15 maja 2005

Polowanie na CZERWONY PAŹDZIERNIK

Jak to zwykle bywa także i tej wycieczki specjalnie nie planowałem. Ot, obudziłem się w sobotę, łyknąłem dwa Apapy na kaca i lekki ból głowy po zakończonej kilka godzin wcześniej imprezie u znajomych, i stwierdziwszy że słonko świeci, a ja nie mam nic lepszego do roboty – podjąłem błyskawiczną decyzję (typowy sponton) udania się do swej „Mekki”, serca JSL-ki, czyli krótko mówiąc – do Sierpca.  Od ubiegłego już roku rozkład pociągów towarowych na zachodnim odcinku JSL jest bardzo przyjazny, bo nie trzeba się zrywać o dzikiej porze i jechać do Sierpca po nocy, jak to miało miejsce w nieodległej przeszłości. Teraz można się wyspać w sobotę jak normalny biały człowiek i ruszyć z Warszawy około godziny 9, by spokojnie zdążyć w okolice Lipna, gdzie towar TLJS 51870 według planu melduje się około 10:50. Szczerze mówiąc nużą mnie schematy. A takim właśnie stała się jazda samochodem (no, może nie do końca samochodem, lecz przerośniętą kosiarką) do Sierpca i dalej. Droga wygląda bowiem zawsze tak samo, schematycznie. Najpierw więc mamy nieprawdopodobnie nudną jazdę szosą gdańską do Płońska, tu zaliczamy tradycyjnie rzut oka na stację gdzie nic się nie dzieje... Potem już wprawdzie ciekawsza szosa wzdłuż toru do Zawidza przez Raciąż, lecz przejechanie nią po raz nie wiem już który, również nie przynosi większej ekscytacji. Zwłaszcza o tej porze roku gdy nie ma ruchu towarowego, o osobowym nie wspominając... Jedyne na co można zwrócić uwagę to czy stoi jeszcze ruina dworca w Koziebrodach czy już nie. Jeszcze 23 kwietnia istniał i zrobiłem mu wówczas pożegnalne dokumentalne fotki. Teraz trochę za późno rzuciłem nań okiem, bo zamyśliłem się nad czymś, ale jak się obejrzałem przez ramię za siebie, to zdało mi się, że już go nie ma... Ale to informacja powiedzmy że nie w pełni wiarygodna. Za dwa tygodnie sprawdzę to dokładnie, bo znów wówczas będę jechał do Sierpca. Odcinek Zawidz – Sierpc to dla zniecierpliwionego kierowcy prawdziwa męczarnia, ostatnie kilometry są najgorsze. Bo człowiek już czuje, że jest u celu, ale jednak nie do końca. A tu trzeba się wlec szosą bydgoską za jakimś TIRem albo innym Autosanem PKS-u... Na szczęście trudy podróży zawsze wynagradza mi Sierpc! :-) Mimo niewątpliwemu upadkowi tej niegdyś tętniącej życiem stacji, Sierpc nadal funkcjonuje! Ledwo zipie, ale jednak coś się dzieje. Niby nic a jednak działa i zawsze mnie czymś zaskakuje :-) Tak było i tym razem. Na początku obecnością dwóch członów Bipy! Ostatnimi bowiem czasy spotykałem albo zwykłe przedziałowe klasy albo Bohuna. A tym razem Bipa. Żeby jednak nie było zbyt słodko, były to wagony... żółto-niebieskie :-(  Ohydztwo! Cóż, no trudno – zawszeć to jakieś urozmaicenie – Bipy w takim malowaniu jeszcze na JSL-ce nie widziałem na żywo. Bo na zdjęciach i owszem – kilka tygodni wcześniej kilka ujęć z Sierpca przysłał mi Marcin Kulinicz (dzięki jeszcze raz Marcinie!). Wówczas z Bipą jechała SU45-141 (ostatnie żółte czoło w Grudziądzu). Na innych zaś zdjęciach Marcin popełnił manewry orlenowskiego M62-2984 w kolorze intensywnie czerwonym! Nie ukrywam, że chęć zobaczenia tego cudaka była dla mnie silną motywacją :-) Póki jednak co, oprócz spaskudzonej Bipy parkującej przy nastawni dysponującej, przy szopie stały SU45-210, ST43-347 i jakaś stonka. Czyli standard niewarty zatrzymywania się. Szopę minąłem więc na biegu, bo czas zaczął już naglić, a ja miałem zamiar jednak napotkać gdzieś poranny towar. Wybór mój padł na motyw, na który zawsze jakoś nie mogłem się zdecydować z racji jego trudnej dostępności. Z daleka go tylko kilka razy widziałem i obiecywałem sobie bliżej przyjrzeć później. Nadeszła wreszcie pora by skończyć z tym „później”! Motyw ów znajduje się pomiędzy przystankami Koziołek i Podwierzbie, i jest to łuczek w przekopanym małym pagórku. Fajnie się słupy teletechnicznie wspinają na górę przekopu i pomyślałem, że może to na zdjęciu fajnie wyglądać, zwłaszcza gdy użyć teleobiektywu. Podjechałem więc polną drogą w okolice pagórka, przebrnąłem kilkaset metrów zaoranym polem do toru i... rozczarowałem się okrutnie. No ni kuta nie dało się ustawić tak by rozsądne zdjęcie dziabnąć. Chodziłem, zglądałem i nic nie wymyśliłem. Na koniec pogodziłem się z faktem, że mimo całej swej kombinatoryki nic tu nie wyrzeźbię. Cóż, czasami są takie miejsca, że pozornie wyglądają miodnie, lecz w konfrontacji z rzeczywistością ich urok blednie. Dlatego też nie zaznaczam sobie długopisem motywów na mapie jadąc pociągiem, jak ma to w zwyczaju jeden z Delegaturowiczów he he ;-) Wróciłem więc do kosiarki umorusany błockiem z pola jak nieboskie stworzenie i pojechałem szukać innego miejsca na fotkę. Koniec końców nie znana mi wcześniej polna droga doprowadziła mnie do Koziołka, a mówiąc dokładniej – na wyjazd ze stacji w stronę Sierpca, w miejsce gdzie dziś zostały tylko resztki fundamentów nastawni wykonawczej Kz1. Mała to była nastawienka, po zachowanym układzie fundamentów wnoszę, że bliźniacza do nadal istniejącej w Skępem. Rozlokowałem się więc i czekam cierpliwie na pociąg, rozglądając się po okolicy dla zabicia nudy. Niedaleko toru ktoś ma gospodarstwo. Nawet widzę tego „ktosia” w niebieskiej koszuli jak łazi po swym polu raczej bez bliżej określonego celu. A to coś tam z ziemi podniesie, a to na pasące się krowy okiem zerknie i tak kluczy, meandruje niczym rzeka. Gościu wyraźnie płynie w moją stronę :-) W końcu przycumował koło mnie i zagaił rozmową, bo zdumiony był niepomiernie, że tak stoję na przejeździe zamiast przezeń przejść i pojechać w siną dal. Jeszcze mu to się przez prawie 30 lat jak tu żyje nie zdarzyło, żeby ktoś zabawił dłużej niż kilka sekund na przejeździe kolejowym. No to mu wyjaśniłem, że istnieją tacy „porąbańcy” jak miłośnicy kolejnictwa. To już mu całkiem kopara opadła! Rozszerzyłem mu światopogląd he he :-) Potem on w rewanżu opowiedział o sobie – okazało się, że swego czasu był na PKP robotnikiem i jak się łatwo domyśleć pracował na stacji, przy której mieszkał. Zachęciłem go do wspomnień. Ten tylko na to czekał i czym prędzej włączył tryb wspomnieniowy. Nasłuchałem się więc jak to na mijance pociągi towarowe czekały na osobówki, jak to pędnie z nastawni wykonawczej wychodziły, gdzie szlabany były a gdzie latarnie i takie tam... Miło się gadało, no ale w końcu pojawiły się na horyzoncie trzy światła. Rumun :-( Ale kolory jego jakieś takie inne niż u dotychczas widywanych, zwłaszcza czołownica intensywnie czerwona, niepodobna do 201, 347 czy 395. Wlókł się jak żółw – nic dziwnego, że złapał kilkadziesiąt minut opóźnienia. W końcu doczłapał do mnie, pstryknąłem zdjęcie i jak mnie mijał odczytałem na burcie numer 407 – o nieee, to już czwarty :-(((  Za nim wygaszona SM42-003 ze śpiącym królewiczem na miejscu mechanika ;-) a następnie aż 47 wagonów. Na końcu platforma a tak to same beki. Skład się przeturlał, pożegnałem się z sympatycznym interlokutorem i pojechałem do Sierpca. Mimo sporego nadkładania drogi byłem pewien, że na stacji będę pierwszy – gagarina bym nie prześcignął, ale to barachło to bym na hulajnodze przegonił. Zainstalowałem się na górze przekopu kilkadziesiąt metrów przed semaforem wjazdowym i tu skład dziabnąłem po raz drugi. Na swoje szczęście rumun dostał semafor toteż tym razem uniknął kompromitacji (opisanej w styczniowej relacji) i siłą rozpędu wtoczył się do Sierpca. Tu pociąg zatrzymał się, by wyczepić zeń stonkę. Manewry loków stały się podstawą poczynienia ciekawej obserwacji. Mianowicie z wielkim zaskoczeniem stwierdziłem, że oprócz tego, że mechanicy porozumiewali się z nastawnią dysponującą drogą radiową, to dyżurny przepisowo podawał sygnał Z2 (jazda dozwolona) na... tarczy zaporowej kształtowej!!! Kurde, nigdy się im nie przyglądałem specjalnie myśląc, że są nieczynne a manewry prowadzone są na gębę, jak to podsłuchiwałem przez radio, czyli: „Romuś, można tą rumunką jechać?” „Można, Kaziu – jaaadź!” A tymczasem – proszę bardzo, tarcze zaporowe kształtowe nadal funkcjonują, podobnie zresztą jak tarcze manewrowe (ale o tym wiedziałem wcześniej). Stonka odjechała sobie na tor pod szopę, a rumun podczepił z powrotem do składu i po chwili zgłosił gotowość jazdy. Drogę przebiegu dyżurny ustawił torem najbliższym przy budynku dworca. Pożegnalną fotkę zrobiłem mu stojąc na skraju peronu w momencie wchodzenia loka w pierwszą ze zwrotnic. Chwilę potem dyżurny przez radio spytał maszynistę czy uczesał się do zdjęcia :-) Ten jednak coś nie w sosie był (kto by był musząc jechać rumuńskim złomem...?) i odburknął tylko, że „taaaa” ;-) Była godzina pięć po dwunastej i nie zanosiło się, by przez najbliższe kilka godzin miało się coś dziać. Zjadłem więc śniadanie i pojechałem do Szczutowa (dawna stacja na linii Sierpc – Brodnica), by poszperać w papierach walających się w „rozwalonym” budynku – jak mi doniósł Marcin Kulinicz kilkanaście dni wcześniej. Oczami wyobraźni widziałem ruiny dworca niczym we Wkrze i cholera ciężka mnie brała. Tymczasem zajechawszy na miejsce stwierdziłem z ulgą, że dworzec stoi jak stał dwa lata temu, a jedyne co się zmieniło na gorsze to wyważone drzwi przez wandali i zdemolowane wnętrze. Papiery owszem walały się po podłodze, ale poza 9-stronicowym „Biuletynem przeciwwypadkowym za 1982 r.” nie znalazłem w nich nic ciekawego z punktu widzenia kolejowej archeologii. Biuletyn wziąłem by przekazać go Sławkowi Fedorowiczowi – niestrudzonemu poszukiwaczowi takich kwiatków :-) Niestety, nie znalazłem żadnych starych biletów kartonowych, ale to nie znaczy że ich tam nie ma – po prostu nie szukałem we wszystkich zakurzonych kątach. W każdym razie na widoku ich nie było, a przewalać wszystkiego do góry nogami zwyczajnie mi się nie chciało. Zdecydowanie wolałem pobyć na słoneczku i świeżym powietrzu :-)) Dwa lata temu wszystkie szyny były całkowicie zardzewiałe, jednak teraz oko cieszy jeden tor wyślizgany kołami pociągu z Lotosu! Z poczuciem, że jednak nie wszystko jeszcze stracone wróciłem do Sierpca. Ale nie najprostszą drogą. Mając dużo czasu postanowiłem przejechać się polnymi dróżkami, którymi dotąd jechać nie miałem okazji. Taką na przykład drogą jest 539 odchodząca od szosy bydgoskiej w lewo we wsi Blinno. Zaczyna się nieźle, bo asfaltem. Ale nic co dobre nie trwa długo, toteż po kilkuset metrach wjeżdżamy na żwirówkę. Im dalej tym gorzej – potem kończy się nawet żwir i jedziemy zwykłą polną ścieżką. Drogowcom nie przeszkadzało to jednak oznaczyć ją dumnym numerem na żółtym tle na drogowskazie w Blinnie. Oczywiście szybko tracę orientację, bo co i rusz odgałęziają się od niej inne dróżki nie różniące się szerokością, toteż nie wiem czy nadal jadę „drogą z pierwszeństwem” czy już gdzieś pojechałem w redliny. Głupio mi jednak zawrócić, bo to by oznaczało przyznanie się do błędu. Kluczę więc dalej zdając się już tylko na ogólne pojęcie gdzie jest wschód a gdzie zachód. Wiem tylko, że aby kierować się na Sierpc muszę jechać na wschód, bo „tam musi być jakaś cywilizacja” :-D Całe szczęście, że nie goniłem żadnego pociągu, toteż obeszło się bez nerwów, przejażdżkę potraktowałem na luziku, ot jako taką wycieczkę krajoznawczą po urokliwych terenach Mazowsza. W końcu dotarłem do znanej mi drogi asfaltowej nieopodal miasteczka Gójsk i wróciłem nią na szosę bydgoską. W Sierpcu nic nie uległo zmianie – ani nic nie przyjechało, ani też żadna lokomotywa nie ubyła – słowem: nic mnie nie ominęło. Po chwili natomiast zadzwonił szpieg z działki koło Wkry (w sensie tata), że właśnie przejechał Lotos w stronę Płońska w składzie dwie stonki, jeden wagon gruszki (żółte malowanie!) i kilkanaście brązowych beczek. Podjąłem więc decyzję wyjechania mu naprzeciw. Ulokowałem się na szlaku Zawidz – Mieszaki, na takim urokliwym łuczku w mini-przekopiku o skrajach porośniętych świerkami. Jest to miejsce raczej trudno dostępne, z tego względu rzadko odwiedzane. Miałem świadomość, że zrobię Lotosowi tylko jedno zdjęcie bo nie ma szans prześcignięcia go przed niedalekim Sierpcem. Nie na ilość jednak, lecz na jakość się nastawiłem i mam nadzieję, że nie będę tego żałował. Po jakichś 40 minutach czekania strzeliłem fotkę SM42-2355+2223 z 15 wagonami i wróciłem do Sierpca. Myślałem, że nastąpi szybka wymiana drużyn trakcyjnych i pociąg ruszy w dalszą drogę do Brodnicy. W takim przekonaniu utwierdził mnie fakt zamknięcia mi przed nosem rogatek przy nastawni wykonawczej SC2 chociaż Lotos stał nieopodal szopy. Zaparkowałem więc kosiarkę koło szlabanu i poleciałem przed semafory wjazdowe z Sierpca i Brodnicy. Zanim jednak wspiąłem się na wzniesienie mającego tu początek przekopu ku memu olbrzymiemu zaskoczeniu w słuchawce usłyszałem „81580 przed tarczą, można podawać wjazd”! O kuuurde – jedzie dodatek ze Świnoujścia. I rzeczywiście po sekundzie uniosły się dwa ramiona semafora wjazdowego od strony Torunia zaś z oddali dało się słyszeć jakże słodkie nnuuuuummmm... GAGARIN!!! Ha, tląca się iskierka nadziei buchnęła żywym płomieniem :-))) Czym prędzej zmieniłem stanowisko i już po chwili w wybrany kadr wjechał ST44-1110 z charakterystycznych dla pociągu TMZS 81580 relacji Świnoujście SiA – Płock Trzepowo jednolitym składem czarnych beczek. Jeszcze przed semaforem mechanik starał się porozumieć przez radio z dyspozytorem czy ma dalej jechać do Płocka czy nie. Dyspozytor jednak gdzieś wybył i odpowiedzi udzielił dyżurny ruchu. Wynikało z niej, że Trzepowo się zapchało i nie przyjmuje więcej pociągów. Dlatego też gagarin ma się odpiąć i zjechać na szopę. Tak też się i stało. No, myślę sobie – zaraz na bank odjedzie Lotos. Czekam i czekam a tu nic – stonki wygaszone a mechanicy siedzą sobie na zielonej trawce. O, jeden właśnie wchodzi do maszyny, pewnie zaraz ją odpali. A tymczasem:
- panie dyżurny, pan mi podpowie czy Orlen to już wyjechał z Trzepowa czy nie?
Chwila przerwy i:
- nie, jeszcze nie
- dziękuję
- proszę.
O kurde – „czy Orlen...?” – no jak nic mowa o czerwonym gagarinie!!! Lotos na niego będzie czekać :-) Trzeba mu zatem wyjechać naprzeciw. I tak zrobiłem, ale najpierw strzeliłem SU45-210 ruszającą z niebiesko-żółtą Bipą do Torunia. Hmmm... całkiem spory ten ruch jak na wymarłą stację, nieprawdaż?! :-) Pościg za osobowym olałem i pojechałem do Suska. Nigdy nie byłem na peronie tego przystanku, ale przekonałem się ze zdjęcia Sławka Fedorowicza, że nadal istnieje tam tablica z nazwą przystanku. Postanowiłem dziabnąć przy niej pociąg Orlenu. Po dotarciu na miejsce okazało się, że nie tylko że istnieje tablica ale nawet ocalał budynek dworca. Budynek to może za duże słowo... Lepsze będzie budyneczek, a konkretniej – ruina budyneczku. Tyle dobrego, że dach się ostał jeszcze. Z pobieżnej lustracji wnętrza odniosłem wrażenie, że kilkanaście lat temu, a więc wcale niedawno, przechodzić musiał remont. Kafelki w kiblu nosiły znamiona nowoczesności (rzekłbym że z początku lat 90-tych) w odróżnieniu od siermiężnego wystroju łazienek w innych ruinach jak chociażby w Szczutowie, w sierpeckiej lokomotywowni czy w nastawni w Baboszewie, które miałem nieprzyjemność oglądać. Przypomniało mi się jak to kiedyś znajomy mechanik pan Edzio wspominał, że ruch z Płocka do Brodnicy został zamknięty niedługo po remoncie linii. Czyżby wraz z remontem torowiska modernizacji uległo wnętrze dworca w Susku? Może ktoś z Was wie coś więcej, albo może wskazać źródło skąd mógłbym się tego dowiedzieć? Bardzom tego ciekaw! Już miałem wracać do samochodu gdy wtem z oddali dało się słyszeć już drugi raz tego dnia urocze NNNUUUUUMMMM, które dało mi kopa na rozpęd. Czym prędzej wróciłem na wcześniej upatrzone miejsce, czyli na przejazd przez tory. Stąd bowiem idealnie mogłem ściągnąć przez trelemorele ;-) budyneczek dworca z lewej, w środku pociąg, a po prawej domki we wsi. I tak zrobiłem, a w roli głównej obsadziłem M62-1703 w barwach Rewolucji :-) Za nastawnikiem siedział jakiś młodziak, natomiast na miejscu pomocnika starszy jegomość. Przypuszczam, że mechanik dał poprowadzić maszynę jakiemuś czeladnikowi. W każdym razie chłopak mocno się starał, bo obtrąbił mnie solidnie (ach – co za muzyka!) i bata też nie żałował. Chwilę później zrównałem się z nim a prędkościomierz wskazywał 60 km/h. Potem chyba nawet przyspieszył, bo dorwałem go dopiero przy semaforze wjazdowym koło browaru. Cyknąłem fotkę i pojechałem na szopę. Przy nastawni dysponującej minąłem SU45-154, która jak mnie nie było przyjechała z osobówką z Torunia również z dwoma członami niebiesko-żółtej Bipy. Swoją drogą 154 to kolejny bonusik tego dnia. Jeszcze jej na oczy na JSL-ce nie widziałem, a jak teraz sprawdziłem notatki, to okazało się, że jeszcze niecały rok temu była na stanie Nowego Sącza. Teraz jednak miała elegancko wymalowany nowy przydział do bydgoskiego zakładu taboru :-) W tym czasie „Czerwony Październik” dojechał na sąsiedni tor do Lotosa i stanął czoło w czoło równo z pierwszą stonką. Zacząłem kombinować fotę taką: z prawej ST44-1110, bardziej w lewej w oddali Lotos i M62, jeszcze bardziej po lewej czarne beki pociągu 81580. Chodzę, kręcę się, wybieram, w końcu znalazłem sobie miejsce. Podnoszę aparat i w tym momencie zza czarnych beczek wyłania się manewrująca SU45-154 :-) PSTRYK! Noo ludzie – to już nadmiar szczęścia, cztery loki na rzekomej stacji widmo! Tylko trochę parameter zaczął robić się nikczemny za sprawą nadciągających chmur wysokiego piętra... Ale nie na tyle zły żebym nie dziabnął ruszającego na manewry czerwonego gagarina :-) Lok następnie podjechał na sąsiedni tor do czarnych beczek i mechanik zabrał z ostatniego wagonu końcówki pociągu. Chwilę potem na manewry ruszyły stonki. Piętnaście wagonów dołączyło wkrótce do składu przyciągniętego przez M62-1703. Mechanicy z trzech lokomotyw zebrali się następnie na pogaduchy, widać nikomu się nigdzie nie spieszyło. Ja tymczasem w ramach ładowania swych akumulatorów na przyszły tydzień posiedziałem chwil kilka przy burcie błyszczącego nowością gagarina wsłuchując się w kojącą muzykę pięknie wyregulowanego silnika 14D40 :-) Na odjazd obu pociągów nie czekałem, bo po pierwsze parameter zepsuł się do końca, a po drugie byłem umówiony z pewną białogłową... :-) I tak byłem spóźniony dobre półtorej godziny, więc wolałem nie przeciągać nadmiernie struny. Na tym kończę majowy raport z JSL-ki dziękując zarazem tym z Was, którzy nie zasnęli przy jego lekturze ;-)    

9 stycznia 2005

Rolujący rumun i mocarny gagarin

Nawet nie nastawiałem budzika, bo i tak wiedziałem, że dręczący mnie głód pstrykania kolejowych fotek nie da mi w niedzielę pospać. Tak też się i stało – wewnętrzny zegar kazał obudzić się Ciemną ;-) jeszcze nocą i wygonił z domu na tory. Pytanie tylko dokąd – celu bowiem podróży nie miałem kładąc się w sobotę spać! Wstępna zaledwie selekcja zakładała trzy warianty: Skierniewice i prywatne brutta, Tłuszcz z nadziejami na jamnika lub S200 tudzież JSL-ka z całym dobrodziejstwem inwentarza :-) Zdecydować się jakoś nie mogłem – i tu korciło, i tam swędziało jechać. Postanowiłem nie bić się z myślami i odłożyć to na pobudkę. Jak się zapewne domyślacie, decyzję podjąłem Jedynie Słuszną ;-) Uznałem bowiem, że na pierwszą wycieczkę w nowym roku z urzędu należy się wybrać do Mekki, by zafarcić resztę roku. Sprawdziłem jeszcze tylko prognozę pogody na ICM-ie. Według niej, pierwsza połowa dnia miała przynieść słońce, a wczesnym popołudniem miało się skiepścić. Uznałem, że to mnie zadowala, bo i tak towary jeżdżą rano. A przynajmniej jeździły w poprzednim rozkładzie. To zresztą też trzeba było sprawdzić czy do jakichś zmian aby nie doszło. Przed godziną 10 zameldowałem się w Sierpcu. Na żeberku kilka pustych Gags-ów, natomiast nieopodal „środkowej” nastawni niespodzianka – dwa połączone Bohuny. Już wiedziałem, że wieczorna sesja przyniesie mi zdjęcia składu, jakiego do tej pory zrobić nie miałem okazji. Lokomotywę (konkretnie SP42-010 >>) z jednym Bohunem już strzelałem, ale z dwoma jeszcze nie. Kwestią było jaka to tym razie będzie maszynka? Wolałem by była to SUka. Nawiedziłem więc szopę by się przekonać co tam stoi i tu totalny opad kopary. Kolejny bonusik ALE JAKI!! Z daleka już widziałem, że stoją SU45, SM42 i gagarin ale ten ostatni w jakichś innych barwach (nie chwaląc się nadmienię, że sierpeckie gagariny rozpoznaję z daleka po kolorach :))) A ten jakiś dziwny… Podjeżdżam więc bliżej i oczami jak młyńskie koła odczytuję ST44-700 Zakład Taboru Białystok!!!!! O ja walę – czyżby początek końca rumuńskiej zarazy?? OBY!!! Po Suwałkach, Gdyni i Zajączkowie Tczewskim kolejna szopa może wyzdrowieje! :) Słoneczko pięknie przyświecało no to go sfociłem, po czym ruszyłem do Lipna, gdzie według planu o 10:52 miał pojawić się towar TLJS 51870 z Torunia Towarowego TRB. Postanowiłem sprawdzić czy da się zrobić fotkę z semaforem wjazdowym do Lipna od strony Sierpca. W lecie się nie dało, bo krzaczory w okresie wegetacji skutecznie zasłaniały liśćmi motyw na łuczek mimo, że stało się na niewielkiej górce. Tym razem nie dość, że były bezlistne, to jeszcze… wykarczowane, co pięknie odsłaniając panoramę na semafor w łuczku i resztę stacji :) Nie pozostało mi więc nic innego jak tylko czekać i marznąć na zimnym wietrze. Na szczęście nie musiałem długo, bo wkrótce podniosło się ramię semafora wyjazdowego a dyżurny wywołał przez radio towara pytając czy ma już podawać wjazd. Padła odpowiedź, że „tak” dając mi tym sygnał, żeby wychynąć zza pnia drzewa służącego za mizerny parawan i ustawić się w konkretnym miejscu. Po chwili dało się słyszeć Rp1 – pociąg zbliżał się do przejazdu przed stacją. Niestety sygnał był cieniutki, znaczy się jedzie rumuńska pierdziawa :( Rumun czy nie, ale to w końcu JSL-ka i trzeba focić :) Jechał ST43-201, którego do tej pory nie fociłem, mimo że raz już go z pociągiem widziałem (była niepogoda i wówczas focił tylko Jeżyk). Potem sprint do kosiarki i dzida do Skępego. Tu też ustawiłem się przy semaforze wjazdowym od strony Sierpca, ale miejsce jest znacznie gorsze krajobrazowo – tor prosty jak w mordę strzelił, a na dodatek stać trzeba na nasypie, więc mało składu widać. O ile w Lipnie skład się wlókł niemiłosiernie, o tyle tu zapodawał całkiem zdrowo. Jest to o tyle dziwne, że – jak się później okazało – powinien był zwolnić do 20 km/h! Ktoś tu o czymś zapomniał… Ja zaś znów biegiem do jeździdełka i w drogę do Sierpca. Ustawiłem się przy semaforach wjazdowych z kierunków Torunia i Brodnicy licząc, że może dyżurny wpuści go na bok. Ten jednak nie palił się podać jakikolwiek wjazd, natomiast kazał Rumunowi zwolnić, bo najpierw przyjmie TMZS 15481 z Płocka „na [tor] szósty”. Rumuński bałagan był już jednak zbyt blisko by ot tak sobie zwolnić i doturlać się w oczekiwaniu na wjazd. Musiał ostro hamować, by nie przerżnąć semafora! Ja z dużą ciekawością obserwowałem natomiast kierowców przejeżdżających przez przejazd. Zazwyczaj przecież nikt się nie patrzy czy pociąg jedzie, tym razem jednak dostawali niezłego kopa w dupę jak stwierdzali, że tuż z boku mają lokomotywę hehehe :) W międzyczasie wjechał towar z Płocka (czego nie widziałem, bo mi nastawnia wykonawcza przeszkadzała) i Rumun dostał wjazd na wprost, na „jedynkę”, jak zaskrzeczało radio. Ale tu zaczęły się „schody” hihi. Rumun silił się i prężył, ale zamiast do przodu zaczął jechać… do tyłu!! Po prostu rumuński badziew jest tak beznadziejną lokomotywą, że po wyluzowaniu składu nie był w stanie go pociągnąć, lecz rolował będąc ściąganym przez wagony w dół w stronę mostu nad Skrwą. Fakt, że skład liczył 46 wagonów, ale to przecież w większości PRÓŻNE beczki (poza nimi miał też dwie platformy z workami cementu i 6 gruszek na końcu, ale nie wiem czy ładownych czy próżnych). Mechanik dał sobie trzy próby – wszak „do trzech razy sztuka”, ale oczywiście zakończyły się one niepowodzeniem. Wezwał więc przez radio pomoc, słyszałem w jego głosie wyraźne wkurwienie z faktu, że taki złom nadszarpuje jego zawodową dumę. Nastawniczy widząc z okna nastawni co się dzieje i po wołaniu pomocy zawezwał lokomotywę od brutta z Płocka by się odłączyła od składu i podjechała pomóc. To oczywiście wywołało z kolei złość u tamtego mechanika więc wywiązał się mniej więcej taki dialog:
- kurwa, to mam się teraz odłączać? Nie możecie tego Gagarina luzaka sobie wziąć?
- to lokomotywa dyspozytora, zanim go odpalą i przemanewrują to ile czasu stracimy? Odłączcie się i podjedźcie no tu!
- dobra, kurrrr… – rzucił mech takim głosem, że jakby gadał przez telefon, niechybnie skończyłaby się konwersacja rzuceniem słuchawki z trzaskiem na widełki :)
Zamknięte zostały szlabany i po chwili zza nastawni wychynął nie kto inny jak mój najulubieńszy ST44-1109 – juuupppiii :)))
 Zahaczył się o rumuna i nie czekając nawet na podanie semafora poooooszedł jak gdyby to była piłeczka nie stal, nie ciężka maszyna, zziajana, zdyszana, lecz fraszka, igraszka, zabawka blaszana :))) Ależ to był pokaz mocy, ja nie mogę… On po prostu wziął i pociągnął – żadnego rolowania, żadnego kunktatorstwa, żadnego problemu!! Zrobił co do niego należało i nawet się specjalnie nie wysilił – z tłumika nie poszedł większy dym :) Taki skład dla Gagarina to jak dla byka kartofel po prostu! Wyższość nad rumuńskim barachłem została dobitnie potwierdzona, koniec kropka :) Podciągnął go do semafora drogowskazowego (czy jak on się tam nazywa, ten pośrodku stacji w każdym razie) i się odhaczył. Widać, że złość mechanika z Gagarina była wielka, bo ruszył z kopyta na drugą głowicę, gdzie zmienił tor, potem śmignął na przeciwległą, tu znowu zmienił tor i podłączył z powrotem do swojego składu. Tymczasem rumuński grat powlókł się już o własnych siłach dalej do Płocka. A ja latałem z aparatem jak ten kot z pęcherzem wszystko to pilnie cykając :) Uproszczona próba hamulca była tradycyjnie baaardzo uproszczona – kopniak w pierwsze koło wagonu i jedziemy, nie stoimy tylko zasuwamy, bo rozkład goni! :) Gagarin dostał wyjazd z boku, mechanik szybko wchodził na kolejne pozycje, skutkiem czego lok minął mnie z pięknym gwizdem turbosprężarek uhmm najpiękniejsza muzyka świata! Skład nie był długi – raptem 27 wagonów – brązowe beki + węglarka ochronna na przedzie, a z tyłu próżny Gags (z otwartymi drzwiami, gdyby to było lato to…). No ale jest rzekomo zima, więc udałem się czym prędzej do samochodzika i rura za nim. Mknąc do Skępego zdałem telefoniczne sprawozdanie Jeżykowi i Lechowi. A propos pana Marka, szkoda, że nie zadzwoniłem doń w sobotę. Tak to bym się dowiedział, że wrócił już z Zakopanego i mógłby jechać ze mną :(  No ale kto mógł przypuszczać, że skrócą z Gosią weekend…? W Skępem podjechałem w okolice semafora wjazdowego, a ostatnich kilkadziesiąt metrów pokonałem z buta po nasypie. Liczyłem, że semafor zostanie „podany”, bo pora dnia była jeszcze wczesna toteż stacja działała. I tak się stało – dyżurny wywoławszy 15481 ustawił mu przelot oraz – czego wcześniej nie zrobił w przypadku Rumuna – przypomniał o zmniejszeniu prędkości na przejeździe do 20 km/h dyktując nawet stosowny rozkaz na okoliczność uszkodzenia urządzenia SSP. Mnie w to graj, bo zbliżając się do semafora gagar znów nabierał prędkości nieznacznie dymiąc i gwiżdżąc sprężarkami :) A propos dymku – widać, że gagarek jest wyregulowany jak się patrzy. Dobry przykład idzie od prywaciarzy – gagariny Lotosu też mnie pióropuszami dymu nie zachwycają, ale za to wiem, że brak czarnego dymu to dla 1109 wróżba długiej jeszcze służby ku mej uciesze :) Powodzenie przy obstrzelaniu semafora w Skępem zachęciło mnie do powtórzenia zabiegu w Lipnie. Wprawdzie tam już miałem fotę SUki z Bipą przy wjazdowym, ale nie byłem nią jakoś specjalnie usatysfakcjonowany. Poza tym, teraz został odkrzaczony, więc widać znacznie więcej składu za nim na łuczku. Jakimś cudem zdążyłem na minutkę przez pociągiem, akurat wskoczyłem na kozioł oporowy i zaraz się pojawił. Aha, między Skępem a Lipnem wjechałem w strefę chmur (zgodnie z prognozami ICM-u po południu pogoda zaczęła się kaszanić). Niemniej jednak, akurat gdy przyszło robić zdjęcie, mignął ostatni tego dnia promyczek słońca :) Fotka więc cyyyk i jedziemy dalej, do Czernikowa. Tu na peronie zacząłem kombinować żeby zrobić zdjęcie tak by było widać korbę od szlabanów (ponoć jedna z bodajże ośmiu w Polsce stojących na peronie). Łaziłem, szukałem miejsca, ale ni kuta nie mogłem się z kadru pozbyć jednej latarni, a właściwie jej dolnej połówki. Postanowiłem więc „schować” ją jakoś w krzakach w tle. Gdy to się udało stwierdziłem, że mnóstwo peronowego betonu gołego widać… Na szczęście za chwilę jakieś dwie małolaty przyszły i siadły na ławeczce pod dworcem obserwując moje poczynania. Po kilku minutach jednak zafrapował dzieci łoskot zbliżającego się pociągu, więc poderwały się i zaczęły go wyglądać. Robiły to tak by nie wejść mi w kadr, co zapisuję im na plus jako oznakę dobrego wychowania :) Tyle, że mnie właśnie zależało by się w ten goły beton wpakowały! No to je zachęciłem, by się nie krępowały. Dostawszy permisję podeszły do krawędzi peronu, ale ustawiły się jak do rodzinnego zdjęcia, czyli twarzą do fotografa i wyprostowane jakby kij połknęły. Uśmiałem się pod wąsem i poprosiłem by się na pociąg, a nie na mnie patrzyły. Tak też uczyniły, skutkiem czego będzie obyczajowa fota z „motywem ludzkim” i Gagarinem wjeżdżającym powolutku na bok. Hmmm… ciekawe dlaczego na bok skoro jest godzina 13:40, a najbliższy pociąg osobowy ma być dopiero za trzy godziny. Albo więc towar, albo jakaś drezyna, albo... ST44-1110 luzem wracający do Sierpca. O luuudzie, w obecnych czasach wcale nie tak łatwo uchwycić dwa gagariny w ruchu, toteż susami pokonałem zeschłe zielicho na nieużywanych torach i dziabnąłem w siąpiącym już deszczyku fotkę zbliżającego się luzaka oraz ruszającego powoli 1109. Zwracam uwagę, że numerki loków następują po sobie, aczkolwiek 1110 na numerek „przyszywany” :) Potem prędko prędko pod semafor wyjazdowy i kolejna fotka brutta wyjeżdżającego z boku. I to już była ostatnia dzienna fotka. Wprawdzie podjechałem jeszcze do Dobrzejewic licząc, że się może przejaśni (jak to w październiku się stało), ale nic z tego. Stanąłem więc tylko przy przejeździe jakiejś tam drogi gruntowej i delektowałem się widokiem gagara dymającego po jasnej długiej prostej. Mechanik podniósł się z fotela i roześmiany cały uczynił rękami taki gest jakby chciał powiedzieć „no, czemu nie robisz zdjęcia?”. Ja się tylko uśmiechnąłem i pomachałem przyjaźnie na pożegnanie, popatrzyłem jak wjeżdża do lasu i niknie za zakrętem. Potem kilkaset metrów offroadu polną drogą wzdłuż toru do asfaltu i powoli można wracać do Sierpca. Nie mając jednak cegły (nie kupuje w tym roku) podjechałem do Lipna sprawdzić rozkład osobówek. Drzwi do poczekali i kasy zamknięte, ale widzę przez okno, że komputer stoi. Natomiast na szybie nastawni jest przyklejona kartka z godzinami przy-/odjazdów. Czytam więc i próbuję zapamiętać, co zauważył dyżurny z wyglądu już mi wcześniej znany. Pamiętałem go jako strasznego gadułę :) Otworzył okienko i zaskoczył mnie tekstem: „dzień dobry panu, w czym mogę panu pomóc?” Kurde, gdzie ja jestem – czyżby w normalnym jakimś kraju? A może PKP uległo likwidacji i wszedł na jego miejsce prywatny przewoźnik dbający o klienta? :)) Otrząsnąłem się szybko z szoku i pogadaliśmy trochę. Mówię mu jaki ciekawy przypadek z Rumunem widziałem. Chyba i on sobie mnie przypomniał, bo szybko mu się język rozwiązał. Dał cynk, że w grudniu trzy osoby w Raciążu robotę straciły, bo w nocy złodzieje wymontowali jakąś tam część rozjazdu i następnego dnia lokomotywa się tam wykoleiła. Na szczęście niegroźnie. Przyjechał ktoś z podnośnikiem i ją wkoleili, niemniej jednak trzy etaty się zwolniły... Zaraz też dowiedziałem się, że kasa jednak funkcjonuje, bo dyżurny jest też bileterem. Przeprosił mnie mówiąc, że „muszę na chwilę iść, bo mi się tam ktoś do kasy dobija”. Uznałem więc rozmowę za zakończoną i pojechałem do Skępego sprawdzić czy tam też do kasy trzeba się dobijać. Okazuje się, że nie. Dworzec jest otwarty i co najciekawsze – wnętrze przywitało mnie rozleniwiającym ciepełkiem! :) Na dodatek było czysto i schludnie, ściany odmalowane i zero bazgrołów autorstwa śmietanki tutejszej młodzieży. To na pewno kasa ajencyjna jest ;) Podniesiony tym faktem na duchu wróciłem do Sierpca na wieczorną sesję SU45-170 z Bohunami. Akurat trafiłem na jej manewry jak ruszała spod szopy. Gagariny 700 i 1110 zdążyły się już przestawić na inny tor, a ona zbliżała się do wajch. Potem cofnęła pod wagony. Ciekawie wyglądało sprzęganie lokomotywy z nimi. Otóż podjechała ona do nich i puknęła je zderzakami. Wydawało się, że delikatnie, ale jednak na tyle mocno, że jej odjechały na około 2 metry. Wysiadł więc pomocnik złapał za hak SUki i krzyknął do mechanika żeby podciągał. Ten wszedł więc na pierwszą pozycję i lok delikatnie ruszył. Wyglądało jednak to tak jakby pomocnik ciągnął lokomotywę hihihi :) Ciekawe co na to przepisy BHP... W każdym razie pomocnik sprawnie założył sprzęg i choć tym razem lok też puknął w wagony to już nie odjechały ;) Przez następne pół godziny nic się nie działo jeśli nie liczyć grzania składu. Na około kwadrans przed odjazdem pociąg podstawił się w perony, ja zaś ruszyłem ze statywem na łowy. Strzeliłem go z dworcem w tle z 50 mm i trelemorele, potem jeszcze z dalszego planu (spod środkowej nastawni). Punktualnie o 16:24 pociąg ruszył z kopyta zostawiając stację spowitą w dieslowskim dymie. Mechanik odkręcił bowiem kierat zdrowo patrząc przez okno bacznie na mnie czy podziwiam jego wyczyny :) Pomachałem więc, że owszem widzę przedstawienie, on zatrąbił donośnie obwieszczając, że czas już mi kończyć kolejową niedzielę i pora wracać do domu.