Na początku lutego zawitała do Warszawy czeska lokomotywa serii 163 zwana pieszczotliwie Pershingiem. Celem wizyty było zapoznanie się z nią mechaników, bowiem według wstępnych niepotwierdzonych informacji "spolonizowane" Pershingi (nadano im polskie imiona - Kasia, Jadwiga i jeszcze kilka innych) miałyby przejąć obsługę EC "Praha". Ucieszyłem się z tego podwójnie, bo po pierwsze z powodu totalnego braku czasu na jakiekolwiek wyprawy kolejowe nie miałem okazji wybrać się na małopolskie szlaki, gdzie Pershingi śmigały już od jakiegoś czasu, a po drugie zapuszczanie się czeskich maszyn tak daleko poza granice macierzystego kraju uznałem za niezłe kuriozum. Userzy grupy dyskusyjnej pl.misc.kolej donieśli, że szkolenie praktyczne odbywa się m.in. na pociągu 19503 z Warszawy do Łodzi Fabrycznej i rzekomo potrwać miało trzy miesiące. Ponieważ w tym czasie pogoda nie rozpieszczała, a słońce było rzadkim gościem nad Warszawą - nie spieszyłem się z cykaniem burych zdjęć. Tymczasem po kilku dniach okazało się, że wraz z wejściem w życie korekty rozkładu jazdy Pershingi wejdą do służby z pociągiem "Vltava" relacji Moskwa - Praga - Moskwa od południowej granicy do stolicy już od początku marca! W zamian nasze Husarze mają docierać do Pragi z jakimiś tam EIC. Szybka konsultacja z Krzyśkiem Waszkiewiczem i już wiem jak będzie wyglądał obieg Pershinga: przyjeżdża do Warszawy rano i aby nie czekać bezczynnie do wieczora na powrotną "Vltavę" - lok robi rundkę w te i nazad do Łodzi Fabrycznej ciągnąć pociągi kategorii TLK. No to już absurd zupełny, a skoro tak - to tym bardziej wart udokumentowania na zdjęciach :)
DZIEŃ 1 - 2 marca
1 marca co prawda nie mogłem wyskoczyć na chwilkę z pracy na przystanek Ochota, obok którego pracuję rzut beretem, ale już dzień później nie było takich przeszkód. Co prawda troszkę było żal, że nie strzeliłem fotki dziewiczego kursu z "Vltavą", ale jak się później okazało - niczego nie straciłem, gdyż po staremu pojechała siódemka. Stanąłem sobie pod wiaduktem ul. Towarowej i czekam. Słonko przygrzewa, na niebie ani jednej chmurki - nic tylko jakąś przedwiosenną wyprawę zdałoby się uskutecznić :) Jest już po godzinie rozkładowego przyjazdu pociągu na dworzec Centralny, a tymczasem "Vltavy" nie ma - jeżdżą jakieś inne pasażery, kible podmiejskie i WKD-ki, a mojego celu ani widu ani słychu. W małe zakłopotanie wprowadził mnie dodatkowo dziwny pociąg PR-ów z bykiem na czele i około 4-5 rozklekotanymi wagonami, bowiem od Zachodniego nie jechał po nitce torów dalekobieżnych, lecz po podmiejskim i... zatrzymał się na przystanku Ochota! Z mojego miejsca nie za bardzo mogłem dojrzeć, czy stoi tylko pod semaforem czekając na zwolnienie odstępu czy najzwyczajniej w świecie wysiadają i wsiadają podróżni. Tę drugą wersję uznałem za wręcz nieprawdopodobną - no jak to, przecież na Ochocie od dawien dawna zatrzymują się tylko kible, tudzież twory kiblopodobne jak Flirty czy inne tam Newagi SKM-ki ;-) Stwierdziłem, że pewnie coś się sklopsowało na torze dalekobieżnym i dlatego puszczają pociągi po podmiejskim, jak to się czasem zdarza. Ta konstatacja jednak mi się bardzo nie spodobała, bo w zasadzie nie dałoby się zrobić dobrego zdjęcia "Vltavie" na długiej ogniskowej, gdyż las słupów trakcyjnych w dużej mierze przesłoniłby bok pociągu. Co innego, gdyby jechał normalnie, po dalekobieżnym... Przekonanie, że zdjęcie wyjdzie nie tak jak sobie zaplanowałem oraz rosnące opóźnienie pociągu skłoniło mnie w końcu do zejścia ze stanowiska i powrotu za biurko :( Nie uszedłem jednak nawet 100 metrów, gdy coś mnie tknęło aby się obrócić i spojrzeć za siebie. I oczywiście ujrzałem "Vltavę" jadącą jak pan bóg przykazał po torze dalekobieżnym! Zdążyłem jednak wyszarpnąć aparat z torby i stojąc już na peronie przystanku Warszawa Ochota WKD cyknąłem pociąg z taką jakby ramką powstałą przez załapanie się na zdjęcie krawędzi wiaduktu, pod którym dopiero co stałem. Za lokomotywą 163 048-2 "Jadwiga" znajdowała się chyba dla asekuracji EP07 w wersji "budyń". Ździebko niepocieszony pechem wróciłem do roboty. Wieczorem jednak - jak obrobiłem zdjęcie - to uznałem, że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło :) Bo fotka w wiaduktowej ramce przypadła mi bardzo do gustu, trzeba tylko było surowy materiał troszkę podrasować ;-) Przed godziną 13 znów wyskoczyłem z pracy, tym razem aby zafocić Pershinga z TLK do Łodzi. Stanąłem sobie na samiuśkim końcu peronu możliwie blisko ul. Żelaznej, czyli wylotu (lub wlotu - zależy z której strony patrzeć) tunelu średnicowego. Pociąg pojawił się bez opóźnienia i bardzo dobrze, bo dosłownie kilka sekund później zostałby zasłonięty przez wjeżdżający na WC pociąg od strony Zachodniego - dopiero miałbym się powód do złości! Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie pokaźna długość tego TLK - nie liczyłem, ale tak na oko "Jadwiga" miała na haku z 8-9 wagonów, a w każdym przedziale po kilku pasażerów, w środku dnia!
DZIEŃ 2 - 3 marca
Następnego dnia przejrzystość powietrza była zdecydowanie lepsza - ponownie ustawiłem się pod wiaduktem na Towarowej. Tylko, że nieco za późno się pojawiłem i "Vltava" nie pojawiła się (tym razem leciała planowo), natomiast udało się cyknąć jadące równolegle od Zachodniego kibla i byka ET22-051 z bliżej niezidentyfikowanym pasażerem, w składzie którego (pierwszy wagon za lokomotywą) jechał czerwony oldschoolowy wagon barowy, acz bez loga Warsu. Mało brakowało, a zamiast dwóch składów miałbym w kadrze aż cztery - gdyby te dwa pociągi zjeżdżające w dół z Zachodniego jechały kilkadziesiąt sekund później, na zdjęcie zdążyłyby się załapać ruszające z Ochoty pod górę kibelek i WKD-ka. To by było dopiero coś! Chwilę później cyknąłem sobie w pionowym kadrze SKM-kę (pierwsza jednostka w starym biało-niebieskim malowaniu, druga z nowszym czerwono-kremowym), a po kolejnych kilkunastu sekundach nadrobiłem kolejną karygodną zaległość pstrykając Husarza z "Kiepurą". Mimo spóźnienia na "Vltavę" był to w sumie udany focicznie poranek, usatysfakcjonowany mogłem iść do pracy :) Na peronie WKD zaczepił mnie jakiś starszy jegomość, widząc, że chowam aparat do torby: "O, widzę, że pan zdjęcia robi... TYM KOLEJOWYM BARANOM!!". Kopara mi opadła, a dziadek dawaj dalej perorować: "Taaaak, panie, to są kolejowe barany, niech pan o tym napisze, proszę pana! (mam na czole napisane "(były) dziennikarz"?). Nie dalej jak dwa tygodnie temu wracałem, panie, z Poznania. Przyjechał pociąg ze Szczecina, niech pan zgadnie ile miał wagonów? Cztery! - nie dał mi nawet szansy "strzelić". No to przecież, panie, już nie dało się wsiąść w ogóle, no. Panie, co za kolejowy baran pozwala żeby taki pociąg ruszał w tak długą trasę - bulwersował się dalej dziadek. Tak się uniósł własnym gniewem, że zacząłem się obawiać, czy mi tu zaraz na zawał nie walnie. Jąłem go więc pocieszać, że teraz po marcowej korekcie pociągów niby jest mniej, ale za to dłuższe. Trochę ulgi mu to przyniosło, fala gniewu wygładziła się, lecz na "do widzenia" rzucił mi jeszcze , że trzeba napisać o tych "kolejowych baranach". Cóż, więc niniejszym piszę :))
Na wczesnopopołudniowe TLK znów wyskoczyłem na peron Ochoty, lecz tym razem na przeciwległy kraniec peronu - tu gdzie kiedyś dało się wejść po schodkach wprost na chodnik ul. Towarowej, obecnie zagrodzony ze względu na zły stan konstrukcji grożący zawaleniem. Czekając na Pershinga cyknąłem budynia EP07-1033 z TLK Lublin - Bydgoszcz wyłaniającego się torem dalekobieżnym zza stojącego przy peronie turbokibla EN57AKM-1569 do Łowicza. Po krótkiej chwili z tunelu wyjeżdża "Jadwiga", niestety za moimi plecami w przeciwnym kierunku zmierza jakiś inny pociąg. No to - myślę - będzie klops, zasłoni mi łódzkiego TLK. I rzeczywiście, niebiesko-szaro-czerwono-zielone wagony InterRegio z bykiem na czele zasłoniły mi prawie cały długi skład TLK. Ale najważniejsze, że Pershingowi udało się wychynąć zza ostatniego wagonu przed zupełnym wyjechaniem z kadru. Ja nie wiem, czy w tym kraju człowiek z aparatem jest jakimś zjawiskiem nadprzyrodzonym, czy tylko ja mam jakieś właściwości przyciągania uwagi różnej maści dziwolągów (na szczęście przyciągają się przeciwieństwa he he he). Fakt, że robię na peronie zdjęcie nie uszedł uwagi jakiegoś drobnego pijaczka kiwającego się w oczekiwaniu na kibla. Gdy przechodziłem obok niego nie darował sobie, aby nie zapytać, czy czasem go nie sfotografowałem! Tak jakbym nie miał czego lepszego fotografować... Rzuciłem mu tylko krótkie "NIE!", lecz on nie zdeprymowany bąknął w stronę moich pleców, że "bo ja mam swoje prawa". Tiaaa... domyślam się, że zna je ze słyszenia "masz prawo zachować milczenie, wszystko co powiesz od tej pory, może zostać użyte przeciwko tobie" ;-))) Na dobry koniec dziabnąłem kolejny duecik w postaci denaturowatej siódemki i kibla wjeżdżający do tunelu średnicowego, a po chwili wyłaniającą się z niego żółto-niebieską jednostkę trójmiejskiej SKM-ki pożyczoną do obsługi "szybkiej" kolejki stolicznej.
DZIEŃ 3 - 7 marca
W piątek, sobotę i niedzielę troszkę "odpocząłem" od Pershingów, gdyż wybraliśmy się z Gackiem do Jarosławia na pierwszą w tym roku wystawę psów rasowych (o tym będzie w osobnym wpisie), więc lekko wygłodniały w poniedziałek nie mogłem sobie odmówić ustrzelenia 163-ki. Na poranną "Vltavę" co prawda nie zdążyłem dojechać, ale ze złapaniem TLK nie było żadnych problemów. Tym razem postanowiłem zmienić nieco miejscówkę. Urwałem się z roboty, szybko w samochód i podjechałem kawałek na tyły dawnych magazynów kolejowych przy dworcu Głównym, od ul. Kolejowej. Nie polecam okolicy osobom co wrażliwszym na estetykę otoczenia :(Zasadniczo chciałem ująć skład w całej jego rozciągłości na prostej w wykopie na wysokości ogrodzenia Mauzoleum Kolejnictwa, jednak od czasu gdy spotykała się tam po pracy na piwo nieistniejąca już Delegatura :(((, przy al. Jerozolimskich zdążyło wyrosnąć kilka wysokich biurowców rzucających cień na całą niemałą w końcu szerokość torowiska. Zrezygnowałem więc z tego motywu i ruszyłem zardzewiałym torem z Warszawy Głównej w stronę Zachodniego. Alternatywna miejscówka to łagodny łuczek wychodzący z tunelu w nasypie toru do dworca Głównego, ten jednak okazał się totalnie zarośnięty uschniętymi trawskami sięgającymi szyi. Poza tym nie byłoby widać więcej jak trzy-cztery wagony składu. Nieco zrezygnowany ruszyłem jeszcze dalej, aż zaszedłem do jakiegoś malutkiego posterunku drogowców, zdaje się. Stanąłem sobie przy nim i strzeliłem Kasię (163 046-6) serią klatek w pionowym kadrze. Oczywiście w najodpowiedniejszym momencie słońce schowało się delikatnie za jakąś drobną chmurkę :( A na dodatek nie wziąłem pod uwagę, że w kadrze, na jakim mi zależało najbardziej, czyli lokomotywy z Pałacem Kultury, nie będzie widać w ogóle składu, bowiem lok wywijając się na kolejnym łuczku, po prostu zasłoni go sobą. Tak to jest, jak się wpada na motyw w ostatniej chwili. Ale ja tu jeszcze wrócę w bezchmurną pogodę ;-)
DZIEŃ 4 - 9 marca
Poranek Dnia Kobiet powitał pełnym zachmurzeniem, toteż aparatu w ogóle nie brałem, ale jeszcze przed południem niebo zaczęło się przeczyszczać, a następnego dnia już zupełnie pozbawione było najmniejszego nawet obłoczku. Wprawdzie pierwsze zdjęcie Pershinga z konturem wiaduktu wyszło całkiem, całkiem, niemniej jednak uznałem, że trzeba też zrealizować pierwotny zamysł. Tym razem już się nie spóźniłem i zrobiłem com chciał - starą znajomą Jadwigę zjeżdżającą ku Ochocie i w oddali kibelka w bonusie jadącego do Zachodniego. Gdy wracałem na peron WKD, z głośników płynął właśnie komunikat o tym, że pociąg Przewozów Regionalnych z Rzeszowa przybędzie na dworzec Warszawa Śródmieście z opóźnieniem około 10 minut. Ale jak to - na Śródmieście?? Po sekundzie oświeciło mnie, że to musi być nic innego jak widziany pierwszego dnia byk jadący po torze podmiejskim! Aby się w tym utwierdzić wyszedłem na chodnik alei Jerozolimskich w kierunku przejścia nad torami. Z peronu focenie nie ma sensu, bo skład cykać trzeba by od zacienionej strony. Pociąg pojawił się po zaledwie kilku minutach, także na wybór miejscówki nie miałem czasu i popełniłem foto byleby go w ogóle popełnić. Z czterema pudełkami (w tym dwie zdeklasowane czerwone jedynki) zajechał wrocławski zielony ET22-898. Żeby pociąg (bardzo)dalekobieżny miał przystanek na Ochocie - piramidalne kuriozum, jak dla mnie!
Na popołudnie miałem zamiar poprawić zdjęcia z Pałacem Kultury z poprzedniego dnia, lecz musiałem coś dokończyć w pracy i nie zdążyłem w porę wyjść. A tam jednak jest kawałem z buta do przejścia. Podjechałem więc po prostu na Zachodnią, aby dziabnąć Pershinga przed peronami. Obawiałem się wprawdzie wysokiego poziomu "zasłupienia" terenu, ale udało się bez większego problemu znaleźć dziurę między słupami trakcyjnymi. Trzeba tylko stanąć przy nastawni na początku peronu 5. Strzeliłem zdjęcie i zadowolony odwracam się na pięcie w kierunku przejścia podziemnego. Wtem patrzę, a w oddali do lądowania na Okęciu podchodzi jakieś wielgachne bydlę. Na jakikolwiek wybór miejsca aby ująć lądujący samolot z jakimś sensownym motywem kolejowym nie ma nawet sekundy. Pstrykam więc fotki tak jak stałem - nakładając bykowi 544, co właśnie wjeżdżał w perony z InterRegio, słup na sam środek czoła ;-). Na powiększeniu ewidentnie widać charakterystyczne zgrubienie w czołowej sekcji kadłuba maszyny, a więc to Jumbo Jet!! Jak później przeczytałem w necie, Boeing 747-400 australijskich linii Qantas lądował w Warszawie, bo jeden z pasażerów potrzebował pilnej opieki lekarskiej. Chwilę później tą samą ścieżką schodził LOT-owski dwusilnikowy "benek" - przy tym australijskim słoniu wyglądał jak mrówka ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wal śmiało!