Postaram
się krótko i węzłowato, bom strudzon okrutnie po pracy, a mnie tu jeszcze Tomi
molestuje żebym spisywał wrażenia z poprzedniej niedzieli. Skoro wspomniałem o
Tomim to się pewnie wszyscy domyślacie, że będzie coś na temat pary. Słusznie,
słusznie... :-) I to będzie o parze na JSL-ce :-) Nie chodzi jednak o parę
gagarinów, czytaj: podwójną aTrakcję. Tym razem będzie o wizycie wolsztyńskiej
Tr5-65 w Sierpcu. Tak, tak – nie przecierajcie oczu, dobrze widzicie. Po ponad
11 latach przerwy na Jedynie Słusznej Linii znów pojawił się parowóz! W tym
miejscu należą się WIELKIE podziękowania dla Tomiego, któren poinformował mnie
o tym wiekopomnym wydarzeniu w środę bodajże oraz dla Jarosza, który w piątek
dostarczył mi rozkład jazdy parowozu od Torunia. Dzięki, Panowie 100-krotne!:
-) Po co komu parowóz w Sierpcu akurat, spytacie? Ano po to, bo w Szczutowie
(stacja na linii do Brodnicy) kręcono film, a konkretnie serial „Boża Podszewka
2”. Na jego planie byłem już przed ponad tygodniem, lecz wówczas wagony
przeciągała bydgoska SM30-092. Słówko o wagonach. Nie są to jakieś zwykle
wagony, lecz muzealne wagony towarowe Kb będące własnością PSMK ze Skierniewic.
Etatowo wypożyczane są do różnych filmów. „BP 2” to drugi film, na planie
którego widziałem je – że tak powiem – grające. Pierwszy to jakaś
niemiecko-polsko-jakaśtam koprodukcja, kręcona na ul. Instalatorów w Warszawie.
Wówczas na planie „grał” chabówkowy Ty2-953. Zdaje się też, że Polański
wypożyczał je do „Pianisty”. OK, starczy tych dygresji, przejdźmy do sedna. Budzę się jeszcze w sobotę o 23:30, łyk mocnej
porannej KaWy ;-) i ruszam kosiarką z działki do Nasielska. Tu bowiem o godz.
0:24 miałem odebrać Jeżyka. Pan Marek kombinował jak koń pod górę, jakby to
zrobić żeby się załapać na ganiankę za kopciuchem. W końcu wymyślił, że
dojedzie do Nasielska kibelkiem z Gdańskiego i krótko po północy ruszymy do
Torunia. Zebrany materiał ugruntuje Jego pozycję guru na galerii transportowej
http://ams1.lo3.wroc.pl/~tomek/ he he he :-) Drogę do Torunia pokonaliśmy bez
szaleństw, bo czasu mieliśmy aż za dużo. Według rozkładu, parowóz z
Inowrocławia miał zjechać do Torunia na godz. 4:25. My zaś pojawiliśmy się w
grodzie Kopernika już około 3 w nocy. Na początek zajechaliśmy na szopę. Z
ciekawszych rzeczy zastaliśmy dwa gagary – 1110 i 891. Kopciucha brak. Za to
zaczął nam dokuczać głód. Zaspokoiliśmy go zapiekankami (nawet smaczne) w barze
na dworcu głównym. Zajadając serową przekąskę obeszliśmy SUkę podstawiona do
porannego pociągu do Grudziądza. Na stacji głucho i Ciemno wszędzie ;-)
Ruszyliśmy więc ponownie na szopę, tam jednak nadal nie było parowozu.
Spodziewaliśmy się, że będzie tam wodował. Ale jak nie ma to nie –
stwierdziliśmy, że pojedziemy kawałek za miasto by zobaczyć go sobie jak jedzie
;-) No i siedzimy koło jednego przejścia dla pieszych przez tory i czekamy. Ale
nic nie jedzie, co jest do cholery – czyżby nałapał po drodze opóźnienia?
Wierzyć mi się w to nie chciało, bo z Wolsztyna wyjechać miał około 21, a więc
w Toruniu mógłby być grubo przed 4 w nocy. Tymczasem zrobiła się już 5 rano, a
jego nie ma. Budzę więc Jeżyka, który chrapie sobie w najlepsze i wracamy do
szopy. Tu znów brak spodziewanego widoku... No to może na dworcu? Też nie... W
końcu Jeżyk mówi, że ma to w dupie i że pójdzie do dyspozytora. Po raz n-ty
jadę więc na Kluczyki. Marek poszedł po info a ja rozglądam się po halach.
Zauważam brak jednego gagarina, tego 1110. Wtem Jeżyk wypada z budynku już z
daleka dając mi znaki żebym odpalał kosiarkę. Oj, coś tu jest nie tak – myślę sobie.
I rzeczywiście, Jeżyk wskakując do autka wysapuje z siebie, że parowóz JUŻ
POJECHAŁ do Sierpca. Wcale nie zjeżdżał na wodowanie, tylko jeszcze przed 4
pojawił się w Toruniu i od razu stanął pod wyjazdowym. Nic dziwnego, żeśmy go
nie napotkali. Wolną drogę dostał o godzinie 4:19. A tymczasem na moim zegarku
jest już 4:50. No to ładny ch... pani Stasiu :-( Klniemy jeden przez drugiego na czym świat stoi, bo Teera ma nad
nami pół godziny przewagi. Łudzimy się nadzieją, że może nie odjechał zbyt
daleko, bo w rozkładzie ma 8-minutowy postój w Lubiczu. Ale skoro ruszył
wcześniej, to pewnie już jest i za Lubiczem. Niemniej jednak ryzykujemy dalsze
opóźnienie i zajeżdżamy do Lubicza zobaczyć co i jak. JEST! Teera stoi i sapie
:-) A obok niej ST44-1100 z bruttem! O ja pierdolę, gdzie statyw, szybko, bo
mało casu kruca bomba, a tu TAKI motyw!! Rozstawiamy gorączkowo sprzęt, a tu z
Sierpca wjeżdża jeszcze SU45. Niestety Bipa wjeżdża między czajnika a gagarka
zasłaniając tego drugiego. Jeżyk, który zdążył już rozstawić statyw i zamocować
aparat zdjęcia bez gagara nie cyka. Ja dalej się mocuje że statywem i poszukuje
światłomierza w torbie. Nagle zgrzyt semafora oznajmia, że Teera doczekała się
„wolnej drogi” i zanim zdążyłem się przygotować, ona wzięła i odjechała. Nosz
kuuuurwaaaa, moja złość nie zna granic :-( Po tyłu latach doczekałem się
parowozu na JSL-ce i spóźniłem się ze zdjęciem dosłownie o kilkadziesiąt
sekund!!! Co za matoł ze mnie. Kurwie na samego siebie, Jeżyk nawet nie próbuje
mnie pocieszać wiedząc, że tylko by se język strzępił. W złowrogiej ciszy
ruszamy w stronę Czernikowa. Aha, jak wpadaliśmy do Lubicza, spotkaliśmy
jednego MK. Jakiś starszy koleś w niebieskim Oplu, o ile mnie pamięć nie
myli. Spotykamy go ponownie na wiadukcie za Czernikowem. Przedstawia się nam
jako Wojtek z Torunia, nicka żadnego nie ma, bo grupy nie czytawszy. Jeszcze w
Lubiczu zauważyłem, że w budce podróżuje jakiś młodzieniec, którego zasadniczo
nie powinno tam być. Pytam więc Wojtka czy to jakiś jego znajomek, albo może syn.
Odpowiada, że nie. Gadu gadu
i w końcu pojawia się parowóz. Ja nawet nie mam po co wyciągać fotopstryka, bo
film mam setkę, a parameter jest nikczemny – ledwo co szaro na dworze. Jeżyk i
Wojtek dzielnie walczą na swoich czterysetkach. Wielkich sukcesów jednak im nie
wróżę... Kolejny fotostop uzgodniliśmy koło tarczy za Lipnem, ale wschodzące
słoneczko skusiło mnie do wcześniejszego dobicia do toru przed Konotopiem.
Stwierdziliśmy, że co nam szkodzi – walnie się fotki centralnie pod słońce, a
może wyjdą? I mnie wyszło, powiem Wam zajebiiiiście :-) Potem rura kilkaset
metrów dalej na drugi przejazd za Konotopiem. Do Lipna marne szanse by zdążyć,
ale jednak podejmuję ryzyko. Dziś liczy się ilość, a nie jakość zdjęć :-) Na szczęście
chłopakom się nie spieszy i jadą sobie w tempie cokolwiek spacerowym. Dzięki
temu bez większych problemów złapaliśmy parnika na wyjazdowych. Jeżyk dziabnął
fotkę z semaforem, a ja z nastawnią. Chodziło mi o napis na niej... :-) Potem
szybka zawijka na drogę bydgoską i dzida w pogoń. Tym razem ustawiliśmy się na
wjazdowym do Skępego. Jaka tu mi fota wyszła, ja nie mooooge :-))) MIÓD!
Ponieważ odcinek że Skępego do Sierpca jest bardzo ciężko dostępny do ganianki
samochodem, zasadniczo mieliśmy jechać od razu na wjazd do Sierpca. Jednak jako
że poziom mego optymizmu podskoczył do stanu euforii już w Lipnie, przeto
stwierdziłem, że pieprzyć wszystko i gonimy go lasem! W pierwszej chwili Jeżyk
stwierdził, że to przekreśla nasze szanse na dorwanie go przed Sierpcem, jednak
już po chwili widząc, jak olewam fatalny stan leśnej drogi niszczący okrutnie
zawieszenie kosiarki, szybko zmienił zdanie i słowami „ja tam wierzę w pana
UOP-a” zmotywował mnie do jeszcze bardziej szaleńczej jazdy przez las. Jakimś
cudem nie wylądowaliśmy na żadnym drzewie, za to trafiliśmy na pierwszy
przejazd leśnego duktu przez tory. Niedaleko widać już światła nadjeżdżającej
Teerki. Czyli zdążyliśmy. I znów bezbłędna fota w motywie leśnym wprawia mnie w
stan ekstazy :-) Potem siup do wozu i rura na kolejny przejazd przed
Koziołkiem. Wyprzedzamy czajnika niemal o włos. Ledwo co zdążyliśmy wyskoczyć z
samochodu, a kopciuch już pojawił się w naszych aparatach. I znów orgazm na
sucho w moim wykonaniu ;-) Już praktycznie zapomniałem o toruńsko-lubiczowym
niepowodzeniu. Zacząłem sam sobie w duchu tłumaczyć, że przecież w Toruniu i
tak stał po ciemaku pod wyjazdowym, więc fotki i tak nie dałoby się zrobić. A
nawet gdyby było widać jakieś światła to i tak obrzydliwe sodówy... A z kolei w
Lubiczu gagarin był wygaszony, nikogo nie było w kabinie, a na dodatek na
dworze taka jakaś nijaka ta szarówka była. Fota by wyszła bura i w ogóle do
bani ;-) Trzeba się jakoś pocieszać, nie? Anyway, do Sierpca to już naprawdę
nie było szans z Koziołka zdążyć, bo droga znacznie odbija od toru. Jednak
Jeżyk znów wyraził przekonanie „ja tam wierzę w pana UOP-a”... No co można było
zrobić? Miałbym zawieść zaufanie pana Marka? Musiałem zdążyć! I zdążyłem :-)))
Ledwośmy przejechali przez przejazd koło nastawni i tuż za nami zamknęły się
szlabany. Po chwili mały parowozik został uwieczniony na tle charakterystycznej
bryły sierpeckiej nastawni. Kolejna wyk....ista fota popełniona! :-))) Parowóz
zaczął się następnie kulać po zwrotnicach tak żeby wjechać pod szopę na prowizoryczne
obrządzenie. Z budki wyszedł wspominany młodzieniec,
ogólnie wyglądał jak syn Belzebuba. Jeżyk dowiedział się jakoś, że na jazdę z
Torunia załapał się za flaszkę. Ledwo co wyszedł z Teery a już
się pojawił w gagarze. Na
szopie spotykam znajomego mechaniora – pana Jacka. Wita mnie słowami coś a'la
"O! Witam kierowniku" czy cuś takiego :-) Trochę mnie wcięło, ale nie
daję poznać po sobie zaskoczenia tak ciepłym powitaniem. Zamiast tego
przedstawiam Jeżyka Jackowi i Jacka Jeżykowi ;-), wymieniamy kilka słów i znów
z Markiem musimy ruszać do filmowej roboty. Bo już pod szopę wjeżdża Teera. My
oczywiście wszystko pilnie uwieczniamy na materiale światłoczułym, a więc: jak
wjeżdża (piszcząc niemiłosiernie) po rozklepanym torze, jak dobija do gagara
651, potem jak odpalają kolejno ST44-1096 i 651, jak następnie odjeżdżają kawałek
głębiej, tak żeby do tendra można było włożyć koniec węża (a właściwie takiego
nieco większego szlauchu) z wodą i takie tam duperszwance :-) Razem z nami w
Sierpcu zjawiło się też kilku nieznanych nam MK-ów. Jak się później okazało
silną ekipę wystawiły Skierniewice. Jeden czy dwa samochody miały też
rejestracje toruńskie. W tak zwanym międzyczasie od strony Torunia wjechał
ST44-1100 z 27 beczkami, platformą ochronną z przodu i węglarą z tyłu.
Dziabnęliśmy go z rządkiem lokomotyw stojących na torze koło szopy, na czele z
SM30-092. Aha, zanim wjechał gagarin musieliśmy rozpędzić stado baranów, co nam
wlazło przed obiektywu i zadowolone stało czekając na pociąg. Nosz w mordę ich
i nożem – do czego to doszło żebym musiał „u siebie” stosować słownictwo rodem z
imprez kolejowych...? Gagarowi niespieszno było w dalszą drogę, bo skład
stanął, a lok odczepił się. My natomiast walnęliśmy sobie pamiątkową fotografię
z samozadowalacza jak stoimy z Jeżykiem na pomoście eSMki. SM30 w Sierpcu to
też wielka rzadkość! :-) Po chwili minął nas gagarin i odjechał na zwrotkę by
dobić do wspomnianego rządka lokomotyw. Mnie naszła koncepcja by popełnić fotkę
gagarina widzianego przez tą taką puszkę (jak to się nazywa?) przy wajsze
zwrotnicy. Puszka pozbawiona jest szkiełek, ogólnie cała zardzewiała i daje się
kręcić wokół własnej osi. Tak więc ustawiłem ją sobie jak trzeba, uwaliłem na
ziemi przed nią, nieomalże wsadziłem do środka aparat i strzeliłem gagarka
zbliżającego się do zwrotki :-) Przypłaciłem to kilkoma ranami na łokciach, bo
podłoże jest kamieniste, ale co tam - opłacało się ;-) Nastrzelałem się już
fotek co niemiara, a to dopiero 9 rano! Dwadzieścia minut później znów słychać
potężną trąbę od strony Torunia. Po chwili wtarabania się 30-wagonowy skład (28
beczek + 2 ochronne) prowadzony przez ST44-1110. Ten akurat nie zatrzymał się,
tylko od razu pomknął do Płocka. Uwieczniłem go z pomostu SM42-454, ale tak by
na zdjęciu było widać trochę stonki oraz stojących za nią SU45-185, 034 i
ST44-1100. Podczas gdy my uganialiśmy się za towarami z Torunia, pod szopę
dotarła przedstawicielka ekipy filmowej. I zaczęły się problemy... Okazało się
bowiem, że parowóz jest ustawiony nie tak jak trzeba. Do Rypina miał jechać
kominem do przodu, a tymczasem ustawiony jest nim do tyłu. No i co tu zrobić?
Obrotnicy brak... Ale pan Jacek znalazł trójkąt! Fakt, że nie używany chyba od
kilkunastu lat, ale jest! Zanim jednak Teerka mogła nań wjechać musiały tor
zwolnić dwa blokujące go gagariny. Ale to niewielki problem. Trzy minuty po
przyjeździe brutta, najpierw spod szopy wycofała Teerka i odjechała kawalątek w
stronę nastawni. Tym razem Jeżyk strzelił fotkę przez puszkę ;-). Po parniku
pan Jacek przemanewrował spiętymi gagarinami. Oczywiście w kabinie nie mogło
zabraknąć usmolonego koleżki... Obstrzelaliśmy tą całą kombinatorykę, po czym parowóz wjechał na już
zwolniony tor pod szopą, potem przeciął pomaluśku ulicę i ruszył krzaczorami na
trójkąt. Na jego czubku zatrzymał i po przełożeniu zwrotnicy zaczął cofać.
Przejechał koło mini punktu do przeładunku benzyny z cystern kolejowych na
samochodowe i ponownie wjechał na teren szopy. Posuwał się wolniutko, bo szyny
nie używane od dobrych kilkunastu lat skwierczały pod parowozem, że wydawało
się, że jeszcze ciut ciut i wywali się na bok. Ja oczywiście jadę fota za fotą.
Obok mnie szedł jakiś kolo (przedstawił się jako Rafał Spychała), który w
pewnej chwili zauważył, że mamy takie same aparaty. Wywiązała się więc między
nami konwersacja na tematy okołosprzętowe. Idziemy sobie parę metrów przed parowozem, gadamy, fotki strzelamy.
Teerka przejechała torem sąsiadującym z kanałem oczystkowym i dojechała do
kolejnej zwrotnicy. Ją również trzeba było przełożyć, by dostać się do składu
10 wagonów Kb. Okazało się to jednak większym przedsięwzięciem. Zardzewiała
wajcha ani myślała się przełożyć. Musiało się z nią męczyć dwóch chłopa. Pan
Jacek napierdalał w wajchę kawałem betonu a w tym samym czasie inny kolejarz
zrobił z jakiegoś żelastwa podręczną dźwignię i odpychał zwrotnicę od szyny :-)
Po kilku minutach sztuka się udała i parowóz ruszył do wagonów stojących przy
rampie. Podczepił się i zaczął je wypychać w stronę dworca. Myśleliśmy, że
kolejarze nie chcą znów przejeżdżać przez feralna zwrotnicę, tylko postanowili
wycofać wagony w stronę semaforów wyjazdowych do Nasielska i Płocka. Ale nie,
po chwili parowóz zmienił zdanie i powrócił z wagonami na poprzednie miejsce.
Wkrótce też zaczęła się zjeżdżać ekipa filmowa – aktorzy, kamerzyści i
dźwiękowcy. Zaczęli się naradzać. Ponieważ trochę to trwało i nic nie
wskazywało żeby miało się zaraz skończyć, a zbliżała się godzina przyjazdu
osobówki z Nasielska, postanowiliśmy przemieścić się na peron by przywitać się
z panem Edziem. Jeżyk bowiem wcześniej zaszedł do dyspozytorni, gdzie napotkał
jeszcze przez nas nie zapoznana panią Halinkę. Jakoś do niej nie mieliśmy
szczęścia – zawsze ktoś inny miał służbę. A poszedł tam na górę, bo myślał, że
dyżur ma właśnie pan Edzio, którego samochód stał na parkingu. Okazało się
jednak, że dziś robi za maszynistę i pojechał z porannym pociągiem do
Nasielska. O 11:15 wjechała SU45-166, za sterami zgodnie z zapowiedzią siedział
nasz dobry znajomy. Przywitaliśmy się, pogadaliśmy trochę i pan Edzio musiał
zjeżdżać ;-) SUką pod szopę. Do Bipy podczepiła się natomiast SU45-034. My zaś
wróciliśmy w okolicę rampy. Filmowcom najwidoczniej nie konweniowały się dechy
zwiększające ładowność tendra, bo nakazali ich usuniecie. Palacz musiał przewalić
niezłą górę węgla nieco w dół skrzyni, ku palenisku. Aha, podkreślić trzeba, że
kolejarze dostali stosowne ubiory – wyjściowe mundury kolejarskie i eleganckie
czapki z epoki. Same wagony też się nieco zmieniły od poprzedniego weekendu.
Teraz miały na burtach różne napisy z kredy albo innego tam mydła, np. „Z Wilna
do Polski”, albo „My z Grodna”. Mówiąc krótko, pociąg z repatriantami zza Buga
do ziem odzyskanych :-))) Wagony i parowóz przyozdobiono też biało-czerwonymi
flagami, do środka wpakowano jakieś graty – beczki, walizki, stoły. Później
przy jednym z nich ekipa kilku kolesi rozrabiała wódeczkę :-) To się nazywa
ciężko pracować, co? ;-) Trochę żeśmy współczuli aktorom i statystom, bo żar
się lał z bezchmurnego nieba, a oni musieli paradować w grubych swetrach,
serdakach, kurtkach jakby to był co najmniej styczeń. Ponieważ nic nie
zapowiadało szybkiego odjazdu w stronę Rypina, a za to zbliżała się godzina
odjazdu pociągu do Torunia, przeto udaliśmy się kawałek za most nad Skrwą.
Jeżyk dziabnął sobie fotkę SU45-034 i wróciliśmy na stację. Już z daleka
zauważyliśmy, że zapaliły się lampy na parowozie. A więc coś się może w końcu
zacznie dziać... Donośny gwizd potwierdził nasze nadzieje. Powolutku ruszyła
maszyna po szynach. Ale na dachu jednego z wagonów ustawiono kamerę, wokół
której rozsiedli się pasażerowie. Eeee tam... Jeżyk stwierdza, że pewnie tak
się będą turlać w tę i nazad po stacji by nakręcić wąskim kadrem ludzi na
dachach i tyle... A jednak nie! Za chwilę pociąg dostał semafor. „UOP patrz, podali
mu, zawracaj ojciec, zawracaj!!!” – krzyczy mi Marek w ucho. No to ja czym
prędzej zawijam pod wjazdowe, bo tam właśnie już wcześniej postanowiliśmy
popełnić fotki, gdyby jednak pociąg zdecydował się ruszyć do Rypina. W gaciach
mam kisiel, bo już tyle razy byłem w Sierpcu, ale pierwszy raz widzę i zaczynam
focić pociąg na linii brodnickiej :-) Skład rzeczywiście prezentuje się
imponująco – nie dość, że lokomotywa jest po prostu przepiękna, to jeszcze te
przystrojone wagony ze spontanicznymi napisami na burtach... No rewelka, po
prostu! Następny fotostop praktycznie dopiero w Szczutowie, wcześniej się nie
da, bo droga nie dochodzi do toru, a po leśnych duktach już się dziś
najeździłem, dziękuję bardzo. W pierwszej chwili mamy zamiar „zdjąć” pociąg w
motywie leśnym przy semaforze wjazdowym (opuszczony, podobnie jak wszystkie
inne na stacji, jakby ktoś chciał wiedzieć), ale stwierdzamy, że to bez sensu,
bo będzie za mało wagonów widać. Przenosimy się więc kawałek dalej pod semafory
wyjazdowe ze Szczutowa w stronę Sierpca. Tu torów jest więcej, a więc i większe
pole rażenie dla naszych aparatów. Mnie jednak to ciągle nie zadowala, bo
stoimy w takiej płytkiej niecce, tak że tory są nad nami troszeczkę. Stwierdzam
więc, że skorzystam z betonowego słupa wysokiego napięcia. Dwie jego nogi
spięte są metalową rurą, jednak przy bliższych oględzinach stwierdzam, że z
jednej strony rurę przeżarła rdza i wcale już nie spełnia swej roli. Niemniej
jednak zerowa sprężystość żelastwa daje jako taką podporę pod ręce. Jeżyk jednak
odważnie wtarabania się jeszcze wyżej ode mnie i całym ciężarem (a jest tego
trochę ;-) staje na rurze. Mnie za podporę dla nóg służy jakaś wystająca ze
słupa śruba. Już mi powoli zaczynają ręce i nogi omdlewać, a w oddali ciągle
słychać odgłosy zbliżającego się pociągu. Ale wlecze się niemiłosiernie.
Utrzymuje się na tym słupie już tylko siłą woli gdy wreszcie z lasu wyczołguje
się parowóz. Cykamy fotki i nareszcie można zeskoczyć na stały ląd. Ooo jak
dobrze :-) Nigdy więcej żadnych słupów! Godzina 13, co znaczy, że pociąg
12-kilometrową trasę pokonał w czasie 56 minut. W roku 1957 czas ten wynosił...
17 minut! To się nazywa postęp :-( W Szczutowie pociąg zatrzymał się na dłużej.
Tu na peronie kręcono scenę jak pociąg wjeżdża w peron, na którym czeka jakaś
rodzinka. Zanim do tego doszło filmowcy zamalowali na czarno czerwoną do tej
pory czołownicę lokomotywy. Nasz klient nasz per pan... Chyba chcieli też
nakręcić kawałek gdy pociąg opuszcza stację. Jeden gościu z ekipy wdrapał się
na semafor i próbował opuszczone ramię postawić w pozycji „wolna droga”. Jednak
próba ożywienia semafora zakończyła się fiaskiem. Przechodząc obok grupki
filmowców usłyszałem kątem ucha ;-), że nie zamierzają tak od razu jechać do
Rypina tylko zatrzymają się niedaleczko za Szczutowem na jakiejś łączce. Część
ekipy zdążyła już odjechać, no to i my ruszyliśmy ich śladem. Miejsce istotnie
wybrali sobie bardzo fajne, bo z jednej strony toru ściana lasu, ale po drugiej
rzeczona łąka. Widoczek suuuper! Oni jednak woleli nakręcić ten fragment z
góry. W tym celu na przejeździe przez tory stanął okrakiem Star z dźwigiem, do
kosza którego zapakował się kamerzysta. Tu muszę skierować pod adresem
filmowców słowa pełne uznania, że nie przepędzali dość licznej ekipy focistów
:-) Kręciliśmy się im pod nogami, a oni jakby nas nie zauważali. Brawko! :-)
Pierwszy najazd pociągu nie przypasował operatorowi i zarządzono dubla. Druga
próba także nie wprawiła kamerzysty w euforię. Przed trzecim najazdem padła pod
adresem maszynisty komenda „więcej pary” przy hamowaniu. No tośmy z Jeżykiem
mieli ubaw po pachy – jeden przez drugiego zaczęliśmy sypać
cytatami-parafrazami z „Misia” typu: „proszę bardzo ruszamy. Uważaj! Jesteście
smutni, pierwszy najazd nie wyszedł... A teraz palacz, bierz szuflę! I sypiesz,
sypiesz do pieca, do pieca! Teera teraz, uważaj bierz Teerę! Teera więcej pary!
CZY TEERA MNIE SŁYSZY?! :-))) Podchodzimy do ognia wszyscy, uważaj, panoramuj,
taaak... Kocioł masz i wypuszczaj parę. Mechanik! Szerokim gestem, szerokim
gestem przepustnica więcej pary WIĘCEJ PARY, IDIOTO!!!” I salwy śmiechu co
chwila :-))))))) Drugi dubel w hamowaniem w białej chmurze pary zadowolił
filmowców. Dźwig zjechał z torów, pociąg przejechał, po czym Star wrócił na
swoje poprzednie miejsce, bo trzeba było nakręcić scenę z drugiej strony. To
akurat poszło sprawnie i ekipa ruszyła w dalszą drogę. Postanowiliśmy dziabnąć
Teerke gdzieś po drodze, nie na planie tylko jak sobie beztrosko jedzie. Z
planu wynikało, że niezły może być odcinek na wysokości wsi Urszulewo. Tam więc
się udaliśmy. Tor prosty jak drut, parowóz widać więc z bardzo daleka. Jedzie
całkiem dziarsko, mazrutuje aż miło, nooo będzie ładna fotka na tle lasu. Ale
figa! Jakiś kilometr przed nami pociąg stanął nie wiedzieć po co. Przez
lornetkę nie widać aby ekipa wyładowywała się z wagonów, nikt się wokół pociągu
nie kręci. Po kilku minutach pociąg ruszył w dalszą drogę, ale nie zdążył się
do nas rozbujać dostatecznie i w efekcie minął nas bez oczekiwanej chmury
czarnego dymu. Lekkie rozczarowanie... Słówko o samym torze: szyny wyglądają na
niezbyt zużyte, dziwi nas więc trochę niewielka prędkość maksymalna pociągu,
która na oko oceniamy na 30 km/h. Może więcej wagony nie mogą jeździć? Bo o
stan toru nie ma co się martwić. Uwaga! Szyny wyprodukowano w 1988 r. Oznacza
to ni mniej ni więcej jak tylko tyle, że linię do Brodnicy zamknięto tuż po...
jej kapitalnym remoncie :-( SKANDAL w biały dzień, za który sierpeccy kolejarze
obwiniają naczelnika z Nasielska. Wedle ich słów, za zamknięcie
ruchu do Brodnicy imć chujoza z Nasielska wziął w łapę niezłą kasę od
busiarzy... :-( Z mapy wynikało, że następny fotostop wypada na skrzyżowaniu
drogi z torem. Nie spodziewaliśmy się jednak, że to aż tak fajne miejsce
będzie. Oto bowiem okazało się że skrzyżowanie nie wypada w jednym poziomie,
lecz nad torem rozpięty jest wiadukt. Z lewej jego strony tor zbliżał się po
prostej po wysokim nasypie, po czym przechodził w płytki przekop i za wiaduktem
skręcał ostrym łukiem w lewo. Zjechaliśmy z drogi pod wiadukt, tam gdzie już
część ekipy zdążyła również nadjechać. Jeżyk najpierw strzelił fotkę Teerki
nadciągającej po nasypie, po czym przenieśliśmy się na drugą stronę wiaduktu.
Tam znów do akcji wkroczył dźwig. Motyw mieliśmy fantastyczny wręcz – Teera
wyłaniająca się po łuczku spod wiaduktu, a za nią żółciutkie pole rzepaku.
Mnióóód, ale co z tego skoro nie mogliśmy zrobić foty... :-| Dlaczego? Bo
musieliśmy skryć się za krzakiem, jako że na otwartej przestrzeni łapaliśmy się
w kadr kamery :-) Po dwóch dublach pociąg ruszył w końcu w dalszą drogę.
Przejeżdżając przez wieś Zakrocz, Jeżyk przyuważył kolejny wiadukcik (drogi
gruntowej tym razem) nad torem. Cofnąłem więc w jego stronę i po chwili
strzeliliśmy kolejne fotki. Kabaret odstawił nam jeden z filmowców. Zapomniałem
wspomnieć, że przez cała drogę z Sierpca jeden z kolesi od filmu robił za
palacza. Wczuł się chłopak w rolę, bo rozebrał się do pasa, wysmarował plecy i
samarę węglem, że niby taki spracowany i dzielnie asystował prawdziwym
kolejarzom w budce. Zauważył, że dziabiemy loka z wiaduktu, więc wychylił się z
budy rozkrzyżował ręce i tak jechał kawałek aż Jeżyk nie opuścił aparatu.
Śmiechu mieliśmy z niego co niemiara! :-))) Kilka minut po 17 pociąg dotarł do
Rypina, gdzie wzbudził niemałą sensację. Całe okoliczne towarzystwo zbiegło się
na stację. Jeszcze jak strzelaliśmy fotki przy wjazdowym, jakaś dzieweczka
spytała nas czy on tu już na stałe będzie jeździł? Wyraźnie rozczarowana była
naszą negatywną odpowiedzią. Parowóz nie dał się tubylcom zbyt długo podziwiać,
zmienił szybko czoło i ruszył w drogę powrotną. Zaraz za Rypinem zatrzymaliśmy
się na wysokości zajebiście wysokiego nasypu. Chwilę później za mną zatrzymał
się też biały Opel, z którego wysiadło kilku wcześniej już widzianych focistów.
Ja zdjęcia nie robiłem, bo myłem sobie ręce, ale Jeżyk walczył dzielnie.
Niemniej jednak to mnie zaczepił jakiś koleś, z wyglądu pod 30 lat w szarej
koszulce. Zapytał mnie z jakiej wagonowni jesteśmy? Spojrzałem na niego
cokolwiek dziwnie, bo zasadniczo nie przepadam za takimi odchyłami, by zamiast
o miasto pytać o jakąś wagonownię. Odpowiedziałem więc krótko, że z Warszawy i
sobie poszedł. Później okazało się, że to sam Paweł Mierosławski był :-) Na
następnym fotostopie znów pod wiaduktem spojrzałem już na niego nieco
łaskawszym okiem, bo rozsiadł się na barierce i łoił browara :-) Swój chłop,
znaczy się, choć nieco za bardzo skrzywiony pro-kolejowo ;-) Pod tym wiaduktem
popełniłem ostatnią fotkę tego dnia, bo parameter zrobił się nikczemny :-)))
Zajechaliśmy jeszcze co prawda na przystanek Puszcza Rządowa (ładnie utrzymany,
bo zamieszkany), ale zanim Teerka się tam pojawiła zrobiło się za Ciemno nawet
jak na 400-tkę pana Marka. I chociaż ambitny plan zakładał jeszcze zaczekanie
na Teerkę w Sierpcu by walnąć parę klatek po nocy ze statywów, to jednak
zmęczenie dało znać o sobie. Przypomnę, że wstałem o 23:30. Cali szczęśliwi z
faktu obstrzelania parowozu na „naszej” linii, postanowiliśmy nie kusić losu i
czym prędzej wracać do Warszawy, by paść w ramiona naszych kochanych,
stęsknionych połowic :-)
To już koniec i bomba, a komu się nie chciało
jechać z nami na parowoza, ten trąba ;-))