9 lutego 2003

Wrażenia z jazdy SU45-034

Z powodu planowanego zamknięcia ruchu na Jedynie Słusznej Linii, co najprawdopodobniej nastąpi z końcem lutego, intensyfikacji uległa aktywność najzagorzalszych fanów tejże, w osobach Jeżyka i mojej. Z przytoczonego wyżej powodu postanowiliśmy udać się na SUczenie - znaczy się pościg połączony z foceniem SUk zasuwających z Bipą do i z Sierpca. Przyznam się bez bicia, że przed wycieczką miałem mały dylemat. Korciło mnie też żeby pojechać na rogowską wąskotorówkę, gdzie tego samego dnia odbywała się impreza z pługiem odśnieżnym. Na szczęście za celowością udania się do Nasielska przekonał mnie Jeżyk przypominając, że przecież od dawna noszę się z zamiarem wproszenia się na pokład SUki by "zaliczyć" linię z najlepszej możliwej perspektywy.

DZIEŃ 1 - SOBOTA

Jeżykowy argument przekonał mnie ostatecznie i w sobotę kwadrans po siódmej już siedziałem w samochodzie kierowanym pewną ręką pana Marka. Nasielsk powitał nas mruczącą zieloną SU45-190 stojącą przy peronie 1. Na torach odstawczych stał ten sam co tydzień temu długi skład gruszek ze stacji macierzystych Szczecin i Gdynia. Natomiast nowym gościem był 4-wagonowy składzik sformowany z dwóch czeskich Gags-ów i dwóch naszych Eaos-ów. Te pierwsze przyjechały sobie z Pragi (przez Muszynę) i załadowane były paszą dla odbiorcy w Płońsku, a węglary węglem z Nie Pamiętam Skąd do Raciaza ;-). Plan nasz przewidywał pościg za SUką do Sierpca, wpadnięcie z wizytą do Pani Stasi i powrót z kolejną SUką do Nasielska. Pierwszą część planu postanowiliśmy rozpocząć od popełnienia fotek na wyjeździe pociągu z Nasielska. Jeżyk ustawił się przy tarczy ostrzegawczej, zaś ja przy wiadukcie nad drogą Nasielsk — Proboszczewice.
9 minut po 9 strzeliliśmy po fotce i stoczyliśmy się niczym śnieżne kule ze stoku nasypu do wozu. Droga była... eee... bardzo dobra i w ogóle nie oblodzona (he, he), toteż_nie_zdążyliśmy do Cieksyna, choć do momentu gdy wskoczyłem na peron wydawało nam się, że mamy nad SUką sporą przewagę. Możecie więc sobie wyobrazić ogrom mego zdziwienia, gdy ujrzałem pociąg nie na wschodzie, lecz na zachodzie. Oznaczało to ni mniej ni więcej, niż tylko to, że fotki na Wkrze też diabli wzięli, jako że odcinek Cieksyn-Wkra pociąg (jadący z zabójczą prędkością 50 km/h) pokonuje jeszcze szybciej niż Nasielsk-Cieksyn. Koniec końców postanowiliśmy złapać go dopiero przed Płońskiem. Tak też się i stało. Za kwadrans 10 cyknęliśmy SUkę wyjeżdżającą z łuku za Dalanówkiem i jednocześnie wjeżdżającą na łuk przed wiaduktem szosy gdańskiej. Kolejne fotki strzelamy na przejeździe za Płońskiem, w Baboszewie (gdy mija semafory wyjazdowe na Płońsk), w miejscowości Mystkowo (z dzikim wyrobiskiem piachu, gdzie droga kołowa i tory zbliżają się do siebie nieomalże na wyciągnięcie ręki), z przejazdu drogowego ("u bociana" - za Kaczorowem,)  i za Raciążem we wsiach: Kraszewo Gaczułty i Włostybory. Przed Sierpcem charatnęliśmy ją jeszcze tylko w Zawidzu. Tu zresztą nieźle się nagimnastykowaliśmy, bo naszła nas ochota, co by zrobić zdjęcia z wnętrza rozje....ego budynku stacyjnego tak żeby było widać i SUkę, i framugi nieistniejących okien. W samym Sierpcu Jeżyk jeszcze walnął fotę pociągu przed przejazdem drogi kołowej do Płocka i już mogliśmy z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku udać się do dyspozytorni. Pod nią stały sobie cichutko ST44-1100 i 610. Jako pierwszy próg dyspozytorni przekroczył Pan Marek, zaś jego roześmiechnięte oblicze od razu powiedziało mi wszystko — służbę ma nasza ulubiona Pani Stasia! A ona nie tracąc cennego czasu od razu i z miejsca powitała nas słowami:
— Nie ma się co śmiać, zaraz będzie wjeżdżał gagarin!
_ Żartuje pani...
— Nie, właśnie ruszył ze Skępego.
— Eee, no to ten tego, my zaraz wrócimy, tylko go "zrobimy". Na razie!
... i dzida na dół do samochodu.
— Gdzie go strzelamy, na wjazdowych czy w tym wąwozie?
— Jakim wąwozie?
— No tym jak wyjeżdża z lasu, wchodzi w przekop i dalej w łuk...
— No jedźmy, zobaczmy ten cały wąwóz jak on teraz wygląda
Brum, bruuuum...
— Eee kiepawo, wracajmy pod wjazdowe
— Dobra.
Szukając dogodnego miejsca wypatrzyłem, że na szopie w oddali stoi jeszcze trzeci gagarin, którego oblukalem przez trelemorele.
— Po kolorkach od numeru w górę wydaje mi się, że to 405.
— Eee tam, g... widzisz.
— Mówię Ci, że przyjedzie 891!
— Dobra, dobra...
Już go słychać, zbliża się powoli jak żółw ociężale, nagle... nie, nie świst i nie gwizd, i nie para buch tylko właśnie donośne BUUUUU, ale koła faktycznie w ruch :-) Już po tym głębokim basowym buuuczeniu poznałem, że to bankowo 891 jedzie. I oczywiście miałem rację! Najpierw słychać jak pociąg przewala się przez most nad Skrwą, by po chwili mogła wyłonić się zza zakrętu śliczna gębusia Gagarka. Za lokiem jechała sobie węglarka, za nią platforma i dalej skład właściwy, czyli próżne beki do Trzepowa. Podniesione dwa ramiona semafora powiedziały nam, że skład zostanie skierowany na jakiś boczny tor i się najprawdopodobniej zatrzyma. Tak też się i stało. 10 minut później dziabnęliśmy SU45-215 z osobówką do Torunia tuż przed mostem na Skrwie, po czym zgodnie z obietnicą wróciliśmy do pani Stasi, aby zrealizować tajną misję. A operacja nosiła kryptonim "SUka UOP-a" (i — dla odmiany — nie mam tu na myśli bynajmniej żadnej panienki). Mówiąc krótko i bez ceregieli, trzeba było sobie załatwić glejt na przejazd lokiem do Nasielska. Długa znajomość zrobiła swoje i już po chwili wiedziałem, że jutro o 12:05 pan Edek będzie prowadził SUkę do Nasielska.
— To niech pan przyjedzie tym o 9 z Nasielska i się przesiądzie od razu do kolomotywy.
— Dobra, tak zrobię. Zostawię tylko namiar do siebie na komórkę w razie gdyby coś...
Napisałem więc numer telefonu na odwrocie Jeżyka wizytówki (swojej nie miałem, a nawet gdyby, to i tak bym wolał nie straszyć ich "dziennikarzem"). Zapytałem też o powód wprowadzenia poprawki do SRJP, dzięki której pociąg 51026 wyjeżdża od niedawna pół godziny wcześniej niż do tej pory, czyli o 15:50. Wyjaśnienie w dalszej części relacji. Pożegnaliśmy się, tradycyjnie życząc spokojnej służby i pojechaliśmy pod semafory wjazdowe od strony Nasielska i Płocka co by tam przystrzelić wyjeżdżającą SU45-166 (również zieloną) do Nasielska. Przejechała, migawki strzeliły, padła komenda "do wozu" i dzida za nią. Kolejne auto-foto-stopy urządzamy metodą sPontonu we Włostyborach (gdzie popełniam kolejne gimnastyczne i pełne poświęcenia zdjęcie leżąc w śniegu pod płotkami odśnieżnymi koło toru), Kraszewie Gaczułtach, w peronach Raciąża i Kaczorowa, ponownie w Mystkowie i za Baboszewem z drogi do Sokolnik. Tu pozwolę sobie zaznaczyć, że przez cały dzień Jeżyk polował na zdjęcie SUki wzniecającej tumany śniegu. I jak na złość sypala śniegiem nie tam gdzie byśmy chcieli, co wzbudzało w Jeżyku uzasadnioną frustrację. Ale za Baboszewem tor "idzie" wzdłuż lasu. No to mówię Markowi, że tu to pewnie będzie sypać śniegiem, że hej, bo wiatr nie wywiał śniegu jak na otwartym polu. Ten się kręci, wierci, miejsca se nie może znaleźć. W końcu twierdzi, że ch... - niech se sypie lub nie, ale jemu się ten motyw nie podoba od strony lasu i foci tu gdzie ja. Oczywiście SUka sypała białym puchem, zaś Jeżyka mało szlag nie trafił jak to zobaczył. Klnąc na czym świat stoi zakręcił kieratem i ruszyliśmy w dalszą drogę. Przystrzeliliśmy ją w wykopie przed Płońskiem, gdzie oczywiście śniegiem nie sypała, bo musi zwolnić przed przejazdem. Wkurwienie pana Jeżyka rośnie dalej... Kolejny fotostop wypadł nam na wiadukcie krajowej 7-ki, gdzie jest taka elegancka zatoczka w sam raz żeby się zatrzymać na robienie zdjęć z góry. Kiedyś tam zostanie poprowadzony drugi pas szosy, ale jak znam życie, to prędzej ten wiadukt się zawali ze starości... Mniejsza zresztą z tym. Jedziemy dalej. Zrezygnowaliśmy z zajeżdżania do Wkry, bo znów było mało casu, kruca bomba. Zamiast tego postanowiliśmy sobie odbić ten Cieksyn z początku wycieczki. Tu już Jeżyk nie kombinował, lecz podjechał pod las i strzelił fotkę SUki, koła której wzniecają wreszcie tak upragniony warkocz śniegu. Ja natomiast wysiadlem wcześniej, na stacji, i pierdyknąłem zdjęcie budynku stacyjnego, pod którym jakaś młoda mama bawi się z dzieciakiem na sankach podczas gdy na peron nad nimi wtarabania się lok z oliwkową Bipą na haku. Ot, taka obyczajowa fotka :-). Ledwo co zdążyłem uwiecznić tę scenkę rodzajową, a już zajeżdża po mnie jeżykowy (właściwie to gosiowy) Opel, szybko wskakuję i mkniemy na kolejny plan zdjęciowy oddalony od poprzedniego o całe 100-200 metrów ;-)  tj. w miejsce gdzie SUka zaczyna nabierać prędkości po ruszeniu z Cieksyna i wyjeżdża z lasku na pola. I to zasadniczo miała być ostatnia fota dnia, ale ponieważ postanowiliśmy wracać przez Nasielsk, a nie drogą gdańską, to przystrzeliliśmy pociąg ostani raz jak wjeżdża w ślimaczym tempie na wiadukt przez samym Nasielskiem. Dalsza droga już nie obfitowała w akcenty kolejowe, toteż bez zbędnego owijania w bawełnę przejdźmy do zdarzeń niedzielnych. Pozwolę sobie tylko podziękować jeszcze Gosi — wspaniałej żonie Pana Marka, za udostępnienie nam na sobotę jej bolidu :-) DZIĘX!

DZIEŃ 2 - NIEDZIELA

Jestem najlepszym przykładem, że brak dogodnych skomunikowań odstrasza od korzystania ze środków masowego transportu zbiorowego. Przeglądając bowiem jeszcze w sobotni wieczór rozkład ZTM i PKP stwierdziłem, że jak nic w momencie gdy autobus 123 podjeżdża pod dworzec Wschodni (i to zarówno od ul. Kijowskiej jak i Lubelskiej) to właśnie w tym momencie "Mazury" odjeżdżają
sobie do Olsztyna. To samo gdy sprawdzałem 151 i 117 na Centralny. A że pół godziny wcześniej nie chciało mi się wychodzić z domu, ani jechać kiblem (to nie jest pociąg, tylko jeździdełko) z Gdańskiego, to wsiadłem o 7:30 w kosiarkę. Zamiast nabijać PeKaPowi kabzę bez dna, zainwestowałem w przemysł petrochemiczny i do Nasielska udałem się własnym sumptem ;-) Zaparkowałem sobie tam gdzie jest zakaz parkowania :-), bo to miejsca dla PeKaPowców i pocztowców (dzięki temu miałem darmowy parking strzeżony) i poszedłem zanabyć drogą kupna bilet wycieczkowy powrotny do Sierpca. Dostałem to co chciałem bez zbędnych wyjaśnień, co wywołało we mnie lekkie zdziwko. W jeszcze większe zaskoczenie wprawił mnie fakt, że bilet za 15 zeta z niewielkim hakiem dostałem OPRAWIONY w gustowną obwolutę, etui czy jak to tam nazwać pokrytą reklamami. Zachowałem se ją, choć jak popatrzyłem na posadzkę pod kasą, nie wszyscy pasażerowie potrafią tak jak ja docenić hojność naszego narodowego przewoźnika kolejowego. Przy peronie miarowo mruczała sobie SU45-166. Postanowiłem zasiąść na samym końcu składu na kanapie pomiędzy kiblem a służbową kunciapą kierpocia. A to po to żeby po pierwsze primo - obserwować szlak na obie strony, a po drugie primo ;-) żeby focić mijane stacyjki przez otwarte drzwi. Zarówno na pięterku jak i na dolnym pokładzie Bipy rozsiedli się panowie kolejarze wracający do swych wiosek po wielce wyczerpującej pracy w Warszawskim Węźle Kolejowym. To że byli mocno zarobieni przez ostatnią noc czułem zmysłem powonienia, gdy przechodzili obok mnie do wymienionego wyżej sracza, oczywiście nic sobie z tego nie robiąc, że pociąg stoi na stacji, a napis na drzwiach ustępu głosi, że "korzystanie z przedziału ustępowego podczas postoju..." i tak dalej. To że byli kompletnie wymęczeni po katorżniczej robocie było też widać, i to już na pierwszy rzut oka. Mętny wzrok zdradzał skrajne wyczerpanie organizmu. Pomyślałem sobie, że to na skutek odwodnienia. No bo jakże miałem sobie wytłumaczyć fakt, że każdy jeden dzierży w brudnym, grubym łapsku puchę piwska...? No przecież tylko tym, że w tej paskudnej, niewdzięcznej robocie tak ich poganiają batem, że się bidulki nawet herbaty napić nie mają kiedy :-D W końcu jednak ruszamy z planowym 2-minutowym opóźnieniem. Pociąg rozpędza się do 50 kilometrów na godzinę dopiero po przejechaniu wiaduktu nad drogą do Proboszczewic. Mkniemy sobie dzielnie przez pola i lasy, piwsko leje się coraz szerszym strumieniem do kolejarskich gardeł, coraz więcej ich przemyka obok mnie do sracza. Stacja Wkra. "Moja" stacja! Przez drzwi z lewej burty wytaczają się dwaj kolejarze. Robię pierwsze dwa zdjęcia, bo pociąg zatrzymał się akuratnie przy napisie na resztkach budynku. To nie przypada specjalnie do gustu jednemu z najbardziej nawalonych podróżnych. Ruszamy, a ten podchodzi do mnie i wali prosto z mostu:
— Zezwolenie!
— Jakie zezwolenie?
— Masz zezwolenie na fotografowanie obiektów inżynier... inżynieryjs... HIK... inżynieryjny... BEEEK...inżynierskich? — bełkocze do mnie.
— Nie, bo nie muszę.
— Chcesz się założyć?
— Nie zakładam się...
— Zaraz pójdę do kierownika pociągu i wtedy zobaczymy
— A idź!
I poszedł. Poszedł i nie było go do Płońska. Siedzę lekko poirytowany, że jakiś palant przeszkadza mi napawać się "moją" linią. Rozjaśniłem się na chwilę właśnie w Płońsku, bo napotkałem tam niezły folklor. Oto bowiem do mego "przedziału" zapakowali się... hodowcy gołębi! Ale czad - pociąg rusza i do rytmu uderzeń kwadratowego koła o tor bezstykowy dołączył jeszcze akompaniament gruchających gołębi. Odjazd! Ale wiadomo, że co dobre nie trwa wiecznie. Wkrótce za Płońskiem znowu wtoczył się pijany w sztok awanturnik i gulgocze:
— Oddawaj film!
— Buachachachacha — wyśmiałem ćwoka
— Nie wolno fotografować obiektów o znaczeniu strategicznym
— Tych ruin niby? — upewniam się.
— Tych i tamtych — szerokim gestem zatacza ręką wkoło po całej Bipie
— Panie, idź Pan sobie, co...
— Dzwonię po policję! — krzyczy i wraca do kumpli
— Dzwoń, mlonie jeden — myślę sobie w duchu — chyba zębami o poręcz, tłumoku.
Wkrótce też przyszedł kierpoć sprawdzić bilety gołębnikom, którzy w międzyczasie przywiązali rower i klatki z inwentarzem do czego się dało, po czym zeszli na dolny pokład wagonu. Pojawienie się kierownika nie uszło oczywiście uwagi nadgorliwca. Zaciągnął go do mnie i dawaj go przekonywać:
— On (tu starał się wskazać mnie paluchem, co nie bardzo mu wychodziło) robi zdjęcia obiektom kolejowym. Wczoraj też robił (ciekawe skąd wiedział). Nie wolno robić zdjęć na kolei! Wzywaj policję!
— Dobra, dobra, idź i siedź spokojnie
— Ale, ale...
W końcu i ja nie wytrzymałem:
— Panie kierowniku! Trzymaj pan tego pijaka z dala ode mnie, bo nie odpowiadam za siebie.
— Dobra, dobra. A ty (tu imię, którego nie pamiętam) wracaj na siedzenie.
Pociąg hamuje w Baboszewie. Pijaczyna postanawia złapać się brzytwy niczym tonący.
— Ale patrz, widzisz na budynku zakaz fotografowania?
— To nie zakaz, to piktogram o informacji na stacji. Idź i siadaj spokojnie.
— A on ma bilet?
— Tak, ten pan ma (widzę, że z coraz większym szacunkiem zaczyna się kierownik do mnie odnosić). A Ty idź i nie przeszkadzaj ludziom w podróży.
— A co mi zrobią? Znów (sic!) mnie zwolnią?
— Ja nie wiem, czy cię zwolnią, czy cię nie zwolnią...
— Wiesz co? Cienki jesteś, cienki... Ty łapowniku jeden! — zwyzywał na koniec i samego kierownika.
Kierpociowi już się nie chciało z nim użerać i olał jego ostatnią zaczepkę ciepłym moczem. Tamten nie doczekawszy się riposty, w końcu się poddał i wrócił do przerwanego chlania piwa marki Dębowe Mocne. Wkurwiony jestem na maksa. Żeby przez takiego mlona nie móc się odprężyć, tylko się "bawić" z jełopem. Gdyby nie doping kumpli z wnętrza wagonu, to jak mi gagar miły, facet by opuścił lokal wylatując w las już za Wkrą. Na szczęście, więcej już się nie pokazał. Za to czas do Sierpca postanowił mi umilać kierpoć.
— To pan wczoraj ganiał nas tym Oplem od 12?
— Ja i mój kolega. To pan wczoraj też był kierownikiem?
— Ja. Ale chce wam się tak?
— No pewnie! A co — wolałby pan żebym wystawał cały dzień pod budką z piwem, a potem wyglądał jak tamten gościu?
— Nie, jasne, że nie. Ale że tak wam się chce no, no, no...
— A chce się, chce. Za 10 lat te zdjęcia będą cenne jak fotki parowozów na tej linii.
— No w sumie tak...
I tak se gawędziliśmy sympatycznie. Zauważyłem, że mlon wysiadł (właściwie to wytoczył się) w Koziebrodach. Zresztą, jak obserwowałem podróżnych pociągu 15021 to muszę się przyznać, że nie wyniosłem z tej obserwacji pozytywnych odczuć. W większości zakazane mordy, im większa wiocha tym groźniejsze miny pojawiają się w pociągu. W Zawidzu wsiada dwóch ewidentnych bandziorów — jeden z podbitym limem, drugi z rozciętym łukiem brwiowym. No — mówię — coraz ciekawiej. W Mieszakach z pierwszych za lokomotywą drzwi wyczołguje się kolejny nawalony w sztok kolejarz. O ile jeszcze tamten mlon z Koziebród miał kurtkę kolejarza, torbę na ramię typową dla konduktora i spodnie... od dresu (sic!), o tyle ten ubrany jest na galowo nieomalże. Czapka z orzełkiem (!) na bani, a ten małpiszon krzyczy w pijackim widzie "paaanie kierowniku" i się zatacza obijając o Bipę. "Obyś wpadł pod koła i przestał hańbić mundur" — życzę mu szczerze w duchu, ale niestety odbił się w drugą stronę i wylądował w zaspie. Rany boskie, co za degrengolada... :-(
Pocieszam się tylko, że zaraz dojedziemy do Sierpca, gdzie spodziewam się ujrzeć w lokomotywie z pociągiem powrotnym szczerą, sympatyczną twarz pana Edzia. Hamujemy iiii... tak jest! Siedzi pan Edzio tam gdzie siedzieć powinien, czyli w zielonej SU45-034. No, lepiej trafić nie mogłem — wszak z JSL-owskich SUk, ta jest moją jedną z dwóch ulubionych (razem ze 185)! Przemieszczam się do niej i pukam w drzwi.
— Dzień dobry! — witam się.
— A dobry, dobry! Przyjechał pan...
— Zgodnie z zapowiedzią! Można?
— Proszę, proszę, zapraszam do środka.
Wdrapałem się na górę, zaś pan Edzio poszedł do drugiej kabiny po trzeci fotel dla mnie
— Zaraz przyjdzie nasz pomocnik — wyjaśnił.
Rzeczywiście, po chwili otwierają się drzwi i ładuje się taki pocieszny grubasek, jak się wkrótce okazuje — pan Jacek. Tak jak się tego spodziewałem jeszcze w Warszawie, panowie zaczęli między sobą dyskusję o dupie maryni, jakichś tam częściach samochodowych i temu podobnych pierdołach. Pan Jacek — co zrozumiałe — zachowywał do mnie pewien dystans i co raz lukał na pana Edzia, jakby chciał go zapytać: "a ten to co za jeden?". Ale ponieważ pan UOP jest chitry jak mucha ;-), to celem przełamania pierwszych lodów nieufności, zabrałem ze sobą pierwszy numer KMiD he, he :-) A po co? A po to, że w numerze tym są — proszę ja Was — zdjęcia sierpeckich kopciuchów! No jak ci je zobaczyli, od razu przestali głosić duby smalone tylko wzięli się za rozpamiętywanie starych czasów.
— A ja to jeździłem na takiej a takiej Oelce
— A ja zacząłem na tej, potem na innej, potem miałem teigreka takiego śmego...
A ja słucham i wchłaniam :-) Wtem odzywa się radio:
— Gagarin 1110 do Sierpca...
— Panie Edwardzie, skąd wjeżdża towar?
— Z Trzepowa — pada odpowiedź.
No to daję nura do torby fotograficznej, co by zmienić obiektyw z szerokokątnego na trelemorele.
— Nie zdąży pan, już wjeżdża — z troską w głosie rzecze pan Jacek.
— Co, ja nie zdążę? — prostuję się, otwieram drzwi SUki i focę wjeżdżającego Gagarka.
Psztrynk!
— O, i zdążyłem — mówię z tryumfem.
— Z tak daleka będzie coś widać w ogóle? — interesuje się pan Jacek.
— Proszę, niech pan sam zobaczy — podaję mu aparat.
— Ha, rzeczywiście, niezła lornetka. Taki sprzęt musi sporo kosztować — pomocnik drąży dalej temat.
— Eee bynajmniej. To stary grat, starszy ode mnie. Na giełdzie samą kamerę to już za cztery stówy by pan kupił — zapewniam go.
— Nooo, to i tak sporo jak dla mnie — odpowiada pan Jacek i pyta dalej
— To chyba pan wczoraj mnie fotografował jak jechałem o 11:40 do Torunia, co?
— A owszem, owszem. 215 pan prowadził, zgadza się?
— Zgadza się — obaj zaczynamy się brechtać i już jesteśmy dobrymi kumplami nieomalże :-)
Z kolei za oglądanie KMiD wziął się pan Edek.
— Ty patrz, to Wiesiek (czy inny tam Zdzisiek, nie pamiętam) na zdjęciu.
— No faktycznie, a to chyba Ziutek w tym płaszczu idzie. On to lubiał paradować w takich długich fartuchach.
I tak sobie konwersowali wspominając minione lata. W międzyczasie zapukał do nas kierownik, od którego wziąłem karteluszkę po próbie hamulca. Facet zrobił oczy wielkie jak młyńskie koła gdy zamiast pomocnika mnie przypadła w udziale ta drobna czynność he, he :-). W końcu na zegarku wskazówki ustawiły się na 12:05 i ruszyliśmy do Nasielska. Nie myślcie, że tylko ja byłem stroną pytajacą. Musiałem się np. wyspowiadać panu Jackowi z mojego MK-ostwa, ale w zamian od obu mechów dostałem pokaźną ilość informacji związanych z 410-tką i nie tylko. Pan Jacek na przykład pochwalił się jak to przejeżdżał Ol49 przez... dworzec CENTRALNY! Na Wschodnim przyszedł do budki jakiś kolo i mówi, że nie mogą jechać przez Gdański bo coś tam i żeby pozamykał wszystkie klapy tak żeby jak najmniej dymić, bo będą śmigać z bykiem przez Centralny na Ochotę robić za grzejkę dla wagonów osobowych.
— Panie, ale ludziska na peronie mieli miny, jak żesmy zasuwali przez Centralną — chichotał pan Jacek.
— Nooo, wyobrażam sobie — zawtórowałem śmiechem.
Z innych ciekawostek dowiedziałem się m.in. że kiedyś sierpeckie parowozy prowadzały pociągi towarowe do samej Warszawy! Obrządzano je w razie potrzeby albo na Pradze, albo aż w Skierniewicach!
— W ogóle kiedyś to był ruch. Na manewrach w Sierpcu nie raz było tak, że chodziły równocześnie dwa teigreki — tyle się obrabiało "masy". A teraz? Żal dupę ściska, panie...
— A propos dzisiejszych czasów, to słyszałem, że za upadkiem tej linii stoi niejaki Jastrzębski — zaczynam ich ciągnąć za języki.
— Jastrzębski też, ale był również i Kędzierski (o ile mnie pamięć nie myli). Obydwaj doprowadzili umyślnie (!) do upadku linii z Płocka i do Brodnicy. Ludzie mówią, że jeden wziął od PKS-u w łape 200 tysięcy, a drugi 150 tysięcy...
— Panie, ile tamtędy ludzi jeździło koleją za najlepszych czasów...
— A ten skurwiel jeden z drugim wzięli od busiarzy łapówy i tera wszystko się przesiadło na PeKaeSy.
— A z Brodnicą to było inaczej? Tak samo...
— No, tak, masz rację Edek, ale tam trzeba przyznać, że zawsze mniej ludzi jeździło.
I tak sobie podróżowaliśmy to wspominając stare czasy, to psiocząc na nowe. Okazało się w pewnej chwili, że siedzę obok prezesa. Straży pożarnej. Tak, tak, pan Jacek jest prezesem OSP w Sierpcu i zbiera różne starocie związane z pożarnictwem. Zagadnąłem też o przyczynę, dla której popołudniowy pociąg z Sierpca stoi pół godziny w Raciążu. W sobotę wspominała już o tym pani Stasia, ale jakoś tak zamotała, że nic z tego nie zrozumiałem. Wyjaśniło się wszystko z relacji obu mechaników. Okazuje się, że to też sprawka mister Jastrzębskiego, który obecnie jest naczelnikiem w Nasielsku. Oto bowiem pan Wielka Szycha kończy robotę o godz. 15. Mieszkanie ma w Sierpcu. Tak się więc sympatycznie składa, że pociąg z Nasielska odjeżdża o... 15:10. Prywatna taksówka!!! Natomiast pociąg z Sierpca odjeżdżał do niedawna o 15:50. Teraz pan Jastrzębski zażyczył sobie, żeby odjeżdżał pół godziny wcześniej, oficjalnie po to żeby dzieci kończące zajęcia w szkole nie musiały siedzieć na darmo w wagonie tylko od razu jechały do domciu. Do niedawna pociągi mijały się w Raciążu "na styk". Teraz ten z dzieciarnią czeka pół godziny w Raciążu na tego z jaśnie panem Jastrzębskim, bo przecież nie można było przyspieszyć odjazdu pociągu z Nasielska. Czym by się bidulka wrócił do domu po całym dniu stresującej pracy? W efekcie dzieciaki już nie jeżdżą koleją z Sierpca, bo po kut mają siedzieć na darmo pół godziny w Raciążu, gdy PKS-em mimo że wychodzi trochę drożej, to w domu bachor jest szybciej. Na dodatek mechanicy zeznali, że Jastrzębski gdy jedzie pociągiem do i z pracy, to... trzymajcie się mocno... ZABIERA KIERPOCIOWI 30% KASY Z BILETÓW DLA SIEBIE. Zwykły jebany złodziej! Nic dziwnego, że już (info od Pani Stasi) raz dostał po ciemku wpierdol (tak powiedziała dosłownie - w p i e r d o l). Od niej też dowiedzieliśmy się z Jeżykiem w sobotę, że wprawdzie 17 lutego jedzie do Warszawy delegacja na rozmowy w sprawie odroczenia wyroku na linię, ale pewnie wiele nie wskórają, bo Jastrzębski... przeprowadza się do Nasielska. Nosi się złamas jeden z zamiarem sprzedaży chałupy w Sierpcu i kupna nowego lokum w Nasielsku. Wygląda więc na to, że prywatne taxi będzie wkrótce niepotrzebne i moim zdaniem najpóźniej w lecie pociągów już nie będzie :-(((
Tymczasem mechanicy dalej ciosali kołki na głowie pryncypała, który trzęsie całą okolicą od Nasielska do Sierpca włącznie.
— A jak szły transporty rur dla jakiegoś tam rurociągu z Orlenu to zgarnął dla siebie takie dechy calówki, na których te rury leżały na wagonie. Panie, jakie elegancie to były dechy, gładkie jak lustro — zachwycał się drewnem pan Edek jednocześnie zgrzytając zębami na złodziejską naturę przełożonego.
— To samo było z narzędziami z naszej szopy. Przecież to była taka durnota i marnowanie pieniędzy te jej przedłużanie dla spalinówek, że głowa boli — wtórował pan Jacek.
Z ich opowieści wynika, że "modernizacji" szopy nie dokończono, za to poginęło całe wyposażenie.
— Co się stało z tokarkami, ze spawarkami, ja się pytam — ekscytował się pan Jacek. Wyparowały — sam sobie odpowiedział po chwili.
— Jedna wielka mafia — skonkludował pan Edek i na kilka minut zapadło w kabinie znaczące milczenie.
Postanowiłem w końcu je przerwać pytając o obecnie przychodzące do Sierpca gagariny. Panowie potwierdzili moje obserwacje, że już od dawna nie było 1111, a od jesieni i wczesnej wiosny nie pojawiały się 282 i 651. Powiedziałem im, że kolega (znaczy się Remik) widział je z zaspawanymi drzwiami w Inowrocławiu. Stwierdzili, że kurcząca się liczba maszyn to celowe działania mające zniechęcić klientów. Ameryki wprawdzie nie odkryli, ale ciekawsze było to jak stwierdzili, że razu pewnego Orlen zapłacił PeKaPowi za wyciąganie gagarinami składów od siebie spod rafinerii na górę do Trzepowa i dalej w drogę do Torunia.
— Nagle się okazało, że maszyny są. I to takie trupy nam popodsyłali, że dziw, że to w ogóle jeździło. Piętnaście (15!!!) ich nam tu dali...
Mnie kopara opadła...
— Ile? — upewniam się.
— No gdzieś tak z piętnaście. Na każdy ciężki pociąg po dwa Iwany dawaliśmy — zapewnił mnie któryś z mechaników.
— Dodatkowo podpisali z koleją taki układ, że za każdą godzinę pracy Iwana oni płacili nam 500 zł, ale jak któryś nawalił i transport miał opóźnienie, to za każdą godzinę my placiliśmu Orlenowi dwa razy tyle, czyli tysiąc złotych. Oczywiście kolej wyszła na tym jak Zabłocki na mydle z powodu fatalnego stanu Iwanów, jakie nam podesłali. Taki oto złoty interes nasza kolej ubiła.
Ech... ręce opadają — zwierzył się pan Edzio.
Mnie też już ręce opadły i o więcej nie dopytywałem żeby się nie dobijać. Oczywiście nie przegadałem całej jazdy, ale i "wchłaniałem" linię :-) Znalazłem kilka ciekawych motywów, których z samochodu się nie wypatrzy. I tak na przykład jest dojazd do niebieskiego mostka zaraz za Sierpcem widocznego w oddali z wiaduktu krajowej 10-tki. Przepiękna jest też eska przed mostem nad Wkrą. Z poziomu torów nie robi nawet ułamka takiego wrażenia jak z kabiny :-) Ma się też rozumieć, że w trakcie jazdy cykałem fotki mijanych stacyjek. I tak popełniłem foty w Raciążu, Kaczorowie, złamanego semafora i wykrzywionej tarczy przed Baboszewem, w Arcelinie, na Wkrze i przy mijaniu wieży wodnej w Nasielsku.


Aha, jeszcze jeden ciekawy manewr wykonałem. Otóż, na ranchu urzędował tego dnia brat ze swoją rodziną. Wysłałem mu esemesa, żeby o wyznaczonej godzinie wyszli do toru to im pomacham z loka. No i wyszli. Widać ich było już z oddali, bo na wysokości wsi Osiek tory są proste jak w mordę strzelił. Mechanicy też ich oczywiście zauważyli.
— O, patrz Jacek, znowu nam będą zdjęcia robić.
— Nieee, to tylko mój brat
— Co? Jak? — wywołałem niemałe zdziwko
— No, normalnie, wysłałem mu SMS-a, że będę jechał na lokomotywie.
— A to co innego — rzekł pan Jacek i przystąpił do mrygania światłami w przyjacielskim pozdrowieniu :-)))
Ja pomachałem rodzince i przejeżdżając tuż obok nich donośnie zabuczałem pokładową niskotonową trąbą SUki. Ale czad! Bezbłędny :-)))
Nasielsk przywitał nas czerwonym ślepiem semafora. Zatrzymaliśmy się i czekamy. Czekamy, czekamy i nic się nie dzieje. W końcu pan Jacek się zniecierpliwił i wziął się za wywoływanie Nasielska mówiąc: "wezmę ich popędzę, bo pewnie się pospali tam na nastawni".
— Pięć jeden zero dwa cztery pod semaforem w Nasielsku — zameldował.
Nie minęły dwie sekundy i już dostaliśmy wolną drogę. Parsknąłem śmiechem, bo rzeczywiście nastawnia "zasnęła" najwidoczniej. Podjechaliśmy na peron, ludziska (sztuk kilka) wysypali się z Bipy, a my odczepiliśmy się od wagonu i rozpoczęliśmy manewry. Najpierw pojechaliśmy na północną część stacji, tam zmieniliśmy tor, cofnęliśmy się na południową i ponownie wjechaliśmy na tor zajęty przez Bipę tyle że z drugiej jej strony. Do składu dobił fachowo pan Jacek, jako że pan Edzio na czas manewrów poszedł do drugiej kabiny. Postanowiłem się przemieścić do niego wewnętrznym korytarzem loka. Niezłe wrażenie tak przeciskać się z manelami tuż koło pracującego silnika. Druga kabina okazała się być o niebo większą od tej, w której dane mi było podróżować. Tu strzeliłem mechanikom pamiątkowe zdjęcie, uścisnęliśmy sobie serdecznie prawice i pożegnaliśmy się. Pan Jacek rzucił na koniec, że następnym razem będę musiał osobiście poprowadzić lokomotywę. Ja jednak podziękowałem uprzejmie mówiąc, że do tego to się akurat nie pcham i wolę zostawić to profesjonalistom. Pomachaliśmy sobie jeszcze z daleka na pożegnanie, wsiadłem do kosiarki i wróciłem do domku. CO ZA DZIEŃ! :-)))))))))))))))

1 komentarz:

  1. Fajna sprawa, wyjeździłem sie takim składem pare lat Płock - Sierpc. pozdrawiam marcin

    OdpowiedzUsuń

Wal śmiało!