28 sierpnia 2001

Objazdem do Ostrołęki przez Małkinię

Na wstępie pragnę rozwiać wątpliwości (a może i ciche nadzieję) co poniektórych - sensacji żadnych w tej relacji nie będzie! Tym razem bowiem obyło się bez żadnych zadym... ;-)))
Uczestnicy wycieczki (porządek alfabetyczny):
1. Jarosz,
2. NadSZYSZKOwnik,
3. UOP,
4. Wojtas.
Korzystając z faktu, że na moście w Wyszkowie jeszcze trwają roboty torowe, a pociąg do Ostrołęki kursuje przez Małkinię, postanowiliśmy zaliczyć tenże objazd. Nie ma co ukrywać, że liczyliśmy po cichu na towarki z gagarinami i... nie przeliczyliśmy się, ale o tym później :-)
Jako ostatni z wycieczkowiczów dołączam się do współtowarzyszy na moim ulubionym dworcu - Warszawie Wschodniej. O 15:23 na peron wtacza się "Konopnicka" z EU07-332. O trasie do Małkini nie ma co się rozwodzić, bo jest nudna jak flaki z olejem. Zacznę przeto od momentu wyładowania w drugiej co do wielkości wsi w Europie. Pierwszy punkt wycieczki to wiadukt szlaku do Ostrołęki nad linią białostocką. Tu chłopaki cykają przejeżdżającego pod nami "Niemna". Jarosz postanowił zdjęcie to nazwać "Nad Niemnem" he, he... Oblookaliśmy sobie jeszcze nieczynne tarcze i semafor, i ruszyliśmy w drogę powrotną na peron. Z daleka dostrzegliśmy drzemiącego przed peronami gagarka. No, jak dla mnie wycieczka już w tym momencie była udana. To jednak nie wszystkie atrakcje, ale o tym również będzie później ;-)
Mnie się wydawało z daleka, że to będzie 668, ale Piotrek stwierdził autorytatywnie iż raczej nie, bo pewnie puszczają tylko te z Suwałk. Już się prawie mieliśmy założyć. I, kurczę, szkoda, że tego nie zrobiłem, bo bym wygrał! Obok niego stała jeszcze SM42-377. W obu maszynach siedzieli mechanicy, z którymi chcieliśmy się przywitać i troszkę informacji zaczerpnąć - niestety oni nie bardzo się kwapili ku temu. Udaliśmy się przeto do przystacyjnego baru na obiado-kolację (polecamy, bo smacznie i tanio w miarę). Nasz pociąg do Ostrołęki przybył z opóźnieniem około 20-minutowym, bo Ex "Mickiewicz" jadący przed nim też nałapał sporo minut. Siódemka się odczepia, a na jej miejsce podjeżdża wspomniana stonka. Pociąg nasz liczy 5 wagonów: 3 wagony 2 klasy, 1 wagon 1 klasy oraz 1 bagażówkę. Stonka raźno pomyka, niestety wkrótce po opuszczeniu Małkini obserwację szlaku skutecznie udaremnia burza :-(  Okey, wreszcie jesteśmy u celu. Jako że mamy mnóstwo czasu, idziemy do dyspozytora po pozwolenie na kręcenie się i focenie na terenie kolejowym zajmowanym przez zabudowania ostrołęckiej szopy. Dyspozytor i jakiś drugi gościu lampią się na nas jak na idiotów i postanawiają grać głupich. Dzięki temu formalności rzeczywiście trwają krótko (UFO - zwracam honor, bo tym razem nawet i ja miałem farta, aż chce się powiedzieć, że trafiło się ślepej kurze ziarno, he, he...). Z ich błogosławieństwem wyrażonym mniej więcej słowami "idźcie panowie, ale jakby co, to ja nic nie wiem" udajemy się do hali, gdzie śpią dwaj kosmonauci: 543 i 089. Aha, byłbym zapomniał - jeszcze wcześniej, jak szliśmy do dyspozytora, z hali wyjechał trzeci astronauta 793. PeKaPowcy na hali na widok naszego sprzętu i chyba samego faktu, że robimy zdjęcia robią oczy jak młyńskie koła. Po krótkiej naradzie w swym wąskim gronie postanawiają wyłonić jednego klienta co by się na nas gapił, czy aby czegoś nie kradniemy z tego, za przeproszeniem, "majątku". Tymczasem na zewnątrz znów zaczyna padać :-(  Akurat jak skończyliśmy foto sesję wewnątrz. Nie zrażeni jednak tym faktem idziemy ochoczo spisać numerki trupiejących gagarków, które stoją sobie w trzech grupkach. Pierwsza z nich (patrząc od strony Tłuszcza tudzież obecnie Małkini) tworzą: 932, 981, 899, 917. Drugą jest najmniej liczna, bo są to tylko 1079 i 982. Trzecia grupka stojącą najbliżej hali składa się z: 900, 931 i 928. W tle cały czas słychać z daleka pomruk silnika gagarka - to szykuje się do odjazdu "sztywny" towar o 22:10. Niestety, przez moje gapiostwo i ociąganie się przy tych trupkach, nie mamy specjalnie czasu na cyknięcie go. Jedynie Wojtas zdążył sfocił (wiadomo - rutyna!) to cudo, ale niespecjalnie był zadowolony z motywu. Nic zresztą dziwnego - ciemno choć oko wykol. Ja bym może też zdążył, ale na hali mój statyw postanowił się rozpaść niemal zupełnie i zostałem fizycznie pozbawiony możliwości focenia. Ot, taka złośliwość rzeczy martwych. Aha, pewnie jesteście ciekawi co ten towar pociągnęło? A może się domyślacie, co? OK, no więc mieliśmy, proszę ja Was, do czynienia z trakcją podwójną!!! Złożyły się na nią ST44-668 i 793. Za nimi zaś tylko 13 wagonów - trochę to mało jak na dwa czynne gagariny. Pożegnawszy ten pociąg udaliśmy się na stację (całodobową!) celem nabycia biletów na powrót. Udało mi się też częściowo naprawić uszkodzony statyw, bo okazać się miało, że będzie on wręcz niezbędny, ale o tym już za kilka linijek niżej. Później poczekaliśmy aż pani sprzątaczka uwinie się z wyczyszczeniem naszego miejsca noclegu w postaci oczywiście wagonu, którym przyjechaliśmy i którym również mieliśmy wrócić, po czym zamknąwszy przedział na kwadrat udaliśmy się w objęcia Morfeusza.  Pobudka o godzinie 2. Spytacie może, po kiego czorta, he? Ano, po to, bo za pół godziny, powinien odjechać kolejny "sztywny" towar do Małkini. Przy akompaniamencie szczękających zębów idziemy na peron. Zimno przenikliwe (widać oddech), lecz otuchy dodaje nam znajomy dźwięk dochodzący od początku sznura węglarek... Oto są! Tę same dwa gagarki, które tak szybko czmychnęły nam wieczorem, teraz są całe nasze!!! Adrenalinka krąży w żyłach i już żadnemu z nas nie jest zimno, a wręcz przeciwnie. Uskuteczniamy sesję zdjęciową najpierw z bliska, później z kładki nad peronami. Przed planowym odjazdem coś koło 3:10 ja ponownie zszedłem jeszcze na dół żeby być blisko tej żywej potęgi jak będzie ruszać. Ledwo tam doszedłem, a prowadzący 668 dał znak syreną do odjazdu i za chwilę oba giganty zadymiły, zakopciły i majestatycznie odjechały z próżnymi Eaos-ami do Małkini. Wraz z odpływającą adrenalinką zimno znów daje znać o sobie. Na szczęście w międzyczasie stonka podstawiła w perony nasze wagony, w których zziębnięci, ale szczęśliwi zajmujemy miejsca. Odjazd mamy o 4:41. Drogę powrotną pamiętam jak przez mgłę - chyba z połowę trasy przespałem. Jedziemy oczywiście z SM42-377. Przed zaplanowanym na 5:46 wjazdem do Małkini znów wiszę za oknem. "Nasze" gagarki stoją już podpięte do następnego towara - 41 Eaos-ów załadowanych z czubem miałem węglowym. Tym razem prowadzić będzie 793. Na razie stoi z zapalonym jednym oczkiem. Robimy kilka zdjęć zarówno im samym, jak i ET22-971, który ustawia się obok nich. Wkrótce odpala też 668, a lider zapala wszystkie projektory. Na ten znak postanawiamy sfocić ten pikny skład na zakręcie nieopodal zdechłego semafora. W tym celu uskuteczniamy poranny jogging, co pozwala nam zająć dogodne miejsce oraz trochę się rozgrzać, bo piździ jak w kieleckiem na Boże Narodzenie, jak to mówią ;-)  Słychać narastający łoskot a zza krzaków wyłania się chmura spalin - to znak, że gagariny mozolą się pod górkę z ponad 3200 tonami ładunku, według moich obliczeń. Wow, co za widok - gagarki mazutują, że ho, ho - prawie jak parowozy - wszak mają pod górę, a masa na haku niebagatelna. Już prawie są, jeszcze troszke, jeszcze, jeszcze, już!!! Strzelają migawki czterech aparatów i wkrótce skład znika za zakrętem. My zaś udajemy się na dworzec w Małkini (dworzec to może za dużo powiedziane) żegnani donośnym trąbieniem gagarinów dochodzącym kilkukrotnie z oddali. Po takich wrażeniach, poranna kawą smakuje wybornie, mówię Wam! O 7:12 wjeżdża EU07-368 z "Narwią", która zabiera nas do domu, po tej jakże udanej wycieczce. Kto nie był, niech się lepiej pospieszy - objazd przez Małkinię będzie utrzymany jeszcze tylko przez 3 dni. Potem gagariny odjadą do Suwałk i Ełku, a ich miejsce zajmą byki...