2003.03.08
Tak gdzieś w okolicach poniedziałku-wtorku zaświtał w głowie
Jeżyka chytry plan urozmaicenia naszych delegaturowych zimowych wypraw.
Ostatnich kilka tygodni upłynęło nam bowiem pod znakiem wyjazdów na JSL, co
powodowane było jakże wówczas realną groźbą zawieszenia ruchu na tejże linii.
Gwoli przypomnienia dodam, że ostatnia wyprawa nie JSL-kowa miała miejsce dość
dawno, bo 25-26 stycznia. Terenami ówczesnego polowania były okolice Prabut,
Chojnic i Tczewa. Ponieważ jednak marcowe zawieszenia zostały odsunięte w
czasie, toteż stwierdziliśmy wspólnie, że do czasu aż na JSL-kę nie zawita Pani
Wiosna, można w spokoju sumienia przenieść się na inne linie co by dokumentować
pociągi oznaczone złowieszczą literką G. Stwierdziłem ponadto, że jakieś
urozmaicenie cotygodniowych wyjazdów do Nasielska i Sierpca wyjdzie mi tylko na
zdrowie, bo sam zacząłem się martwić czy aby nie zaczynam popadać w jakąś pomroczność
i monotonię :-))) Toteż bez zastanawiania przyjąłem propozycję
udania się na zwiad w rejony Czeremchy. Wiadomo dlaczego – gagar do Siedlec,
gagar do Siemianówki, do niedawna jeszcze gagar do Białegostoku. Tym razem
jednak gagary miały być tylko ewentualnym rodzynkiem – nie one były bowiem
pierwszoplanowym celem dla naszych aparatów. A były nimi głównie pociągi
pasażerskie, lecz to tylko z racji ich nieuchronnej – jak się wydaje – zagłady.
Nie powiem, ciężko mi było się pogodzić z zepchnięciem gagarów na drugoplanowe
role, ale co mogłem zrobić...? Wszak zasady kolejowego pluralizmu są w Delegaturze
świętością! Większość chce SUk, to mniejszość musi się utożsamić z tą koncepcją
;-) Zresztą trudno się było nie zgodzić z argumentacją, że SUki wytną w p...du,
a gagary zostaną jeszcze jakiś czas. Co więcej, pozbywszy się SUczej
konkurencji z linii do Siemianówki (i dalej do Swisłoczy), gagary będą mogły
śmielej śmigać o jakichś bardziej „ludzkich” godzinach. Tak więc potwierdza się
powiedzenie, zgodnie z którym „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”
he, he :-))) Ciekawe tylko czy znajdzie ono też jutro odzwierciedlenie w stanie
mego zdrowia...? Bo na wycieczkę pojechałem niejako „prosto z łóżka”. No, ale
takie są konsekwencje „jednego” piwka po pracy w towarzystwie Woj2nia ;-)
Trzeba to potem odchorować, nie ma mocnych... Skończyło się na tym, że w
czwartek szef postanowił z własnej, nieprzymuszonej woli pozbyć się z redakcji
broni biologicznej (znaczy się mnie) i odesłał ją na 2-dniowe „chorobowe”.
Piątek upłynął mi na szprycowaniu się wszelkiej maści koksem tak by na sobotę w
miarę nadawać się na wyjazd. Działania farmakologiczne przyniosły zamierzony
efekt i dziś już nie byłem taki „pociągający”. Otwartym natomiast pozostaje
pytanie czy jutro choróbsko nie wróci ze zdwojoną siłą. Oby nie... No, dobra,
bo pierdzielę cokolwiek o dupie maryni, a tu trzeba by opisać pewne zaszłe dziś
zdarzenia. Zacznijmy może od tego, że pełny skład osobowy wycieczki uformował
się z chwilą gdy dołączyłem kwadrans przed 7 do Jeżyka i NadSZYSZKOwnika,
którzy zajechali po mnie wozem Gosi, której niniejszym składam serdeczne dzięki
za jego udostępnienie :-) Tym razem moja kosiarka musiała pozostać na parkingu
z dwóch powodów. Po pierwsze, do „łapania” pociągów dwukrotnie szybszych niż na
JSL-ce potrzebny jest też bolid o większym zapasie mocy, a po drugie awaryjność
kosiarki wzrosła ostatnio zatrważająco. Wstępna diagnoza mówi o awarii ssania...
Ale mniejsza z tym. Ważne jest to, że punkt pierwszy porządku dziennego
przewidywał spotkanie z SUką w Siedlcach i focenie tejże w drodze do Czeremchy.
Jego realizację zaczęliśmy od przystanku Krzymosze, gdzie SU45-250 z trzeba
bonanzami pojawiła się o godz. 8:52. Jednakże nieobecność Bipy na haku
wzbudziła moje głębokie rozczarowanie. Było ono tym większe, że wagony były
(jakże by inaczej) paskudnie oszprejowane... bleee :-( A przynajmniej z lewej
burty. Stwierdziliśmy przeto, że następny fotostop należy wykonać od prawej
burty – a może tamta akurat jest czysta...? Marzenie ściętej głowy! Fotostop na
wiadukcie drogi 698 za Mordami pozbawił nas złudzeń – prawa burta pierwszego
wagonu była jeszcze gorsza niż lewa. Na domiar złego nawet i SUka złapała
jakiegoś srebrnego bochomaza :-( Podczas kolejnych fotostopów starałem się więc
tak kadrować pociąg żeby jak najmniej było widać wagonów, jednak bez przesady –
samego czoła loka nie robiłem. Trzeba było jakoś to wypośrodkować. Jeden z
lepszych motywów trafiliśmy za miejscowością Platerów, nieopodal miasteczka
Sarnaki. Wygląda to tak, że pociąg „wychodzi” z lekkiego łuku na prostą i wali
pod górkę. W wizjerze aparatu widzimy go po lewej stronie, podczas gdy z prawej
mamy furę różnych różnistych wskaźników drogowych i jeszcze na dodatek tarczę
wjazdową do Platerowa od strony Czeremchy. Aha, byłbym zapomniał dodać, że
pociąg nie jechał według żadnego z dwóch dostępnych nam rozkładów – ani według
cegły (stan z 15 grudnia 2002), ani też z wydruku z pkp.com.pl. Różnica między
tymi rozkładami wynosi 15 minut. Z Siedlec wyruszył o 8:35, czyli tak jak to
zapowiada rozkład internetowy, nie zaś o 8:20 jak to było w cegle. Wydawać by
się mogło, że dalszą drogę powinien kontynuować według rozkładu z www. Tymczasem figa! Mechanik jakby się uparł nadgonić te 15 minut różnicy.
Ostatecznie pociąg nie trzymał się żadnego z tych dwóch rozkładów i jechał tak
jakby około 8 minut opóźniony w stosunku do czasu ceglanego i równocześnie 8
minut za wcześnie w stosunku do rozkładu internetowego! W Sarnakach łapiemy
pociąg relacji przeciwnej, wcześniej upewniwszy się co do jego rozkładu u
nieocenionego Jarosza :-) i smerfujemy za Czeremchę w stronę Hajnówki. SUka
bynajmniej nie zwalnia tempa i w drodze do Hajnówki nadal grzeje tak gdzieś z
osiem dych na godzinę! Udaje nam się jednak złapać ją dwukrotnie w
miejscowościach Policzna i Poryjewo. Następnie zajeżdżamy do Hajnówki, gdzie
chłopaki z kładki nad peronami orientują się co do stanu oszprejowania wagonów
pociągu powrotnego oraz obecności pociągu do Cisówki (a właściwie jego braku),
zaś ja spożywam drugie śniadanie wzmocnione odpowiednią dawką medykamentów :-) Pociąg do Czeremchy startuje zgodnie z
cegłą, tj. o 11:02. My jednak nie napawamy się bynajmniej wątpliwą urodą
SU45-236 z brudnymi bonanzami, lecz popełniamy niejako falstart jeszcze przed
godz. 11 i jedziemy do lasu przed miastem. Tak się akurat szczęśliwie złożyło,
że tuz obok toru jakiś wieśniak ze swą babą palili drobne gałęzie niedawno
ściętych drzew. Ognisko przy torach? Noo... takiej gratki pan UOP nie mógł
przepuścić. Przyszła mi do głowy koncepcja żeby walnąć fotkę z ognichem na
pierwszym planie i pociągiem na drugim. Podbiegłem więc do chłopa, przywitałem
się i dawaj go nagabywać żeby dorzucił do ognia akurat w chwili gdy będzie
jechał pociąg. Podobna koncepcja że fota SUki przed falujące gorące powietrze
może być jedną z tych niepowtarzalnych zaświtała tez w głowie pana Jeżyka,
któren w kilku susach przez zalegający w lesie śnieg znalazł się wkrótce przy
mnie. SUka nadjechała, chłop dorzucił do „pieca” kiedy trzeba, buchnął płomień,
niebo zasnuło się siwym dymem, migawki aparatów strzeliły, chłop otrzymał
słowną podziękę za swój dobry uczynek, fociści dzida sprintem do wozu i rura w
dalszą drogę :-))) Po upływie kilku minut znaleźliśmy się w Witowie,
gdzie cyknęliśmy pociąg z drugiej strony przejazdu, czyli gdy opuszcza stację
mijając tarczę ostrzegawczą od strony Czeremchy. Staraliśmy się jeszcze złapać go
na wiadukcie nad linią z Białegostoku, lecz niestety pani dróżniczka rzuciła
nam kłodę pod koła zamykając przed nami szlabany. Skutkiem tego zmuszeni
zostaliśmy do cyknięcia fotki (prześwietlona...) w miejscu gdzie spotykają się linie z Hajnówki i
Białegostoku. Mając około pół godziny wolnego zajechaliśmy na stację przekonać
się którego to gagara będziemy mieli honor odprowadzić do Nurzca w jego drodze
z bruttem do Siedlec. Ku mojemu przerażeniu zamiast ST44 do składu podpięta
stała... Tamara :-((( A niech to gęś kopnie... Tylko pięć beczek z gazem i
jedna platforma, motyla noga! Przed jej odjazdem wróciliśmy na wiadukt nad
torem do Białego by ustrzelić SU45-030 z jednym Bohunem wyjeżdżającą do
Hajnówki. Następnie wrócilismy do SM48-027, której z nie skrywaną niechęcią,
ale jednak zrobiłem dwa zdjęcia gdy ruszyła punktualnie o 12:28 do Siedlec.
Jednogłośnie olaliśmy ściganie tego wypierdka i pojechaliśmy w stronę Bielska
Podlaskiego, skąd o godzinie 12:44 powinno ruszyć brutto z dwoma stonkami na
czele (przynajmniej wg. rozkładu). Dojechaliśmy do wsi Lewki i czekamy.
Czekamy, czekamy i nic. W końcu skończyły się pokłady naszej cierpliwości i
podjechaliśmy te kilka kilosów do samego Bielska zobaczyć co i jak. A tam pustki.
Czyli że albo towar ruszył przed planem i się z nim rozminęliśmy, albo wcale go
nie było. Na pocieszenie przyjęliśmy za pewnik tą drugą koncepcję i pogodziwszy
się z lekkim niefartem towarowym, ruszyliśmy do Siemianówki. Po drodze pozwiedzaliśmy
trochę tamtejszych leśnych bocznic, lecz tylko na jednej działo się coś
ciekawego. Tym czymś były syczące i jak gdyby dziurawe niczym durszlak ruskie
beczki. Okryte to to było plandekami, spod których unosiła się para (ogrzewanie
jakieś czy co?), zaś z ich boków tryskały gejzery bliżej nieokreślonej
substancji. Naprawdę wyglądało to tak, jakby cysterny były dziurawe, zaś z
nieszczelności wydobywał się pod ciśnieniem ich ładunek. Postanowiliśmy więc
nie marudzić tam zbytnio, lecz czym prędzej oddalić się z miejsca przyszłej
katastrofy ;-). W końcu trafiliśmy nad siemianowski zalew. Tak się akurat
sympatycznie złożyło, że szlabany dla toru normalnego były zamknięte, bo oto
manewry odstawiać zaczęła SM42-104. Wyjechała kawałek na linię do Cisówki, lecz
zaraz się cofnęła. Nie uchroniło jej to jednak przed naszym zmasowanym
ostrzałem :-) Stwierdziliśmy tez obecność szerokotorowej Tamary, lecz była od
nas za daleko, przez co pozostała niestety nieosiągalna. Pokręciliśmy się
jeszcze trochę po stacji i ruszyliśmy na spotkanie SU45-030 z Bohunem. Kurde, z
tych trzech tras, po których dane nam było ścigać pociągi, to linia do
Siemianówki ma chyba najwyższą szlakową. SUka popierdalała jak dzika – z 90
km/h normalnie! Szok lekki jak dla mnie... Chwyciliśmy ją w miejscowości
Zwodzieckie przy tarczy starego typu (stała, bez żadnych ruchomych mechanizmów, z dziurą w dysku)
oraz w Narewce. Zanim zajechaliśmy ponownie pod dworzec w Siemianówce pociąg
już tam był. Ale nie tylko on... I tu mi oparła kopara, bo dwa tory obok stał
kto? ST44-983!!! Wcześniej go nie było. No co za pech! Musiał skurczybyk
przyjechać ze Swisłoczy dosłownie kilka minut po naszym odjeździe naprzeciw SUce
:-( Na domiar złego stał już bez zapalonych projektorów i z wygaszonym
silnikiem. Pocieszam się tylko myślą, że jezioro było zamarznięte i przykryte
warstwą śniegu, przez co wyglądało jak zwykłe pole i nie robiło takiego
wrażenia jak w lecie. Marna to jednak pociecha... Wracając do opisu brutta –
gagar na haku miał platformę, dalej kilkanaście węglarek oraz ruskie cysterny
normalnotorowe. Akurat zmieniały się drużyny. Jednocześnie od Bohuna odczepiła
się SUka i zmieniwszy tor na bliższy gagarowi przemanewrowała obok niego dając
mi okazję do niekiepskiej nawet fotki. Następnie SUczka podczepiła się z
drugiej strony Bohuna i skład od razu ruszył do Cisówki. Ależ to głupio i
niecodziennie wygląda – pociąg jadący wagonem naprzód pchany przez loka do
stacji docelowej. Jakby to nagrać na kamerze i potem odtworzyć, to widz mógłby
odnieść wrażenie, że ogląda film przewijany od końca do początku he, he :-) Po
kilkunastu minutach pociąg ponownie pojawił się na grobli przez jezioro,
walnęliśmy po fotce i ruszyliśmy w te pędy do Narewki, gdzie przystrzeliliśmy SUkę
opuszczającą stację. Ostatni fotostop dnia wypadł nam ponownie we wsi
Zwodzickie o godz. 16:40. Dalej nie było sensu już gonić składu, bo słońce
chyliło się ku zachodowi. Myślałem, że już wrócimy do Warszawy, jednak Jeżyk
postanowił rozgonić sprzed mego oblicza chmury, napędzone wskutek praktycznego
braku towaru z gagarem i zawrócił do Siemianówki, abym mógł nacieszyć gały
chociaż wygaszona maszyną. Tymczasem okazało się, że po odjeździe SUki, gagar
musiał odpalić i z deka pomanewrować, bo gdy zajechaliśmy na dworzec, ten już
stał przy innym pociągu, ustawiony w stronę Czeremchy. Ech... jak pech to pech.
Otrzymałem jednak słowne zapewnienie od chłopaków, że odbijemy sobie te
niesforne gagary w lecie :-) A tak swoją drogą, to może i nawet nie najgorzej tak
to się wszystko ułożyło, bo jak się domyślam i tak zostałbym przegłosowany
przez amatorów dokumentowania SUk ze skazanymi na eliminację „pasażerami”.
Ostatecznie to się nawet nie dziwię moim towarzyszom, że tym razem przedłożyli
SUkę nad Gagara – w końcu "każdy ma coś, co chciałby uchronić przed... wycięciem". [cyt. Bohdan Smoleń - przyp. UOP].
Normalnie jaram się zdjęciami tych fiatów Arturze. Miód dla moich oczu. Można siedzieć i oglądać.
OdpowiedzUsuń