21 września 2003

Sierpc pod parą

Postaram się krótko i węzłowato, bom strudzon okrutnie po pracy, a mnie tu jeszcze Tomi molestuje żebym spisywał wrażenia z poprzedniej niedzieli. Skoro wspomniałem o Tomim to się pewnie wszyscy domyślacie, że będzie coś na temat pary. Słusznie, słusznie... :-) I to będzie o parze na JSL-ce :-) Nie chodzi jednak o parę gagarinów, czytaj: podwójną aTrakcję. Tym razem będzie o wizycie wolsztyńskiej Tr5-65 w Sierpcu. Tak, tak – nie przecierajcie oczu, dobrze widzicie. Po ponad 11 latach przerwy na Jedynie Słusznej Linii znów pojawił się parowóz! W tym miejscu należą się WIELKIE podziękowania dla Tomiego, któren poinformował mnie o tym wiekopomnym wydarzeniu w środę bodajże oraz dla Jarosza, który w piątek dostarczył mi rozkład jazdy parowozu od Torunia. Dzięki, Panowie 100-krotne!: -) Po co komu parowóz w Sierpcu akurat, spytacie? Ano po to, bo w Szczutowie (stacja na linii do Brodnicy) kręcono film, a konkretnie serial „Boża Podszewka 2”. Na jego planie byłem już przed ponad tygodniem, lecz wówczas wagony przeciągała bydgoska SM30-092. Słówko o wagonach. Nie są to jakieś zwykle wagony, lecz muzealne wagony towarowe Kb będące własnością PSMK ze Skierniewic. Etatowo wypożyczane są do różnych filmów. „BP 2” to drugi film, na planie którego widziałem je – że tak powiem – grające. Pierwszy to jakaś niemiecko-polsko-jakaśtam koprodukcja, kręcona na ul. Instalatorów w Warszawie. Wówczas na planie „grał” chabówkowy Ty2-953. Zdaje się też, że Polański wypożyczał je do „Pianisty”. OK, starczy tych dygresji, przejdźmy do sedna. Budzę się jeszcze w sobotę o 23:30, łyk mocnej porannej KaWy ;-) i ruszam kosiarką z działki do Nasielska. Tu bowiem o godz. 0:24 miałem odebrać Jeżyka. Pan Marek kombinował jak koń pod górę, jakby to zrobić żeby się załapać na ganiankę za kopciuchem. W końcu wymyślił, że dojedzie do Nasielska kibelkiem z Gdańskiego i krótko po północy ruszymy do Torunia. Zebrany materiał ugruntuje Jego pozycję guru na galerii transportowej http://ams1.lo3.wroc.pl/~tomek/ he he he :-) Drogę do Torunia pokonaliśmy bez szaleństw, bo czasu mieliśmy aż za dużo. Według rozkładu, parowóz z Inowrocławia miał zjechać do Torunia na godz. 4:25. My zaś pojawiliśmy się w grodzie Kopernika już około 3 w nocy. Na początek zajechaliśmy na szopę. Z ciekawszych rzeczy zastaliśmy dwa gagary – 1110 i 891. Kopciucha brak. Za to zaczął nam dokuczać głód. Zaspokoiliśmy go zapiekankami (nawet smaczne) w barze na dworcu głównym. Zajadając serową przekąskę obeszliśmy SUkę podstawiona do porannego pociągu do Grudziądza. Na stacji głucho i Ciemno wszędzie ;-) Ruszyliśmy więc ponownie na szopę, tam jednak nadal nie było parowozu. Spodziewaliśmy się, że będzie tam wodował. Ale jak nie ma to nie – stwierdziliśmy, że pojedziemy kawałek za miasto by zobaczyć go sobie jak jedzie ;-) No i siedzimy koło jednego przejścia dla pieszych przez tory i czekamy. Ale nic nie jedzie, co jest do cholery – czyżby nałapał po drodze opóźnienia? Wierzyć mi się w to nie chciało, bo z Wolsztyna wyjechać miał około 21, a więc w Toruniu mógłby być grubo przed 4 w nocy. Tymczasem zrobiła się już 5 rano, a jego nie ma. Budzę więc Jeżyka, który chrapie sobie w najlepsze i wracamy do szopy. Tu znów brak spodziewanego widoku... No to może na dworcu? Też nie... W końcu Jeżyk mówi, że ma to w dupie i że pójdzie do dyspozytora. Po raz n-ty jadę więc na Kluczyki. Marek poszedł po info a ja rozglądam się po halach. Zauważam brak jednego gagarina, tego 1110. Wtem Jeżyk wypada z budynku już z daleka dając mi znaki żebym odpalał kosiarkę. Oj, coś tu jest nie tak – myślę sobie. I rzeczywiście, Jeżyk wskakując do autka wysapuje z siebie, że parowóz JUŻ POJECHAŁ do Sierpca. Wcale nie zjeżdżał na wodowanie, tylko jeszcze przed 4 pojawił się w Toruniu i od razu stanął pod wyjazdowym. Nic dziwnego, żeśmy go nie napotkali. Wolną drogę dostał o godzinie 4:19. A tymczasem na moim zegarku jest już 4:50. No to ładny ch... pani Stasiu :-(  Klniemy jeden przez drugiego na czym świat stoi, bo Teera ma nad nami pół godziny przewagi. Łudzimy się nadzieją, że może nie odjechał zbyt daleko, bo w rozkładzie ma 8-minutowy postój w Lubiczu. Ale skoro ruszył wcześniej, to pewnie już jest i za Lubiczem. Niemniej jednak ryzykujemy dalsze opóźnienie i zajeżdżamy do Lubicza zobaczyć co i jak. JEST! Teera stoi i sapie :-) A obok niej ST44-1100 z bruttem! O ja pierdolę, gdzie statyw, szybko, bo mało casu kruca bomba, a tu TAKI motyw!! Rozstawiamy gorączkowo sprzęt, a tu z Sierpca wjeżdża jeszcze SU45. Niestety Bipa wjeżdża między czajnika a gagarka zasłaniając tego drugiego. Jeżyk, który zdążył już rozstawić statyw i zamocować aparat zdjęcia bez gagara nie cyka. Ja dalej się mocuje że statywem i poszukuje światłomierza w torbie. Nagle zgrzyt semafora oznajmia, że Teera doczekała się „wolnej drogi” i zanim zdążyłem się przygotować, ona wzięła i odjechała. Nosz kuuuurwaaaa, moja złość nie zna granic :-( Po tyłu latach doczekałem się parowozu na JSL-ce i spóźniłem się ze zdjęciem dosłownie o kilkadziesiąt sekund!!! Co za matoł ze mnie. Kurwie na samego siebie, Jeżyk nawet nie próbuje mnie pocieszać wiedząc, że tylko by se język strzępił. W złowrogiej ciszy ruszamy w stronę Czernikowa. Aha, jak wpadaliśmy do Lubicza, spotkaliśmy jednego MK. Jakiś starszy koleś w niebieskim Oplu, o ile mnie pamięć nie myli. Spotykamy go ponownie na wiadukcie za Czernikowem. Przedstawia się nam jako Wojtek z Torunia, nicka żadnego nie ma, bo grupy nie czytawszy. Jeszcze w Lubiczu zauważyłem, że w budce podróżuje jakiś młodzieniec, którego zasadniczo nie powinno tam być. Pytam więc Wojtka czy to jakiś jego znajomek, albo może syn. Odpowiada, że nie. Gadu gadu i w końcu pojawia się parowóz. Ja nawet nie mam po co wyciągać fotopstryka, bo film mam setkę, a parameter jest nikczemny – ledwo co szaro na dworze. Jeżyk i Wojtek dzielnie walczą na swoich czterysetkach. Wielkich sukcesów jednak im nie wróżę... Kolejny fotostop uzgodniliśmy koło tarczy za Lipnem, ale wschodzące słoneczko skusiło mnie do wcześniejszego dobicia do toru przed Konotopiem. Stwierdziliśmy, że co nam szkodzi – walnie się fotki centralnie pod słońce, a może wyjdą? I mnie wyszło, powiem Wam zajebiiiiście :-) Potem rura kilkaset metrów dalej na drugi przejazd za Konotopiem. Do Lipna marne szanse by zdążyć, ale jednak podejmuję ryzyko. Dziś liczy się ilość, a nie jakość zdjęć :-) Na szczęście chłopakom się nie spieszy i jadą sobie w tempie cokolwiek spacerowym. Dzięki temu bez większych problemów złapaliśmy parnika na wyjazdowych. Jeżyk dziabnął fotkę z semaforem, a ja z nastawnią. Chodziło mi o napis na niej... :-) Potem szybka zawijka na drogę bydgoską i dzida w pogoń. Tym razem ustawiliśmy się na wjazdowym do Skępego. Jaka tu mi fota wyszła, ja nie mooooge :-))) MIÓD! Ponieważ odcinek że Skępego do Sierpca jest bardzo ciężko dostępny do ganianki samochodem, zasadniczo mieliśmy jechać od razu na wjazd do Sierpca. Jednak jako że poziom mego optymizmu podskoczył do stanu euforii już w Lipnie, przeto stwierdziłem, że pieprzyć wszystko i gonimy go lasem! W pierwszej chwili Jeżyk stwierdził, że to przekreśla nasze szanse na dorwanie go przed Sierpcem, jednak już po chwili widząc, jak olewam fatalny stan leśnej drogi niszczący okrutnie zawieszenie kosiarki, szybko zmienił zdanie i słowami „ja tam wierzę w pana UOP-a” zmotywował mnie do jeszcze bardziej szaleńczej jazdy przez las. Jakimś cudem nie wylądowaliśmy na żadnym drzewie, za to trafiliśmy na pierwszy przejazd leśnego duktu przez tory. Niedaleko widać już światła nadjeżdżającej Teerki. Czyli zdążyliśmy. I znów bezbłędna fota w motywie leśnym wprawia mnie w stan ekstazy :-) Potem siup do wozu i rura na kolejny przejazd przed Koziołkiem. Wyprzedzamy czajnika niemal o włos. Ledwo co zdążyliśmy wyskoczyć z samochodu, a kopciuch już pojawił się w naszych aparatach. I znów orgazm na sucho w moim wykonaniu ;-) Już praktycznie zapomniałem o toruńsko-lubiczowym niepowodzeniu. Zacząłem sam sobie w duchu tłumaczyć, że przecież w Toruniu i tak stał po ciemaku pod wyjazdowym, więc fotki i tak nie dałoby się zrobić. A nawet gdyby było widać jakieś światła to i tak obrzydliwe sodówy... A z kolei w Lubiczu gagarin był wygaszony, nikogo nie było w kabinie, a na dodatek na dworze taka jakaś nijaka ta szarówka była. Fota by wyszła bura i w ogóle do bani ;-) Trzeba się jakoś pocieszać, nie? Anyway, do Sierpca to już naprawdę nie było szans z Koziołka zdążyć, bo droga znacznie odbija od toru. Jednak Jeżyk znów wyraził przekonanie „ja tam wierzę w pana UOP-a”... No co można było zrobić? Miałbym zawieść zaufanie pana Marka? Musiałem zdążyć! I zdążyłem :-))) Ledwośmy przejechali przez przejazd koło nastawni i tuż za nami zamknęły się szlabany. Po chwili mały parowozik został uwieczniony na tle charakterystycznej bryły sierpeckiej nastawni. Kolejna wyk....ista fota popełniona! :-))) Parowóz zaczął się następnie kulać po zwrotnicach tak żeby wjechać pod szopę na prowizoryczne obrządzenie. Z budki wyszedł wspominany młodzieniec, ogólnie wyglądał jak syn Belzebuba. Jeżyk dowiedział się jakoś, że na jazdę z Torunia załapał się za flaszkę. Ledwo co wyszedł z Teery a już się pojawił w gagarze. Na szopie spotykam znajomego mechaniora – pana Jacka. Wita mnie słowami coś a'la "O! Witam kierowniku" czy cuś takiego :-) Trochę mnie wcięło, ale nie daję poznać po sobie zaskoczenia tak ciepłym powitaniem. Zamiast tego przedstawiam Jeżyka Jackowi i Jacka Jeżykowi ;-), wymieniamy kilka słów i znów z Markiem musimy ruszać do filmowej roboty. Bo już pod szopę wjeżdża Teera. My oczywiście wszystko pilnie uwieczniamy na materiale światłoczułym, a więc: jak wjeżdża (piszcząc niemiłosiernie) po rozklepanym torze, jak dobija do gagara 651, potem jak odpalają kolejno ST44-1096 i 651, jak następnie odjeżdżają kawałek głębiej, tak żeby do tendra można było włożyć koniec węża (a właściwie takiego nieco większego szlauchu) z wodą i takie tam duperszwance :-) Razem z nami w Sierpcu zjawiło się też kilku nieznanych nam MK-ów. Jak się później okazało silną ekipę wystawiły Skierniewice. Jeden czy dwa samochody miały też rejestracje toruńskie. W tak zwanym międzyczasie od strony Torunia wjechał ST44-1100 z 27 beczkami, platformą ochronną z przodu i węglarą z tyłu. Dziabnęliśmy go z rządkiem lokomotyw stojących na torze koło szopy, na czele z SM30-092. Aha, zanim wjechał gagarin musieliśmy rozpędzić stado baranów, co nam wlazło przed obiektywu i zadowolone stało czekając na pociąg. Nosz w mordę ich i nożem – do czego to doszło żebym musiał „u siebie” stosować słownictwo rodem z imprez kolejowych...? Gagarowi niespieszno było w dalszą drogę, bo skład stanął, a lok odczepił się. My natomiast walnęliśmy sobie pamiątkową fotografię z samozadowalacza jak stoimy z Jeżykiem na pomoście eSMki. SM30 w Sierpcu to też wielka rzadkość! :-) Po chwili minął nas gagarin i odjechał na zwrotkę by dobić do wspomnianego rządka lokomotyw. Mnie naszła koncepcja by popełnić fotkę gagarina widzianego przez tą taką puszkę (jak to się nazywa?) przy wajsze zwrotnicy. Puszka pozbawiona jest szkiełek, ogólnie cała zardzewiała i daje się kręcić wokół własnej osi. Tak więc ustawiłem ją sobie jak trzeba, uwaliłem na ziemi przed nią, nieomalże wsadziłem do środka aparat i strzeliłem gagarka zbliżającego się do zwrotki :-) Przypłaciłem to kilkoma ranami na łokciach, bo podłoże jest kamieniste, ale co tam - opłacało się ;-) Nastrzelałem się już fotek co niemiara, a to dopiero 9 rano! Dwadzieścia minut później znów słychać potężną trąbę od strony Torunia. Po chwili wtarabania się 30-wagonowy skład (28 beczek + 2 ochronne) prowadzony przez ST44-1110. Ten akurat nie zatrzymał się, tylko od razu pomknął do Płocka. Uwieczniłem go z pomostu SM42-454, ale tak by na zdjęciu było widać trochę stonki oraz stojących za nią SU45-185, 034 i ST44-1100. Podczas gdy my uganialiśmy się za towarami z Torunia, pod szopę dotarła przedstawicielka ekipy filmowej. I zaczęły się problemy... Okazało się bowiem, że parowóz jest ustawiony nie tak jak trzeba. Do Rypina miał jechać kominem do przodu, a tymczasem ustawiony jest nim do tyłu. No i co tu zrobić? Obrotnicy brak... Ale pan Jacek znalazł trójkąt! Fakt, że nie używany chyba od kilkunastu lat, ale jest! Zanim jednak Teerka mogła nań wjechać musiały tor zwolnić dwa blokujące go gagariny. Ale to niewielki problem. Trzy minuty po przyjeździe brutta, najpierw spod szopy wycofała Teerka i odjechała kawalątek w stronę nastawni. Tym razem Jeżyk strzelił fotkę przez puszkę ;-). Po parniku pan Jacek przemanewrował spiętymi gagarinami. Oczywiście w kabinie nie mogło zabraknąć usmolonego koleżki... Obstrzelaliśmy tą całą kombinatorykę, po czym parowóz wjechał na już zwolniony tor pod szopą, potem przeciął pomaluśku ulicę i ruszył krzaczorami na trójkąt. Na jego czubku zatrzymał i po przełożeniu zwrotnicy zaczął cofać. Przejechał koło mini punktu do przeładunku benzyny z cystern kolejowych na samochodowe i ponownie wjechał na teren szopy. Posuwał się wolniutko, bo szyny nie używane od dobrych kilkunastu lat skwierczały pod parowozem, że wydawało się, że jeszcze ciut ciut i wywali się na bok. Ja oczywiście jadę fota za fotą. Obok mnie szedł jakiś kolo (przedstawił się jako Rafał Spychała), który w pewnej chwili zauważył, że mamy takie same aparaty. Wywiązała się więc między nami konwersacja na tematy okołosprzętowe. Idziemy sobie parę metrów przed parowozem, gadamy, fotki strzelamy. Teerka przejechała torem sąsiadującym z kanałem oczystkowym i dojechała do kolejnej zwrotnicy. Ją również trzeba było przełożyć, by dostać się do składu 10 wagonów Kb. Okazało się to jednak większym przedsięwzięciem. Zardzewiała wajcha ani myślała się przełożyć. Musiało się z nią męczyć dwóch chłopa. Pan Jacek napierdalał w wajchę kawałem betonu a w tym samym czasie inny kolejarz zrobił z jakiegoś żelastwa podręczną dźwignię i odpychał zwrotnicę od szyny :-) Po kilku minutach sztuka się udała i parowóz ruszył do wagonów stojących przy rampie. Podczepił się i zaczął je wypychać w stronę dworca. Myśleliśmy, że kolejarze nie chcą znów przejeżdżać przez feralna zwrotnicę, tylko postanowili wycofać wagony w stronę semaforów wyjazdowych do Nasielska i Płocka. Ale nie, po chwili parowóz zmienił zdanie i powrócił z wagonami na poprzednie miejsce. Wkrótce też zaczęła się zjeżdżać ekipa filmowa – aktorzy, kamerzyści i dźwiękowcy. Zaczęli się naradzać. Ponieważ trochę to trwało i nic nie wskazywało żeby miało się zaraz skończyć, a zbliżała się godzina przyjazdu osobówki z Nasielska, postanowiliśmy przemieścić się na peron by przywitać się z panem Edziem. Jeżyk bowiem wcześniej zaszedł do dyspozytorni, gdzie napotkał jeszcze przez nas nie zapoznana panią Halinkę. Jakoś do niej nie mieliśmy szczęścia – zawsze ktoś inny miał służbę. A poszedł tam na górę, bo myślał, że dyżur ma właśnie pan Edzio, którego samochód stał na parkingu. Okazało się jednak, że dziś robi za maszynistę i pojechał z porannym pociągiem do Nasielska. O 11:15 wjechała SU45-166, za sterami zgodnie z zapowiedzią siedział nasz dobry znajomy. Przywitaliśmy się, pogadaliśmy trochę i pan Edzio musiał zjeżdżać ;-) SUką pod szopę. Do Bipy podczepiła się natomiast SU45-034. My zaś wróciliśmy w okolicę rampy. Filmowcom najwidoczniej nie konweniowały się dechy zwiększające ładowność tendra, bo nakazali ich usuniecie. Palacz musiał przewalić niezłą górę węgla nieco w dół skrzyni, ku palenisku. Aha, podkreślić trzeba, że kolejarze dostali stosowne ubiory – wyjściowe mundury kolejarskie i eleganckie czapki z epoki. Same wagony też się nieco zmieniły od poprzedniego weekendu. Teraz miały na burtach różne napisy z kredy albo innego tam mydła, np. „Z Wilna do Polski”, albo „My z Grodna”. Mówiąc krótko, pociąg z repatriantami zza Buga do ziem odzyskanych :-))) Wagony i parowóz przyozdobiono też biało-czerwonymi flagami, do środka wpakowano jakieś graty – beczki, walizki, stoły. Później przy jednym z nich ekipa kilku kolesi rozrabiała wódeczkę :-) To się nazywa ciężko pracować, co? ;-) Trochę żeśmy współczuli aktorom i statystom, bo żar się lał z bezchmurnego nieba, a oni musieli paradować w grubych swetrach, serdakach, kurtkach jakby to był co najmniej styczeń. Ponieważ nic nie zapowiadało szybkiego odjazdu w stronę Rypina, a za to zbliżała się godzina odjazdu pociągu do Torunia, przeto udaliśmy się kawałek za most nad Skrwą. Jeżyk dziabnął sobie fotkę SU45-034 i wróciliśmy na stację. Już z daleka zauważyliśmy, że zapaliły się lampy na parowozie. A więc coś się może w końcu zacznie dziać... Donośny gwizd potwierdził nasze nadzieje. Powolutku ruszyła maszyna po szynach. Ale na dachu jednego z wagonów ustawiono kamerę, wokół której rozsiedli się pasażerowie. Eeee tam... Jeżyk stwierdza, że pewnie tak się będą turlać w tę i nazad po stacji by nakręcić wąskim kadrem ludzi na dachach i tyle... A jednak nie! Za chwilę pociąg dostał semafor. „UOP patrz, podali mu, zawracaj ojciec, zawracaj!!!” – krzyczy mi Marek w ucho. No to ja czym prędzej zawijam pod wjazdowe, bo tam właśnie już wcześniej postanowiliśmy popełnić fotki, gdyby jednak pociąg zdecydował się ruszyć do Rypina. W gaciach mam kisiel, bo już tyle razy byłem w Sierpcu, ale pierwszy raz widzę i zaczynam focić pociąg na linii brodnickiej :-) Skład rzeczywiście prezentuje się imponująco – nie dość, że lokomotywa jest po prostu przepiękna, to jeszcze te przystrojone wagony ze spontanicznymi napisami na burtach... No rewelka, po prostu! Następny fotostop praktycznie dopiero w Szczutowie, wcześniej się nie da, bo droga nie dochodzi do toru, a po leśnych duktach już się dziś najeździłem, dziękuję bardzo. W pierwszej chwili mamy zamiar „zdjąć” pociąg w motywie leśnym przy semaforze wjazdowym (opuszczony, podobnie jak wszystkie inne na stacji, jakby ktoś chciał wiedzieć), ale stwierdzamy, że to bez sensu, bo będzie za mało wagonów widać. Przenosimy się więc kawałek dalej pod semafory wyjazdowe ze Szczutowa w stronę Sierpca. Tu torów jest więcej, a więc i większe pole rażenie dla naszych aparatów. Mnie jednak to ciągle nie zadowala, bo stoimy w takiej płytkiej niecce, tak że tory są nad nami troszeczkę. Stwierdzam więc, że skorzystam z betonowego słupa wysokiego napięcia. Dwie jego nogi spięte są metalową rurą, jednak przy bliższych oględzinach stwierdzam, że z jednej strony rurę przeżarła rdza i wcale już nie spełnia swej roli. Niemniej jednak zerowa sprężystość żelastwa daje jako taką podporę pod ręce. Jeżyk jednak odważnie wtarabania się jeszcze wyżej ode mnie i całym ciężarem (a jest tego trochę ;-) staje na rurze. Mnie za podporę dla nóg służy jakaś wystająca ze słupa śruba. Już mi powoli zaczynają ręce i nogi omdlewać, a w oddali ciągle słychać odgłosy zbliżającego się pociągu. Ale wlecze się niemiłosiernie. Utrzymuje się na tym słupie już tylko siłą woli gdy wreszcie z lasu wyczołguje się parowóz. Cykamy fotki i nareszcie można zeskoczyć na stały ląd. Ooo jak dobrze :-) Nigdy więcej żadnych słupów! Godzina 13, co znaczy, że pociąg 12-kilometrową trasę pokonał w czasie 56 minut. W roku 1957 czas ten wynosił... 17 minut! To się nazywa postęp :-( W Szczutowie pociąg zatrzymał się na dłużej. Tu na peronie kręcono scenę jak pociąg wjeżdża w peron, na którym czeka jakaś rodzinka. Zanim do tego doszło filmowcy zamalowali na czarno czerwoną do tej pory czołownicę lokomotywy. Nasz klient nasz per pan... Chyba chcieli też nakręcić kawałek gdy pociąg opuszcza stację. Jeden gościu z ekipy wdrapał się na semafor i próbował opuszczone ramię postawić w pozycji „wolna droga”. Jednak próba ożywienia semafora zakończyła się fiaskiem. Przechodząc obok grupki filmowców usłyszałem kątem ucha ;-), że nie zamierzają tak od razu jechać do Rypina tylko zatrzymają się niedaleczko za Szczutowem na jakiejś łączce. Część ekipy zdążyła już odjechać, no to i my ruszyliśmy ich śladem. Miejsce istotnie wybrali sobie bardzo fajne, bo z jednej strony toru ściana lasu, ale po drugiej rzeczona łąka. Widoczek suuuper! Oni jednak woleli nakręcić ten fragment z góry. W tym celu na przejeździe przez tory stanął okrakiem Star z dźwigiem, do kosza którego zapakował się kamerzysta. Tu muszę skierować pod adresem filmowców słowa pełne uznania, że nie przepędzali dość licznej ekipy focistów :-) Kręciliśmy się im pod nogami, a oni jakby nas nie zauważali. Brawko! :-) Pierwszy najazd pociągu nie przypasował operatorowi i zarządzono dubla. Druga próba także nie wprawiła kamerzysty w euforię. Przed trzecim najazdem padła pod adresem maszynisty komenda „więcej pary” przy hamowaniu. No tośmy z Jeżykiem mieli ubaw po pachy – jeden przez drugiego zaczęliśmy sypać cytatami-parafrazami z „Misia” typu: „proszę bardzo ruszamy. Uważaj! Jesteście smutni, pierwszy najazd nie wyszedł... A teraz palacz, bierz szuflę! I sypiesz, sypiesz do pieca, do pieca! Teera teraz, uważaj bierz Teerę! Teera więcej pary! CZY TEERA MNIE SŁYSZY?! :-))) Podchodzimy do ognia wszyscy, uważaj, panoramuj, taaak... Kocioł masz i wypuszczaj parę. Mechanik! Szerokim gestem, szerokim gestem przepustnica więcej pary WIĘCEJ PARY, IDIOTO!!!” I salwy śmiechu co chwila :-))))))) Drugi dubel w hamowaniem w białej chmurze pary zadowolił filmowców. Dźwig zjechał z torów, pociąg przejechał, po czym Star wrócił na swoje poprzednie miejsce, bo trzeba było nakręcić scenę z drugiej strony. To akurat poszło sprawnie i ekipa ruszyła w dalszą drogę. Postanowiliśmy dziabnąć Teerke gdzieś po drodze, nie na planie tylko jak sobie beztrosko jedzie. Z planu wynikało, że niezły może być odcinek na wysokości wsi Urszulewo. Tam więc się udaliśmy. Tor prosty jak drut, parowóz widać więc z bardzo daleka. Jedzie całkiem dziarsko, mazrutuje aż miło, nooo będzie ładna fotka na tle lasu. Ale figa! Jakiś kilometr przed nami pociąg stanął nie wiedzieć po co. Przez lornetkę nie widać aby ekipa wyładowywała się z wagonów, nikt się wokół pociągu nie kręci. Po kilku minutach pociąg ruszył w dalszą drogę, ale nie zdążył się do nas rozbujać dostatecznie i w efekcie minął nas bez oczekiwanej chmury czarnego dymu. Lekkie rozczarowanie... Słówko o samym torze: szyny wyglądają na niezbyt zużyte, dziwi nas więc trochę niewielka prędkość maksymalna pociągu, która na oko oceniamy na 30 km/h. Może więcej wagony nie mogą jeździć? Bo o stan toru nie ma co się martwić. Uwaga! Szyny wyprodukowano w 1988 r. Oznacza to ni mniej ni więcej jak tylko tyle, że linię do Brodnicy zamknięto tuż po... jej kapitalnym remoncie :-( SKANDAL w biały dzień, za który sierpeccy kolejarze obwiniają naczelnika z Nasielska. Wedle ich słów, za zamknięcie ruchu do Brodnicy imć chujoza z Nasielska wziął w łapę niezłą kasę od busiarzy... :-( Z mapy wynikało, że następny fotostop wypada na skrzyżowaniu drogi z torem. Nie spodziewaliśmy się jednak, że to aż tak fajne miejsce będzie. Oto bowiem okazało się że skrzyżowanie nie wypada w jednym poziomie, lecz nad torem rozpięty jest wiadukt. Z lewej jego strony tor zbliżał się po prostej po wysokim nasypie, po czym przechodził w płytki przekop i za wiaduktem skręcał ostrym łukiem w lewo. Zjechaliśmy z drogi pod wiadukt, tam gdzie już część ekipy zdążyła również nadjechać. Jeżyk najpierw strzelił fotkę Teerki nadciągającej po nasypie, po czym przenieśliśmy się na drugą stronę wiaduktu. Tam znów do akcji wkroczył dźwig. Motyw mieliśmy fantastyczny wręcz – Teera wyłaniająca się po łuczku spod wiaduktu, a za nią żółciutkie pole rzepaku. Mnióóód, ale co z tego skoro nie mogliśmy zrobić foty... :-| Dlaczego? Bo musieliśmy skryć się za krzakiem, jako że na otwartej przestrzeni łapaliśmy się w kadr kamery :-) Po dwóch dublach pociąg ruszył w końcu w dalszą drogę. Przejeżdżając przez wieś Zakrocz, Jeżyk przyuważył kolejny wiadukcik (drogi gruntowej tym razem) nad torem. Cofnąłem więc w jego stronę i po chwili strzeliliśmy kolejne fotki. Kabaret odstawił nam jeden z filmowców. Zapomniałem wspomnieć, że przez cała drogę z Sierpca jeden z kolesi od filmu robił za palacza. Wczuł się chłopak w rolę, bo rozebrał się do pasa, wysmarował plecy i samarę węglem, że niby taki spracowany i dzielnie asystował prawdziwym kolejarzom w budce. Zauważył, że dziabiemy loka z wiaduktu, więc wychylił się z budy rozkrzyżował ręce i tak jechał kawałek aż Jeżyk nie opuścił aparatu. Śmiechu mieliśmy z niego co niemiara! :-))) Kilka minut po 17 pociąg dotarł do Rypina, gdzie wzbudził niemałą sensację. Całe okoliczne towarzystwo zbiegło się na stację. Jeszcze jak strzelaliśmy fotki przy wjazdowym, jakaś dzieweczka spytała nas czy on tu już na stałe będzie jeździł? Wyraźnie rozczarowana była naszą negatywną odpowiedzią. Parowóz nie dał się tubylcom zbyt długo podziwiać, zmienił szybko czoło i ruszył w drogę powrotną. Zaraz za Rypinem zatrzymaliśmy się na wysokości zajebiście wysokiego nasypu. Chwilę później za mną zatrzymał się też biały Opel, z którego wysiadło kilku wcześniej już widzianych focistów. Ja zdjęcia nie robiłem, bo myłem sobie ręce, ale Jeżyk walczył dzielnie. Niemniej jednak to mnie zaczepił jakiś koleś, z wyglądu pod 30 lat w szarej koszulce. Zapytał mnie z jakiej wagonowni jesteśmy? Spojrzałem na niego cokolwiek dziwnie, bo zasadniczo nie przepadam za takimi odchyłami, by zamiast o miasto pytać o jakąś wagonownię. Odpowiedziałem więc krótko, że z Warszawy i sobie poszedł. Później okazało się, że to sam Paweł Mierosławski był :-) Na następnym fotostopie znów pod wiaduktem spojrzałem już na niego nieco łaskawszym okiem, bo rozsiadł się na barierce i łoił browara :-) Swój chłop, znaczy się, choć nieco za bardzo skrzywiony pro-kolejowo ;-) Pod tym wiaduktem popełniłem ostatnią fotkę tego dnia, bo parameter zrobił się nikczemny :-))) Zajechaliśmy jeszcze co prawda na przystanek Puszcza Rządowa (ładnie utrzymany, bo zamieszkany), ale zanim Teerka się tam pojawiła zrobiło się za Ciemno nawet jak na 400-tkę pana Marka. I chociaż ambitny plan zakładał jeszcze zaczekanie na Teerkę w Sierpcu by walnąć parę klatek po nocy ze statywów, to jednak zmęczenie dało znać o sobie. Przypomnę, że wstałem o 23:30. Cali szczęśliwi z faktu obstrzelania parowozu na „naszej” linii, postanowiliśmy nie kusić losu i czym prędzej wracać do Warszawy, by paść w ramiona naszych kochanych, stęsknionych połowic :-)

To już koniec i bomba, a komu się nie chciało jechać z nami na parowoza, ten trąba ;-))