16 marca 2003

Z Justyną do Torunia

Na początku ubiegłego tygodnia przeczytałem na p.m.k post M@teja, w którym poinformował o obecności w Toruniu zwiastuna zagłady gagarinów, czyli „rumuna”. Bodajże w czwartek zadzwoniłem do pana Edzia (dla przypomnienia: znajomy maszynista z Sierpca) czy potwierdza tę informacje. No i niestety potwierdził :-( Mało tego, zeznał, że Rumun już jeździ, prowadząc rozkładowe brutta z Orlenu! Wprawdzie sam go jeszcze nie dosiadał, ale z wrażeń kumpli mówił, że uważają go za (gagariniarze – nie padnijcie) maszynę lepszą i mocniejszą od ST44! Stanowczo zaprzeczył jakoby nie dawał sobie rady z ciężkimi bruttami. Według jego słów jest wręcz przeciwnie! Rumun weźmie cięższe brutto... Co nowe zdanie pana Edzia to ja się coraz bardziej załamywałem. A jak dodał, że będą ich wkrótce 4 sztuki, to się omal nie popłakałem :-( Cała nadzieja w tym, że Rumun jest bardziej wrażliwy od gargulca – bardziej skomplikowane bebechy, wszystko na elektrykę działa i tak dalej. Może się więc rozsypia jak o nie niedostatecznie dbać... Czepnąłem się tej nadziei jak tonący brzytwy ;-) Na koniec konwersacji pan Edzio zachęcił mnie żebym przyjechał do Sierpca póki jeszcze są gagariny, skoro tak je lubię. No i zaprosił mnie po odbiór książki o parowozach, o której wspominał podczas naszej wspólnej jazdySU45-034 do Nasielska >>>. Dwa razy mnie do Sierpca zapraszać nie trzeba! Jako że odcinek JSL-ki okołotoruniowy mam obcykany dość słabo (w odróżnieniu do fragmentów bliższych Sierpca i Nasielska), to postanowiłem wybrać się na dwudniowa eskapadę z nocowaniem w Toruniu. A ponieważ większość delegatury nie mogła jechać, to na wycieczkę zaprosiłem swoją koleżankę Justynę (Chester, Ufo – to ta sama co z nią byłem u Ciebie).

DZIEŃ 1 – SOBOTA 15 marca 2003 r.

Wyruszyliśmy z Warszawy kilka minut przed godzina dziewiątą. 60 kilometrów później spotkaliśmy się z osobówką z Nasielska, którą widać doskonale z szosy gdańskiej przed Płońskiem. Ale nie spieszyłem się z fotami, bo prawdę powiedziawszy to na odcinku do Sierpca trudno mi już wyczaić jakiś ciekawy motyw. Praktycznie wszystkie mam już uwiecznione na kliszy. W efekcie popełniłem tylko dwie fotki SU45-129. Pierwszą strzeliłem przy nieczynnej świetlnej tarczy wjazdowej do Baboszewa od strony Sierpca, a drugą przed przystankiem Mieszaki gdy pociąg przejeżdża takim niebieskim mini mostkiem nad jakąś polną strugą. Następnie udaliśmy się wprost do Sierpca. Tam na szopie spełniły się me najczarniejsze sny. Stało to rumuńskie barachło :-( Numer tego ścierwa to 347 (rewizja w 2001 r., w listopadzie o ile mnie pamięć nie myli). Rety, ależ on nie pasuje do sierpeckiej szopy. Ale to wybitnie! Wizualne różnice dzielące go od gagarka doskonale ilustrowało to, że stał "zaparkowany" nos w nos z ST44-651. BTW: niniejszym dementuję niezamierzoną dezinformację Remika (któremu posłałem radosną wiadomość esemesem) jakoby gagarin ten był trupem z zaspawanymi drzwiami, odstawionym w Inowrocławiu. Fakt, wygląda jak z krzyża zdjęty, ale JEST NA CHODZIE! :-))) Niski jakiś taki ten rumun przy gagarinie, przysadzisty, garnki ma niżej, a czołownicę wysuniętą do przodu tak, że wygląda niczym żuchwa małpiszona jakiegoś. Norrrmalnie ma wadę zgryzu :-) O B R Z Y D L I S T W O  przy pięknym gagarku... I takie g...o ma jeździć po "mojej" linii... Tfuj! :-( Nawet Justyna stwierdziła, że ten rumuński szajs się nie umywa do wytworu radzieckiej myśli technicznej. A to coś znaczy, bo muszę Wam powiedzieć, że Justyna to takie dziewczę, które potrafi dostrzec różnice POMIĘDZY gagarinami. Tak, tak – dała tego dowód onegdaj w Zajączkowie Tczewskim! Ale ja tu się rozwodzę nad wyższością gagara, a tu przecież osobówka zaraz rusza do Torunia o 11:40. Trzeba focić póki jeździ! I to najlepiej na przystankach, dotąd nie odwiedzanych. Jednym z takich właśnie jest Czermno. Dojazd do niego bez pytania tubylców o drogę jest niemal niemożliwy. Droga rozmiękła kompletnie, że się o mało nie zakopałem w błocku. Od wsi o tej samej nazwie przystanek oddalony jest o dobre 2-3 kilometry! Ale to przecież nie jedyny taki przypadek. W ogóle JSL-ka jest pełna takich paradoksów. Co daleko będę szukał – weźmy choćby taki Nasielsk. Otóż myliłby się ten, kto by sądził, że dworzec znajduje się w Nasielsku. Nie, zbudowano go w... Pieścirogach :-) Do Nasielska jest dobre 4-5 kilosów... No, ale w końcu trafiłem do tego Czermna. Spodziewałem się, proszę ja Was, jakiejś rudery na miarę takiego choćby Karnkowa, a tu tymczasem wyłania się zza zakrętu leśnej drogi bardzo zadbany budynek. Firanki, kwiaty w doniczkach na parapecie – słowem, stacja zamieszkana :-) Ale się nie rozwodzę, bo oto na horyzoncie widać już trzy światła SUki. Oczywiście tej samej co śmigała z porannym pociągiem z Nasielska, czyli 129. Na peronie oczekują na pociąg trzy osoby. Jeden facio z kwiatami na pogrzeb, jedna jakaś siksa młoda i jedna ziuta lat około 30. Właśnie ta ostatnia widząc moje przygotowania do popełnienia fotografii uderza do mnie w te słowa: "bardzo pana proszę żeby mnie pan nie fotografował, dobrze?" – niby pyta, ale właściwie żąda głosem nie znoszącym sprzeciwu. Najpierw mnie wryło, ale szybko się otrząsnąłem i odpowiadam: "proszę się nie obawiać, wolę sfotografować pociąg niż panią akurat". Zaczerwieniła się jak piwonia, ale więcej nie zaszczyciła mnie swoimi "prośbami". Miss World się znalazła z koziej wólki... A na zdjęcie i tak się załapała hehehe. Wszak to motyw ludzki, co by nie mówić :-) Po odjeździe pociągu (którego gonić nie miałem zamiaru, bo zanim bym wyjechał z okolicznych bagien, to pociąg już byłby w Toruniu) miałem zamiar zrobić zdjęcie samemu budyneczkowi dworca (szumna nazwa). Ale patrzę, że z budyneczku wali w naszą stronę jakaś kolejna 30-latka. Aha, myślę sobie – kolejny motyw ludzki. No to kamera do oka i fota psztrynk! Ale ta pani grzeczna była akurat i wyszła po prostu do nas z ciekawości po kiego czorta fotografuję jej dom? "A bo wie pan, tydzień temu też jacyś panowie robili zdjęcia z wagonu" (bodajże gościu z p.m.k o ksywce "Petucha" się chwalił, że jechał z kumplem). "Aaa to też pewnie miłośnicy jak ja – jeżdżą i fotografują co z koleją związanego nawinie się pod aparat" – odpowiadam. I tak sobie gadamy całkiem sympatycznie. Babka stoi w samych kapciach na dość tęgim mrozie, ale jakby tego nie czuje. Gaduła straszna! Jak się jej język rozwiązał to doszła w końcu do wysokości czynszu jaki płaci PeKaPowi za wynajem domu. I kto zgadnie ile tego buli? Otóż, proszę Państwa CAŁE DWADZIEŚCIA ZŁOTYCH NA MIESIĄC!!! Słaaaabo?! No jak za darmo przecież, no nie? I bardzo dobrze! :-) Niech by nawet nic nie płaciła byleby tylko dom nie zamienił się w gruzy jak na wielu innych stacjach ma to miejsce. Że wymienię choćby Wkrę, Baboszewo, Raciąż, Koziebrody, Zawidz, Karnkowo czy Konotopie... :-( Dlaczego nie można było wynająć tamtejszych budynków ludziom? Ilu by wzięło z pocałowaniem ręki takie lokum...? Ale nie, to nie w tym kraju – tu  trzeba spierdolić rzecz koncertowo! :-( Całe szczęście, że nie wszystkie JSL-owskie dworce obróciły się w perzynę. Większość znalazła swoich najemców i dziś są nawet lepiej utrzymane niż za czasów świetności linii. Tu wymienić by można chociażby Cieksyn, Arcelin, Podwierzbie, Koziołek i jeszcze klika innych. Kobita zeznała, że mąż był kolejarzem i pewnego dnia dostał propozycję żeby zamieszkać albo w Czermnie, albo w Karnkowie. Ale że z Karnkowa do cywilizacji jeszcze dalej niż w Czermnie, to i osiedlili się tu. Okolica ładna, lasy i w ogóle. "Tylko żeby nie te żmije w lasach, wie pan..." – wzdycha :-) Upewniłem się jeszcze czy nie leciał przed osobówką gagarin luzem do Sierpca i ruszyliśmy dalej do Skępego. Spodziewałem się przecież brutta z Płocka. Zaczaiłem się w lesie na nowo odkrytym fajnym motywie i czekam. Czekam i czekam, i doczekać się nie mogę. W końcu znudziło mi się to czekanie i wróciłem do Sierpca oblookać czy coś się zmieniło na szopie. Jak się nie zmieniło, to znaczy że nic dziś z towarów nie będzie. No i zajechawszy do Sierpca stwierdziłem niestety status quo, czyli dwa gagary 651 i 1109 oraz rumuńską mega kosiarę. Ha, mówi się trudno i jedzie się do Torunia. Zanim jednak zameldowaliśmy się w grodzie Kopernika, zajechałem do Dobrzejewic, bo zbliżała się pora powrotnego pociągu do Sierpca z SUką 129. Punkt 16:31 pstryknąłem ostatnie zdjęcie dnia i pojechaliśmy do Torunia. Polecam z czystym sumieniem hotel „Wodnik”. Położony nieopodal mostu drogowego, przy ul. Bulwar Filadelfijski 12. Blisko stamtąd na stare miasto, a po piwku można albo na piechotę albo autobusem przez most szybko dostać się bądź to na dworzec główny, bądź też na Kluczyki. Dostał nam się bardzo duży pokój dwuosobowy, z łazienką, prysznicem, telewizorem (z satelitą) za 139 zł, a więc za bardzo przystępną cenę. Do tego parking strzeżony za 20 zyli. Można też coś oszamać jeśli kto głodny – na miejscu jest bistro. Ale co do jedzenia, to polecam wybrać się na stare miasto. A zwłaszcza do restauracji "Zielony Wieloryb". No rewelacja po prostu! Lokal utrzymany w stylu marynistycznym – jakieś sieci na ścianach, popiersia syren jak na dziobach starych żaglowców zwisają z kolumn podtrzymujących sufit, zaś koła sterowe zachęcają do zakręcenia się za długonogimi, skąpo odzianymi kelnereczkami he he he :-) Ach, te dekolty! Tiaaaa... barrrdzo przyjemny lokal. No i niedrogi. Piwo za 4,5 zeta (w Wawie na starym mieście_co najmniej_dwa razy droższe!) do tego zamówiłem sobie duszoną karkówkę z frytkami (danie zowie się "strawa (czy coś w ten deseń) wilka morskiego") i korniszonami. Zanim jednak panieneczka kelnereczka postawiła przede mną parujące danie, otrzymałem na przystawkę... chleb ze smalcem i skwarkami (GRATIS). Ale mniody to były, matko złota! Nawsuwałem się tych pyszności, że ledwo potem wepchnąłem danie główne. Podsumowując: najadłem się po uszy, a wszystko za... 17 zł. I przypominam: na starym mieście!!! Byłem pod wrażeniem... :-)))

DZIEŃ 2 – NIEDZIELA 16 marca 2003 r.

Obudziliśmy się kwadrans przed 8. Za oknem świata spod mgły nie widać. Zubilewicz jak zwykle nakłamał wieczorem dnia poprzedniego, mówiąc, że przed południem lekkie zachmurzenie i pogodnie, zaś po południu zachmurzy się bardziej. Z niego to naprawdę jest kłamczuch recydywista! Przecież było dokładnie na odwrót... Ale nie uprzedzajmy faktów. Widzę mgłę i co? Nic, wszak we mgle pociągi po JSL-ce też jeżdżą, więc trzeba to uwiecznić. Żadna przeszkoda. A nawet pewne udogodnienie – przynajmniej tak bardzo nie widać ziemi burej, pozbawionej już śniegu, lecz jeszcze bez zielonej traffki ;-) Przejechałem wzdłuż Kluczyków w poszukiwania dachu gagara przygotowanego do odjazdu do Sierpca, ale niczego w tym mleku widać nie było. No to postanowiłem pocykać osobówkę. Na pierwszy motyw wybrałem sobie semafory wjazdowe stacji Toruń Miasto od strony Torunia Wschodniego. W miejscu tym jest łuk w głębokim przekopie. Pięć po dziewiątej ze spowitego mgłą łuku wyłoniła się SU45-034, fotencje pstryknąłem, potem jogging do samochodu i dzida w dalszą drogę. Ledwo co zdążyłem przejechać przez przejazd kolejowy na wyjeździe z Torunia i wyszedł ze swej budki pan dróżnik co by opuścić szlabany. Wprawdzie sierżantów tam nie ma, ale myślałem że pociąg troszkę zwolni tak na wszelki wypadek. Ale nic z tego – mech zadowolił się symfonią na trąbkę i gwizdek wcale nie zwalniając. Przeciwnie, jeszcze ostrzej przymaZrutowal ;-) I znowu sprint do wozu i heja za pociągiem. Następny autostop wykonałem w Dobrzejewicach. Tym razem jednak nie na peronie tylko już za przystankiem, przy drugim przejeździe przez tory. W miejscu tym bowiem tuż przy torze stoi jasnobeżowy krzyż. Fotkę skomponowałem w ten sposób, że po lewej części zdjęcia krzyż wypełnią całość kadru, zaś lokomotywa jakby w niego wjeżdża. Na następny postój wybrałem sobie Ograszkę, lecz nie zdążyłem za pociągiem. Podobnie spóźniłem się do Konotopia. Dorwałem go dopiero za Lipnem przy tarczy wjazdowej od strony Karnkowa. Dalej już mi się go ścigać nie chciało, bo wjechał w tereny mocno już przeze mnie obstrzelane na licznych wcześniejszych wyjazdach. Zamiast tego wróciłem do Konotopia, gdzie postanowiłem poczekać na ewentualnego gagarka z Torunia. Budynek stacji położony jest dokładnie we wsi, dosłownie tuż po drugiej stronie torów jest szkołą (tak przynajmniej to wygląda). Czyli nie żadna tam głusza jak w Czermnie, tylko teren zabudowany. Nie znaczy to jednak, że stacja wygląda kwitnąco. Wręcz przeciwnie – ruina jak Wkra :-( Po podłodze walają się jakieś stare papierzyska (m.in. wykaz sprzedanych biletów, podarta plansza z symbolami kolejowych wskaźników), a wszystko obsypane potłuczonym szkłem okien. Do środka weszliśmy przez okno właśnie. W piwnicy domu lodowisko, poza tym żadnych innych atrakcji. No poza starą blaszaną tabliczką "kasa biletowa" znalezioną pomiędzy papierami, która od niedzieli zdobi ścianę mojego pokoju :-) Jej wywiezienie traktuję jednak jako jej  u r a t o w a n i e! Tymczasem zrobiła się godzina 11 i zacząłem się zastanawiać nad sensem dalszego kwitnięcia w tym Konotopiu. No bo na gagara z Torunia większych szans już nie było. Wszak gdyby jechał, to do Sierpca powinien zameldować się przed wyjazdem osobówki o 11:40. Mogło też być i tak, że pociągi skrzyżują się w Skępem, ale to raczej mniej prawdopodobny scenariusz. Z obserwacji wynika, że sprawdza się on tylko w przypadku gdy gagar wraca do Sierpca luzem, a jednocześnie jedzie mu naprzeciw brutto z Płocka. Zamiast się więc głowić nadaremno wykonałem telefon do niezastąpionej pani Stasi, która zakomunikowała, że w Toruniu jest ST44-651, który w nocy prowadził towar z Orlenu, ale wracać na razie nie ma zamiaru. Natomiast z Płocka i owszem – o 10:46 ruszył towar z ST44-1109 na czele. Wkrótce powinien dotrzeć do Sierpca, gdzie poczeka na odjazd osobówki i pół godziny po niej ruszy w dalszą drogę. Dodała też, że chłopaki majstrują przy Rumunię co by robił za popych. Ale nie wiadomo jeszcze czy pojedzie. Zapowiedziałem jeszcze tylko, że wpadnę do niej z kurtuazyjną wizytą około 18 gdy będzie kończyła służbę, podziękowałem za informacje i ruszyłem do Skępego. A co do tego rumuna, to w takiej roli to ja go widzę! Taaa niech se popycha, wszak "rumun na popychu – gagarowi lżej!". Ale wara od ciągnięcia pociągu! :-))) Zajechawszy do Skępego stwierdziłem, że w ciągu ostatnich dwóch tygodni na stacji pojawiły się nowe pryzmy deputatu węglowego oraz kilkanaście nowych drewnianych podkładów! Coś będą kombinować z drobną naprawą toru stacyjnego :-) A ile narodu czekało na pociąg. Nie liczyłem, ale jak powiem że ze 30 osób, to na pewno nie będzie to przesada. W końcu o 12:10 pojawiła się SU45-215, której rymsnąłem trzy fotki, po czym pojechaliśmy w okolicę tarczy wjazdowej do Skępego od strony Sierpca. Dokładnie w to samo miejsce, w którym nadaremno czaiłem się w sobotę. Tym razem jednak długo czekać nie musiałem. Gagar wyłonił się zza zakrętu o 12:35. Ciekawe czy mechanicy byli uprzedzeni przez panią Stasie o mojej obecności (kurde, muszę kupić se to radio jak NadSZYSZKOwnikowe), bo obtrąbili mnie równo i przyjaźnie machali obydwaj :-) Brutto jednak było krótkie – 23 beki (głównie własność toruńskiej Elany) + dwie platformy ochronne po jednej na końcach składu. Rumuna nie było. Dosłownie na kilka minut przed pojawieniem się tak długo wyczekiwanego pociągu zza chmur wyszło słoneczko i zaczął klarować się bluskaj. Później rozwidniło się dokumentnie i do końca dnia podziwiać można było idealny lazur nieba :-) Kolejny fotostop wypadł w Konotopiu (tym razem zostałem obtrąbiony z gwizdka). Dość długo zajęło mi wygrzebanie się stamtąd na krajowa 10-tke, więc nie ryzykowałem łapania towara wcześniej niż przed Lubiczem. Postanowiłem sfocić go na łuku kilka kilometrów przed stacją. Aby tam dojechać należy skręcić w lewo w drogę na Złotorię. Zająłem dogodną pozycję i po jakichś 5 minutach gagarin nadjechał. Cyknąłem go na tle sosnowego lasku porastającego przeciwległy skraj przekopu. Dalej nie spodziewałem się już go dogonić i miałem rację. Jak zwykle zatrzymał mnie korek przed zamkniętym przejazdem na wjeździe do Torunia. Mogłem sobie tylko go poobserwować jak daje czadu przyspieszając po minięciu szlabanów (w odróżnieniu od porannej SUki, hamował przed nimi). W Toruniu Wschodnim był przede mną, nie zdążyłem dorwać go też jak przejeżdża przez perony Głównego. Pędząc Bulwarem Filadelfijskim zobaczyłem go na moście we wstecznym lusterku. Na szczęście został przytrzymany ciutek za Głównym (lok wyjechał za dworzec, ale beki stały w peronach). Po krótkiej chwili zaBUUUUczał jedynie słusznie i ruszył na Kluczyki. Chłopaki nie oszczędzali maszyny – zamiast ruszyć delikatnie, tak ostro dali na wiwat, że gagar dosłownie zniknął we własnym dymie! :-) Na Kluczykach lok się odpiął i pojechał w stronę szopy. My zaś na dworzec cos przekąsić na szybko, bo za godzinę ruszała osobówka do Sierpca. Konsumuję sobie spokojnie zapiekankę gdy wtem za oknem baru z wielkim hukiem przełomotał się BOMBOWIEC ze składem "tadeuszy". Letkom ;-) się zdziwił obecnością ET40 w Toruniu... Po obiedzie poobserwowałem sobie manewry stonki podstawiającej Bipę do Sierpca na tor z kozłem oporowym. Oglądałem to już nie raz, ale scenka ta zawsze wywołuję u mnie uśmieszek politowania. Operacja ta jest o tyle kuriozalna, że stonka zostaje uwięziona przez Bipę! Zamiast bowiem wepchnąć wagon w peron, stonka go wciąga (!) i staje kilka metrów przed kozłem. Następnie cały pali czas silnik (dobrze ponad pół godziny) aż do odjazdu pociągu przed 16. No ale to przecież bogata firma i ją stać... Kurwa, szejkowie arabscy się znaleźli :-( Stoję sobie i się brechtam w duchu, a tu ci nagle ni z tego ni z owego zza osobówki do Grudziądza wyjeżdża cichaczem ST44-1109. Ledwo co zdążyłem wyszarpnąć aparat z torby i walnąć błyskawiczne zdjęcie bez mierzenia czasu, bez ustawiania ostrości, a ten dał do pieca i odjechał. Myślałem, że może stoją jakieś zwrotne beki w Toruniu Wschodnim i chłopaki jadą je zabrać, ale dojechawszy na miejsce, obecności gagarina nie stwierdziłem. Pomyślałem więc, że pojechał luzem do Sierpca i już nie mam szans go dogonić w jakimś ciekawym miejscu. Dałem sobie więc spokój z pościgiem i zamiast tego pojechaliśmy w okolice mostu nad Drwęcą w Lubiczu, tam gdzie jest tarcza wjazdowa do Lubicza od strony Sierpca. Następnym razem przyczaję się chyba na górze pod tym kościołem (motyw musi być niewyjęty), ale to koniecznie rano, gdy słońce jest na wschodzie. Bo o tej porze, gdy czekałem na SU45-215 to już słońce zaczyna śmiało zaglądać wprost w obiektyw. Oczekiwany pociąg pojawił się 17 minut po 16, sfociłem go i miałem zamiar ścignąć go jeszcze gdzieś po drodze. Jednak do Ograszki znów nie udało mi się zdążyć, a potem to słońce już waliło prosto w obiektyw i dałem sobie spokój z gnaniem na złamanie karku. Ostatnie fotki popełniłem przy tarczy wjazdowej do Sierpca. Najpierw cyknąłem pociąg zaprzężony w SU45-034 opuszczający Sierpc w drodze do Torunia. Potem naszła mnie wena na sfocenie samej tarczy z księżycem :-) Ostatni punkt programu przewidywał wizytę u pani Stasi. Na torach przy szopie stał już 1109 oraz 1100, który zamienił się najwidoczniej w nocy miejscami z 651. A u pani Stasi trafiliśmy akurat na zmianę warty. Przekazywała ona akurat swój posterunek pani Marioli. Jakoś nigdy dotąd nie miałem okazji na nią trafić... Zawsze jak nie pani Stasia, to pan Edzio miał służbę. Ale tym razem wreszcie trafiłem na panią Mariolę (jest jeszcze pani Helenka, której też nie miałem okazji zapoznać). I powiem Wam, że ci kolejarze to mają tam z tymi babkami wcale fajną pracę. Bo pani Mariola to taka późna trzydziestkapiątka, bardzo przystojna kobieta z dużymi tymi... no... oczami ;-) I w ogóle sympatyczna. Przedstawiliśmy się sobie i zapowiedziałem jej, że mam zwyczaj dzwonić ze szlaku po garść informacji. Zostałem zapewniony, że będzie mi służyć (he he) informacjami :-) Pozostało mi jeszcze tylko odebrać tajemniczą książkę co ją dla mnie pan Edzio zostawił. A tytuł jej brzmi "Parowozy kolei polskich". Autor: Jan Piwoński, rok wydania 1978. Co ciekawe na trzeciej stronie jest dedykacja! Napisane jest tak: "Na pamiątkę dla kpr Edwarda Barługa oraz podziękowanie za dobra służbę wojskowa – Szef Sztabu JW1636 kpt mgr inż. Andrzej Dorociński. Chełmno, dn. 22.11.1978 r.". Lekki szoking, co? Pani Stasia na pożegnanie rzuciła, że coraz mniej jeździ towaru z Orlenu, lecz nie wie dlaczego... Nie wygląda to jednak za różowo. Ja z kolei tradycyjnie życzyłem spokojnej służby i ruszyliśmy w drogę do Warszawy, dokąd dotarliśmy szczęśliwie przed godz. 20. W sumie przejechałem 700 km. Ale było warto! Wycieczka była bardzo ekscytująca, by nie powiedzieć podniecająca! Zwłaszcza w nocy z soboty na niedzielę... :-)))

8 marca 2003

Ostatki pasażerskie na linii z Czeremchy do Cisówki

2003.03.08
Tak gdzieś w okolicach poniedziałku-wtorku zaświtał w głowie Jeżyka chytry plan urozmaicenia naszych delegaturowych zimowych wypraw. Ostatnich kilka tygodni upłynęło nam bowiem pod znakiem wyjazdów na JSL, co powodowane było jakże wówczas realną groźbą zawieszenia ruchu na tejże linii. Gwoli przypomnienia dodam, że ostatnia wyprawa nie JSL-kowa miała miejsce dość dawno, bo 25-26 stycznia. Terenami ówczesnego polowania były okolice Prabut, Chojnic i Tczewa. Ponieważ jednak marcowe zawieszenia zostały odsunięte w czasie, toteż stwierdziliśmy wspólnie, że do czasu aż na JSL-kę nie zawita Pani Wiosna, można w spokoju sumienia przenieść się na inne linie co by dokumentować pociągi oznaczone złowieszczą literką G. Stwierdziłem ponadto, że jakieś urozmaicenie cotygodniowych wyjazdów do Nasielska i Sierpca wyjdzie mi tylko na zdrowie, bo sam zacząłem się martwić czy aby nie zaczynam popadać w jakąś pomroczność i monotonię :-))) Toteż bez zastanawiania przyjąłem propozycję udania się na zwiad w rejony Czeremchy. Wiadomo dlaczego – gagar do Siedlec, gagar do Siemianówki, do niedawna jeszcze gagar do Białegostoku. Tym razem jednak gagary miały być tylko ewentualnym rodzynkiem – nie one były bowiem pierwszoplanowym celem dla naszych aparatów. A były nimi głównie pociągi pasażerskie, lecz to tylko z racji ich nieuchronnej – jak się wydaje – zagłady. Nie powiem, ciężko mi było się pogodzić z zepchnięciem gagarów na drugoplanowe role, ale co mogłem zrobić...? Wszak zasady kolejowego pluralizmu są w Delegaturze świętością! Większość chce SUk, to mniejszość musi się utożsamić z tą koncepcją ;-) Zresztą trudno się było nie zgodzić z argumentacją, że SUki wytną w p...du, a gagary zostaną jeszcze jakiś czas. Co więcej, pozbywszy się SUczej konkurencji z linii do Siemianówki (i dalej do Swisłoczy), gagary będą mogły śmielej śmigać o jakichś bardziej „ludzkich” godzinach. Tak więc potwierdza się powiedzenie, zgodnie z którym „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło” he, he :-))) Ciekawe tylko czy znajdzie ono też jutro odzwierciedlenie w stanie mego zdrowia...? Bo na wycieczkę pojechałem niejako „prosto z łóżka”. No, ale takie są konsekwencje „jednego” piwka po pracy w towarzystwie Woj2nia ;-) Trzeba to potem odchorować, nie ma mocnych... Skończyło się na tym, że w czwartek szef postanowił z własnej, nieprzymuszonej woli pozbyć się z redakcji broni biologicznej (znaczy się mnie) i odesłał ją na 2-dniowe „chorobowe”. Piątek upłynął mi na szprycowaniu się wszelkiej maści koksem tak by na sobotę w miarę nadawać się na wyjazd. Działania farmakologiczne przyniosły zamierzony efekt i dziś już nie byłem taki „pociągający”. Otwartym natomiast pozostaje pytanie czy jutro choróbsko nie wróci ze zdwojoną siłą. Oby nie... No, dobra, bo pierdzielę cokolwiek o dupie maryni, a tu trzeba by opisać pewne zaszłe dziś zdarzenia. Zacznijmy może od tego, że pełny skład osobowy wycieczki uformował się z chwilą gdy dołączyłem kwadrans przed 7 do Jeżyka i NadSZYSZKOwnika, którzy zajechali po mnie wozem Gosi, której niniejszym składam serdeczne dzięki za jego udostępnienie :-) Tym razem moja kosiarka musiała pozostać na parkingu z dwóch powodów. Po pierwsze, do „łapania” pociągów dwukrotnie szybszych niż na JSL-ce potrzebny jest też bolid o większym zapasie mocy, a po drugie awaryjność kosiarki wzrosła ostatnio zatrważająco. Wstępna diagnoza mówi o awarii ssania... Ale mniejsza z tym. Ważne jest to, że punkt pierwszy porządku dziennego przewidywał spotkanie z SUką w Siedlcach i focenie tejże w drodze do Czeremchy. Jego realizację zaczęliśmy od przystanku Krzymosze, gdzie SU45-250 z trzeba bonanzami pojawiła się o godz. 8:52. Jednakże nieobecność Bipy na haku wzbudziła moje głębokie rozczarowanie. Było ono tym większe, że wagony były (jakże by inaczej) paskudnie oszprejowane... bleee :-( A przynajmniej z lewej burty. Stwierdziliśmy przeto, że następny fotostop należy wykonać od prawej burty – a może tamta akurat jest czysta...? Marzenie ściętej głowy! Fotostop na wiadukcie drogi 698 za Mordami pozbawił nas złudzeń – prawa burta pierwszego wagonu była jeszcze gorsza niż lewa. Na domiar złego nawet i SUka złapała jakiegoś srebrnego bochomaza :-( Podczas kolejnych fotostopów starałem się więc tak kadrować pociąg żeby jak najmniej było widać wagonów, jednak bez przesady – samego czoła loka nie robiłem. Trzeba było jakoś to wypośrodkować. Jeden z lepszych motywów trafiliśmy za miejscowością Platerów, nieopodal miasteczka Sarnaki. Wygląda to tak, że pociąg „wychodzi” z lekkiego łuku na prostą i wali pod górkę. W wizjerze aparatu widzimy go po lewej stronie, podczas gdy z prawej mamy furę różnych różnistych wskaźników drogowych i jeszcze na dodatek tarczę wjazdową do Platerowa od strony Czeremchy. Aha, byłbym zapomniał dodać, że pociąg nie jechał według żadnego z dwóch dostępnych nam rozkładów – ani według cegły (stan z 15 grudnia 2002), ani też z wydruku z pkp.com.pl. Różnica między tymi rozkładami wynosi 15 minut. Z Siedlec wyruszył o 8:35, czyli tak jak to zapowiada rozkład internetowy, nie zaś o 8:20 jak to było w cegle. Wydawać by się mogło, że dalszą drogę powinien kontynuować według rozkładu z www. Tymczasem figa! Mechanik jakby się uparł nadgonić te 15 minut różnicy. Ostatecznie pociąg nie trzymał się żadnego z tych dwóch rozkładów i jechał tak jakby około 8 minut opóźniony w stosunku do czasu ceglanego i równocześnie 8 minut za wcześnie w stosunku do rozkładu internetowego! W Sarnakach łapiemy pociąg relacji przeciwnej, wcześniej upewniwszy się co do jego rozkładu u nieocenionego Jarosza :-) i smerfujemy za Czeremchę w stronę Hajnówki. SUka bynajmniej nie zwalnia tempa i w drodze do Hajnówki nadal grzeje tak gdzieś z osiem dych na godzinę! Udaje nam się jednak złapać ją dwukrotnie w miejscowościach Policzna i Poryjewo. Następnie zajeżdżamy do Hajnówki, gdzie chłopaki z kładki nad peronami orientują się co do stanu oszprejowania wagonów pociągu powrotnego oraz obecności pociągu do Cisówki (a właściwie jego braku), zaś ja spożywam drugie śniadanie wzmocnione odpowiednią dawką medykamentów  :-) Pociąg do Czeremchy startuje zgodnie z cegłą, tj. o 11:02. My jednak nie napawamy się bynajmniej wątpliwą urodą SU45-236 z brudnymi bonanzami, lecz popełniamy niejako falstart jeszcze przed godz. 11 i jedziemy do lasu przed miastem. Tak się akurat szczęśliwie złożyło, że tuz obok toru jakiś wieśniak ze swą babą palili drobne gałęzie niedawno ściętych drzew. Ognisko przy torach? Noo... takiej gratki pan UOP nie mógł przepuścić. Przyszła mi do głowy koncepcja żeby walnąć fotkę z ognichem na pierwszym planie i pociągiem na drugim. Podbiegłem więc do chłopa, przywitałem się i dawaj go nagabywać żeby dorzucił do ognia akurat w chwili gdy będzie jechał pociąg. Podobna koncepcja że fota SUki przed falujące gorące powietrze może być jedną z tych niepowtarzalnych zaświtała tez w głowie pana Jeżyka, któren w kilku susach przez zalegający w lesie śnieg znalazł się wkrótce przy mnie. SUka nadjechała, chłop dorzucił do „pieca” kiedy trzeba, buchnął płomień, niebo zasnuło się siwym dymem, migawki aparatów strzeliły, chłop otrzymał słowną podziękę za swój dobry uczynek, fociści dzida sprintem do wozu i rura w dalszą drogę :-))) Po upływie kilku minut znaleźliśmy się w Witowie, gdzie cyknęliśmy pociąg z drugiej strony przejazdu, czyli gdy opuszcza stację mijając tarczę ostrzegawczą od strony Czeremchy. Staraliśmy się jeszcze złapać go na wiadukcie nad linią z Białegostoku, lecz niestety pani dróżniczka rzuciła nam kłodę pod koła zamykając przed nami szlabany. Skutkiem tego zmuszeni zostaliśmy do cyknięcia fotki (prześwietlona...) w miejscu gdzie spotykają się linie z Hajnówki i Białegostoku. Mając około pół godziny wolnego zajechaliśmy na stację przekonać się którego to gagara będziemy mieli honor odprowadzić do Nurzca w jego drodze z bruttem do Siedlec. Ku mojemu przerażeniu zamiast ST44 do składu podpięta stała... Tamara :-((( A niech to gęś kopnie... Tylko pięć beczek z gazem i jedna platforma, motyla noga! Przed jej odjazdem wróciliśmy na wiadukt nad torem do Białego by ustrzelić SU45-030 z jednym Bohunem wyjeżdżającą do Hajnówki. Następnie wrócilismy do SM48-027, której z nie skrywaną niechęcią, ale jednak zrobiłem dwa zdjęcia gdy ruszyła punktualnie o 12:28 do Siedlec. Jednogłośnie olaliśmy ściganie tego wypierdka i pojechaliśmy w stronę Bielska Podlaskiego, skąd o godzinie 12:44 powinno ruszyć brutto z dwoma stonkami na czele (przynajmniej wg. rozkładu). Dojechaliśmy do wsi Lewki i czekamy. Czekamy, czekamy i nic. W końcu skończyły się pokłady naszej cierpliwości i podjechaliśmy te kilka kilosów do samego Bielska zobaczyć co i jak. A tam pustki. Czyli że albo towar ruszył przed planem i się z nim rozminęliśmy, albo wcale go nie było. Na pocieszenie przyjęliśmy za pewnik tą drugą koncepcję i pogodziwszy się z lekkim niefartem towarowym, ruszyliśmy do Siemianówki. Po drodze pozwiedzaliśmy trochę tamtejszych leśnych bocznic, lecz tylko na jednej działo się coś ciekawego. Tym czymś były syczące i jak gdyby dziurawe niczym durszlak ruskie beczki. Okryte to to było plandekami, spod których unosiła się para (ogrzewanie jakieś czy co?), zaś z ich boków tryskały gejzery bliżej nieokreślonej substancji. Naprawdę wyglądało to tak, jakby cysterny były dziurawe, zaś z nieszczelności wydobywał się pod ciśnieniem ich ładunek. Postanowiliśmy więc nie marudzić tam zbytnio, lecz czym prędzej oddalić się z miejsca przyszłej katastrofy ;-). W końcu trafiliśmy nad siemianowski zalew. Tak się akurat sympatycznie złożyło, że szlabany dla toru normalnego były zamknięte, bo oto manewry odstawiać zaczęła SM42-104. Wyjechała kawałek na linię do Cisówki, lecz zaraz się cofnęła. Nie uchroniło jej to jednak przed naszym zmasowanym ostrzałem :-) Stwierdziliśmy tez obecność szerokotorowej Tamary, lecz była od nas za daleko, przez co pozostała niestety nieosiągalna. Pokręciliśmy się jeszcze trochę po stacji i ruszyliśmy na spotkanie SU45-030 z Bohunem. Kurde, z tych trzech tras, po których dane nam było ścigać pociągi, to linia do Siemianówki ma chyba najwyższą szlakową. SUka popierdalała jak dzika – z 90 km/h normalnie! Szok lekki jak dla mnie... Chwyciliśmy ją w miejscowości Zwodzieckie przy tarczy starego typu (stała, bez żadnych ruchomych mechanizmów, z dziurą w dysku) oraz w Narewce. Zanim zajechaliśmy ponownie pod dworzec w Siemianówce pociąg już tam był. Ale nie tylko on... I tu mi oparła kopara, bo dwa tory obok stał kto? ST44-983!!! Wcześniej go nie było. No co za pech! Musiał skurczybyk przyjechać ze Swisłoczy dosłownie kilka minut po naszym odjeździe naprzeciw SUce :-( Na domiar złego stał już bez zapalonych projektorów i z wygaszonym silnikiem. Pocieszam się tylko myślą, że jezioro było zamarznięte i przykryte warstwą śniegu, przez co wyglądało jak zwykłe pole i nie robiło takiego wrażenia jak w lecie. Marna to jednak pociecha... Wracając do opisu brutta – gagar na haku miał platformę, dalej kilkanaście węglarek oraz ruskie cysterny normalnotorowe. Akurat zmieniały się drużyny. Jednocześnie od Bohuna odczepiła się SUka i zmieniwszy tor na bliższy gagarowi przemanewrowała obok niego dając mi okazję do niekiepskiej nawet fotki. Następnie SUczka podczepiła się z drugiej strony Bohuna i skład od razu ruszył do Cisówki. Ależ to głupio i niecodziennie wygląda – pociąg jadący wagonem naprzód pchany przez loka do stacji docelowej. Jakby to nagrać na kamerze i potem odtworzyć, to widz mógłby odnieść wrażenie, że ogląda film przewijany od końca do początku he, he :-) Po kilkunastu minutach pociąg ponownie pojawił się na grobli przez jezioro, walnęliśmy po fotce i ruszyliśmy w te pędy do Narewki, gdzie przystrzeliliśmy SUkę opuszczającą stację. Ostatni fotostop dnia wypadł nam ponownie we wsi Zwodzickie o godz. 16:40. Dalej nie było sensu już gonić składu, bo słońce chyliło się ku zachodowi. Myślałem, że już wrócimy do Warszawy, jednak Jeżyk postanowił rozgonić sprzed mego oblicza chmury, napędzone wskutek praktycznego braku towaru z gagarem i zawrócił do Siemianówki, abym mógł nacieszyć gały chociaż wygaszona maszyną. Tymczasem okazało się, że po odjeździe SUki, gagar musiał odpalić i z deka pomanewrować, bo gdy zajechaliśmy na dworzec, ten już stał przy innym pociągu, ustawiony w stronę Czeremchy. Ech... jak pech to pech. Otrzymałem jednak słowne zapewnienie od chłopaków, że odbijemy sobie te niesforne gagary w lecie :-) A tak swoją drogą, to może i nawet nie najgorzej tak to się wszystko ułożyło, bo jak się domyślam i tak zostałbym przegłosowany przez amatorów dokumentowania SUk ze skazanymi na eliminację „pasażerami”. Ostatecznie to się nawet nie dziwię moim towarzyszom, że tym razem przedłożyli SUkę nad Gagara – w końcu "każdy ma coś, co chciałby uchronić przed... wycięciem". [cyt. Bohdan Smoleń - przyp. UOP].