11 kwietnia 2014

"Pomnik" z kontenerami do Izraela

Ponieważ powrót z pierwszej tegorocznej wycieczki zagranicznej (do Oslo) wypadał w czwartek, postanowiłem nie wracać do pracy na ostatni dzień roboczy tylko wykorzystać piątek na swoje przyjemności. A co może być przyjemniejszego niż spędzenie wolnego dnia na Jedynie Słusznej Linii? :) Szczególnie gdy wokół zrobiło się już zielono niczym w maju, bo wiosna w tym roku wybuchła nadspodziewanie wcześnie, w marcu. Piękne okoliczności przyrody oraz codzienne doniesienia kolegów na facebookowej grupie JSL o kursujących ‘tadeuszach’ z cukrem trzcinowym do oczyszczenia w Glinojecku sprawiły, że miałem iście wilczy apetyt na foty. Toteż przebywając jeszcze w chłodnej norweskiej stolicy zacząłem ciepło myśleć o pierwszym pozimowym wyjeździe do Raciąża, Sierpca, a jak by dobrze poszło to i jeszcze dalej. Z wymiany komentarzy na ‘fejsie’ wyczułem, że do współudziału chętny byłby Marcin Purc, co mnie bardzo ucieszyło, ponieważ po pierwsze to bardzo fajny gość, a po drugie jeszcze nie był na JSL. Towarzystwo ‘pierworazdnika’ zawsze zapewniało jakąś szczególną atrakcję. Nie inaczej było i tym razem, ale nie uprzedzajmy faktów… ;-) Ojczyzna w dniu powrotu powitała mnie… gradem, no to - mówię - wielce „zachęcająca” do wyjazdu pogoda, nie ma co. Według prognoz następny dzień miał być lepszy, ale o bluskaju nie było mowy. Wieczorem objawił się kolejny ‘demotywator’. Otóż, gdy jechałem na Okęcie po odbiór Justynki z lotniska (wracaliśmy osobno - ja rano, ona późnym wieczorem), tradycyjnie zajechałem zobaczyć co tam słychać na torach. No i trafiłem akurat na odjazd zielonego zbója 949 z węglarzem do Jeziornej (oczywiście aparatu nie wziąłem, bo po co – przecież nie ma opcji żebym napotkał Gagarina, a już na pewno nie zielonego…). Demotywacja polegała na zasianiu ziarna wątpliwości, czy jechać 150 km do Sierpca mając 99% pewność na niespotkanie pracującego jedynego „dziadka” 2023 zwanego pieszczotliwie Pomnikiem (od swej nieruchawości), czy pokręcić się po Warszawie za na pewno będącym na chodzie 949? Ostateczną decyzję postanowiłem uzależnić od pogody w piątkowy ranek. Nawet nie nastawiałem budzika na dziką porę, bo musiałem odespać czwartkową pobudkę o 4 rano żeby zdążyć na samolot, a ponadto „trzcina” (chociaż to żadna trzcina sensu stricte tylko cukier, ale utarło się mówić o ładunku per „trzcina” właśnie) też nie jeździ bardzo rano, lecz wyjeżdża z Torunia dopiero około południa. W każdym razie otworzyłem oczy po 8 i pierwsze co zobaczyłem przez okno dachowe w sypialni to… błękitne niebo :) Decyzja podjęta w ułamku sekundy – kierunek JSL! Szybka wymiana sms-ów z Marcinem, który postanawia dołączyć, więc trzeba zagęszczać ruchy. Całe szczęście, że się zdecydował, bo gdyby nie to, to nie wiem, czy bym się jednak nie rozmyślił. Zanim bowiem wypiłem kawę, wyprowadziłem psy, zjadłem śniadanie i wziąłem prysznic, niebo zdążyło zaciągnąć się chmurami. Wprawdzie cirrostratusami, rodzajem chmur wysokiego piętra, z których nie ma prawa padać, ale jednak odcinającymi skutecznie dostęp promieniom słonecznym :( Stwierdziłem jednak, że już nie będę zmieniał planów, szczególnie że Marcin wcześniej dokonał korekt swojego rozkładu dnia pod nasz wyjazd. Co ma być to będzie – JEDZIEMY! Rzuciłem jeszcze tylko zapytanie na facebookową grupę, czy ktoś nie słyszał aby jakichś zapowiedzi a propos piątkowego ruchu na JSL, i już można było ruszać.  Pozostało jeszcze tylko odstawić Justynkę do pracy (ja wykorzystuję jeszcze zeszłoroczny urlop) i już jadę na Bielany po kompana. Ponieważ stąd na Radiowo jest tylko rzut beretem, postanowiliśmy zajechać na hutniczą stację zobaczyć, czy coś (np. 949…) nie sposobi się do odjazdu do Warszawy Głównej Towarowej. Ale stały tylko próżne niebieskie węglarki Cargo. Także nie tracąc więcej czasu ruszyłem z kopyta do Płońska. Tam zajechałem na plac ładunkowy przy stacji celem odprawienia zapewniającego szczęście rytuału – polegającego właśnie na objechaniu owego placu choćby nie było żadnego wagonu w zasięgu wzroku. Po prostu taki zwyczaj, że trzeba zajechać, bo inaczej się nie poszczęści ;-) Nie raz się przekonywałem, że bez odwiedzin zaplecza płońskiej stacji, resztę dnia od razu można spisać na straty. Zapomniałem jednak zapuścić żurawia na bocznicę PRDM-u celem przekonania się, czy były nań wagony owej zdawki. Ale to nic, to się nie wlicza do rytuału :-D A zresztą, jeśli miały gdzieś wjechać to właśnie tam, bo na tory przy głównym placu ładunkowym byłoby to raczej mało prawdopodobne ze względu na coraz śmielej porastające je krzaki a nawet niewielkie drzewka :( Dalsza droga do Raciąża upłynęła dość szybko, szczególnie że im bliżej jestem celu tym zwykle przyspieszam swą jazdę, jakby nie mogąc doczekać się tak znajomego i lubianego widoku. W końcu wjeżdżamy do Raciąża, jedziemy powoli wzdłuż torów jakby budując napięcie – będzie coś, czy nic nie ma…? JEEEEEST!!! Stoi ST44-2023 uśpiony niedaleko nastawni dysponującej, wygrzewając się w słoneczku, które właśnie niedawno wyszło zza przerzedzających się chmur. Wagonów natomiast brak. No, żeby nasza podróż nie była daremna np. w sytuacji gdyby okazało się, że z jakichś tam powodów wagony z cukrowni nie dojadą, a gagarin postoi tak do następnego dnia, albo wróci luzem...