27 czerwca 2014

Trzy dni na objazdach A.D. 2014

Co jakiś czas mam w zwyczaju przeglądać na stronie internetowej PKP PLK harmonogram zamknięć torowych pod kątem zaplanowanych prac na liniach 27 i 33. A to dlatego, że jak chodzi o zamknięcia między Płockiem a Kutnem, oznaczają one zazwyczaj objazdy na JSL. W ostatnich latach stało się to nową świecką tradycją, toteż nie zdziwiłem się gdy jeszcze we wrześniu 2013 r. w Harmonogramie odnalazłem zaplanowane na 5-12 maja zamknięcie całodobowe między Gostyninem a Łąckiem z powodu naprawy dwóch przejazdów. Bliżej końca kwietnia sprawdziłem w aktualnym na 20 grudnia Harmonogramie, że powyższy termin jest nieaktualny, natomiast najbliższe zamknięcie wyznaczono na 23.VI-7.VII na okoliczność budowy wiaduktu drogowego między Płockiem a Radziwiem. Jeszcze później także i ten termin uległ przesunięciu i ostatecznie stanęło na tym, że objazdy potrwają od 16 do 29 czerwca. Tym razem jednak postanowiłem nie lecieć od razu jak kot z pęcherzem na pierwsze dni objazdów, lecz odczekać gdzieś tak z tydzień, poczytać w tym czasie posty kolegów na facebookowej grupie JSL, powyciągać pewne wnioski (o ile takie się nasuną) i dopiero jechać. Z doniesień kolegów wynikało, że tak jak w poprzednich latach na szlaku dominują te same lokomotywy - orlenowskie "Czerwone Październiki" (M62) z tamarami, CTL-owski czarny gagarin R008 i któryś tam rumun jeżdżące w tandemach z lokomotywami wspomagającymi SM42 i SM48, zaś z Cargo przede wszystkim "Lodówy" - zmodernizowane ST44 w niebieskim malowaniu. Rodzyneczkiem był tylko "Pomnik" (ST44-2023), lecz ten wykonywał głównie pracę na mniej mnie interesującym szlaku Płock - Sierpc. Także w sumie nie było się na co napalać. Noo, z jednym wyjątkiem - pewnego dnia z Inowrocławia do Torunia przyjechał ze składem dwusuwowy ST44-1056 i zrodziła się nadzieja, że może podejmie pracę na JSL. Ostatecznie jednak nic z tego nie wyszło :( Niemniej jednak postanowiłem wybrać się na szlak i to na 3 dni. Miałem zamiar pobiwakować jak za młodych lat, jednak nie bardzo uśmiechało mi się rozstawiać namiot gdzieś w miejscu przypadkowym koło toru. Paradoksalnie, uważam że biwakowanie na dziko w pojedynkę w Polsce może być bardziej niebezpieczne niż na odludnym stepie w Kazachstanie na przykład. Tam raczej małe są szanse natknięcia się na podpitą bandę łobuzów czy kłusowników w lesie. Tak więc wymyśliłem sobie, że znajdę jakąś leśniczówkę i tak ugadam leśniczego, by pozwolił rozbić namiot. W GoogleMaps znalazłem miejscówkę wręcz idealną - we wsi Brzozówka stoi sobie leśniczówka ;-) tuż przy torze (no, gdzieś tak z 80 metrów od linii). Na stronie Lasów Państwowych znalazłem numer telefonu. Swoją drogą, nie myślałem, że Lasy stworzyły portal z myślą o turystach (CzasWLas się nazywa), gdzie wyszczególnione są wszyściutkie miejsca parkingowe, biwakowe i stworzone z myślą o rozpaleniu ogniska - to tak na marginesie. Problem z Brzozówką polegał jednak na tym, że za chińskiego boga nie mogłem się dodzwonić przez 3 dni. W końcu dałem za wygraną i stwierdziłem, że po prostu pogadam jak przybędę na miejsce i jak się leśniczy zgodzi to spoko, a jak nie - to do wypróbowanej miejscówki noclegowej w Twierdzy Toruń też będzie blisko. Wyjazd zaplanowałem na środę 25 czerwca. Dwa dni wcześniej nawiązał ze mną kontakt Rafał Spychała, z którym umówiłem się na nocne zdjęcia pociągów i gwiazd. Także kwestia pierwszego noclegu rozwiązała się sama, bowiem Rafał ma znajomego leśniczego w Puszczy Bydgoskiej, który zgodził się byśmy rozbili namiot :) No to w drogę!

DZIEŃ 1 - środa 25 czerwca

Postanowiłem nie zrywać się jakoś o wariackiej godzinie w środku nocy, tylko wyjechać wczesnym rankiem tak by zameldować się w Nasielsku około godz. 7. Wtedy to bowiem szynobus z Sierpca zwalnia szlak i do około 9:40 jest otwarte okienko dla przejazdu towara. Na miejsce dotarłem jednak nieco później niżbym chciał a to ze względu na przebudowę ulicy Żołnierskiej na wyjeździe z Rembertowa, którą to wylotówkę z Warszawy WRESZCIE postanowiono poszerzyć do więcej niż 1 pasa w każdą stronę. Nawet tak wcześniej zdążył się już jednak utworzyć korek, za sprawą czego w Nasielsku pojawiłem się kilkanaście minut przed 8. Jednak nie ma tego złego, bo oto gdy wjeżdżałem na stację od strony Chrcynna oczom mym pięknym ;-) ukazała się EP09-046 (jedyna w starym malowaniu) stojąca w peronach z pociągiem. Ha, ale fart! Po chwili ruszyła, a ja dziabnąłem ją z miejsca, gdzie do niedawna stała stara nastawnia dysponująca. Dobry znak, pomyślałem sobie. Nic innego na stacji nie było, więc ruszyłem co prędzej w stronę Sierpca. W Płońsku obowiązkowa rundka po placu ładunkowym i dzida dalej do Raciąża. A w Raciążu niespodzianka - gagarin RailPolska! Na Wschodniej JSL jeszczem tego przewoźnika nie widział (na Zachodniej tak). Na haku lokomotywy sznurek beczek PKN Orlen - to niezawodny znak, że lokomotywa RailPolska jest tylko dzierżawiona. I nie dziwota, skoro petrochemia jakiś czas temu pocięła sporo własnych wysłużonych gagarinów. A ten tutaj oznaczony M62M-014 to w zasadzie nowa lokomotywa, o czym przekonują dwie tabliczki firmowe przymocowane na burcie - jedna to stara z Ługańska z rokiem produkcji 1976, a pod nią nieco mniejsza, na której wybito napis: "Zakład Taboru Kolejowego we Włosienicy", numer lokomotywy i rok produkcji 2010. Gagarin mruczał sobie, więc chyba niezbyt długo stał czekając na zwolnienie szlaku przez szynobus z Sierpca. Możliwe że zwiał z Nasielska po 6:52. A tak swoją drogą to zawsze mnie zastanawiało czemu maszyniści (a przynajmniej znakomita większość z nich) nie wygasza lokomotywy gdy wie, że na kontynuację jazdy przyjdzie im poczekać powiedzmy z godzinę? Jeszcze przy starych trupach PKP to mogę zrozumieć - obawa czy odpali ponownie, względnie zimową porą podtrzymanie nawiewu ciepłego powietrza. Ale w tym przypadku? Przy prawie nowej lokomotywie i bardzo przyjemnej temperaturze na dworze? Nie rozumiem tego... No, ale nie moje zmartwienie. Natomiast jak najbardziej moim zmartwieniem było wymyślenie jakiegoś motywu. Jest to o tyle niełatwa sprawa, że podczas dziesiątek wycieczek obfotografowałem już chyba wszystko ;-) na tym odcinku JSL-k. Niemniej szynobusa postanowiłem dziabnąć za Koziebrodami (patrząc z perspektywy podróżnych) z bocianim gniazdem na słupie energetycznym. Oczywiście jak się kokosiłem obierając możliwie najlepszy kadr to słońce świeciło grzejąc niemiłosiernie, a jak szynobusik SA135-017 nadjechał - to zaszło za chmurkę, aczkolwiek przyznać muszę że blueskaju nie było, chmur było całkiem sporo. Ale naturalnie zaraz po jego przejeździe wyszło z powrotem, wrrrr! Wiedząc, że towar ruszy zaraz po wjeździe Pesy na stację (mechanik dopytywał się dyżurnego przez radio, o której będzie mógł odjechać) postanowiłem nieznacznie tylko zmienić miejscówkę. Podjechałem tuż przed przystanek w Koziebrodach z zamiarem uskutecznienia jakiejś rzeźby w gównie ;-) Pomysł sam wpadł mi do głowy, gdy polną dróżką wzdłuż torów przejechałem po linią energetyczną. Stojący na polu słup tejże to taki betonowy dwójnóg z wielkimi dziurami dla łatwej wspinaczki. No więc wdrapałem się gdzieś tak do połowy jego wysokości jak tylko uznałem, że dźwięk nadjeżdżającego towara jest już na tyle donośny, że nie będę musiał zbyt długo wisieć u góry, co by mi kończyny nie ścierpły :-D
Tym razem konfrontacja słońce vs. cień chmur wypadła łaskawiej, aczkolwiek do pełnej mocy promieni trochę brakowało. Może to i dobrze zresztą, bo była dopiero godzina 9:50 a pociąg jechał ze wschodu na zachód, czyli pod słońce (aczkolwiek już wysoko "stojące", jak to w czerwcu). Ponieważ pociąg dosłownie gnał z lekkim składem, to stwierdziłem że nie będę go na siłę focił kilka razy, tylko wyprzedzę go solidnie i zrobię tylko jedno zdjęcie, ale za to dobre. Zajechałem więc do Mieszaków, ale nie na wiadukt jak zawsze, tylko pod niego. Chciałem zrobić fotkę jak pociąg przejechał pod wiaduktem, który widać w oddali. Od razu jednak jak tylko wyszedłem z samochodu to pomarkotniałem na widok strasznie zarośniętych brzegów płytkiego w tym miejscu przekopu. Oznaczało to, że nawet gdybym zdążył przejść kilkaset metrów, by z miejsca gdzie kończy się przekop a zaczyna niziutki nasypik, to i tak większość składu - jak nie cały' byłby zasłonięty tymi cholernymi krzakami :( No ale co było robić, na zmianę miejscówki już było za późno. Ruszyłem więc torem w stronę Sierpca, lecz nie zdążyłem zajść zbyt daleko. Po chwili nadjechał pociąg, zaszło słońce i tyle było z "jednego, ale dobrego" zdjęcia :( Wróciłem do samochodu wściekły jak chmura burzowa. W drodze do Sierpca usłyszałem na radiu, że coś się dzieje w Sierpcu, lecz trzaski i przerywanie transmisji uniemożliwiły rozeznanie czy coś od Płocka wjeżdża, czy też wyjeżdża. Przyspieszyłem więc, a po chwili, gdy pod tarczą do Sierpca zameldował się "mój" towar z Raciąża, wszystko stało się jasne. Dyżurny zapowiedział bowiem mechanikowi, że na razie semafor jest na "stój", bo wpierw wypuszcza pociąg do Płocka. Ustawiłem się więc w rozwidleniu linii. Beczki z Raciąża oczywiście już stały pod wjazdowym. Po chwili z naprzeciwka wyłania się duet czerwonych lokomotyw Orlenu M62-1274 i TEM2-199, a drogą obok drogą popierdala niebieski Seat. Ani chybi miłośnik kolei - myślę sobie - który chce go przegonić przed przejazdem i go dziabnąć, po tym pewnie jak go focił ruszającego ze stacji. Auto przemknęło przez przejazd i zatrzymało się koło mnie. Na zapoznawanie nie miałem jednak czasu, bo już mi poczciwy dwusuw wjeżdżał w kadr. Ku memu zaskoczeniu na końcu składu też była lokomotywa, tyle że nie orlenowska lecz M62M-005 RailPolska. Tymczasem pędziwiatr z Seata wcale zeń nie wysiadł tylko przypatrywał się co też robię. W końcu jak skład przejechał podszedłem zagaić: Kolega też miłośnik kolei? Ale już zadając pytanie wiedziałem, widząc ubiór delikwenta, że odpowiedź będzie negatywna. Za kierownicą siedział jakiś budowlaniec w wypapranej cementem flaneli. "Nieee, tak tylko podjechałem zobaczyć. Ależ to ma siłę, nie? Żeby pociągnąć taki ciężar..." - mało brakowało a podziwiałby potęgę gagarina z rozdziawioną gębą :)) "Eee to i tak małe piwo, bo wagony puste" - uświadomiłem gościa. "Hmm taa... no ale i tak nieźle to wygląda. Dobra, jadę dalej, do widzenia" - pożegnał się. No i proszę, jakie wrażenie potrafi zrobić władca polskich torów na postronnym obserwatorze :) Tymczasem pociąg z Nasielska dostał semafor i wjechał na stację, nie pozostało mi więc nic innego jak naśladować jego ruchy. W stacji stał skład srebrno-złotawych beczek GATX z wygaszonym i bez obsady ST44-1219, ale zbliżając się do nastawni dysponującej zauważyłem w oddali jakby oddalający się inny skład w stronę Torunia. Przyspieszyłem więc tempa i rzeczywiście - mimo że pociągu już nie było widać, to jego odjazd zdradzał ciągle podany semafor wyjazdowy. Nagły przypływ adrenaliny i już grzeję na przejazd koło tarczy w Mieszczku. Nie zdążam jednak, ale i nie dziwi mnie to specjalnie. Nic to, następny jest kilkaset metrów dalej w stronę Podwierzbia. Wypadam z zakrętu na tyle szybko by zauważyć lokomotywę, a o to przede wszystkim mi chodziło - by sprawdzić, czy aby "Pomnik" mi nie spierdziela. Jednak nie, to tylko kołomna 1228 z takim samym składem srebrzysto-złotawych beczek, jaki zastałem na stacji. Nie napalam się jakoś szczególnie, ale i nie może być tak, bym go nie zafocił. Przepuszczam go na przejeździe, po czym z kopyta dziduję na jeden z kolejnych przejazdów za Podwierzbiem. Całe szczęście, że droga zyskała nawierzchnię asfaltową, bo kiedyś po szutrze nie dało ganiać. Nigdy się dalej niż na ten znany mi przejazd nie zapuszczałem, ale teraz - po asfalcie - postanawiam później sprawdzić dokąd też mnie ona zaprowadzi. Póki jednak co focę 1228, który wlecze się niemiłosiernie, i wracam do Sierpca. Wolę bowiem kontynuować pstrykanie o wiele rzadszego gościa na linii, czyli gagara RailPolska. Zawróciłem więc pod dysponującą i już miałem zacząć robić sobie śniadanie, gdy obok mnie zaparkował samochód, z którego wysiadł człowiek z aparatem (no więc przynajmniej nie kolejny budowlaniec). Po rejestracji sądząc mieszkaniec Płońska. A jak Płońsk i focista kolejowy to wiadomo - Mariusz Marchewka, z którym internetowo znamy się dobre 10 lat, jak nie więcej, lecz dotąd nie mieliśmy okazji poznać się w realu. Ale w końcu "nadejszła wiekopomna chwila" :)) Tak żeśmy się zagadali, że gdyby nie zgłoszenie gotowości przez mechanika z M62M-014, to byśmy pewnie przegapili jego odjazd tuż spod naszych nosów ;-) No ale od czego nieodzowne radio? Dzięki niemu dowiedzieliśmy się, że skład wyjedzie jak tylko od Płocka wjedzie luzak. Okazał się nim być spalinowy Traxx dzierżawiony przez Lotos. Osobiście nie miałem jeszcze okazji zobaczyć go na JSL, widziałem go tylko na zdjęciach. Stanął nieopodal dysponującej i czekał na coś, pewnie aż dyżurny skończy robotę przy wypuszczaniu towara na Płock. My tymczasem przemieściliśmy się na koniec peronu, skąd popełniliśmy fotki z podanym wyjazdem z boku.  Na peronie jakieś siksy (jeszcze prokurator trzyma łapę na temacie) również robiły sobie sweet focie na fejsunia z pociągiem ;-) A propos, któryś z kolegów wcześniej dał na FB cynk, że od Torunia leci CTL na rumunie i tamarze. Zaproponowałem, byśmy go dziabnęli z tego samego przejazdu, koło którego fociłem 1228. Pociąg jadący od Torunia prezentuje się tam o wiele lepiej, ponieważ w oddali widać przekop w łuku, z którego pociąg wyjeżdża na prostą, zaś na koronie tego przekopu jeszcze biegnie linia teletechniczna. Co prawda ryzykowaliśmy, że nie zdążymy - tak wynikało z pobieżnego obliczenia czasów przejazdu, ale podjęliśmy wyzwanie. No cóż, nie udało się. Kilkaset metrów przed osiągnięciem celu zauważyliśmy z drogi, że pociąg już zmierza w stronę Podwierzbia. Może gdybym nie zatrzymał się, by zafocić Traxxa podciągającego pod semafor wyjazdowy to by się udało... Ale co tam, nie ma co żałować Rumuna :-P Zawróciliśmy więc i Mariusz pognał z powrotem do Sierpca, a ja postanowiłem odnaleźć dróżkę do Podwierzbia. Udało się i podjechałem na przystanek, gdzie miałem zamiar dziabnąć luzaka Lotosu. Od poprzedniej mojej tu wizyty w 2003 r. niewiele się tu zmieniło - budynek w części mieszkalnej nadal jest użytkowany, a w części stricte kolejowej graciarnia. Dostawiono nową gablotę na rozkład jazdy, chociaż nie wiem po co, bo tu pewnie nikt nie korzysta z tego postoju... Drzewa porosły jeszcze bardziej sprawiając, że ten już 11 lat temu najbardziej zarośnięty przystanek na całej linii, dziś jest praktycznie nie do zafocenia z pociągiem. Można mu tylko zrobić zdjęcie en face i tyle. Niemniej zaczekałem tu jeszcze kilka minut na Traxxa i dziabnąłem go jak przejeżdża wzdłuż zacienionego drzewami peronu. A potem postanowiłem wypróbować tę wąską dróżkę asfaltową na zachód od Podwierzbia dokąd też nią dojadę? Dojechałem do szerszej dróżki prowadzącej do Ligowa, miejscowości którą przecina DK 10. Bardzo fajny skrót jeśli goniąc za pociągiem jadącym od Torunia chce się dojechać na motywy przed samym Sierpcem, warte zapamiętania! Krajową dziesiątką oczywiście przegoniłem Traxxa przed Skępem. Zajechałem pod semafory wyjazdowe chcąc się przekonać, czy zostanie podany ostatni czynny kształtowy sygnalizator na Zachodniej JSL. Szlabany były już zamknięte. Mechanik został jednak uprzedzony przez dyżurnego, że z naprzeciwka jedzie inny luzak, będzie więc krzyżowanie. Ponieważ jednak nastawnia wykonawcza była zamknięta na głucho, czynny był tylko tor główny zasadniczy. Ale i na to są sposoby, ćwiczone zresztą na JSL od lat (np. kiedyś w Lubiczu). Otóż, dyżurny zezwolił pominąć semafor i wyjechać poza zwrotnicę, którą następnie przełożył na bok i Traxx cofnął na tor najbliższy budynkowi stacyjnemu. Ponieważ manewry nie miały sięgać przejazdu, szlaban poszedł w górę. Za niedługo zgłosił się luzak od Lipna, więc szlaban w dół i zapowiedź wjazdu na sygnał zastępczy. Z doniesień Rafała Spychały na 'fejsie' wiedziałem, że to nie jeden luzak, lecz duet lokomotyw CTL jedzie ku mnie. I rzeczywiście, po chwili w kadr wjechały czarne SM42-2312 i ST44-R008, które minęły Lipno na biegu. No, teraz pora na zasadniczą część programu - poda Traxxowi semafor z boku, czy nie. Chwila niepewności... najpierw zajęczały pędnie od rozjazdu po czym... poszły dwa ramiona semafora w górę! :)) Niby nic, a cieszy. Natomiast nie cieszą mnie dźwięki wydawane przez tę lokomotywę - dosłownie jak któryś z nowoczesnych warszawskich tramwajów! :( Dalej bym za nim nie jechał pewnie, gdybym nie wiedział już od kolegów, że koło dworca głównego w Toruniu stoi już gotowy do drogi ST44-2023 z beczkami. Aby zmaksymalizować liczbę spotkań z nim pojechałem przed Dobrzejewice w miejsce gdzie pola uprawne od strony Obrowa ustępują miejsca lasom. Dalej już nie ryzykowałem, bo dostałem cynk, że skład opuścił Toruń Wschodni a nie zamierzałem się z nim rozminąć. Niespiesznie więc turlałem się polną drogą wzdłuż toru do z góry upatrzonego miejsca, gdy nagle jak coś nie JEBNIE pod samochodem, aż poczułem uderzenie pod stopami koło pedałów. Zatrzymałem autko jak wryte i dawaj szybko badać czy aby nie stało się co, co by uniemożliwiało ganiankę za "Pomnikiem" do Sierpca. Na szczęście żadnego wycieku nie stwierdziłem, natomiast za samochodem leżał bardzo duży kamień wyrwany z podwyższonego środka drogi przez samochód (KIAneczka ma niziutkie zawieszenie, bo to rakieta szosowa jest ;-) a nie wóz off-roadowy). Odpaliłem maszynę, cofnąłem trochę i poczekałem na pociąg. Wkrótce też z oddali zaczął narastać jedynie słuszny odgłos, raz po raz przerywany donośnym NNNUUUUMMMMMM... gdy Gagarin zbliża się do kolejnych przejazdów. W końcu trzy światła wyłoniły się zza łuku i pociąg wyjechał na prostą w moją stronę. Ale to pięknie wyglądało - po lewej brzezina przed nią pole jeszcze zielonkawej pszenicy oraz już złocistego jęczmienia, w oddali las sosnowy no i główny aktor przedstawienia: zielono-żółty dwusuw ze składem czarnych beczek z doczepionymi na końcu dwoma białymi gruszkami po cemencie (trochę szkoda, że nie tuż za lokomotywą...). Fantastyczny skład, jak za dawnych lat! Na takie coś nie żal wypalać litrów paliwa :)) Czym prędzej więc zawinąłem z powrotem i rura na następne miejsce. Pociąg nie leciał jakoś nadzwyczaj szybko, toteż dorwałem go tuż za Obrowem w pięknych okolicznościach przyrody, mianowicie z polem kwitnących kartofelków :)) Przy okazji spotkałem Rafała Spychałę, którego z niemałym trudem rozpoznałem bośmy się jak dotąd spotkali tylko jeden raz i to w 2003 roku, podczas wizyty Tr5-65w Sierpcu. Co prawda pisał, że ma zamiar dziabnąć go tylko w Lubiczu z uwagi na jakieś ważne sprawy do załatwienia w Toruniu. Czyżby nie oparł się przyciągającej magii niestety coraz rzadziej już spotykanego na JSL dwusuwowego "dziadka" z długim składem cystern? ;-) Potwierdziliśmy jeszcze tylko zamiar wieczornego spotkania i rozjechaliśmy się każdy w swoją stronę. Do Czernikowa już bym nie zdążył. Dalej układ dróg niestety nie sprzyja ganiance, jednak robiłem co mogłem i mimo ze nadkładałem dużo względem pociągu, zdążyłem przed nim do Konotopia. Jest tam takie jedno miejsce na małym wzniesieniu, z którego rozciąga się szeroka panorama na okoliczne pola. Kiedyś fociliśmy tam z Jeżykiem "Ludmiłę" z kontenerami do Płocka, ale to było jeszcze za "analogowych" czasów, więc stwierdziłem, ze nie zaszkodzi powtórzyć motyw "cyfrą". Od główniejszej drogi trzeba wejść na zarośniętą dróżkę między polami (wjechać się nie da) prowadzącą do zapomnianego przejazdu i z niej focić. Zrobiłem kilka fotek na dłuższej i coraz to krótszej ogniskowej w miarę zbliżania się pociągu, i już miałem zadowolony cały wrócić do samochodu, gdy wtem zauważyłem jadącą tą gęstwiną od niby to "zapomnianego przejazdu"... kolaskę zaprzężoną w kucyka. Nosz jasna cholera, nie mógł pojawić się ciut prędzej?? Tak to by mi zapozował siłą rzeczy (bo nie zlazłbym z drogi za skarby) z Gagarinem przejeżdżającym na dalszym planie! Z samymi wagonami, do tego czarnymi i w cieniu drzew porastających okolicę przed przystankiem w Konotopiu, nie było sensu robić fotki. Pewnie i tak nie zdążyłbym zmienić parametrów ekspozycji, ustąpiłem więc miejsca młodemu woźnicy wiozącego kilkoro dziewcząt. "Może pana podrzucić?" - zagadnął wesoło. W innej sytuacji pewnie bym skorzystał, ale musiałem z żalem odmówić. W każdy razie miło z jego strony :) Wróciłem w te pędy do samochodu i rura za uciekającą zwierzyną. Przeskoczyć przed pociągiem na przejeździe między Konotopiem a Lipnem nie udało się, ale za to sfociłem sobie na spokojnie te dwie gruszki po cemencie, co też jest w sumie niespotykanym już widokiem. Dalej do Lipna już mi się nie spieszyło, bowiem z nasłuchu radiowego wiedziałem, że "Pomnik" poczeka na krzyżowanie. Z kolei od kolegów z "fejsa" wiedziałem, że od Sierpca leci mój poranny lok - M62M-014. Tak więc na spokojnie podjechałem na stację, napisałem wiadomość do Mateusza Trojanka, żeby ruszył tyłek na stację i poszedłem wybierać miejsce, z którego później dziabnąłem krzyżowanie. Mateusz najpierw odpisał, że nie może bo ma gości zza granicy, ale ostatecznie - jak już "Pomnik" ruszał, a ja za nim - przyjechał na rowerku. Na dłuższą pogawędkę nie było już czasu, bo mnie znów zaczęło się spieszyć, niemniej miło było poznać się w realu :) Przed Skępem zjechałem z drogi z lewo przed wiaduktem, bo postanowiłem odświeżyć sobie pamięć widokiem z okolic przejazdu drogi do Chodorążka. Jednak wysoka kukurydza porastająca pole prawie do samego nasypiku wymuszałaby praktycznie robienie zdjęcia od czoła. Bez sensu. Przemieściłem się więc szybko na motyw alternatywny - przejazd przed semaforem wjazdowym. Stamtąd da się bardzo ładnie ściągnąć na 'trelemorele' skład przy ostatniej kształtowej tarczy ostrzegawczej na JSL. Tak też zrobiłem, niestety potem nie podpuściłem składu bliżej siebie, bo chcąc złapać dwie sroki za ogon, przemieściłem się na drugą, oświetloną stronę, z której zdjęcie wyszło beznadziejnie, jak w jakimś bezmotywiu :( Wściekłem się na swą zachłanność, ale na pocieszenie znów pstryknąłem sobie gruszki z końca składu. Z kronikarskiego obowiązku: pociąg wjechał do Skępego na sygnał zastępczy i na taki też z niego wyjechał. Za Skępem układ dróg znów robi się niekorzystny do gonienia, no chyba że leśnym duktem przez Czermno i Koziołek, ale to pozostawiłem sobie na później. Od razu pojechałem "dziesiątką" do Ligowa, skąd świeżo poznanym skrótem dotarłem na przejazd przez Podwierzbiem, by tu powetować sobie poranne niepowodzenie z Rumunem CTL-u. "Pomnik" dość niespodziewanie zjawił się dość szybko, niemniej zdążyłem rozstawić statyw by z jego pomocą nagrać smartfonem filmik :) Zdjęcie zrobiłem swoją drogą, ma się rozumieć. W Sierpcu pociąg stanął w stacji, bo mechanikowi kończyły się już godziny. Niby mówili na radiu że ma się odczepić od składu i zjechać na szopę, ale ostatecznie został przy składzie. Nowa drużyna miała go przejąć po godzinie 18. Rozbawił mnie mechanik z ST44-1219 wjeżdżającego od Płocka z popielatymi beczkami, zgłaszający do dyżurnego że ma je zostawić w stacji, wypiąć lokomotywę i zjechać na szopę, tylko... nie wie gdzie ona jest (sic!)

Dusząc śmiech dyżurny odparł, że jak pojedzie przed siebie to na pewno jej nie przeoczy :) W stacji stał jeszcze trzeci skład - M62M-005 z gazowymi cysternami w stronę Torunia. Nie mógł jednk jechać od razu po zwolnieniu szlaku przez "Pomnik", bo w odstępie za nim jechała Arriva. Najpierw musiała więc dojechać do Sierpca i ruszyć w drogę powrotną. Dopiero po dojechaniu szynobusu do Skępego, mógłby jechać "Gazowiec" (jak zdążyłem go już ochrzcić). Na końcu składu pękatych beczek dopięta była mała cysterenka (na oko ze dwa razy mniejsza od pozostałych wagonów) serii Zces do przewozu glikolu. Sympatyczny karzełek :) Zafociłem ją sobie po czym ruszyłem w stronę Podwierzbia aby tam dziabnąć Arrivę. Czasu było jednak zbyt mało, a szynobus nie raczył się spóźnić, także rozminęliśmy się i tylko zobaczyłem przesuwający się dach pojazdu na łanami zbóż. Ale ta żadna strata, to tylko szynobus w końcu. Postanowiłem już nie wracać do Sierpca tylko popełnić fotkę osobówki w trudno dostępnym miejscu, które zwykle omijam, bo nie daje szans na kontynuacji ganianki. Pomiędzy Podwierzbiem a Koziołkiem jest dość głęboki przekop i to do tego w łuku. Problem w tym, że od drogi szutrowej do toru trzeb a dymać dobre 300 metrów miedzą. Zależnie od pory roku pola po obu jej stronach są albo zaorane (po deszczu zmieniają się w grzęzawiska) albo porośnięte zbożem, więc miedzą idzie się trochę po omacku. Łatwo zwichnąć nogę w kostce. Do tego wszędzie stąd daleko, więc jest to miejsce na jedną fotę, bo zanim się stąd człowiek wygrzebie, to o dogonieniu uciekającego pociągu można myśleć w najlepszym razie za Lipnem, a zapewne gdzieś pod Czernikowem dopiero. Oczywiście przez cały czas oczekiwania na przyjazd szynobusu przyświecało słońce, a gdy przyszło wcisnąć migawkę - zaszło :( I wyszło kilka sekund później... Wkurwiony wróciłem do samochodu, by udać się do Koziołka. Tam bowiem chciałem sobie pstryknąć gazowca z miejsca gdzie dawniej stała mała nastawienka wykonawcza (takie jak jeszcze stoją w Skępem i Lubiczu). Tu słońce w ogóle odmówiło współpracy na długo przed przyjazdem pociągu. Z dwojga złego już wolę taką sytuację niż jak zachodzi tylko na kluczowe kilka sekund. Z Koziołka do Skępego urządziłem sobie rajdowy odcinek specjalny leśną drogą licząc, że uda mi się przegonić pociąg za Czermnem. Tam z przejazdu jest całkiem sympatyczny widoczek. No ale nie udało się, był ciut szybszy. Gdybym nie próbował podjeżdżać z leśnego szutru do toru tylko od razu poleciał prosto w okolicę tarczy do Skępego to bym go złapał, a tak to go nie złapałem również tam. Dopiero na wiadukcie DK10 nad linią byłem przed nim, ale też nie zostawił mi wiele marginesu czasowego. Do Lipna już nie szalałem, nie chciałem go na tym odcinku focić. Wymyśliłem żeby do Czernikowa dziabnąć go ze dwa-trzy razy przed i za Konotopiem. Tak też i zrobiłem i to była bardzo słuszna ta koncepcja. W tym rejonie można bardzo przyjemne fotki robić z pewnego oddalenia drogi od toru. Do tego nawet słońce w miarę kooperowało :) Z Konotopia wydostałem się na główną drogę i ruszyłem pełną mocą do Czernikowa nie bardzo wierząc, że zdążę. Ale zdążyłem! Zajechałem na wiadukt przed wjazdowym, gdzie stał już jakiś focista. Samochód na blachach z Lipna... Ani chybi Krystian Chyżyński :)) Kolejne miłe spotkanie w realu. Zdążyliśmy jednak zamienić tylko parę słów, bo już zza łuku zaczął wyłaniać się pociąg. Mechanikowi już się nie spieszyło, bo został uprzedzony że wjazd będzie na bok celem krzyżowania. Podjechaliśmy więc z Krystianem pod wyjazdowe. Tu była okazja pogadać nieco więcej, niemniej jednak nie przyjechaliśmy tu tylko na pogaduchy. Przede wszystkim zdjęcia póki zachodzące słońce ciepłym światłem oświetla stację i skład. Zauważyłem, że z nastawienki wykonawczej wyszła babka i poszła do swego domu po drugiej stronie torów. Drzwi nie zamknęła... No, ale nie mam zwyczaju plądrować pomieszczeń, do których nikt mnie nie zapraszał, więc poprzestałem jedynie na zlustrowaniu wnętrza z progu. Zaraz jednak wróciła (w towarzystwie dzieciaków zresztą), bo już się zbliżał pociąg od Torunia i trzeba było zamknąć szlabany na przejeździe. Niestety, po wymianie rogatek na elektryczne jakiś czas temu, nie można się już upajać widokiem "korblującego" ;-) nastawniczego ręcznie zamykającego zapory za pomocą bloczków i pędni. Składem z Torunia okazał się Orlen z M62-1684+TEM2-202 na czele, który dostał przelot przez Czernikowo. Myślałem, że po zwolnieniu szlaku gazowiec ruszy dalej, ale na radiu usłyszałem że będzie dłuższy postój, bo najpierw wyprzedzi go jeszcze inny pociąg od Sierpca. Ten z kolei z Orlenem skrzyżuje się w Lipnie. Na dobrą sprawę gazowiec mógłby ruszyć do Lubicza i tam ewentualnie dać się wyprzedzić, jeśliby nie miał dojścia do Torunia Wschodniego, z powodu np. korka tamże. Nie wiem, czemu nie podjęto takiej decyzji. Nie wnikałem, bo już mnie Rafał popędzał telefonami żebym przyjeżdżał po niego. Pożegnałem się więc z Krystianem i pojechałem do Torunia Na marginesie jednak dodam, że pociągiem, który wyprzedzał gazowca w Czernikowie okazał się CTL na TEM2-293+ST43-R014. Po nim gazowiec ruszył, ale dojechał tylko do Lubicza, gdzie z kolei krzyżował się z ST44-1234, co wszystko ładnie pięknie zafocił Krystian :) Tymczasem ja zgarnąłem Rafała i pojechaliśmy do Cierpic zahaczając uprzednio o działkę pod Toruniem, by zabrać z niej nieco przygotowanego drewna na wieczorne ognisko. W Cierpicach zajechaliśmy pod stary ceglany wiadukt drogowy, tu bowiem Rafał obmyślił sobie zdjęcie przedstawiające pędzące wagony jakiegoś pośpiecha (nazwy nie pomnę) widziane w przestrzeni pomiędzy filarami wiaduktu. Sądząc po minie kolegi, chyba nie do końca wyszło tak jak miało wyjść. Ale kombinatoryka godna uznania i naśladownictwa. Następnie zajechaliśmy na samą stację, bo chciałem sobie odświeżyć pamięć, zobaczyć czy coś się zmieniło od ostatniej tu bytności. Nic jednak specjalnie nie przykuło mej uwagi i ruszyliśmy kawałek dalej w stronę Bydgoszczy. Tymczasem zapadła prawie już noc, jedynie na zachodzie widniała jeszcze nikła poświata. Zjechaliśmy z DK10 do lasu, zaparkowałem nieopodal przejazdu i ruszyliśmy z buta wzdłuż toru na zachód w stronę łuku. Pomysł na nocne zdjęcie był taki, że pociąg jadący od Bydgoszczy oświetli ścianę lasu po prawej stronie kadru zanim wyłoni nam się z łuku. Niestety, na długim czasie naświetlania owa łuna zachodzącego słońca nabrała całkiem wyraźnej jasności, zaś światła pociągu okazały się za słabe by podświetlić las. Na taki numer trzeba by wybrać inną porę roku w tym miejscu, a nie czerwiec gdy dzień jest najdłuższy w roku. Albo pójść jeszcze duuuużo dalej za łuk i skierować obiektywy na wschód licząc na pociąg jadący - i oświetlający las - od Torunia. Ale nie bardzo miałem ochotę by drałować taki kawał od pozostawionego samopas samochodu. Tym bardziej, że trzeci punkt wieczoru przewidywał powrót na JSL w okolicę wsi Brzozówka, czyli między Dobrzejewice a Lubicz. Tu też jest łuczek i do tego w miejsce rozstawienia statywu można podjechać samochodem. No i obiektywy można wycelować na wschód :) Tak też zrobiliśmy, pozostało tylko czekać na pociąg. Ten długo nie kazał nam czekać, bo od naświetlenia pierwszego próbnego zdjęcia "na sucho" do ukazania się świateł lokomotywy minęło raptem 13 minut z zegarkiem w ręku. A słychać go było jeszcze wcześniej. Ze zdjęcia trudno być jednak zadowolonym, bo po pierwsze stanęliśmy nieco za daleko na prostej wychodzącej z łuku - oświetlony las jest za głęboko w kadrze. Mogłem go bardziej przyzoomować, lecz myślałem że lokomotywa postara się bardziej i oświetli także drzewa bliżej mnie. Za krótka ogniskowa, krótko mówiąc. Po drugie, mimo że obiektywy były wycelowane na wschód niebo i tak wyszło granatowe (za jasno granatowe jak na mój gust). Nauczka: czerwiec to słaba pora roku na focenie nocnego nieba. No i wreszcie problem z ostrością. Autofocus oczywiście nie mógł się na niczym skupić, pozostało mi więc ustawić ostrość ręcznie na nieskończoność. Z tym że obiektywy Nikona mają ten feler że takie ustawienie nie zapewni wcale ostrości, trzeba z wyczuciem cofnąć o ułamek milimetra pierścień ostrości. To mi się nie udało i zdjęcie jest zwyczajnie nieostre... Rafał jeszcze coś tam kombinował z foceniem słupa teletechnicznego i gwiazd, ja mu go latarką oświetlałem nieco podczas naświetlania, ale generalnie zaczynałem już przysypiać na stojąco, toteż zgłosiłem wniosek o udanie się na nocleg. Ten - jako się rzekło na wstępie - mieliśmy zabookowany gdzieś w Puszczy Bydgoskiej (koło Dybowa mniej więcej), a więc ładny kawałek od Brzozówki. Jakby tego było mało, musieliśmy wrócić po samochód Rafała, gdyż następnego dnia był on umówiony ze Sławkiem Kołtuńskim na ganiankę za objazdowymi pociągami. Zanim więc dojechaliśmy (już na dwa auta) na miejsce noclegu, rozbiliśmy namiot, rozpaliliśmy ognisko i zjedliśmy podpieczone kiełbachy zrobiła się 3 w nocy i zaczęło... świtać. Ale byłem tak padnięty, że tylko dotknąłem głową prowizorycznej poduszki zrobionej ze zwiniętych naprędce gałganów, i już spałem. Noc była zimna (termometr w samochodzie wskazywał 6 stopni) i krótka, Rafał obudził mnie już koło 7. Sam już zdążył pojechać na stację po Sławka i gdy się wygramoliłem z namiotu stali już obaj opodal i coś tam do siebie "migali" (Sławek jest niesłyszący). Ubierać się nie musiałem, bo z racji nikczemnej temperatury spałem w ubraniu, zwinąłem więc tylko mokry od rosy namiot i w zasadzie byłem gotów do walki ;-)DZIEŃ 2 - czwartek 26 czerwcaTakie spanie pod namiotem to jest piękna sprawa, niezwykle odmładzająca! Człowiek się czuje jakby miał 15 lat mniej. Od razu wracają wspomnienia chociażby z moich 25-tych urodzin roku 2000 gdy w podobny sposób nocowaliśmy z NadSZYSZKOwnikiem i Jeżykiem przy torach koło wsi Blizna na linii Suwałki - Sokółka budzeni przejeżdżającymi nam "po głowach" gagarinami. To były piękne czasy, ech... Czwartkowy poranek też był piękny, full blue sky, żadnej parszywej chmurki na nieboskłonie - to lubię. Na dobry początek dnia Rafał zaprowadził nas kilkaset metrów od biwaku, gdzie idąc nieco pod górę doszliśmy do ceglanej wieży obserwacyjnej. Stąd leśniczy, czy jakiś tam jego pomocnik, ma widok na caaaałą puszczę, a chodzi oczywiście o wypatrywanie złowrogiego dymu. Niestety drzwi wieży były zamknięte. Może kiedy indziej uda się trafić na pełniącego służbę obserwatora. Wedle słów Rafała, który na jej szczycie był, Toruń widać jak na dłoni. No, ale nie dla podziwiania krajobrazów tu głównie przyjechałem. Zeszliśmy do samochodów i dziękując sobie wzajemnie za spotkanie, pożegnaliśmy się przyjaźnie. Chłopaki odjechali w stronę Sierpca, a ja jeszcze chwilę zamarudziłem nad poranną toaletą. Chciałem przynajmniej obmyć zaspaną twarz przywracając rześkość myśli przy okazji. Przydała się miska i baniak wody, które wraz z mydłem dokonały prawdziwego cudu zmartwychwstania UOP-a :)) Mnie tak pilno na szlak nie było jak Rafałowi i Sławkowi, plan mój przewidywał zaczajenie się na pociągi na łuku w Grębocinie, koło rury ciepłowniczej. W jednym miejscu jest pomost i drabinka, na którą można sobie śmiało wejść i z takiego podwyższenia strzelać foty na obie strony. A przynajmniej tak było w październiku 2007 r., kiedy obczaiłem ów motyw. Po drodze zajechałem jeszcze na stary wiadukt za Cierpicami w stronę Bydgoszczy, który ma być wkrótce burzony. Jednak na żaden pociąg podczas kilkudziesięciu minut stania tam nie doczekałem się. Takie to są te nasze koleje, że szybciej od pociągu na torach można spotkać wałęsające się psy. W tym konkretnym przypadku za suką z cieczką uganiał się dużo mniejszy absztyfikant, a wszystko to przy równie starej co wiadukt koszarce, którą też pewnie zburzą. Stwierdziłem że szkoda czasu i pojechałem na Kluczyki zobaczyć czy nie ma aby jakiegoś gagara na szopie tudzież towara sposobiącego się do odjazdu z grupy towarowej. Niczego takiego niestety nie zauważyłem, podobnie jak w Toruniu Wschodnim. Na spokojnie więc zajechałem sobie na stację benzynową Orlen po kawę. Bez porannej kawy, od której jestem uzależniony, rozbolałaby mnie czacha. Dopiero przyjąwszy odpowiednią dawkę kofeiny mogłem udać się na z góry zaplanowane miejsce. Ależ tam jest masakryczny dojazd! Zawsze mnie serce boli jak każę KIAnce jechać po tych górach i dołach usianych do tego kamulcami, czy oni tam kiedyś raczą w końcu zbudować drogę z prawdziwego zdarzenia? Samochodów jeździ tamtędy całkiem sporo, do licha! Zaparkowałem sobie w cieniu i ruszyłem na ów pomost wkoło rury. Niech to gęś! Okazało się, że w ciągu tych siedmiu lat sosenki tak się rozrosły że zasłoniły widok na tor i jadący nim pociąg od Torunia :( No to jeden kierunek focenia odpadł w przedbiegach, cholera jasna. Na szczęście nic nie zasłaniało widoku na łuk od strony Lubicza, ale - umówmy się - to motyw słabszy niż ten zarośnięty sosnowymi gałęziami. Lekko niepocieszony wróciłem do samochodu kontynuować nasłuch radiowy. Nic jednak się nie odzywali, za to co chwila podrywał mnie gwizdek jakiejś fabryki dochodzący z oddali. Łudząco podobny do dźwięku trąby zmodernizowanego gagara, do tego cały czas słychać było dudnienie jak gdyby zbliżającego się pociągu. Lecz to tylko złudzenie, czy raczej whishful thinking. Dla zabicia nudy odpaliłem laptopa i zgrałem wczorajsze zdjęcia z karty, ba - nawet wyciągnąłem michę i umyłem sobie nogi! ;-) A pociągu jak nie było tak ni ma :( Co jest do kurwy nędzy? Przecież powinny dymać jeden za drugim, a tu minęły już bezporoduktywnie dobre dwie godziny! Jak zwykle w tego typu przypadkach na ramionach zasiadają aniołek i diabełek, niczym w kreskówce Disneya. Aniołek podszeptuje: zostań, czekaj cierpliwie, bo jak tylko się ruszysz to stracisz, gdyż pociąg zaraz nadjedzie. Z kolei diabełek mówi: co tu będziesz kwitł jak głąb, jedź gdzieś indziej, zobacz co się dzieje w innym miejscu. No i oczywiście posłuchałem wysłannika Szatana ;-) Ruszyłem koślawą dróżką wzdłuż toru w stronę Torunia Wschodniego. Tak sobie nią sunąc zauważyłem okazję do zafocenia toru w prawym lusterku samochodu, co też skwapliwie uczyniłem ;-) Następnie podjechałem w okolice semaforów wjazdowych z Iławy i JSL-ki. Stwierdziłem, że skoro nic nie jedzie to chociaż dziabnę sobie te kształty zanim je wymienią na świetlne. Po parunastu minutach nadjechał - co ciekawe, po torze lewym - SA106-018 w obsłudze Arrivy jako pociąg do Jabłonowa Pomorskiego. Tymczasem minęło już południe, słonko przygrzewało ogrzewając zimną po nocy ziemię, więc naturalną koleją rzeczy na niebie zaczęły się pojawiać pierwsze małe baranki. Takie są najgorsze france - zawsze mi taka menda zasłoni słońce w najmniej odpowiedniej chwili. Już wiedziałem co się święci na popołudnie... No ale póki co słonko świeciło nieprzerwanie. Po kolejnych kilkunastu minutach totalnie zaskoczył mnie widok sunącego ku mnie "Duńczyka" po torach Anilany. Nie wiedziałem, że mają tam jakąś swoją bazę. A może i nie mają, nie wiem. W każdym razie na wyświetlaczu starego znajomego z JSL - MR4001/MRD4201 - napisane było "pociąg specjalny". Na czym jego wyjątkowość polegała - tego nie wiem. Wiem natomiast, że postał chwilę pod tarczą manewrową, która po chwili zmieniła kolor z niebieskiego na biały i pojazd okrywszy się zasłoną dymną, odjechał dziarsko w stronę Torunia Wschodniego. Jeszcze nie zdążyłem pozbierać szczęki z gleby, gdy ta znów mi opadła na widok odjeżdżającego ze Wschodniego w moją stronę, znów po lewym torze, pociągu pośpiesznego (czy jak tam go zwać - TLK) z niebieską siódemką na przedzie. O kurde, toż to jedyny taki w Polsce "Anglik" EP07-1051. Drugie spotkanie (pierwsze na Odolanach z objazdowym pośpiechem "Stanisław Wysocki" w sierpniu 2012 r.) Tym razem ciągnął "Sielawę" z Wrocławia do Olsztyna. Dobra, diabełek miał rację żeby tam nie siedzieć przy rurze. Za wcześnie go jednak pochwaliłem, bo tym razem podszeptał mi, by podjechać na samą stację Toruń Wschodni W sumie nie wiem po co to zrobiłem... Grunt, że jak zaparkowałem koło nastawni TrW2 i zacząłem wysiadać z samochodu to akurat między nią a jakimś innym budynkiem zauważyłem przesuwającego się spalinowego Traxxa, tego co go dzień wcześniej fociłem luzem z Sierpca, a za nim szare beczki. Niech to szlag! Gdybym jednak został przy tej rurze to bym go dziabnął. Może nie z podestu, a z poziomu gruntu, ale zawsze coś! A tak mi spierdoli i diabli wiedzą gdzie go dopiero dogonię. Wygrzebać się z Torunia i Lubicza (pod górkę zawsze jest zator) nie jest tak łatwo. Moje obawy się potwierdziły. Spróbowałem zajechać na stację w Lubiczu łudząc się, że jeszcze nie dojechał, ale jak tylko wyjechałem praktycznie na peron od razu dostrzegłem go wspinającego się już pod górę za mostem nad Drwęcą. Na spokojnie więc pojechałem do Czernikowa pod wyjazdowe. Kiedyś to tu był klimat - semaforki kształtowe, szlaban z firankami obsługiwany korbą z peronu. A tera bezduszne semafory świetlne, na przejeździe kamera i półrogatki obsługiwane z Lipna :( Nie bardzo mogłem się zdecydować z którego boku go dziabnąć, w końcu stanęło na tym że od nieoświetlonej strony. Przed Kikołem skręciłem z głównej drogi w prawo w stronę Konotopia. Spodobało mi się tam dzień wcześniej z gazowcem i postanowiłem wyeksploatować motywy z pociągiem z przeciwnej strony. Zwłaszcza pole kwitnących ziemniaków przypadło mi do smaku :) W Lipnie pociąg zjechał na bok na krzyżowanie. No, ciekawe co też przyjedzie z Sierpca? Ha, co za zaskoczenie - gagarin PolMiedźTransu luzem, konkretnie numer 1208. Zabłądził, czy co? ;-) Dyżurny poinformował mechanika z Traxxa, że na razie stoimy dalej, gdyż za luzakiem jedzie w odbiegu pociąg, który zaraz zajmie szlak ze Skępego. No to wyjechałem mu naprzeciw do lasu między Skępem a Karnkowem. Słońce... nie muszę mówić :( Byłaby piękna fotka soczystej zieleni lasu i kontrastujących z nim bordowo-żółtych barw M62M-014 z beczkami, ale nie - po co? Lepiej jak wszystko będzie zakryte chmurskiem, wrrrr.... Ładnie maszyna za to grała pod pełnym obciążeniem - od strony Skępego jest małe wzniesienie, a potem zjazd w stronę Karnkowa. Skład był długi i ciężki, Gagarin mocował się z nim nie bez wysiłku, turbosprężary gwizdały aż miło. Przy czym w ogóle nie kopcił, w niebo waliło tylko gorące powietrze - dobrze wyregulowany :) Nie goniłem, bo już się nim poprzedniego dnia ochwaciłem. Podjechałem tylko kawałek w stronę Lipna, by z pola dziabnąć Traxxa, gdy już ruszy do Sierpca. Tak też i zrobiłem, po czym ruszyłem za nim. Następny fotostop obmyśliłem w lesie między Skępem a Czermnem w miejscu gdzie pociąg wychodzi z łuku na prostą. Sympatyczna miejscówka, za rzadko przeze mnie odwiedzana. Wszystko przez niedogodne jej położenie, bo po zrobieniu fotki o dalszej ganiance do Sierpca można zapomnieć, no chyba jedynie dałoby się zdążyć prześcignąć pociąg przed samym Sierpcem. Także tu się z Traxxem pożegnałem i kontynuowałem spokojną jazdę leśnymi dróżkami w stronę Koziołka. Przy jednym z przejazdów nieco bardziej solidnej drogi (są też w tej okolicy przejazdy "zapomniane" - takie, z których korzysta co najwyżej leśniczy albo okoliczny rolnik) zakotwiczyłem na dłużej. Z jednej strony toru kawałek odkrytej przestrzeni, a za torem ściana lasu - dogodna miejscówka na zafocenie Arrivy. Pociągiem miał jechać Mateusz załatwiać jakieś tam swoje "biznesy" w Sierpcu, z tego też powodu nie mógł wpaść wcześniej na stację gdy stał tam Traxx. No i rzeczywiście, dziabnąłem fotkę SA133-022, a gdy mnie mijał zauważyłem postać machającą do mnie z wnętrza pojazdu :) Do powrotu szynobusu miałem dobre pół godziny wolnego, które postanowiłem wykorzystać na drzemkę, bom niewyspany był okrutnie. Uwaliłem się na tylnej kanapie, nastawiłem budzik w telefonie i kimnąłem się :)) W powrotnym pociągu też jechała machająca do mnie ręką sylwetka Mateusza. Pokrzepiony nieco snem ruszyłem w stronę Torunia szukać noclegu. Zasadniczo miałem ochotę trzeci dzień rozpocząć od czatowania przy grębocińskiej rurze, bo tego dnia niczego tam nie złapałem. A uparłem się, że muszę w końcu wykorzystać tam motyw i koniec - must have! Tylko że nie bardzo uśmiechało mi się jechać ładnych kilkadziesiąt kilometrów tylko po to żeby przespać się w Toruniu. Przydałby się jakiś skład jadący na zachód, który bym odprowadził mając poczucie że na coś konkretnego wypaliłem ropę. Oczywiście jak na złość nic w odbiegu za szynobusem z Sierpca nie chciało jechać. Stwierdziłem więc, że poszukam miejsca do spania, najlepiej pola namiotowego czy czegoś w tym stylu, w okolicy i najwyżej rano z jakimś pociągiem zabiorę się do Torunia. Jeszcze przed wyjazdem na wyprawę zrobiłem internetowy przegląd potencjalnych miejsc do rozbicia namiotu nie na dziko. Za wiele to ich nie znalazłem, dosłownie na palcach jednej ręki można by policzyć potencjalne miejscówki  między Sierpcem a Lubiczem. Jednym z nich był położony na południe do Skępego ośrodek wczasowy "Jawor" nad jeziorem o mylącej nazwie Wielkie. W drodze tam uzmysłowiłem sobie, że nigdy nie byłem na rynku w Skępem, choć przez miasteczko przejeżdżałem dobre kilkadziesiąt razy. Nadrobiłem więc tę haniebną zaległość. Rynek jak rynek, nic specjalnego. Minąwszy natomiast bramę ośrodka poczułem się jakbym przeniósł się do PRL-u, gdy berbeciem będąc co drugie wakacje spędzałem w zakładowym ośrodku z pracy Taty w Broku nad Bugiem (na zmianę z domem wczasowym w Kołobrzegu). Pomiędzy sosnami stały sobie porozrzucane jakieś takie małe domki jak dla krasnali, zbudowane z dykty czy innego jakiegoś lichego materiału, no i ludzie... Przy jakimś takim a'la więksiejszym pawilonie - rodzącym nadzieję na to, że tu może się mieścić recepcja - siedziała sobie gromadka emerytów przy obiedzie, a na grillu skwierczały kolejne rybki. Popatrzyli na mnie jakoś tak niemiło spode łbów a jeden - ten przy grillu - ruszył w moją stronę, by dowiedzieć się kto ja zacz i czego chcę. Objaśniłem sprawę i dowiedziałem się, że pan musiałby zadzwonić do jakiejś 'kerowniczki', czy ta łaskawie wyraża zgodę na rozbicie namiotu. Już wiedziałem że nie chcę tu przebywać z tym ZBOWID-em ani sekundy dłużej, pożegnałem się i zwinąłem żagle. Trochę szkoda, że ten "komunistyczny" (w sensie zacofania) ośrodek zajmuje tak ładny zalesiony kawałek ziemi na dość wysokim brzegu jeziora. Obrałem kierunek na przeciwległy biegun Skępego, czyli na północ od drogi wojewódzkiej. Tam bowiem, wedle wskazań drogowskazu znajdować się miał camping. Zanim jednak tam dotarłem zahaczyłem o stację, ma się rozumieć. Pociągu naturalnie żadnego nie było, natomiast bardzo ładnie w zachodzącym pomału słoneczku prezentował się budynek dworco-nastawni. Wykonałem więc kilka fotek i pojechałem oblookać ów camping. Zajechawszy na miejsce zacząłem nabierać obaw czy aby nie powinienem był skręcić gdzieś w bok, może przeoczyłem jakiś drogowskaz? Nad brzegiem jeziora (zwącego się, jak później sprawdziłem, Łąkie) nie było bowiem żadnych namiotów. Stał tylko nie do końca jeszcze wykończony drewniany budynek jakby nadbrzeżnego baru. Nieopodal zaparkowane dwa samochody, z czego jeden camper. Na pomoście dwóch łebków bawiło się spinningami. Hmm... trochę dziwne okoliczności przyrody, ale nic - ruszam zwiedzać okolicę, zobaczę czy da się tu rozbić namiot. Mój obchód nie uciekł uwadze starszego ode mnie jakieś 20 lat pana, który podszedł by zapytać, w czym może mi pomóc. Oho, myślę sobie - od razu znać kapitalistę, w odróżnieniu od tego ciecia we flanelowej wytartej koszuli znad jeziora Wielkiego, który od razu na dzień dobry najchętniej by się mnie pozbył. Wyjaśniłem w czym rzecz. Pan okazał się właścicielem tego skrawka terenu, pilnującego go z tegoż campera. Z jego słów wynikało, że już dwa razy np. odbudowywał balustradę na zewnątrz baru, bo poprzednie posłużyły okolicznemu kwiatu młodzieży do urządzenia ognisk na plaży. "Widzisz pan te koleiny w piachu? Przyjeżdżają terenówkami, obwiązują liną balustradę i ciągną aż się rozerwie - wyjaśnił mi rzeczowo. No, nie powiem żeby mi to przydało ochoty do spędzenia nocy z takimi atrakcjami jak najazd pijanej tłuszczy ze wsi. Pan był ujmująco uprzejmy, lecz przyznał szczerze, że nie może zagwarantować bezpieczeństwa nocą, bo go tu nie będzie. Co innego gdybym przyjechał dwa dni później, gdy zaczną się wakacje. Także mimo że się bardzo miło rozmawiało (rozgadał się na dobre, co się nasłuchałem opowieści o walkach z urzędnikami...), nie zdecydowałem się na przedpremierowy nocleg na pustkowiu, pożegnałem się i ruszyłem szukać innych alternatyw. W międzyczasie gdy nie prowadziłem nasłuchu radiowego z Sierpca musiał odjechać towar do Torunia. Bo gdy znów odpaliłem radyjko usłyszałem, że coś o nieparzystym numerze (czyli jadące na zachód) melduje się do Lipna. Przyspieszyłem więc tempa i w Czernikowie byłem przed nim. Uciekinierem okazał się Orlen z M62-1274+TEM2-200 z czarnymi i szarymi beczkami. Wjechał na bok na krzyżowanie. Po 5 minutach z naprzeciwka nadjechały dwie kołomny Cargo 1231+1228 z krótkim składem 16 beczek gazowych. Jako że było już kwadrans po 21, a zachodzące słońce skryło się za chmurami, to 'parameter' był mocno nikczemny. Ale coś tam się pstryknęło. Chwilę później Orlen dostał wyjazd z boku i odjechał. A ja z braku lepszego pomysłu - za nim. Na dobranoc dziabnąłem go jeszcze od tylca przed Obrowem, gdzie paradoksalnie warunki nieco się poprawiły, bo słońce wydało ostatnie tchnienie. I na tym zakończyłem walkę fociczną tego dnia, pozostało jeszcze tylko znaleźć dach nad głową. Mówiąc szczerze, nie chciało mi się już spać w namiocie, przede wszystkim dlatego że był mokry. Ponadto znów nie było zbyt ciepło. No i nade wszystko chciałem się wykąpać, nie cierpię się kleić! Stwierdziłem więc, że jak po drodze nie znajdę żadnej kwatery to jadę do Twierdzy Toruń, choć ceny skoczyły niedawno o 100% (co w tym przypadku oznacza 40 zł za pokój jednoosobowy hehehe). Coś mnie jednak tknęło, by zahaczyć o Lubicz. Zjechałem więc z drogi do pogrążonego w ciemnościach miasteczka, i na przy pomocy smartfona na GoogleMaps zlokalizowałem potencjalny nocleg. Akurat byłem rzut beretem obok niego :) Podjechałem więc. No rzeczywiście, duży dom jedno- a może i w sumie wielorodzinny z wywieszonym bannerem "noclegi" i numerem telefonu. Coś mi to zapachniało kwaterami pracowniczymi dla roboli, ale stwierdziłem "a co mi tam, najwyżej zdobędę jakieś nowe, oby tylko ciekawe, doświadczenia" i wszedłem po schodach do drzwi. Drzwi były uchylone, ale w korytarzu ciemno, zaś na moje "halo, dobry wieczór" odpowiedziała mi głucha cisza. Aha, to po to na domu napisali numer telefonu, myślę se - no dobra, dzwonimy. Odebrała jakaś pani:
- Halo dobry wieczór, moje nazwisko Szymański, stoję właśnie przed pani domem i chciałem zapytać czy znajdzie się pokój dla jednej osoby na tę noc?
- Oj, chyba mam wszystko zajęte, ale jeszcze sprawdzę, chwileczkę... A nie, jednak mam akurat jeden pokój za 30 złotych, życzy pan sobie?
- Jak najbardziej!
- Dobrze, to zaraz mąż wyjdzie do pana.
No i rzeczywiście po chwili gdzieś boku domu, bynajmniej nie z tych drzwi, które wcześniej uchyliłem szerzej, wyszedł rzeczony mąż z kluczem, który mi dał za trzy dychy ze słowami "do końca korytarza i ostatnie drzwi na lewo" i skinął głową, bym kierował się do innych drzwi, schodami w dół a nie w górę. Przeczucie mnie nie zwiodło - to był dom zbudowany na potrzeby kwater pracowniczych. Przekonałem się o tym widząc robocze buty wystawione na słomianki pod kolejno mijanymi pokojami, zza drzwi których dobiegały wyłącznie męskie głosy zdradzające ekscytację oglądanych meczy futbolowych mistrzostwa świata. Sam też zaraz po wejściu do swojej nory (no przesadzam trochę, nie było tak źle, ale luksusów też nie stwierdziłem) odpaliłem telewizor. Leciał akurat mecz Algieria - Rosja. Z dwojga złego wolałem, żeby wygrały ciapate, ale pierwsi gola strzeliły ruskie :( W przerwie poleciałem pod prysznic. Ooo, jak dobrze zmyć z siebie dwa dni trudu i znoju. Na szczęście w drugiej połowie ciapate wyrównały, co oznaczało wypad ruskich do domu. I tym miłym akcentem zakończył się drugi dzień wyprawy.

DZIEŃ 3, piątek 27 czerwca


Po poprzedniej krótkiej nocy postanowiłem solidnie odespać, dlatego budzik nastawiłem na... 6 rano :-P Uznałem że to graniczna godzina dająca szansę na skorzystanie z łazienki zanim robole pobudzą się do pracy. I rzeczywiście, żaden jeszcze nie był na nogach – czyżby Polacy aż tak świętowali odpadnięcie ulubionych sąsiadów ;-) ze Wschodu z mundialu? Parę minut przed 7 byłem już na stacji w Lubiczu, gdzie w lekką konsternację wprawił mnie brak dyżurnego ruchu w nastawni. To nie zapowiadało niczego dobrego po wczorajszym bardzo mizernym ruchu pociągów. Jakież więc było moje zdziwienie, gdy po dosłownie kilku minutach od strony Sierpca zaczął narastać charakterystyczny dźwięk jadącego pociągu! Patrzę a w oddali zza łuku wyłania się czarny gagar CTL i zjeżdża w dół na most nad Drwęcą kierując się do semafora wjazdowego. No, myślę sobie, postoisz chłopie pod wjazdowym, bo pan dyżurny wziął i się zapodział. A tymczasem nic z tego, skład ani myśli hamować i mija semafor. Mało tego, wjeżdża na bok do Lubicza! Ki diabeł... Dyżurnego dalej nie ma, co widzę wyraźnie, bo stoję tuż koło okien parterowej nastawni w budynku dworca. Czyżby ustawił drogę przebiegu dużo wcześniej i – nie wiem – poleciał za nagłą potrzebą do klopa na przykład? Wszak powinien obserwować wjazd pociągu. No nic, w każdym razie ST44-R008 wespół z SM42-2312 ze składem beczek zatrzymały się na bocznym torze i zapadła cisza. Przez zamknięte okno dziabnąłem wnętrze nastawni wybebeszone już z ławy dźwigniowej i aparatu blokowego :( Został się tylko komputer i telefon. Dziury w podłodze po pędniach schodzących w dół do piwnicy kryjącej naprężacze przykrył dywan. Jednak na biurku widać było otwarty dziennik ruchu – znak że nastawnia powinna być obsadzona. Dziabnąłem też smartfonem fotkę gabloty z – jak głosił napis – „przyszłym rozkładem jazdy”. Wesołość sytuacji polegała na tym, że pod owym nagłówkiem była czysta biała plansza, a rozkładu zero ;-) Zacząłem się zastanawiać nad powodem wjazdu pociągu na bok. Możliwości były dwie: albo jedzie coś od Wschodniego do Sierpca, albo Wschodni się zakorkował i nie przyjmuje pociągów. Tę drugą opcję uznałem za mniej prawdopodobną po czwartkowej posusze na torach (aczkolwiek nie wiedziałem jak to wyglądało w nocy). Siłą rzeczy bardziej prawdopodobną stała się wersja zajętości toru przez pociąg od Wschodniego, a skoro tak to postanowiłem zająć jakąś miejscówkę na szlaku. I właśnie gdy obróciłem się na pięcie żeby wrócić do auta, zauważyłem dyżurnego wchodzącego do nastawni. Ale jakoś nie miałem ochoty na pogawędki, dałem więc spokój próbom dowiedzenia się powodów przytrzymania CTL-a w peronach. Znając życie, wdałbym się w gadkę-szmatkę a tu by mi pociąg przed nosem przejechał do Sierpca. Wskoczyłem więc do fury i kopnąłem się do Brzozówki oblookać za dnia okolicę, którą przedwczoraj zwiedzaliśmy z Rafałem po nocy. W ciemnościach jakoś niezbyt poznałem, czy już tu byłem wcześniej. Ale już samo to że w ogóle nie byłem pewien swojej tu wcześniejszej obecności podczas dziesiątek wypraw na JSL wzbudziło moje podejrzenia. I jak się okazało słuszne, bo zajechawszy w pobliże przejazdu bitej dróżki przez tory, stwierdziłem że wcześniej mnie tu nie było. A już myślałem, że byłem na dosłownie każdym ze 172 przejazdów... Wielokrotnie za to fociłem pociągi z okolic dwóch sąsiednich przejazdów – z tego bliżej Lubicza, gdzie tor przecina droga do Złotorii, i tego bardziej w stronę Dobrzejewic w środku lasu. Jakoś uszło mej uwadze, że pomiędzy nimi jest jeszcze jeden. Może się mylę, ale mam silne podejrzenie że przed modernizacją drogi krajowej nr 10 kilka lat temu skręt z szosy w tę dróżkę był o wiele skromniejszy, jeśli w ogóle był. Mogła natomiast zajść w ostatnich latach konieczność zaakcentowania jego istnienia wraz z rozbudową niskiej zabudowy mieszkalnej pomiędzy szosą bydgoską a torem. Owa dróżka ma nawet swoją nazwę, brzmi ona: ul. Lipowa. Stanąłem więc sobie nieopodal przejazdu, rozstawiłem statyw dla potrzeb nakręcenia filmiku smartfonem i zabrałem się za pałaszowanie śniadania pod postacią pajdy chleba z pasztetem drobiowym. Tymczasem obok mnie co i rusz przez przejazd przejeżdżały samochody, ale nie jakieś stare rzęchy sprowadzane z Reichu, tylko funkel nówki sztuki. Przeważnie SUV-y, ale też sedany Volvo bądź Lexusy. Kurwa, co jest? Dokąd ci wszyscy ludzie jadą w las? Aż spojrzałem na GoogleMaps w telefonie dokąd dalej prowadzi ta niepozorna dróżka i stwierdziłem że... donikąd. Najbliższa wiocha to jakaś Wrotynia i Obory, ale trochę w przeciwną stronę niż Toruń. Może nie ma na mapie dróżki, która na zdrowy rozum powinna łączyć ul. Lipową z położoną dosłownie rzut beretem drogą 657 na Złotorię, którą widać z przejazdu. Nią to już łatwo się dostać od południowego wschodu do Torunia przez dzielnicę Kaszczorek omijając tradycyjny poranny korek w Lubiczu. Tymczasem spodziewanego pociągu ani widu, ani słychu. Sprawa wyjaśniła się jednak szybko, bo o wpół do ósmej mechanik CTL-a wywołał przez radio Lubicz chcąc dowiedzieć się, czy – a jeśli tak to za ile minut – będzie mógł kontynuować jazdę. Padła odpowiedź, że Wschodni „nie bierze” pociągów. Wobec powyższego mechanik uprzedził dyżurnego, że pociąg będzie musiał postać tu dłużej, bo o 9 kończą się godziny pracy i w takim razie ściąga telefonicznie do Lubicza drużynę na podmianę oczekującą już na Wschodnim. Po kolejnych kilkunastu minutach usłyszałem na radiu, że do Lipna dobija skład RailPolski z Sierpca. Dyżurny z Lipna uczulił też maszynistę, by uważał szczególnie w Czernikowie na kręcących się w stacji pracowników Bombardiera (ta firma zabudowywała urządzenia radiowego sterowania ruchem pociągów z LCS-a w Lipnie). Tym samym moje wcześniejsze podejrzenia o przejęciu w nocy z czwartku na piątek kontroli przez LCS nad ruchem pomiędzy Lipnem a Toruniem Wschodnim zyskały kolejne uzasadnienie. No bo jak inaczej wytłumaczyć nieobecność dyżurnego z Lubicza w nastawni podczas wjazdu pociągu na stację i to jeszcze na bok? I rzeczywiście, w kolejnych godzinach dnia słyszałem jeszcze kilka razy jak pociągi wołały Lubicz zgłaszając się pod tarczą, a dyżurny odpowiadał żeby wołali Lipno, bo już LCS przejął „zdalne” sterowanie. No cóż, trudno – kiedyś musiało nastąpić nieuchronne i trzeba się będzie przyzwyczaić podczas następnych wypraw, że radyjko będzie częściej milczało niż sypało cennymi informacjami o położeniu gonionego pociągu. Jakby tego było mało, kolega Mateusz Ruminiak dał na fejsie cynk, że w Pomniku „coś walnęło” (prawdopodobnie pękła tuleja) co oznaczało finito jego popisów na objazdach. W pierwszej chwili pomyślałem, że może w zamian podeślą 1056 kręcącego się niedawno koło Inowrocławia, ale nadzieje na to rozwiał Maciek Zygowski pisząc, że ten dziadek tyra ciężko ze składami do kwidzyńskiej papierni. Mając sporo wolnego czasu do przyjazdu RailPolski postanowiłem skoczyć po kawę na stację benzynową. Wtem jednak na falach eteru doleciało info o czymś chyba ruszającym z Torunia, ale niezbyt dobrze usłyszałem i nie byłem pewien. Niemniej wstrzymałem się z odjazdem, no bo skoro ruszyło lub zaraz ruszy to po jakichś góra 15 minutach będzie tu u mnie w Brzozówce. Minęło 30 minut i nic. Oczekiwanie umilał mi samiec trznadla, który przysiadł na czubku słupa teletechnicznego by wyśpiewywać swoje trele dla dziewczyn ;-) Jednak co trochę spozierał na mnie z góry, czy aby mu nie zagrażam. Po paru minutach odleciał na następny słup. A ja doszedłem do wniosku że albo się przesłyszałem, albo usłyszałem na radiu to co chciałem usłyszeć, a co nie miało żadnego związku z rzeczywistością. Złożyłem więc statyw i ruszyłem ku DK10. I oczywiście nie ujechałem nawet 50 metrów jak od strony Lubicza doleciał dźwięk Rp1. Kurwa mać, coś się jednak zbliża do przejazdu z drogą na Złotorię! Ale czemu nie było słychać narastającego dudnienia, zwłaszcza dobrze słyszalnego podczas przejazdu przez most nad Drwęcą?? Galopada myśli musi jednak poczekać, bo trzeba działać i to szybko. Gaszę silnik tak jak stoję na środku drogi, wyszarpuję aparat z torby na siedzeniu obok, wyskakuję i lecę z powrotem do przejazdu. A tu... drezyna, nosz w mordę cię franco jedna i nożem! Niech to szlag jasny, gdybym wiedział że to taki mały srajdek to bym go dziabnął z bardziej bokowca z polem kwitnących kartofelków zamiast marnować motyw przeznaczony na długiego towara. Aż mi się z tego wszystkiego odechciało kawy i wróciłem na uprzednio zajmowane miejsce w obawie że jak zamarudzę za długo w poszukiwaniu kofeinowego ratunku przed bólem głowy to mi ten towar RailPolska weźmie i ucieknie po mijance z drezyną w Czernikowie. Oczywiście to nie była słuszna ta koncepcja, bo na przyjazd jakiegoś pociągu przyszło mi czekać aż 92 minuty – myślałem, że uświerknę. W międzyczasie przez przejazd przeszedł jakiś dziadek z psami, stanął i widząc rozstawiony statyw zebrał się na odwagę by spytać, czy jakichś pomiarów nie dokonuję :) Haha zostałem posądzony o bycie geodetą z teodolitem! No dobra, kurna, ale co z tym Rail’em? Ewidentnie skład został przytrzymany w Czernikowie, pytanie tylko po jaką cholerę? Po chwili zastanowienia wyszło mi, że skoro Toruń nie bierze, a w Lubiczu jeden z trzech torów zajmuje CTL to nie chcą zająć jeszcze drugiego. No pięknie, jak tak dalej pójdzie to zrobi się kolejka – następny skład stanie w Lipnie, jeszcze późniejszy w Skępem, aż w końcu Sierpc nie będzie mógł wypuszczać ;-) To by było! Żeby było śmieszniej około godziny 9 Lipno zaczęło wołać CTL-a w Lubiczu, ale ten nie odpowiadał bo najpewniej akurat drużyny się podmieniały. W końcu jednak odezwał się nowy mechanik, by dowiedzieć się, że ruszy do Torunia zaraz po krzyżowaniu ze składem jadącym już z naprzeciwka. No wreszcie! Mój entuzjazm studziła jednak niepokojąca obserwacja. Mianowicie od dobrych dwóch godzin z rosnącym zaniepokojeniem patrzyłem bezsilnie na to jak bezchmurne z rana niebo zaczyna pokrywać coraz więcej małych uroczych białych baranków pod wpływem promieni słonecznych ogrzewających ziemię i powodujących parowanie wilgoci. Sęk w tym, że w moim przypadku mają one tę przykrą przypadłość, że zasłaniają sobą słońce w momencie przejazdu pociągu. Już podczas poprzednich dwóch dni dały mi ostro w kość, więc byłem pełen obaw. Tym bardziej przyłożyłem się do wyboru kadru na potrzeby filmiku, bo wpadłem na pomysł jak odczarować niefart do słońca. Wyszedłem z założenia, że bankowo zasłoni je chmura w momencie przejazdu pociągu. Skoro więc poczyniłem takie założenie i – co więcej – chcę to pokazać na filmie, to właśnie złośliwość losu na złość nie nastąpi, słońca nie zasłoni baranek i film, a „przy okazji” zdjęcie wyjdą bajkowo. Doopa! Zaszło i to tak że najlepszy choreograf by tego lepiej nie skoordynował. Sami zresztą zobaczcie pełnię mego niefarta do anty-słonecznych kadrów.


Tu się już tak naprawdę wkurwiłem, że ostatkiem sił powstrzymałem się przed roztrzaskaniem aparatu o głaz leżący koło przejazdu.
No żeby prażyć się przez 2,5 godziny w pełnym słońcu i na koniec żeby zaszło za taką malusią chmureczkę na kluczowe kilkanaście sekund to już jest szczyt szczytów! A jednak okazało się, że wcale nie, bo sytuacja powtórzyła się dokładnie w Czernikowie – zajechałem na stację, dziabnąłem fotkę stojącego M62M-014, a gdy nadjechał goniony ST44-1235 – słońce perfidnie schowało się za chmurę. No, tu już mi wszystko opadło – PODDAJĘ SIĘ! – niemalże krzyknąłem. Zaraz jednak zreflektowałem się, że w sumie nie ma się co spinać – przecież to nie są takie lokomotywy jak za dawnych lat, klasyczne zielone gagariny tudzież z – jak dla mnie – równie klasycznym żółtym czołem, tylko jakiś kolorowy cyrk na kółkach. Niektórzy moi koledzy praktycznie zawiesili aparaty na kołku nie chcąc focić niebieskich kołomn Cargo czy innych tam kolorowanek prywaciarzy. Więc nie ma się co denerwować co uznałem za jedynie słuszną koncepcję w tej sytuacji. Odpuściłem gonienie wybitnie antysłonecznej kołomny 1235 nie dając sobie szans na „do trzech razy sztuka”. Postanowiłem obstawić innego konia, bo była szansa na powetowanie sobie wczorajszego niepowodzenia przy grębocińskiej rurze. Tu jednak zaczęły się niespodziewane sęki, bo mechanik z Challengera zaczął przez radio kwękać że może nie zdążyć dojechać do Wschodniego przed upłynięciem godzin pracy. Ale dyżurny z Lipna nie dawał za wygraną, co wziąłem za dobrą monetę bo wyglądało to jakby mu zależało na nie blokowaniu stacji. Czym prędzej więc zawróciłem, bo nie było za dużo czasu do stracenia w obliczu konieczności przejazdu przez Lubicz i spory kawałek Torunia. Poranne korki zdążyły się już jednak rozładować, także na rurę zdążyłem przed pociągiem bez problemu. Na szczęście dyżurny z LCS-a okazał się być przekonujący i tuż przed godziną 11 bordowo-żółty gagarin z beczkami wjechał mi w zaplanowany kadr. Co prawda focenie wypadło nieco pod słońce, ale stwierdziłem że nie ma co wybrzydzać i trzeba było tu przyjechać żeby po latach nie pluć sobie w brodę, bo np. motyw zarósł. Jakby coś miało jechać po południu to zawsze mogę powtórzyć temat w lepszym oświetleniu, modląc się by słońce łaskawie nie schowało się za chmurą ;-) Szkoda tylko, że jadąc z Czernikowa nie byłem świadom faktu iż w Lubiczu Rail będzie się krzyżował z towarem jadącym do Sierpca. Dopiero będąc przy rurze usłyszałem strzępki rozmowy lubickiego dyżurnego z maszynistą pociągu CTL. Jak się później okazało brutto prowadziły rumun R014 z tamarą 293 – tak więc niewielka strata. Z braku lepszych pomysłów ruszyłem wybojami w stronę dawnego przystanku Toruń Elana, po którym zostały tylko betonowe płyty w trawie. Chciałem zobaczyć czy ten potencjalny motyw również aby nie zarósł. Na szczęście nie, gałęzie najbliższych drzew są dobre kilkanaście metrów dalej. Akurat jak tam byłem od strony Iławy nadjechał czeski ‘Pershing’ z ‘marlborasami’ Przewozów Regionalnych. Dziabnąłem to sobie od dupy strony, a 10 minut później zaskoczył mnie luzaczek Traxx, oczywiście ten sam co poprzedniego dnia 126. Pstryknąłem go sobie (oczywiście bez współpracy Słońca...) na łuczku JSL oddalającej się w tym miejscu od linii 353 Poznań Wschód – Skandawa i pojechałem na Wschodni oblookać sytuację. A tam praktycznie wszystkie tory boczne dla towarów zastawione bekami, do tego 3 czarno-srebrne Skody (074, 081i 086) CTL-u, stojąca samopas zielona stonka 2446, funkel nówka sztuka Gama Marathon 001 w służbie Orlenu ze składem gotowa do jazdy w stronę Głównego, oszprejowany niebiesko-zielono-pomarańczowy byk 201Eo-007 w duecie z Challengerem Rail’a stojące pod nastawnią dysponującą TrW oraz kawałek dalej (już za wiaduktem ul. Kościuszki nad torami) na żeberku biało-turkusowy Traxx dzierżawiony przez Orlen. Tak się sympatycznie złożyło, że od strony Głównego nadciągnął kolejny skład CTL-a na Płock prowadzony widzianymi już o poranku lokami. Mniej sympatyczne było natomiast zachowanie Słońca... który to już raz dziś... – CZWARTY na sześć prób :(( Z innych ciekawostek: przechodząc peronem obok budynku dworca w stronę Gamy zauważyłem na wyświetlaczu diodowym komunikat o tym, że firma CargoMaster zatrudni 16 mechaników :) Dziabnąłem jeszcze tylko najnowszą lokomotywę na polskich torach ruszającą na Główny z bekami spod wyjazdowego i wróciłem do auta. Matej akurat dał na Fejsie cynk, że w Lipnie na boku stoi towarek z lodówą w stronę Torunia. Wyglądało na to, że czeka na zwolnienie szlaku przez luzakującego Traxxa. Następnie w Czernikowie powinno wypaść krzyżowanie ze składem CTL-u, tak więc było jeszcze sporo czasu zanim dotelepie się w moje toruńskie rejony. Niemniej postanowiłem podjechać do wiaduktu szosy lubickiej aby upewnić się czy da się zeń zrobić fotę nadjeżdżającego od wschodu pociągu. Wdrapałem się po schodkach i uznałem, że nie, bo akurat po tej stronie nie ma chodnika dla pieszych – tylko jezdnia z barierką. Tak swoją drogą to dla kogo te schodki są skoro dalej nie ma jak iść inaczej jak po pasie ruchu? Ponieważ nie przepadam za ryzykanckimi miejscówkami do strzelania fot – odpuściłem. Zwłaszcza że nie wiadomo ile musiałbym tam czekać na przyjazd pociągu. Usłyszałem bowiem na radyjku, że towar pójdzie na bok w Lubiczu, bo Toruń znów nie bierze. A znając moje szczęście to zaraz akurat czystym przypadkiem przejeżdżałby obok patrol psów i niewątpliwie wzbudziłbym swym widokiem nieprzepartą chęć dowiedzenia się po cóż mianowicie tam stoję ;) Zszedłem więc już prawie na sam dół schodków niepocieszony, że będę musiał focić z poziomu ziemi, gdy od strony Lubicza dała się słyszeć piszczałka lodówy. Coś krótko stał w tym Lubiczu, JEDZIE! Decyzja krótka: dzida z powrotem na górę, przetruchtać kilkadziesiąt metrów po jezdni między barierką a pędzącymi samochodami, kilka szybkich strzałów nadjeżdżającego składu DWÓCH kołomn (1231 i 1219) z ładnym składem beczek (z czego 4 pierwsze to takie małe szare cysterenki na glikol) i jeszcze szybsza ewakuacja. A, i słońce nawet nie zaszło – nareszcie wszystko zagrało idealnie, aż niemożliwe... O gonieniu oczywiście nie było nawet co marzyć, więc na spokojnie rozważyłem dalsze opcje. W czym pomógł mi kolega Mateusz Ruminiak piszący iż od Sierpca leci już skład Orlenu. Jako że już było po południu postanowiłem powtórzyć przedpołudniowy motyw z grębocińskiej rury w lepszych warunkach oświetleniowych, tym bardziej że do przewidywanego czasu przyjazdu anonsowanego składu Ziemia powinna jeszcze bardziej poprawić swoje położenie względem Słońca. Nie było jednak co kwitnąć przy rurze kolejny raz, zamiast tego podjechałem bliżej strażnicy przejazdowej wspólnej dla JSL i dwutoru do Skandawy. Postanowiłem tu dziabnąć szynobusa Arrivy do Sierpca. Przy okazji wyjaśniło się, czemu pociągi na północ jechały to lewym torze. Prawy mianowicie był zajęty przez jakieś maszyny torowe Przedsiębiorstwa Napraw Infrastruktury, które akurat gdy podszedłem do linii 353 cofały w stronę Torunia Wschodniego. Jednocześnie minęły się tu gdzie stałem z podwójnym kiblem do Olsztyna. Śmieszna sytuacja, ruch lewostronny obu składów :) Do rozkładowej godziny pojawienia się szynobusa pozostawało nieco ponad pół godziny, więc raczej nie spodziewałem się żadnych wcześniejszych atrakcji. Tymczasem już po chwili w oddali od strony Wschodniego pojawiło się światło pociągu jadącego ewidentnie torem JSL. No proszę, kto by się spodziewał że puszczą jeszcze „uciekiniera” przed szynobusem :) Zwarty skład srebrno-złotawych beczek prowadziła kołomna 1208, najbrzydsza ze wszystkich z racji dużej ilości oczojebnego zielonego koloru na czole. Tak więc nawet przez myśl mi nie przeszło że miałbym ją gonić. Spokojnie poczekałem na SA132-022 a potem przeniosłem się na rurę. Orlen nie kazał na siebie zbyt długo czekać. Po 25 minutach zza łuku zaczął się majestatycznie wyłaniać „dziadek” 1274, niestety w towarzystwie pędzącej dróżką obok pomarańczowej półciężarówki. Piszę „niestety”, bo w pierwszej chwili pod nosem skląłem gościa od najgorszych, bo wydawało się iż tabuny żółtego kurzu spod kół mogą dość istotnie przesłonić nie tylko skład beczek ale i samo czoło pociągu. Na szczęście tak się nie stało, choć na kolejnych zdjęciach robionych na coraz krótszym zoomie w miarę przybliżania się pociągu ku mojemu stanowisku, widać dziwny obłoczek nad drogą ale nie widać już jego przyczyny jako że samochód zdążył wyjechać z kadru. Ogólnie jednak z efektu jestem bardzo zadowolony, bo sam skład z czerwonymi lokomotywami bardzo mi się podoba. No i Słońce tym razem nie zawiodło ;-) Nasyciwszy się motywem z rury postanowiłem pomału obrać kierunek powrotny. Kilkanaście minut przed zafoceniem Orlena kolega Mateusz dał cynk o kolejnym pociągu w stronę Torunia – w okolicy Skępego minął go skład CTL z rumunem i tamarą co ich przed południem nie dziabnąłem w Lubiczu. Do jego przyjazdu w moje rejony było jeszcze duuużo czasu. Tak więc pokręciłem się trochę koło rury w okolicy przystanku osobowego Grębocin wyszukując sobie motywy na przyszłość. Coś tam da się naruchać ;-) ale bez szału. Przejeżdżając przez przejazd na wysokości elektrociepłowni natknąłem się na bażanta przechodzącego przez tory. To już któryś raz jak widzę w tych okolicach samca tego pięknego polnego ptaka. Ten egzemplarz jakiś wybrakowany ogon miał, bez tych takich długich piór. Ciekawe, czy był to młody osobnik, który nie osiągnął jeszcze dojrzałości płciowej, czy może pióra utracił w walce z innym bażantem albo może lisem czy innym drapieżnikiem. W każdym razie pstryknąłem mu pamiątkową fotkę z okna samochodu i oddaliłem się do Brzozówki, by dziabnąć CTL-a w tym samym miejscu gdzie dwa dni wcześniej w nocy próbowałem nieudolnie naświetlić ścianę lasu rozjarzoną światłami pociągu. Kwadrans po 18 minęły mnie TEM2-293 i ST43-R014. Dobrze że rumun jako drugi, gorzej że wszystko schowane w cieniu bo słońce znów pokazało mi fucka :( Nie miałem ochoty go gonić by próbować szczęścia gdzieś koło Lubicza, bo raz – że obrałem już kierunek powrotny, dwa – że prywaciarz to nie aż tak znowu cenna zdobycz, a trzy – znając swoje „szczęście” słońce i tak zagrałoby mi na nosie. Tak więc dałem spokój i ruszyłem niespiesznie w stronę Obrowa. Aha, w międzyczasie przemieszczania się tamże usłyszałem na radyjku, że na Toruniu Wschodnim manewruje jakiś luzak, po czym dyżurny mu oświadczył, że puści go do Sierpca jak dobije najpierw CTL a potem powrotna Arriva. Fajnie, nie będę jechał na pusto w stronę domu. Ale najpierw – Obrowo. Dotąd żyłem w przekonaniu, że mam „obcykane” wszystkie co do jednego przejazdy na JSL, ale tak w głębi duszy to czułem, że może jednak niekoniecznie. I właśnie te obrowskie rejony nie dawały mi spokoju. Tamtejszy dość mało atrakcyjny rejon pól nie działał na mniej jak magnes. Ponadto mnóstwo dróżek odbijających z DK10 w stronę toru jest albo ślepych albo prowadzących „do chłopa”, a to mnie dotąd zniechęcało do skręcania w każdą jedną by przekonać się czy w ogóle dokądś konkretnie prowadzą. Teraz jednak z internetem mobilnym i GoogleMaps to zupełnie inna rozmowa :) Praktycznie od razu trafiłem na nieznaną wcześniej dróżkę kawałek za obrowskim przystankiem w stronę Sierpca. Dokładnie rzecz ujmując wyjechałem na słupek hektometrowy w kilometrze 144,0. Coś chyba niedokładnie spojrzałem wcześniej w rozkład Arrivy, myślałem ze mam więcej czasu, tymczasem szynobus już jechał. Ledwom co zdążył wyskoczyć z aparatu i dziabnąć fotkę z rodzaju „o ku*** pociąg”, ale nawet dość zgrabnie wyszła. Przedstawia ona szynobus przejeżdżający przez przejazd inny niż wszystkie – stary, zarośnięty, nieużywany i – uwaga – zamknięty kłódką szlabanem, furtką czy też barierką (czy jakkolwiek to zwać) Ha, ale znalezisko! Dotąd tylko raz wcześniej spotkałem się z czymś takim na JSL, a było to w 2005 r. między Płońskiem a Dalanówkiem. Co więcej, z miejsca tego zwracając głowę ku wschodowi widać było kolejny nieodległy przejazd, którego nie rozpoznałem. Postanowiłem więc tam się udać. Niestety nie było drogi wzdłuż toru, tak więc musiałem wrócić na szosę i z niej znów dopiero odbić ku linii. I znów pomógł smartfon w bezbłędnym skręceniu w potrzebną dróżkę. Ta nawet okazała się całkiem sporawa, widać że nie prowadziła tylko do jednego gospodarstwa jak ta poprzednia, lecz gdzieś dalej w głąb za torem. Obydwie dróżki odbijają od szosy bydgoskiej we wsi Zębówiec. I rzeczywiście, wcześniej tu nie byłem, co zburzyło ostatecznie moje niewzruszone dotąd przekonanie, że znam każdy kąt JSL jak zawartość własnej kieszeni. No ale w sumie dobrze, bo to świadczy o tym, że Jedynie Słuszna wciąż może mnie czymś zaskoczyć. Postanowiłem tu zaczekać na tego luzaka, w międzyczasie zabijając czas foceniem motywów ku pamięci żebym wiedział jak łapać pociągi w tym miejscu podczas następnych wypraw. Po kilkunastu minutach nadciągnął spodziewany luzak. Okazał się nim być M62M-014, od którego rozpocząłem focenie na objazdach niespełna trzy dni wcześniej. I myślałem że na nim też skończę, ale w Sierpcu czekała mnie spora niespodzianka, prawdziwa wisienka na torcie. Póki jednak co jechałem sobie z gagarkiem fotografując go w Karnkowie i przed wjazdem do Sierpca. Zdziwiło mnie, że w Lipnie wyprzedzał lodówę 1208 z popielatymi beczkami, który to skład fotografowałem 4,5 godziny wcześniej między Toruniem Wschodnim a Grębocinem. No to zbyt daleko nie ujechał, choć na usprawiedliwienie trzeba mu uznać krzyżowania z trzema pociągami oraz wyprzedzanie przez Arrivę do Sierpca. Tymczasem mechanik luzaczka został poinformowany przez sierpeckiego dyżurnego, że kilka minut postoi, bo z Raciąża zbliża się towar. Zasadniczo jedno z drugim nie powinno kolidować, bo możliwe jest jednoczesne ułożenie przebiegów nie zbieżnych ze sobą, jednak nie tym razem. W stacji stały bowiem trzy składy beczek (a na szopie „Pomnik” 2023) – dwa bez loka i końcówek oraz kolejny z zaprzęgniętym ST44-1235 (bez obsady) w stronę Torunia. I on właśnie blokował tor po – że tak obrazowo opiszę – północnej stronie stacji, którym możliwa jest jazda z Raciąża na przelocie do Torunia bez wjeżdżania koło nastawni wykonawczej od strony Nasielska na rozjazdy w ciągu linii płockiej. No, ale zawalidroga uniemożliwiła przejazd towara z Raciąża torem wzdłuż dworca, więc trzeba go było skierować po rozjazdach na wolny tor bliżej południowej stronie stacji. Tak ułożona droga przebiegu uniemożliwiała z kolei wyjazd luzakowi na Płock, bo spotkałyby się na rozjeździe. Przyznam się że z niewielkim zainteresowaniem wyjechałem kawałek w stronę semaforów wjazdowych z Nasielska i Płocka będąc przekonanym, że nie nadjedzie nic innego jak kolejny skład beczek jak nie z dzierżawionym gagarinem Rail Polski to w najlepszym razie z „Czerwonym Październikiem” Orlenu. Jakież więc było moje zaskoczenie, gdy zza łuku wyłonił się M62-1208 PoMiedźTransu ze składem węglarek!! :))) Takiej rodzyneczce należała się więcej jak jedna fotka. Po dziabnięciu go koło semaforów szybciutko przewekslowałem się na drugą stronę stacji. Dobrze, że mu się nie spieszyło, więc na spokojnie walnąłem mu całą serię fotek. Najpierw jak zbliża się ku mnie rozpędzając się pomiędzy dwoma składami beczek, a potem od dupy strony z urokliwym zachodem słońca. Zostałem w tym miejscu na kolejne kilkanaście minut portretując nastawnię wykonawczą w kolejnych odsłonach słońca chylącego się za horyzont – coś pięknego! Choć na koniec postanowiło zrekompensować mi część wcześniejszych psikusów płatanych mi podczas najazdów kolejnych pociągów. Wspaniałe zakończenie trzydniowego maratonu :)
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wal śmiało!