Spóźniona
to będzie relacja weekendu, lecz – jak to mówię – lepiej późno niż wcale ;-) Po
tygodniowych wakacjach na Mazurach (Giżycko i Stare Juchy) i drugim tygodniu
spędzonym w pracy zacząłem odczuwać wzmożoną tęsknotę za JSL-kowymi
przeżyciami. Także w piątek stwierdziłem, że po robocie urwę się na rancho koło
Wkry. Tam się kimnę kilka godzin i skoro świt ruszę w stronę Płońska albo i
dalej. Jak pomyślałem tak zrobiłem i około godz. 20 w piątkowy wieczór
zajechałem na działkę. W sobotę obudziłem się o 3:40 złapawszy zaledwie 4 godziny
snu. Na dworze jeszcze ciemnica. Byłem jednak pewien, że aura mi dopisze –
świadczyło o tym rozgwieżdżone niebo, w które wpatrywałem się siedząc przy
ognisku kilka godzin wcześniej. Punkt pierwszy planu na ten dzień zakładał
ustrzelenie porannej SUki z Sierpca do Nasielską koło przystanku Arcelin. Tam
bowiem, tuż koło toru znajduje się staw – ergo: fajny motyff :-) Tak mi się
przynajmniej wydawało, jak wypatrzyłem go jadąc pociągiem 2 mają. Po drodze zajechałem
na rekonesans na stację w Płońsku. A tam na rzadko używanym torze (kiedyś
rozładowywano na nim kontenery) stały 4 puste platformy. List przewozowy mówił,
że przyjechały z Sitkówki Nowiny. Na skrajnie prawym torze (patrząc w stronę
Torunia) stały sobie trzy niebieskie beczki Orlenu, a koło nastawni wykonawczej
jedna samotna gruszka. Nie łaziłem jednak czytać listów, bo śpieszno mi było do
Arcelina. Zajechawszy na miejsce stwierdziłem, że miejsce owszem, niekiepskie,
ale na pewno nie na poranny pociąg, lecz na popołudniowy i to z przeciwnej
strony, znaczy – od Nasielską. Zarzuciłem więc zamiar oczekiwania na pociąg w
tym miejscu i ruszyłem dalej – kawałek za Raciąż. Tam bowiem jest inny ciekawy
obiekt do sfocenia – przepalony słup teletechniczny, wiszący nad ziemią li
tylko na drutach. Zajechałem tam i czekam. A właściwie drzemię, bom umeczon był
okrutnie (i jeszcze mi trochę w bańce po piwie szumiało). Tuż przed godziną
przyjazdu pociągu (5:12) stwierdziłem, że wykonam telefon do Sierpca, bo może
dam se spokój z powrotem w stronę działki za SUką, a zamiast tego spędzę dzień
na odcinku sierpecko-toruńskim w pościgach za gagarinami. Odebrał jakiś
nieznajomy głos kobiecy. Ha, trafiłem na nie poznaną dotychczas panią Helenkę.
Nawijam więc zwyczajową na takie okazję gadkę i już po chwili wiem, że tego
dnia do Raciąża węgla żadnego wprawdzie nie będzie, ale za to z Torunia ruszy
sztywniak o 8:06. Upewniam się jeszcze tylko, że pojedzie gagarin, a nie to
pierdzące rumuńskie barachło i życząc spokojnego końca służby (została jej
jeszcze tylko około godzina), rozłączam się. Po kilku minutach nadjechała
SU45-178, ale nie fatygowałem się nawet z wyjmowaniem aparatu z torby. Za
Cieeemno ;-) Słońce dopiero co wychyliło swój rąbek zza horyzontu, lecz nie
zdążyło wzejść ponad las. W efekcie tylko sobie popatrzyłem na SUkę. Już miałem
ruszać do Sierpca, lecz coś mnie tknęło i kazało jechać za lokomotywą. Do głowy
wpadł mi chytry plan, że poczekam na wyjście czerwonej kuli ponad horyzont i
jak pociąg będzie na otwartej przestrzeni to dziabnę go z profilu pod słońce.
Stało się to na odcinku Kaczorowo-Baboszewo. Znalazłem sobie taki kawałek
szlaku, że w tle nie było zbędnego w tym przypadku lasu, za to tor „szedł” po
niskim nasypie, za którym wzeszłe już słońce krwistym kolorem podświetlało chmury
nad sobą. Raaany, jak ta fota mi wyjdzie no to paaaalce liiiizać :-)
Usatysfakcjonowany zdjęciem mogłem już w spokoju ducha ruszyć do Sierpca.
Zjawiłem się tam kilka minut po godz. 6. Na stacji generalnie pustki jeśli nie
liczyć bipy koło nastawni dysponującej i kilku platform (stacja nadania Ożarów
Cementownia) na jednym z torów odstawczych. Jadę więc pomału w stronę szopy, by
zobaczyć co tam sobie za maszynki stoją, gdy nagle od strony Płocka dał się
słyszeć piskliwy dźwięk trąbki loka. Co za czort? Gagarin to to NA PEWNO nie
jest, nawet nie 1100 (ten to taki cieniutki głosik ma), stonka też nie... O
nieeee... to musi być ten pyrkający złom :-( I rzeczywiście, po chwili na stację wtoczył się ST43-347, lecz zamiast
zatrzymać się, odpiąć i pojechać gdzie pieprz rośnie ustępując miejsca
gagarinowi (na szopie stał 891), rumuński pierdziszew otrzymawszy ‘wolna drogę’
dodał gazu i ruszył do Torunia. Co można było zrobić? Bez większej ochoty, ale
jednak pojechałem za nim. Nie robiłem zdjęć temu maszkaronowi aż do Lubicza.
Tam się przemogłem i popełniłem jedną jedyną fotę, choć tak naprawdę to
chodziło mi o wagony, a nie kunia (czy raczej chabetę) pociungowego ;-) Temu
ostatniemu dałem dość daleko odjechać, tak żeby go za bardzo widać nie było, a
skupiłem się na cysternach. Trzeba bowiem przyznać, że skład się rumuńskiemu
ścierwu trafił ładny i kolorowy – a to srebrne beczki, a to niebieskie, a to
znów szare, a po nich białe. Malowaniec – przekładaniec. Pociąg ‘zdjąłem’ o
7:36 z wiaduktu obwodnicy Torunia i postanowiłem się z niego nie ruszać. Za
około pół godziny spodziewałem się bowiem ujrzeć gagara z pociągiem przeciwnej
relacji. Siedzę sobie więc na tym wiadukcie, piszę SMS-a do Jeżyka, gdy nagle
zatrzymuje się koło mnie samochód. Wyszedł z niego jakiś pomarańczowy pan i
dawaj mi perorować, że on jest ze służby drogowej i żebym stąd sobie poszedł,
bo tu „jest niebezpiecznie” (złodzieje ukradli kratki w barierce). No to
odpowiadam mu, żeby się nie bał, bo spadać na tory z góry nie zamierzam, że
duży już jestem i sam o siebie zadbać potrafię. A ten dalej, że „tu nie wolno
przebywać” (!). No tu mnie wzruszył normalnie...
-
To po to jest ten chodnik żeby po nim nie chodzić, a ta barierka po to żeby się
o nią nie opierać, TAAAK? – pytam cokolwiek zaczepnie.
-
Tak, właśnie po to są – burknął i zwinął się do samochodu celu przepędzenia
mnie nie osiągnąwszy.
Siedzę
więc dalej i czekam. I bardzo dobrze, że się nie dałem przepędzić, bo gagarin
pojawił się dość nagle i... za wcześnie. Gdybym siedział poza wiaduktem, np. na
skarpie, to by była figa ze zdjęcia. ST44-651 pojawił się o 8:08 (czyli dwie
minuty po hipotetycznej godzinie odjazdu z Kluczyków) i podkradł się cichaczem,
bez akompaniamentu swej donośnej trąby. Nawet tłuczenia się wagonów słychać nie
było – wszystko zagłuszały odgłosy blachosmrodów walących wiaduktem. Niemniej
jednak gagar wyhamował niemal do zera przed semaforem wjazdowym i na stację
wtoczył się siłą grawitacji. Dziabnąłem upragnioną od dawien dawna fotę i
szybko zbiegłem w dół po skarpie do kosiarki. Potem rura, dzida i co tam
jeszcze by jak najszybciej przemieścić się na wjazd do Czernikowa. Pośpiech
okazał się jednak zbędny. Wkrótce okazało się dlaczego gagar ruszył tak
wcześnie z Torunia. Otóż, już w Lubiczu zauważyłem, że skład miał przeeedługaśny
– za gagarem platforma, dalej kilka beczek na płynny gaz, potem różnej maści i
kolorów inne rodzaje cystern, w środku składu nie wiedzieć po co Gags, potem
takie fajne krótkie białe beczki Elany na glikol i na końcu szutrówka jako
rodzyneczek. A w sumie około 40 wagonów! Liczba tą sprawiła, że pociąg
strasznie się ślimaczył. Dość powiedzieć, że wyczekałem się na niego w
Czernikowie że hej. Dotarł tam dopiero o 8:55, czyli że jechał
prawie 50 minut!! To chyba rekord niskiej prędkości dotąd przeze mnie na JSL-ce
zaobserwowany, bo osobówka z dwoma postojami (Obrowo i Dobrzejewice) pokonuje
ten dystans w czasie 22 minut zaledwie! Fotnąłem go sobie jak mija semafory
wyjazdowe w stronę Torunia i pognałem na następny fotostop. Minąwszy Czernikowo
gagar wyraźnie przyśpieszył, bo do Ograszki ledwo co zdążyłem. Bardzo mi na tym
zależało, bo to ostatni przystanek na JSL-ce, na którym nie miałem dotąd
sfoconego pociągu. Tu nie da się zrobić fotki z budynkiem stacyjnym (zarośnięty
KOMPLETNIE), pozostało mi więc cyknąć zdjątko z tablicą nazwy stacji. To jednak
też nie było takie proste, bo tablica z poziomu ziemi też jest przysłonięta
chaszczami. Aby rozwiązać ten problem musiałem wspiąć się dobre 2 metry na słup teleteczniczny
po takich metalowych klamrach wbitych w pal. Na szczęście nie spadłem na tory
tuż pod gagara, ale chyba lepszy ubaw mieli mechanicy widząc moje ewolucję na
słupie. W każdym bądź razie od tego momentu pozdrawiali mnie donośnym
BUUUczeniem i przyjaznym machaniem rąk na każdym kolejnym fotostopie.
Najbliższą po temu okazję mieli już za Konotopiem. W połowie drogi do Lipną
wyczaiłem motyw z traktorem stojącym koło toru i babą pielącą poletko kartofli
:-) No a potem szybko za Lipno, by powtórzyć nieudane onegdaj zdjęcie gagarka
przy tarczy trzystawnej strzegącej wjazdu od strony Sierpca. Korzystając z
ponownego ślimaczenia się pociągu zdążyłem jeszcze do Karnkowa by zdjąć niemal
cały skład na eleganckim łuku na nasypie. Kolejny fotostop zarządziłem sobie
przed semaforem wjazdowym do Skępego. Tam bowiem jest trochę pod górę i na
dodatek tor łamie się w lekutkim łuczku. Spodziewałem się więc eleganckiego
mazrutowania z racji pod górę się wspinania :-) Nic jednak z tego, bo gagar
wjechał siłą rozpędu uprzednio zjechawszy w górki za Karnkowem. Niemniej jednak
motyw z łuczkiem też ładny. Za Skępem gagar mógł znów się rozbujać, bowiem
szlak Skępe-Czermno-połowa drogi do Koziołka ma najwyższą szlakową – aż 90 km/h. Do takiej
prędkości towary wprawdzie się nie rozpędzają, ale 7 dych to poginają bezproblemowo.
Tymczasem ja musiałem znaleźć w lesie jeden konkretny przejazd, koło którego
stoją wskaźniki właśnie podające prędkości szlakowe. Chciałem koniecznie
dziabnąć gagara z tablicą z numerem 9. Nie trafiłem tam jednak na czas,
skręciłem nie w tę drogę co trzeba i w efekcie wyjechałem na przejazd zbyt
bliski Skęepemu. Niemniej jednak z racji tego, że gagar właśnie nadjeżdżał, nie
mogłem mu fotki w gęstwinie leśnej nie strzelić. Po kilkunastu minutach
odnalazłem wprawdzie właściwy przejazd, lecz spojrzawszy w stronę Sierpca
mogłem tylko obejrzeć końcówki pociągu :-| Ścigać dalej go już sensu nie było
żadnego, bo do Sierpca droga niedaleka, a nie dość że pociąg znacznie mnie odsadził,
to jeszcze musiałbym zapylać po leśnych duktach, podczas gdy mój obiekt uciekał
po równym torze. Dałem se więc siana z niszczeniem amortyzatorów kosiarki i
spokojnie, bez nerwów, w żółwim tempie dojechałem do Sierpca. Gagarka
oczywiście już nie było, bo pojechał w dalszą drogę do Płocka zostawić tam beki
i być może zabrać kolejne, tyle że ładowne. Mnie się jechać do Płocka nie
chciało, bo po pierwsze, linia ta już nie jest Jedynie Słuszną, a po drugie
byłem okropnie zmachany (gorąc lał się z nieba, a mi z nosa katar sienny) i
chciało mi się spać. Zanim się jednak zdrzemnąłem, dziabnąłem jeszcze SU45-131
z pociągiem z Torunia na moście nad Skrwą i poobserwowałem manewry SUk
wystawiających się do pociągów do Nasielska i Torunia. Najpierw z szopy pod
nastawnię wykonawczą Sc2 podjechała SU45-238, zaraz za nią 034, a na końcu sucze trio
uzupełniła 131 odpiąwszy się od Bipy. Mechanicy udali się następnie z papierami
do nastawni. Po krótkiej chwili wrócili do swych maszyn i zaczęli się
rozjeżdżać. I tak, 131 odstawiła się na szopę, 034 pojechała torem – że tak
powiem północnym – do pociągu do Nasielska, zaś 238 torem południowym – do
pociągu do Torunia. W międzyczasie pociąg z Nasielska przyprowadziła SU45-257,
odpięła się i torem środkowym wyminęła dwie wspomniane SUki jadąc w przeciwnym
do nich kierunku :-) No ruch jak na Marszałkowskiej w godzinach szczytu,
norrrmlanie :-))) Z kronikarskiego obowiązku dodam jeszcze tylko, że na kilka
minut przed odjazdem osobówki do Torunia (11:40) właśnie stamtąd zdążył wrócić
rumun. Na haku miał dość krótki skład szarych i czarnych beczek. Nacieszywszy
SUkami oczy swe piękne oraz wiedząc z doświadczenia, że mam jakieś 2,5 godziny
czekania na powrót gagara z Płocka, zaparkowałem kosiarkę w cieniu drzewa,
rozłożyłem sobie fotel i udałem się na zasłużony spoczynek. Śpię sobie w
najlepsze aż tu nagle BUUUUUUUUU!!!! - ryknęła trąba sunącego kilka metrów od
samochodu gagara, skutecznie wyrywając mnie ze snu. Mechanicy zauważyli mnie
śpiącego w samochodzie i zafundowali mi po prostu darmowe budzenie jakby
chcieli powiedzieć „budź się UOP, budź się, gagarin je na stacji we wiosce!”
:-))) Wątpię czy bym go nie przespał gdyby nie tak miła pobudka – gagar toczył
się pomalutku z wyłączonym silnikiem, bo chłopaki kończyli już służbę. Pewnie
gdyby nie zabuczeli, to bym spał dalej aż do momentu gdy kolejną drużyna by go
odpaliła. Na szczęście te mechaniory okazali się trzeźwo myślący i zerwali mnie
na równe nogi. Gdy tylko gagar zwolnił szlak, w drogę do Płocka ruszyła rumuńska
mega-kosiara, zapierdziwszy oczywiście przy tym cały Sierpc :-( Ja zaś ruszyłem
na przejazd ze wskaźnikami. Wolałem nie czekać na zmianę drużyny i odpuściłem
sobie fote wyjazdu gagarka z Sierpca, bo mógłbym znowu się spóźnić na wybrany
motyw. A tak się jakoś na niego uparłem tego dnia... Tym bardziej mnie te
wskaźniki swędziały, że sam skład był ładny i fajowo się konweniował z żółtą
trawą na nasypiku oraz zielenią drzew z niedalekiego lasu. Czoło gagara mocno
już wyblakłe (bardziej białe niż żółte) ładnie kontrastowało ze składem 22
czarnych jak noc beczek. Długo czekać na upragnioną fotkę nie musiałem – o
13:40 gargulec minął wskaźnik z cyfrą 7 (podaję szlakową w stronę Sierpca
pociągom jadącym z zachodu). Zanim wygrzebałem się z tych lasów i wyjechałem na
asfalt, gagar zdążył wyrobić sobie sporą nade mną przewagę. Dogoniłem go mniej
więcej w połowie drogi ze Skępego do Karnkowa. Ale samo dogonienie go nic mi
nie dawało, musiałem go jeszcze przegonić. Niestety, na wysokości Lipna popsuła
się pogoda – niebo zakryło się wysokimi chmurami, co oznaczało koniec bluskaju.
Dla mnie przekładało się to na koniec sesji zdjęciowej. Olałem więc szukanie
kolejnego motywu na siłę i postanowiłem sprawdzić, czy gagar ten będzie "mazrutował"
;-) ciągnąc skład pod stromą górkę za Lipnem w drodze do Konotopia. Tam bowiem
jest najwyższe wzniesienie na całej JSL-ce. Kiedyś tam obserwowałem jak bez
najmniejszego trudu pod górkę podjechał ST44-1100 ze stonką i pokaźnym
bruttem. Obyło się wówczas bez "mazrutowania", lecz zrzuciłem to na
karb dobrze wyregulowanej maszyny oraz pomoc stonki. Tym razem gagar był sam i
na dodatek sporo starszy od tamtego. Spodziewałem się więc okazałego pióropuszu
czarnego dymu. A tu figa z makiem – 651 też pokonał stromiznę bez "mazrutu".
Nie widzę innego wyjaśnienia jak to przytoczone wcześniej, na podjeździe do Skępego.
Po prostu pociąg pokonuje tę pochyłość siłą rozpędu. Otóż, wyjazd z Lipną i
słynna ‘eska’ to dla pociągu z Sierpca droga z górki na pazurki. Do tego
wszystkiego wysoka szlakową i już można dymać bez gazu praktycznie. Zasadniczo
miałem po tej obserwacji zwijać maneleę do domu, ale jeszcze chciałem się
przekonać czy tak jak w przypadku ganianki Jeżyka dwa tygodnie wcześniej, gagar
zatrzyma się na 1,5 godziny w Czernikowie, by przepuścić osobówkę z Torunia
(Lubicz zamykają po południu) czy też zdąży doskoczyć do Torunia Wschodniego.
Zrealizowany został scenariusz nr 2, więc w Czernikowie pożegnałem machaniem
gagarka z nową ekipąa na pokładzie i ruszyłem do domu. Nie mogłem jednak nie
zajechać po drodze do Sierpca. A tu zaskoczenie – zniknął 891. Zacząłem
główkować – mógł pojechać luzem do Torunia. Tę hipotezę jednak odrzuciłem, bo
gdyby tak miało być to przecież by go podpięli do 651. Mógł pojechać do Płocka
po kolejne brutto, albo do Raciąża. Tam bowiem stał od rana skład 10 próżnych
Eaos-ów. Nie będąc w stanie samodzielnie rozwikłać zagadki, udałem się do
dyspozytorni. Tam wylewnie powitał mnie pan Edzio. "Oooo jakże się cieszę,
już myślałem, że zapomniałeś o Sierpcu, tak dawnośmy się nie widzieli... Co
słychać, co słychać?". I wyciąga papierosy w poczęstunku. Trochę mnie
wgięło tak miłe powitanie, ale szybko ochłonąłem z mini-szoku i przystąpiłem do
relacjonowania dzisiejszej wycieczki. Przysłuchiwał się też temu jeden z
mechaników – przyszłe cenne źródło informacji (choć jeszcze o tym nie wie he he
he). W każdym bądź razie 891 pojechał do Płocka po beczki i „przyjedzie c***j
wie kiedy” – pana Edzia to już nie obchodziło, bo po kilkunastu minutach
przyszedł jego zmiennik – Franek, któremu wkrótce przekazał funkcje i
obowiązki. Uwolniony od pracy jeszcze sobie ze mną pogawędził, no w sumie ponad
godzinę prowadziliśmy miłą konwersację. Głównym tematem była wyższość gagarina
nad rumunem. Pan Edzio PSY WIESZAŁ NA 43-cim!!! :-)))))))))) Powiedział, że
mocny to on jest, nie da się zaprzeczyć. Ale warunki pracy w nim urągają
wszelkim regułom BHP. Hałas jest podobno nie do zniesienia. Mechanicy żeby się
porozumieć muszą do siebie KRZYCZEĆ, a radia słuchać w słuchawkach. Nie wnikam
ile jest w tym prawdy a ile wylanej żółci, ale jedno jest pewne – NIKT z
mechaniorów sierpeckich nie chce jeździć tym gratem. Bronią się przed nim
rękami i nogami :-) Tak jest, Panowie! Walczyć o gagariny, bo gagarin jedyną
słuszna lokomotywą jest i basta! :-) Pan Edzio zaprosił mnie następnie z
własnej woli na jazdę SUką do Torunia, bo skoro już obejrzałem sobie z kabiny
szlak do Nasielska, to – jego (i moim też) zdaniem – powinienem też zaliczyć
odcinek w przeciwną stronę. Niestety, z wielkim bólem serca musiałem mu odmówić
na wystosowane względem mnie zaproszenie, bo jedyny znany mu termin służby
wypadał w środę. A tu na przeszkodzie stoi praca, praca i jeszcze raz praca w
Wawie. Obiecaliśmy sobie jednak odbić to w jakiś weekend, po czym rozjechaliśmy
się do swoich domów. I tym sympatycznym akcentem kończę i ja tą – tym razem
niezbyt długą jak na moje możliwości – relację.
Wasz JSL-kowy skryba z UOP-u ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wal śmiało!