6 października 2011

"Brudna Helena" znów w Warszawie

Siedzę sobie w pracy, konkretnie w biurze na Ochocie, a tu mi nagle wpada przez otwarte okno dźwięk... gwiżdżącego parowozu! W pierwszej chwili kompletne zaskoczenie (jakże miłe), ale już ułamek sekundy później przypomniało mi się, że przecież dzień wcześniej Tomi zapowiedział przyjazd "Pięknej Heleny" do Warszawy. A ja bez aparatu - istny dramat! :( To już druga wizyta Peemy w stolicy na przestrzeni niespełna trzech tygodni. W połowie września parowóz przybył na Dni Transportu Publicznego, zaś teraz - na 80-lecie M(a)uz(ol)eum Koolejnictwa. Cały dzień aż mnie skręcało, gdyż zawalony robotą nie mogłem za chińskiego boga wyskoczyć na Główną choćby na chwilę, mimo że w linii prostej firmę gdzie pracuję dzieli od dawnego dworca jakieś 600-700 metrów. A ta co i rusz gwiżdże jakby mnie przyzywała do siebie ;-) W końcu 17 i fajrant, więc lecę w te pędy na dworzec. Zaszedłem od strony peronów gdzie kiedyś pocztę ładowano do ambulansów. JEEEEST! Stoi sobie bliżej wyjścia z muzem na ekspozycję na wolnym powietrzu. Ludzi prawie wcale... Dosłownie na palcach jednej, w porywach dwóch rąk, mogę policzyć oglądających parowóz - przeważnie dziadków z wnuczkami. Od razu widać, że wizyta parowozu nie była zupełnie nagłośniona w mainstreamowych mediach. Dopiero po południu na stronach "Rzepy" i "Superexpressu" pojawiły się artykuliki napisane po fakcie. Na stronie warszawskiego ratusza z kolei piszą, że parowóz podziwiać można jeszcze tylko w piątek. Zaraz, znaczy że w weekend - gdy ludzie mają wolny czas od pracy i mogą go poświęcić na zabranie dzieci do muzeum - parowozu już nie będzie?? Jeśli tak, to gratulacje dla włodarzy placówki. Obiema rękami podpisuję się za likwidacją tego pierdolnika! Dla kogo to działa w takim razie w ogóle - emerytowanych kolejarzy coby sobie z wnusiem przyszli powspominać stare "dobre" (komunistyczne) czasy? I jeszcze jakby tego było mało, wstęp jest wolny, bezpłatny! Czyli instytucja charytatywna, tak? Sprowadzenie parowozu prawie 400 km stąd nic nie kosztuje, nie warto pokryć choćby ułamka kosztów, w imię zasad? Ufff, się wzburzyłem ;) Na osłodę pozostaje widok sapiącego parowozu z Pałacem Stalina w tle i rosnącego przed nim apartamentowca na Złotej 44. Wszystko ładnie pięknie, ale i typowo po polsku - już podczas poprzedniej wizyty Peema była po prostu... brudna. W ciągu tych trzech tygodni nie umyła się po robocie ani razu - walczak, układ biegowy, tender usyfione tak że można zdrapywać warstwę brudu. Dlaczego jak na paradę do Wolsztyna przyjeżdżają Niemcy to ich parowozy mogą lśnić świeżo wyropowane? A tu chluba Muzeum Kolejnictwa (parowóz jest jego własnością) przyjeżdża do stolicy uwalony sadzą z kilku miesięcy pracy chyba :( Tak czy siak, zawsze to miło zobaczyć czynny parowóz w Warszawie i posłuchać wydawanych przezeń dźwięków - od cichego postękiwania sprężarki, poprzez jednostajny syk pary wydobywającej się z różnych szczelin i szczelinek poprzez roznoszący się od czasu do czasu nad centrum Warszawy RYK gwizdawki :)) Uzupełnianie wody w tendrze odbywa się za pomocą najzwyczajniejszego szlauchu ogrodowego podłączonego do kranu. Dobrze że nie wiadrem hehehe. Pstryknąłem fotki komórką (wrrr...) a jutro też pójdę ją sobie obejrzeć, tylko tym razem postaram się nie zapomnieć o aparacie.
PS. Nie zapomniałem, ale na nic mi się nie przydał, gdyż parowóz odjechał duuużo wcześniej niż było to zapowiedziane na stronie Mauzoleum! Miał odjechać na Odolany o 18.30, tymczasem nie było go na pewno już o 16:40, kiedy to z "radosną" informacją zadzwonił do mnie Kacper Mościcki. Brawo, wy stare muzealne pierniki - tak się buduje wiarygodność w oczach społeczeństwa... Ręce opadają!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wal śmiało!