ST44-1076 w pierwszy dzień wiosny ze śniegiem po kostki
Spisane na szybko wrażenia z nocnego polowania na Gagarina z przygodą na
koniec... Około 23 stawiłem się u Wojtasa – Wojtka Traczyka i ruszyliśmy
uzbrojeni po zęby w niezbędne akcesoria do upolowania grubego zwierza. Najpierw
jednak musieliśmy się upewnić, czy nasz cel w ogóle hasa po polach. W tym celu
zajechaliśmy do matecznika (czytaj: na szopę na Odolanach). Stwierdziwszy, że
brak jednego konia (pociągowego), o numerze 1076 (mój ulubiony), pojechaliśmy
już na pewniaka na nasze tereny łowieckie, czyli na Okęcie. Jak to zazwyczaj
bywa, gagarka nie było :-( Oho, czeka nas dłuższe czekanie. Niestety, to
okazało się to być prawdą. Czekanie umilały nam co jakiś czas lądujące nad
naszymi głowami samoloty, w tym jeden Jumbojet. Mówię Wam, niezłe wrażenie, jak
kilkadziesiąt metrów nad czaszką takie bydle leci. Nasz łup pojawił się dopiero
o godz. 2. Na haku miał 19 węglar. Co ciekawe, zanim gagarin wjechał na
skrzyżowanie torów z drogą, szlabany zamknięto, ale jak tylko przejechały ze 2
wagony... rogatki niespodziewanie otwarły się!!! Trochę nam kopary opadły, no
ale nic. Po następnej pół godzinie ST44-1076 podstawił się do składu do
Siekierek. Co prawda, nie było naszego tajnego mechanika na maszynie, ale i tak
był jakiś miły, do tej pory, nie znany nam człek (a już myśleliśmy, że znamy
wszystkie obsady). Wyszedł z kabiny, zamieniliśmy kilka słów. Wspomniał m.in. o
jakimś EK z niedzieli. Który to: Marcin Kulinicz, czy Michał Jaroszyński –
przyznać się? "Pocieszył" nas, że to już ostatnie podrygi warszawskich
gagarinów i wrócił do siebie, bo ziąb był jak cholera. Ładny mi pierwszy dzień
wiosny, psia mać. Ale z drugiej strony, było sporo śniegu - też nie można
narzekać. Poprosiliśmy jeszcze gostka, co by nam zrobił iluminację z
projektorów i zapalił światło wewnątrz maszynerii. Tym sposobem mamy fotki
gagarka ze światłami manewrowymi, w pełnej gotowości do odjazdu, a nawet
czerwonymi lampeczkamy z przodu! IMHO gagarin wygląda wtedy, jak by był
wściekły... Ostatnie fotki robiliśmy już nie czują palców, za to przy donośnym
śpiewie Wojtka, że to już "wiosna, cieplejszy wieje wiatr, zakwitły
bzzzyyyyyy" i moim dzikim śmiechu. Ale był ubaw :-))) Gagarin ruszył do
elektrociepłowni o 3:20. Składzik był "dość" długi - 41 wagonów, nic
więc dziwnego (wziąwszy pod uwagę warunki atmosferyczne), że do pomocy miał
popych, tudzież hamulec w postaci SM42-558. I to prawie koniec relacji. Aha,
miała być jeszcze przygoda. Otóż, kto był na Okęciu, ten wie jaka wspaniała tam
jest droga - góry i doły, że rajd Camela można by tam urządzić. No, i na tych
wertepach shaltowala nas... policja. Już mnie w życiu chyba nic nie zaskoczy.
"Dobry wieczór, kontrola drogowa (zapomniał się przedstawić), prawo jazdy
i dowód rejestracyjny, poproszę". Już się miałem odezwać, że jaka kontrola
drogowa, jak tu drogi nie ma, ale ugryzłem się w język. Niech się cieszą, co mi
tam. Doszliśmy z Wojtkiem do wniosku, że policję wezwała "pani
Tereska" z nastawni. Duże BRAWA!!! Choć policjant tego nie potwierdził,
jak się go o to spytałem, skąd oni tu w ogóle się wzięli, to nic innego jak
wezwanie kolejarzy podejrzewających nas o kradzież np. drutu trakcyjnego,
sprowadziła "strósiow" prawa na nasze głowy. Świadczy o tym prośba gliniarza,
abym otworzył bagażnik. A dlaczego nie potwierdził? Żeby nie narobić kłopotów
nastawniczej/mu - gdybyśmy byli typami spod ciemnej gwiazdy, to w odwecie
moglibyśmy pewnej pięknej nocy przyjechać w odwiedziny do Tereni i sprawić
niesfornym darmowy masaż... Ha, ogólnie podobała mi się cała akcja i widać, że
zarówno kolejarz, który wezwał gliny, jak i sami policjanci wykazali się, choć
to niemal nieprawdopodobne, zdolnością do logicznego myślenia. Oby tak
częściej, prosimy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wal śmiało!