27 czerwca 2014

Trzy dni na objazdach A.D. 2014

Co jakiś czas mam w zwyczaju przeglądać na stronie internetowej PKP PLK harmonogram zamknięć torowych pod kątem zaplanowanych prac na liniach 27 i 33. A to dlatego, że jak chodzi o zamknięcia między Płockiem a Kutnem, oznaczają one zazwyczaj objazdy na JSL. W ostatnich latach stało się to nową świecką tradycją, toteż nie zdziwiłem się gdy jeszcze we wrześniu 2013 r. w Harmonogramie odnalazłem zaplanowane na 5-12 maja zamknięcie całodobowe między Gostyninem a Łąckiem z powodu naprawy dwóch przejazdów. Bliżej końca kwietnia sprawdziłem w aktualnym na 20 grudnia Harmonogramie, że powyższy termin jest nieaktualny, natomiast najbliższe zamknięcie wyznaczono na 23.VI-7.VII na okoliczność budowy wiaduktu drogowego między Płockiem a Radziwiem. Jeszcze później także i ten termin uległ przesunięciu i ostatecznie stanęło na tym, że objazdy potrwają od 16 do 29 czerwca. Tym razem jednak postanowiłem nie lecieć od razu jak kot z pęcherzem na pierwsze dni objazdów, lecz odczekać gdzieś tak z tydzień, poczytać w tym czasie posty kolegów na facebookowej grupie JSL, powyciągać pewne wnioski (o ile takie się nasuną) i dopiero jechać. Z doniesień kolegów wynikało, że tak jak w poprzednich latach na szlaku dominują te same lokomotywy - orlenowskie "Czerwone Październiki" (M62) z tamarami, CTL-owski czarny gagarin R008 i któryś tam rumun jeżdżące w tandemach z lokomotywami wspomagającymi SM42 i SM48, zaś z Cargo przede wszystkim "Lodówy" - zmodernizowane ST44 w niebieskim malowaniu. Rodzyneczkiem był tylko "Pomnik" (ST44-2023), lecz ten wykonywał głównie pracę na mniej mnie interesującym szlaku Płock - Sierpc. Także w sumie nie było się na co napalać. Noo, z jednym wyjątkiem - pewnego dnia z Inowrocławia do Torunia przyjechał ze składem dwusuwowy ST44-1056 i zrodziła się nadzieja, że może podejmie pracę na JSL. Ostatecznie jednak nic z tego nie wyszło :( Niemniej jednak postanowiłem wybrać się na szlak i to na 3 dni. Miałem zamiar pobiwakować jak za młodych lat, jednak nie bardzo uśmiechało mi się rozstawiać namiot gdzieś w miejscu przypadkowym koło toru. Paradoksalnie, uważam że biwakowanie na dziko w pojedynkę w Polsce może być bardziej niebezpieczne niż na odludnym stepie w Kazachstanie na przykład. Tam raczej małe są szanse natknięcia się na podpitą bandę łobuzów czy kłusowników w lesie. Tak więc wymyśliłem sobie, że znajdę jakąś leśniczówkę i tak ugadam leśniczego, by pozwolił rozbić namiot. W GoogleMaps znalazłem miejscówkę wręcz idealną - we wsi Brzozówka stoi sobie leśniczówka ;-) tuż przy torze (no, gdzieś tak z 80 metrów od linii). Na stronie Lasów Państwowych znalazłem numer telefonu. Swoją drogą, nie myślałem, że Lasy stworzyły portal z myślą o turystach (CzasWLas się nazywa), gdzie wyszczególnione są wszyściutkie miejsca parkingowe, biwakowe i stworzone z myślą o rozpaleniu ogniska - to tak na marginesie. Problem z Brzozówką polegał jednak na tym, że za chińskiego boga nie mogłem się dodzwonić przez 3 dni. W końcu dałem za wygraną i stwierdziłem, że po prostu pogadam jak przybędę na miejsce i jak się leśniczy zgodzi to spoko, a jak nie - to do wypróbowanej miejscówki noclegowej w Twierdzy Toruń też będzie blisko. Wyjazd zaplanowałem na środę 25 czerwca. Dwa dni wcześniej nawiązał ze mną kontakt Rafał Spychała, z którym umówiłem się na nocne zdjęcia pociągów i gwiazd. Także kwestia pierwszego noclegu rozwiązała się sama, bowiem Rafał ma znajomego leśniczego w Puszczy Bydgoskiej, który zgodził się byśmy rozbili namiot :) No to w drogę!

DZIEŃ 1 - środa 25 czerwca

Postanowiłem nie zrywać się jakoś o wariackiej godzinie w środku nocy, tylko wyjechać wczesnym rankiem tak by zameldować się w Nasielsku około godz. 7. Wtedy to bowiem szynobus z Sierpca zwalnia szlak i do około 9:40 jest otwarte okienko dla przejazdu towara. Na miejsce dotarłem jednak nieco później niżbym chciał a to ze względu na przebudowę ulicy Żołnierskiej na wyjeździe z Rembertowa, którą to wylotówkę z Warszawy WRESZCIE postanowiono poszerzyć do więcej niż 1 pasa w każdą stronę. Nawet tak wcześniej zdążył się już jednak utworzyć korek, za sprawą czego w Nasielsku pojawiłem się kilkanaście minut przed 8. Jednak nie ma tego złego, bo oto gdy wjeżdżałem na stację od strony Chrcynna oczom mym pięknym ;-) ukazała się EP09-046 (jedyna w starym malowaniu) stojąca w peronach z pociągiem. Ha, ale fart! Po chwili ruszyła, a ja dziabnąłem ją z miejsca, gdzie do niedawna stała stara nastawnia dysponująca. Dobry znak, pomyślałem sobie. Nic innego na stacji nie było, więc ruszyłem co prędzej w stronę Sierpca. W Płońsku obowiązkowa rundka po placu ładunkowym i dzida dalej do Raciąża. A w Raciążu niespodzianka - gagarin RailPolska! Na Wschodniej JSL jeszczem tego przewoźnika nie widział (na Zachodniej tak). Na haku lokomotywy sznurek beczek PKN Orlen - to niezawodny znak, że lokomotywa RailPolska jest tylko dzierżawiona. I nie dziwota, skoro petrochemia jakiś czas temu pocięła sporo własnych wysłużonych gagarinów. A ten tutaj oznaczony M62M-014 to w zasadzie nowa lokomotywa, o czym przekonują dwie tabliczki firmowe przymocowane na burcie - jedna to stara z Ługańska z rokiem produkcji 1976, a pod nią nieco mniejsza, na której wybito napis: "Zakład Taboru Kolejowego we Włosienicy", numer lokomotywy i rok produkcji 2010. Gagarin mruczał sobie, więc chyba niezbyt długo stał czekając na zwolnienie szlaku przez szynobus z Sierpca. Możliwe że zwiał z Nasielska po 6:52. A tak swoją drogą to zawsze mnie zastanawiało czemu maszyniści (a przynajmniej znakomita większość z nich) nie wygasza lokomotywy gdy wie, że na kontynuację jazdy przyjdzie im poczekać powiedzmy z godzinę? Jeszcze przy starych trupach PKP to mogę zrozumieć - obawa czy odpali ponownie, względnie zimową porą podtrzymanie nawiewu ciepłego powietrza. Ale w tym przypadku? Przy prawie nowej lokomotywie i bardzo przyjemnej temperaturze na dworze? Nie rozumiem tego... No, ale nie moje zmartwienie. Natomiast jak najbardziej moim zmartwieniem było wymyślenie jakiegoś motywu. Jest to o tyle niełatwa sprawa, że podczas dziesiątek wycieczek obfotografowałem już chyba wszystko ;-) na tym odcinku JSL-k. Niemniej szynobusa postanowiłem dziabnąć za Koziebrodami (patrząc z perspektywy podróżnych) z bocianim gniazdem na słupie energetycznym. Oczywiście jak się kokosiłem obierając możliwie najlepszy kadr to słońce świeciło grzejąc niemiłosiernie, a jak szynobusik SA135-017 nadjechał - to zaszło za chmurkę, aczkolwiek przyznać muszę że blueskaju nie było, chmur było całkiem sporo. Ale naturalnie zaraz po jego przejeździe wyszło z powrotem, wrrrr! Wiedząc, że towar ruszy zaraz po wjeździe Pesy na stację (mechanik dopytywał się dyżurnego przez radio, o której będzie mógł odjechać) postanowiłem nieznacznie tylko zmienić miejscówkę. Podjechałem tuż przed przystanek w Koziebrodach z zamiarem uskutecznienia jakiejś rzeźby w gównie ;-) Pomysł sam wpadł mi do głowy, gdy polną dróżką wzdłuż torów przejechałem po linią energetyczną. Stojący na polu słup tejże to taki betonowy dwójnóg z wielkimi dziurami dla łatwej wspinaczki. No więc wdrapałem się gdzieś tak do połowy jego wysokości jak tylko uznałem, że dźwięk nadjeżdżającego towara jest już na tyle donośny, że nie będę musiał zbyt długo wisieć u góry, co by mi kończyny nie ścierpły :-D