9 stycznia 2005

Rolujący rumun i mocarny gagarin

Nawet nie nastawiałem budzika, bo i tak wiedziałem, że dręczący mnie głód pstrykania kolejowych fotek nie da mi w niedzielę pospać. Tak też się i stało – wewnętrzny zegar kazał obudzić się Ciemną ;-) jeszcze nocą i wygonił z domu na tory. Pytanie tylko dokąd – celu bowiem podróży nie miałem kładąc się w sobotę spać! Wstępna zaledwie selekcja zakładała trzy warianty: Skierniewice i prywatne brutta, Tłuszcz z nadziejami na jamnika lub S200 tudzież JSL-ka z całym dobrodziejstwem inwentarza :-) Zdecydować się jakoś nie mogłem – i tu korciło, i tam swędziało jechać. Postanowiłem nie bić się z myślami i odłożyć to na pobudkę. Jak się zapewne domyślacie, decyzję podjąłem Jedynie Słuszną ;-) Uznałem bowiem, że na pierwszą wycieczkę w nowym roku z urzędu należy się wybrać do Mekki, by zafarcić resztę roku. Sprawdziłem jeszcze tylko prognozę pogody na ICM-ie. Według niej, pierwsza połowa dnia miała przynieść słońce, a wczesnym popołudniem miało się skiepścić. Uznałem, że to mnie zadowala, bo i tak towary jeżdżą rano. A przynajmniej jeździły w poprzednim rozkładzie. To zresztą też trzeba było sprawdzić czy do jakichś zmian aby nie doszło. Przed godziną 10 zameldowałem się w Sierpcu. Na żeberku kilka pustych Gags-ów, natomiast nieopodal „środkowej” nastawni niespodzianka – dwa połączone Bohuny. Już wiedziałem, że wieczorna sesja przyniesie mi zdjęcia składu, jakiego do tej pory zrobić nie miałem okazji. Lokomotywę (konkretnie SP42-010 >>) z jednym Bohunem już strzelałem, ale z dwoma jeszcze nie. Kwestią było jaka to tym razie będzie maszynka? Wolałem by była to SUka. Nawiedziłem więc szopę by się przekonać co tam stoi i tu totalny opad kopary. Kolejny bonusik ALE JAKI!! Z daleka już widziałem, że stoją SU45, SM42 i gagarin ale ten ostatni w jakichś innych barwach (nie chwaląc się nadmienię, że sierpeckie gagariny rozpoznaję z daleka po kolorach :))) A ten jakiś dziwny… Podjeżdżam więc bliżej i oczami jak młyńskie koła odczytuję ST44-700 Zakład Taboru Białystok!!!!! O ja walę – czyżby początek końca rumuńskiej zarazy?? OBY!!! Po Suwałkach, Gdyni i Zajączkowie Tczewskim kolejna szopa może wyzdrowieje! :) Słoneczko pięknie przyświecało no to go sfociłem, po czym ruszyłem do Lipna, gdzie według planu o 10:52 miał pojawić się towar TLJS 51870 z Torunia Towarowego TRB. Postanowiłem sprawdzić czy da się zrobić fotkę z semaforem wjazdowym do Lipna od strony Sierpca. W lecie się nie dało, bo krzaczory w okresie wegetacji skutecznie zasłaniały liśćmi motyw na łuczek mimo, że stało się na niewielkiej górce. Tym razem nie dość, że były bezlistne, to jeszcze… wykarczowane, co pięknie odsłaniając panoramę na semafor w łuczku i resztę stacji :) Nie pozostało mi więc nic innego jak tylko czekać i marznąć na zimnym wietrze. Na szczęście nie musiałem długo, bo wkrótce podniosło się ramię semafora wyjazdowego a dyżurny wywołał przez radio towara pytając czy ma już podawać wjazd. Padła odpowiedź, że „tak” dając mi tym sygnał, żeby wychynąć zza pnia drzewa służącego za mizerny parawan i ustawić się w konkretnym miejscu. Po chwili dało się słyszeć Rp1 – pociąg zbliżał się do przejazdu przed stacją. Niestety sygnał był cieniutki, znaczy się jedzie rumuńska pierdziawa :( Rumun czy nie, ale to w końcu JSL-ka i trzeba focić :) Jechał ST43-201, którego do tej pory nie fociłem, mimo że raz już go z pociągiem widziałem (była niepogoda i wówczas focił tylko Jeżyk). Potem sprint do kosiarki i dzida do Skępego. Tu też ustawiłem się przy semaforze wjazdowym od strony Sierpca, ale miejsce jest znacznie gorsze krajobrazowo – tor prosty jak w mordę strzelił, a na dodatek stać trzeba na nasypie, więc mało składu widać. O ile w Lipnie skład się wlókł niemiłosiernie, o tyle tu zapodawał całkiem zdrowo. Jest to o tyle dziwne, że – jak się później okazało – powinien był zwolnić do 20 km/h! Ktoś tu o czymś zapomniał… Ja zaś znów biegiem do jeździdełka i w drogę do Sierpca. Ustawiłem się przy semaforach wjazdowych z kierunków Torunia i Brodnicy licząc, że może dyżurny wpuści go na bok. Ten jednak nie palił się podać jakikolwiek wjazd, natomiast kazał Rumunowi zwolnić, bo najpierw przyjmie TMZS 15481 z Płocka „na [tor] szósty”. Rumuński bałagan był już jednak zbyt blisko by ot tak sobie zwolnić i doturlać się w oczekiwaniu na wjazd. Musiał ostro hamować, by nie przerżnąć semafora! Ja z dużą ciekawością obserwowałem natomiast kierowców przejeżdżających przez przejazd. Zazwyczaj przecież nikt się nie patrzy czy pociąg jedzie, tym razem jednak dostawali niezłego kopa w dupę jak stwierdzali, że tuż z boku mają lokomotywę hehehe :) W międzyczasie wjechał towar z Płocka (czego nie widziałem, bo mi nastawnia wykonawcza przeszkadzała) i Rumun dostał wjazd na wprost, na „jedynkę”, jak zaskrzeczało radio. Ale tu zaczęły się „schody” hihi. Rumun silił się i prężył, ale zamiast do przodu zaczął jechać… do tyłu!! Po prostu rumuński badziew jest tak beznadziejną lokomotywą, że po wyluzowaniu składu nie był w stanie go pociągnąć, lecz rolował będąc ściąganym przez wagony w dół w stronę mostu nad Skrwą. Fakt, że skład liczył 46 wagonów, ale to przecież w większości PRÓŻNE beczki (poza nimi miał też dwie platformy z workami cementu i 6 gruszek na końcu, ale nie wiem czy ładownych czy próżnych). Mechanik dał sobie trzy próby – wszak „do trzech razy sztuka”, ale oczywiście zakończyły się one niepowodzeniem. Wezwał więc przez radio pomoc, słyszałem w jego głosie wyraźne wkurwienie z faktu, że taki złom nadszarpuje jego zawodową dumę. Nastawniczy widząc z okna nastawni co się dzieje i po wołaniu pomocy zawezwał lokomotywę od brutta z Płocka by się odłączyła od składu i podjechała pomóc. To oczywiście wywołało z kolei złość u tamtego mechanika więc wywiązał się mniej więcej taki dialog:
- kurwa, to mam się teraz odłączać? Nie możecie tego Gagarina luzaka sobie wziąć?
- to lokomotywa dyspozytora, zanim go odpalą i przemanewrują to ile czasu stracimy? Odłączcie się i podjedźcie no tu!
- dobra, kurrrr… – rzucił mech takim głosem, że jakby gadał przez telefon, niechybnie skończyłaby się konwersacja rzuceniem słuchawki z trzaskiem na widełki :)
Zamknięte zostały szlabany i po chwili zza nastawni wychynął nie kto inny jak mój najulubieńszy ST44-1109 – juuupppiii :)))
 Zahaczył się o rumuna i nie czekając nawet na podanie semafora poooooszedł jak gdyby to była piłeczka nie stal, nie ciężka maszyna, zziajana, zdyszana, lecz fraszka, igraszka, zabawka blaszana :))) Ależ to był pokaz mocy, ja nie mogę… On po prostu wziął i pociągnął – żadnego rolowania, żadnego kunktatorstwa, żadnego problemu!! Zrobił co do niego należało i nawet się specjalnie nie wysilił – z tłumika nie poszedł większy dym :) Taki skład dla Gagarina to jak dla byka kartofel po prostu! Wyższość nad rumuńskim barachłem została dobitnie potwierdzona, koniec kropka :) Podciągnął go do semafora drogowskazowego (czy jak on się tam nazywa, ten pośrodku stacji w każdym razie) i się odhaczył. Widać, że złość mechanika z Gagarina była wielka, bo ruszył z kopyta na drugą głowicę, gdzie zmienił tor, potem śmignął na przeciwległą, tu znowu zmienił tor i podłączył z powrotem do swojego składu. Tymczasem rumuński grat powlókł się już o własnych siłach dalej do Płocka. A ja latałem z aparatem jak ten kot z pęcherzem wszystko to pilnie cykając :) Uproszczona próba hamulca była tradycyjnie baaardzo uproszczona – kopniak w pierwsze koło wagonu i jedziemy, nie stoimy tylko zasuwamy, bo rozkład goni! :) Gagarin dostał wyjazd z boku, mechanik szybko wchodził na kolejne pozycje, skutkiem czego lok minął mnie z pięknym gwizdem turbosprężarek uhmm najpiękniejsza muzyka świata! Skład nie był długi – raptem 27 wagonów – brązowe beki + węglarka ochronna na przedzie, a z tyłu próżny Gags (z otwartymi drzwiami, gdyby to było lato to…). No ale jest rzekomo zima, więc udałem się czym prędzej do samochodzika i rura za nim. Mknąc do Skępego zdałem telefoniczne sprawozdanie Jeżykowi i Lechowi. A propos pana Marka, szkoda, że nie zadzwoniłem doń w sobotę. Tak to bym się dowiedział, że wrócił już z Zakopanego i mógłby jechać ze mną :(  No ale kto mógł przypuszczać, że skrócą z Gosią weekend…? W Skępem podjechałem w okolice semafora wjazdowego, a ostatnich kilkadziesiąt metrów pokonałem z buta po nasypie. Liczyłem, że semafor zostanie „podany”, bo pora dnia była jeszcze wczesna toteż stacja działała. I tak się stało – dyżurny wywoławszy 15481 ustawił mu przelot oraz – czego wcześniej nie zrobił w przypadku Rumuna – przypomniał o zmniejszeniu prędkości na przejeździe do 20 km/h dyktując nawet stosowny rozkaz na okoliczność uszkodzenia urządzenia SSP. Mnie w to graj, bo zbliżając się do semafora gagar znów nabierał prędkości nieznacznie dymiąc i gwiżdżąc sprężarkami :) A propos dymku – widać, że gagarek jest wyregulowany jak się patrzy. Dobry przykład idzie od prywaciarzy – gagariny Lotosu też mnie pióropuszami dymu nie zachwycają, ale za to wiem, że brak czarnego dymu to dla 1109 wróżba długiej jeszcze służby ku mej uciesze :) Powodzenie przy obstrzelaniu semafora w Skępem zachęciło mnie do powtórzenia zabiegu w Lipnie. Wprawdzie tam już miałem fotę SUki z Bipą przy wjazdowym, ale nie byłem nią jakoś specjalnie usatysfakcjonowany. Poza tym, teraz został odkrzaczony, więc widać znacznie więcej składu za nim na łuczku. Jakimś cudem zdążyłem na minutkę przez pociągiem, akurat wskoczyłem na kozioł oporowy i zaraz się pojawił. Aha, między Skępem a Lipnem wjechałem w strefę chmur (zgodnie z prognozami ICM-u po południu pogoda zaczęła się kaszanić). Niemniej jednak, akurat gdy przyszło robić zdjęcie, mignął ostatni tego dnia promyczek słońca :) Fotka więc cyyyk i jedziemy dalej, do Czernikowa. Tu na peronie zacząłem kombinować żeby zrobić zdjęcie tak by było widać korbę od szlabanów (ponoć jedna z bodajże ośmiu w Polsce stojących na peronie). Łaziłem, szukałem miejsca, ale ni kuta nie mogłem się z kadru pozbyć jednej latarni, a właściwie jej dolnej połówki. Postanowiłem więc „schować” ją jakoś w krzakach w tle. Gdy to się udało stwierdziłem, że mnóstwo peronowego betonu gołego widać… Na szczęście za chwilę jakieś dwie małolaty przyszły i siadły na ławeczce pod dworcem obserwując moje poczynania. Po kilku minutach jednak zafrapował dzieci łoskot zbliżającego się pociągu, więc poderwały się i zaczęły go wyglądać. Robiły to tak by nie wejść mi w kadr, co zapisuję im na plus jako oznakę dobrego wychowania :) Tyle, że mnie właśnie zależało by się w ten goły beton wpakowały! No to je zachęciłem, by się nie krępowały. Dostawszy permisję podeszły do krawędzi peronu, ale ustawiły się jak do rodzinnego zdjęcia, czyli twarzą do fotografa i wyprostowane jakby kij połknęły. Uśmiałem się pod wąsem i poprosiłem by się na pociąg, a nie na mnie patrzyły. Tak też uczyniły, skutkiem czego będzie obyczajowa fota z „motywem ludzkim” i Gagarinem wjeżdżającym powolutku na bok. Hmmm… ciekawe dlaczego na bok skoro jest godzina 13:40, a najbliższy pociąg osobowy ma być dopiero za trzy godziny. Albo więc towar, albo jakaś drezyna, albo... ST44-1110 luzem wracający do Sierpca. O luuudzie, w obecnych czasach wcale nie tak łatwo uchwycić dwa gagariny w ruchu, toteż susami pokonałem zeschłe zielicho na nieużywanych torach i dziabnąłem w siąpiącym już deszczyku fotkę zbliżającego się luzaka oraz ruszającego powoli 1109. Zwracam uwagę, że numerki loków następują po sobie, aczkolwiek 1110 na numerek „przyszywany” :) Potem prędko prędko pod semafor wyjazdowy i kolejna fotka brutta wyjeżdżającego z boku. I to już była ostatnia dzienna fotka. Wprawdzie podjechałem jeszcze do Dobrzejewic licząc, że się może przejaśni (jak to w październiku się stało), ale nic z tego. Stanąłem więc tylko przy przejeździe jakiejś tam drogi gruntowej i delektowałem się widokiem gagara dymającego po jasnej długiej prostej. Mechanik podniósł się z fotela i roześmiany cały uczynił rękami taki gest jakby chciał powiedzieć „no, czemu nie robisz zdjęcia?”. Ja się tylko uśmiechnąłem i pomachałem przyjaźnie na pożegnanie, popatrzyłem jak wjeżdża do lasu i niknie za zakrętem. Potem kilkaset metrów offroadu polną drogą wzdłuż toru do asfaltu i powoli można wracać do Sierpca. Nie mając jednak cegły (nie kupuje w tym roku) podjechałem do Lipna sprawdzić rozkład osobówek. Drzwi do poczekali i kasy zamknięte, ale widzę przez okno, że komputer stoi. Natomiast na szybie nastawni jest przyklejona kartka z godzinami przy-/odjazdów. Czytam więc i próbuję zapamiętać, co zauważył dyżurny z wyglądu już mi wcześniej znany. Pamiętałem go jako strasznego gadułę :) Otworzył okienko i zaskoczył mnie tekstem: „dzień dobry panu, w czym mogę panu pomóc?” Kurde, gdzie ja jestem – czyżby w normalnym jakimś kraju? A może PKP uległo likwidacji i wszedł na jego miejsce prywatny przewoźnik dbający o klienta? :)) Otrząsnąłem się szybko z szoku i pogadaliśmy trochę. Mówię mu jaki ciekawy przypadek z Rumunem widziałem. Chyba i on sobie mnie przypomniał, bo szybko mu się język rozwiązał. Dał cynk, że w grudniu trzy osoby w Raciążu robotę straciły, bo w nocy złodzieje wymontowali jakąś tam część rozjazdu i następnego dnia lokomotywa się tam wykoleiła. Na szczęście niegroźnie. Przyjechał ktoś z podnośnikiem i ją wkoleili, niemniej jednak trzy etaty się zwolniły... Zaraz też dowiedziałem się, że kasa jednak funkcjonuje, bo dyżurny jest też bileterem. Przeprosił mnie mówiąc, że „muszę na chwilę iść, bo mi się tam ktoś do kasy dobija”. Uznałem więc rozmowę za zakończoną i pojechałem do Skępego sprawdzić czy tam też do kasy trzeba się dobijać. Okazuje się, że nie. Dworzec jest otwarty i co najciekawsze – wnętrze przywitało mnie rozleniwiającym ciepełkiem! :) Na dodatek było czysto i schludnie, ściany odmalowane i zero bazgrołów autorstwa śmietanki tutejszej młodzieży. To na pewno kasa ajencyjna jest ;) Podniesiony tym faktem na duchu wróciłem do Sierpca na wieczorną sesję SU45-170 z Bohunami. Akurat trafiłem na jej manewry jak ruszała spod szopy. Gagariny 700 i 1110 zdążyły się już przestawić na inny tor, a ona zbliżała się do wajch. Potem cofnęła pod wagony. Ciekawie wyglądało sprzęganie lokomotywy z nimi. Otóż podjechała ona do nich i puknęła je zderzakami. Wydawało się, że delikatnie, ale jednak na tyle mocno, że jej odjechały na około 2 metry. Wysiadł więc pomocnik złapał za hak SUki i krzyknął do mechanika żeby podciągał. Ten wszedł więc na pierwszą pozycję i lok delikatnie ruszył. Wyglądało jednak to tak jakby pomocnik ciągnął lokomotywę hihihi :) Ciekawe co na to przepisy BHP... W każdym razie pomocnik sprawnie założył sprzęg i choć tym razem lok też puknął w wagony to już nie odjechały ;) Przez następne pół godziny nic się nie działo jeśli nie liczyć grzania składu. Na około kwadrans przed odjazdem pociąg podstawił się w perony, ja zaś ruszyłem ze statywem na łowy. Strzeliłem go z dworcem w tle z 50 mm i trelemorele, potem jeszcze z dalszego planu (spod środkowej nastawni). Punktualnie o 16:24 pociąg ruszył z kopyta zostawiając stację spowitą w dieslowskim dymie. Mechanik odkręcił bowiem kierat zdrowo patrząc przez okno bacznie na mnie czy podziwiam jego wyczyny :) Pomachałem więc, że owszem widzę przedstawienie, on zatrąbił donośnie obwieszczając, że czas już mi kończyć kolejową niedzielę i pora wracać do domu.