że Grześ zginął w wypadku samochodowym pod Elblągiem, w miejscowości Fiszewo. Od razu mi się przypomniało, że przed weekendem Grzegorz cieszył się na wyjazd na Harpagana, czyli - jak sobie później sprawdziłem - bieg terenowy na orientację. Zresztą, tydzień wcześniej pojechał nań, tylko daty mu się pochrzaniły w kalendarzu i w sumie bez potrzeby w drogę się wybrał. Po dotarciu do pracy sprawdziłem, czy nie ma czegoś w internecie o wypadku w Fiszewie. A i owszem, było. Z obszernym materiałem zdjęciowym :-/ Ten sam link zresztą później znalazłem na p.m.k, gdzie Kajtek Orliński, na prośbę brata Grzegorza, zamieścił wiadomość o wypadku. Jak widać na zdjęciach >>> do zdarzenia doszło na łuku i podwójnej linii ciągłej. Nie dawało mi to spokoju, bo nie wierzę, że Grześ mógłby w taki miejscu wyprzedzać, szczególnie że w artykule jest napisane (choć sam będąc w przeszłości pismakiem, mam ograniczone bardzo mocno zaufanie do słowa pisanego - wiem jak to działa i jacy lamerzy potrafią się tym parać), że: "z nieustalonych przyczyn kierujący mercedesem nagle zjechał na przeciwległy pas ruchu wprost pod nadjeżdżającą ciężarówkę". Czyli raczej nie ma mowy o wyprzedzaniu! Wyglada mi na to, że Grześ... zasnął za kółkiem. Tym bardziej, że jak sprawdziłem na stronie organizatora >>> tego całego Harpagana, Grześ zakończył marsz w sobotę o godzinie 5:20 na czwartym punkcie kontrolnym po 8 godzinach i 20 minutach od startu. A jakiś czas potem ruszył w drogę powrotną. Zapewne był zmęczony, czemu trudno się dziwić, i zasnął na prostej aż dojechał do łuku... :((
Cały dzień chodziłem jak struty rozpamiętując naszą krótką znajomość. Zaznajomiliśmy się najpierw internetowo, na fejsie. Przed wyjazdem na kwietniową imprezę Jarka Woźnego z Krzyża do Gniezna poszukiwałem dojazdu do Chojnic już po zakończeniu imprezy. Miałem bowiem zamiar po imprezie przekimać się w Chojnicach, by porannym pociągiem w niedzielę rozpocząć powrót do Warszawy przez Wierzchucin, Laskowice, Toruń, JSL-kę i przez Nasielsk. Ale oczywiście za chińskiego boga ani z Gniezna, ani z Poznania, ani z Bydgoszczy, ani tym bardziej z Krzyża nie było możliwości dotarcia wieczorem do Chojnic, jakimkolwiek (nawet PKS-em czy busem) środkiem transportu! Próbując mi coś doradzić zgłosił się właśnie Grześ na fejsie :) No i doszliśmy w sumie do rozwiązania, że po imprezie wysiadamy w Gnieźnie i pojedziemy razem do Bydgoszczy, skąd ja z moim towarzyszem wycieczki - NadSZYSZKOwnikiem, pojedziemy sobie na nocleg nie do Chojnic, a do Tucholi, bo tam właśnie kończy bieg wieczorny szynobus Arrivy (baaardzo mądrze zresztą, tak jakby te Chojnice były oddalone nie wiadomo jak daleko). Jak ustaliliśmy, tak i zrobiliśmy - poznaliśmy się w realu (nawet na jednym zdjęciu "śpiochów" Grzesiu się załapał ), a w Gnieźnie ruszyliśmy we czterech (stawkę uzupełniał Adam "Badworm" Robaczewski) na miasto uzupełnić płyny i suchy prowiant. Potem jeszcze tylko fast-food przydworcowy i już jedziemy TLK do Bydzi. Tu się rozstajemy. Ale nie na długo, bo już na początku maja widzimy się ponownie na imprezie Towarzystwa Przyjaciół Worków Poliuretanowych z Ty2-953 do Lubska. O ile na imprezie Jarka Woźnego latałem między dolnym pokładem (Piter, MiKulnicz, Wojtek Glass) a górnym (Ufo, Pedro, Andy Samborski, Grzechu Mikosz, Lechu 992, Messenger, Kajtek, Norbert i Grześ Sobala właśnie), o tyle na imprezie parowozowej skład kompanii różnił się zdecydowanie od imprezy dieselowej i tu w węższym gronie kumpli Grześka miałem za plecami, po drugiej stronie kanapy :) Pamiętam na przykład jak podczas jednego z idiotycznych fotostopów in the middle of nowhere wspólnie wieszaliśmy psy na organizatorach za wybór miejscówek, a potem jak Grzechu z Tomim zaczęli dyskusję o parametrach obiektywów i inszych fototechnikaliach - słuchałem ich z rozdziawioną gębą jak świnia grzmotu ;) Poza imprezami kwitnie na fejsie wymiana poglądów na różne tematy, głównie polityczne. Łączy nas wkurzenie na Platformę, acz przy zdawaniu sobie sprawy, że de facto nie ma dla niej realnej alternatywy... Wielkim dla mnie pochlebstwem ze strony Grzesia było zaś to, że po odwiedzinach mego bloga z relacjami, postanowił założyć swój własny! Napisał mi szczerze wprost, że do tej decyzji zainspirowałem go ja właśnie :) Kto by jednak pomyślał, że blog Informatycznego Miłośnika Kolei >>> nie zdąży się powiększyć ponad trzy dodane posty... Dopiero co cieszył się z obronionego tytułu 'magazyniera', wypunktował pięknie pseudoorganizatorów imprezy SKR do Cieszyna, rozwijał fotogalerię Nasza Kolej, i co - i już go z nami nie ma?? Nie mogę się z tym pogodzić, jest mi tak cholernie żal......... :((
Czytam to nieprzerwanie od niemal dziesięciu lat.....brat T.
OdpowiedzUsuńJa też czasami wracam do tego artykułu…tak jak dzisiaj. Grzesiek był moim kolegą z podstawówki . Zawsze uśmiechnięty , pomocny , świetnie się uczył. Niesamowicie błyskotliwy chłopak . Zawsze będzie żal tak pięknego życia. Pamięć o Grześku jest wciąż obecna. Trzymajcie się
OdpowiedzUsuń